niedziela, 13 października 2013

026. Perdon

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ

  Zamieszania, tajemnice, kłamstwa, kłótnie, ale nie tylko te złe sprawy... Miłość, rodzina, nowa przyjaźń, nowe prawdy... To wszystko przydarzyło się mi od momentu gdy postanowiłam przeprowadzić się do Barcelony. Najpierw wszystko się sypało przez kłótnie z matką, później zamieszanie z prawdą o moim ojcu i o tym, że Noe jest moją biologiczną siostrą, ale życie nabrało barw. Delarosa przyjęła wiadomość o ojcostwie Pepa i z czasem się do tego przyzwyczaiła. Mieszka z Cristianem i są razem szczęśliwi, a nawet spodziewają się dziecka. Gdy mi o tym powiedzieli, w pierwszej chwili chciałam udusić swojego przyjaciela, ale po chwili mocno przytuliłam oboje. Cieszyłam się cholernie z tego, że każdy układał sobie życie, bo na przykład moja mama wyszła za Santosa. Tata też jest z Tonią i mieszkają sobie razem w Niemczech, gdzie objął stanowisko trenera w Bayernie.
  Jeżeli chodzi o Anitę, ona miała przygodowo... W wieczór, kiedy miała powiedzieć Cescowi o ciąży, pokłócili się i żadne z nich nie chciało się przełamać i odezwać do drugiego, aż w to wszystko nie wpakowałam się ja! Gdyby nie fakt, że nakrzyczałam na Fabregasa przy jego znajomych, przy czym wygadałam się o dziecku to Navarro nigdy by mu nie powiedziała i pewnie nawet i wyjechała... Pogodzili się, kochają się i razem wychowują przecudną Lię.
  Jeżeli chodzi o klub to po tym jak mój ojciec zrezygnował z posady trenera, na rok to stanowisko objął Tito, ale z racji nawrotu jego choroby, od teraźniejszego sezonu, pierwszy skład prowadzi Gerardo Martino, rodak mojego Leo. Zaszły tam też zmiany w składzie piłkarskim, bo w barwach Barcelony nie gra już Abidal, Thiago oraz mój kochany Guaje, który teraz reprezentuje Atletico Madryt.
  Ja? No tak... Chyba przyszedł czas i streszczenie tego co ja robiłam przez ten cały czas. Studiowałam i pracowałam. Trochę tam namieszał mi Nacho, bo faktycznie myślałam, że bezinteresownie załatwił mi pracę... Chciał się znów do mnie zbliżyć i na złość, pocałował mnie na oczach Messiego. Pokłóciłam się wtedy przez to z Leo. Tak samo jak z Anitą i z Cesciem, żadne z nas nie chciało odpuścić. Wtedy Leo wyjechał do Argentyny, a cała reszta na Mistrzostwa Europy do Polski. Wkład w to, że pojawiłam się w Buenos Aires, miała Anita, Noe, Cristian i barcelońskie chłopaki, którzy wmawiali mi przez skype, żebym była mądrzejsza i odezwała się do Lionela. Zarzekałam się, że tego nie zrobię, ale jakoś nie dotrzymałam tego, bo następnego dnia byłam już w Argentynie. Młodsza siostra Leo, Maria Sol pomogła mi zrobić niespodziankę piłkarzowi i zabrała mnie na trening jej krajowej reprezentacji. Sądząc po minie Leo, gdy mnie zobaczył, był zaskoczony, ale nic nie mówił o Nacho, tylko podszedł i mnie przytulił. Jego koledzy z drużyny stali i nie wiedząc o co chodzi, przyglądali się nam, a dopiero później Masche zaczął im tłumaczyć, że jestem jego dziewczyną, że się pokłóciliśmy i tak dalej... Czyli nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło!
 Dziś? Właśnie wracam z Argentyny, gdzie kręciłam ze stacją telewizyjną reportaż. Jestem ledwo po studiach, a już mi wychodzi... Wychodzi... Nazwisko Guardiola i fakt, że jestem narzeczoną nadal najlepszego piłkarza na świecie, pomaga, no ale...
 Wracam do Barcelony w cudownym humorem, bo będąc w Buenos Aires dowiedziałam się czegoś...
 Prosto z lotniska udałam się w pośpiechu do domu, by się przebrać. Ubrałam koszulkę Barcelony z dziesiątką i pojechałam na Camp Nou, na trwający mecz. Tam usłyszałam dwie wiadomości, dobrą i złą! Po pierwsze Leo strzelił już gola, a po drugie siedzi wykąpany na ławce, obejrzany przez lekarzy, bo nabawił się jakiejś kontuzji! Grzecznie zaczekałam na trybunach na koniec meczu i na parkingu dopiero dorwałam Leo.
   - Letty? - zdziwił się, gdy zobaczył mnie przy samochodzie, ale i ucieszył. - Nie powinnaś być dopiero jutro wieczorem? - zapytał i mocno mnie przytulił.
   - Skończyliśmy wcześniej i jestem - pocałowałam go delikatnie. - Gratuluję gola, ale już niekoniecznie kontuzji - spojrzałam na jego nogę.
   - Przynajmniej sobie odpocznę - pokazał mi język i podał kluczyki.
   - No widzisz, moja ty kaleko co byś beze mnie dziś zrobił? A tak to masz kierowce. - uśmiechnęłam się i wsiedliśmy do samochodu. Wróciliśmy do domu, a że na zewnątrz było ciepło i panowała piękna, gwieździsta noc to wyszliśmy na taras i usiedliśmy na dużej huśtawce.
   - Cieszę się, że jesteś, wiesz? - wyszeptał mi do ucha.
   - Domyślam się. - pogłaskałam go po dłoni. - Chciałam ci coś powiedzieć, o czym dowiedziałam się w Argentynie - spojrzałam na niego.
   - W takim razie, zamieniam się w słuch - skinął głową.
   - Ale poczekaj! - wstałam i pognałam do swojej nierozpakowanej walizki. Wyjęłam z niej mały pakunek i wróciłam do Lionela, wtuliłam się w jego ramię i wręczyłam torebkę. Otworzył ją i z zaciekawieniem wyjął zawartość. Ku jego zdziwieniu, wyjął maleńką koszulkę Barcelony z dziesiątką i napisem 'Papi'.
   - Letty, czy ty chcesz mi właśnie powiedzieć... - spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.
   - Że pasuje wybrać się do Sabadell, do Monachium i Rosario, by uświadomić rodziców faktem, że zostaną dziadkami. - zaśmiałam się, a on mocno mnie przytulił. Byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa! Miałam cudownego faceta, z którym było mi idealnie, czego chcieć więcej?
_____________________________________________
 Tak jak w tytule - PERDON! 
 To wszystko miało być dłuższe, to co jest w tym epilogu miało być w rozdziałach, do momentu ciąży Letty! Ale wyszło tak jak wyszło, postanowiłam skończyć to opowiadanie tak jak było. Ale chyba lepiej tak, niż usuwać bloga, prawda? 

Żegnam się, no ale tylko tu! Możecie podejrzeć co u mnie na mojej podstronie [klik], na blogu z opowiadaniem o Jordim Albie [klik], o młodym Messim [klik], opowiadaniu z kochaną Inszą o reprezentacji Hiszpanii w Brazylii [klik] oraz blogu z kochaną Moniiką, gdzie młode, hiszpańskie ciasteczka odpoczywają na Ibizie [klik] ^^

  Jaram się, jaram się, jaram się *.* Rafa Alcantara zreetweetował mojego tweeta! AMEN! ♥

VISCA EL BARCA ♡

poniedziałek, 2 września 2013

025. Cambios

 Nacho od razu zepchnął mnie na głęboką wodę. Przed rozpoczęciem meczu, nie wiedziałam, że będzie ona tak głęboka. Stałam w miejscu wyznaczonym dla dziennikarzy z mikrofonem w ręku, oparta o bandę. Obgryzałam paznokcie. Denerwowałam się jak cholera. Gniotłam i mięłam koniec swojej koszulki. Cała ubrałam się w barwy klubu, któremu kibicuję całym sercem, a na plecach widniał numerek i nazwisko mojego kochanego piłkarza.
 Niewykorzystany karny, gol Torresa w samej końcówce - to wystarczyło by dobić Katalończyków. Z boiska schodzili z kwaśnymi minami. Musiałam kogoś dopaść i choć chwilę porozmawiać, taki był mój obowiązek. Do Leo nawet nie podchodziłam, bo ten pierwszy uciekł do szatni. Przeżywał to. Mi samej, jak ich widziałam, chciało się płakać. Nie udało się wejść do finału.
 Udało mi się poprosić Xaviego o kilka słów. Podchodząc do mnie, posłał mi lekki uśmiech. Tak samo było z Sergio, do którego podeszłam później.
  Gdy oddałam mikrofon, kończąc swoją pracę, poszłam do Anity, Noe i Tonii, które same siedziały w gabinecie Pepa.
   - Cześć. - szepnęłam, gdy weszłam. Usiadłam na kanapie obok Anity i położyłam głowę na jej ramieniu.
   - Byłaś w szatni? - zapytała Noe, a ja pokręciłam głową.
   - A wy? - zapytałam.
   - Tito tu był chwilę z nami i mówił, że panuje tam jedna wielka, można by powiedzieć, że żałoba, więc na razie tam nie idziemy. - odezwała się panna Vilanova.
   - Szkoda mi ich. - szepnęłam.
   Dowiedziałam się, że Leo zmył się już ze stadionu, więc wsiadłam w swój samochód i pojechałam do niego. Drzwi były otwarte, więc weszłam. Zastałam go, siedzącego na kanapie i tępo patrzącego w ścianę. Bez słowa usiadłam obok niego i się przytuliłam. Objął mnie ramieniem i oparł głowę o moją.
   - Gdyby nie ten karny... - zaczął.
   - Przestań. - przerwałam. - To nie twoja wina. Nie wiadomo było ile jeszcze goli tam padnie.
   - Ale...
   - Nie mówmy o tym. - pocałowałam go w policzek. - Drapiesz, ale to lubię. - uśmiechnęłam się, bo po tych słowach jego usta wygięły się lekko w podkówkę.
   - Jestem zmęczony. - szepnął, przecierając oczy. - Zostaniesz? - zapytał, a ja skinęłam głową. Wstał i złapał moją dłoń. Wyszliśmy po woli na górę i weszliśmy do sypialni Leo. Położyliśmy się na łóżku i znów się w niego wtuliłam.
   - Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. - szepnął z zamkniętymi oczami.
   - Co takiego?
   - Ślicznie wyglądasz w tej koszulce i chciałbym, byś tak przychodziła na każdy mecz. - uśmiechnął się. - Szczególnie w koszulce z dziesiątką. - dodał i pocałował mnie w czoło. - Dobranoc.
   - Dobranoc. - odparłam i wtuliłam się w jego ramię.

 Minął jeden dzień od tego pechowego dla nas meczu, a już kolejna informacja spadła na nas jak ogromny głaz. Siedziałam wtedy w kawiarence z Anitą, bo miałyśmy przerwę w zajęciach. Telewizor akurat był włączony i ustawiony na lokalny kanał. Zaczynała się konferencja prasowa mojego ojca. Była na niej większość piłkarzy. Nie widziałam tam Leo. To co powiedział tam Pep, sprawiło, że zamarłam. Jak to?!
  Wieczorem, gdy wpadłam do domu, nie mogłam się opanować.
   - Jak to rezygnujesz?! - zawołałam na dzień dobry, wchodząc do salonu, gdzie siedział mój ojciec. Nie odzywał się, tylko siedział wpatrzony przed siebie. - Odpowiesz? - mruknęłam. Nadal cisza. - Pep? - jakby zahipnotyzowany. - Tato! - zawołałam, a wtedy na mnie spojrzał. Po raz pierwszy go tak nazwałam i on sam musiał się tym zdziwić. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś wcześniej? - zapytałam nerwowo.
   - Letty, spokojnie. - spojrzał na mnie, a ja usiadłam obok niego.
   - Jak mam być spokojna, jeżeli nic nie wiedziałam o twojej decyzji? - zapytałam z żalem.
   - Chłopakom też dopiero dziś rano, na treningu powiedziałem. Tak jak mówiłem na konferencji, czuję że się wypaliłem na tym stanowisku i potrzebuję przerwy.
   - Rozumiem... - spuściłam głową. - Wiesz, że chłopaki wiele ci zawdzięczają? Szczególnie Leo.
   - Wiem. Długo z nim dziś o tym rozmawiałem. I jest dobrze. - lekko się uśmiechnął.
   - Co teraz zamierzasz? - zapytałam.
   - Na razie zostaję do końca sezonu i trenują chłopaków. Później zobaczę. - kiwnął głową. - Pójdę się już położyć. - wstał i ucałował mnie w czubek głowy. Zniknął na klatce schodowej, a wtedy z góry zeszli Noe z Cristianem.
   - Dobrze robię, że się o niego martwię, czy przesadzam? - spojrzałam na przyjaciół.
   - No wiesz, nie wiem czy zauważyłaś, ale twój ojciec jest już dorosły. - powiedział ironicznie Cristian. - Nawet od bardzo dawna. - dodał.
   - Ostatnio jest jakiś taki nieswój. - mruknęłam i włączyłam telewizor.
   - Wszystko się wyjaśni i będzie dobrze. - uśmiechnęła się Noe.
   - Mam taką nadzieję. - szepnęłam.

 Od tamtych wszystkich wydarzeń minęły dwa tygodnie. Wszystko dookoła rozkwita. Tata chyba jest szczęśliwy z Tonią, bo praktycznie ciągle spędzają ze sobą czas. To normalne, że muszą nadrobić cały ten stracony czas, gdy ona była w Stanach. Tak samo miło mi się patrzyło na Cesca i Anitę oraz Noe i Cristiana. Ja też z resztą nie narzekałam, no może prócz tych nagłówków, że początkująca dziennikarka omotała sobie Lionela Messiego. Byłam z nim szczęśliwa i to bardzo.
Jeżeli chodzi i sprawę Noeli, to co usłyszała w Sabadell... Ona nic o tym nie wspominała, więc ja też nic nie zaczynałam.
 Miałam wolny poniedziałek, w końcu! Siedziałam sobie w kuchni z Noe i piłyśmy kawę, przeglądając gazety z ubraniami. Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć. Okazało się, że była to Anita.
   - Jesteście same? - wparowała do środka.
   - No tak, przecież teraz jest trening. - odparłam. Weszłam z nią do kuchni, gdzie była Noe. Anita usiadła na krześle z miną, jakby ją coś trapiło.
   - Stało się coś? - zapytała w końcu czerwonowłosa.
   - Musimy coś sprawdzić. - powiedziała pewnie Navarro i wyjęła ze swojej torebki woreczek z apteki. Jego zawartość wysypała na stół.
   - Po co ci testy ciążowe? - zmarszczyłam brew, biorąc jedno pudełeczko do ręki.
   - Czyżby Cesc nie był poinformowany co to antykoncepcja? - zaśmiała się Noe.
   - Przestań, co jeżeli faktycznie jestem w ciąży? - martwiła się Navarro.
   - Co ma być? Będziecie z Fabregasem szczęśliwi we trójkę, bo przecież nie usuniesz. - wzruszyłam ramionami.
   - Nawet mi to przez myśl nie przeszło. - zareagowała.
   - No to szoruj do łazienki i sprawdzaj! - uśmiechnęła się Noe, podając jej jedno opakowanie. 
   - Właśnie sęk w tym, że nie chcę sama.
   - Mamy iść z tobą do łazienki? - zapytała Delarosa.
   - Nie, chcę po prostu żebyście też zrobiły. Byłoby raźniej. - wyszczerzyła się.
   - Oj Anitka, Anitka. - pokręciłam głową i pocałowałam ją w czoło. Wzięłam jedno pudełko. - Zajmuję łazienkę przy moim pokoju. - zawołałam jeszcze. Po chwili wszystkie trzy byłyśmy już z powrotem na dole. Położyłyśmy wszystkie trzy testy na blacie stołu. Pierwszy Anity, drugi mój i trzeci Noelii. Usiadłyśmy w salonie i włączyłam telewizor na jakiejś dennej telenoweli, bo i tak miałyśmy chwile odczekać. Akurat jakaś kobieta miała wyjawić nastolatkowi, że na prawdę jest jego matką, a wtedy Anita zaczęła mnie szturchać, że już.
   - To która idzie? - zapytała Noe.
   - No ja mogę. - westchnęłam, wyłączyłam telewizor i wstałam. Podeszłam do stołu i najpierw spojrzałam na test mojej przyszywanej siostry. - Noe negatywny, z resztą za młoda jesteś jeszcze. A ja osobiście utłukłabym Tello... - zaśmiałam się i wtedy podeszłam do drugiego, mojego. - Żadne zaskoczenie, bo nie miałoby jak i skąd. - mruknęłam.
   - To ty i Leo, jeszcze nie... - zaczęła niepewnie Anita. 
   - Tak się składa, że nie. - pokręciłam głową i podeszłam do trzeciego testu.
   - I? - zapytała cicho Navarro. Spojrzałam na nią niepewnie.
   - Dwie. - szepnęłam, a ta schowała twarz w dłoniach.
   - Ej, będzie dobrze. Cesc się na pewno ucieszy. - Noe ją przytuliła.
   - Noelia ma rację. Będzie dobrze. - usiadłam obok nich.
   - Dziewczyny, zauważcie że my nie jesteśmy ze sobą długo. Przeszło miesiąc! I już mamy mieć dziecko?! Cholera! - krzyknęła.
   - Hej, spokojnie - przytuliłam przyjaciółkę. - Cesc nie wygląda na takiego, że gdyby dowiedział się, że zostanie ojcem, uciekłby... Wręcz przeciwnie! Stracił dla ciebie głowę, Anita.
   - Nie zabierałby cię do dziadka wtedy w weekend, byś poznała jego rodzinę, gdyby mu nie zależało. - dorzuciła Noe.
   - Chyba macie rację. - wytarła oczy chusteczką higieniczną. - Ja też coś do niego czuję i chcę z nim być. Muszę się z nim umówić i mu o tym powiedzieć. Razem postanowimy co dalej.
   - I bardzo dobrze! Cesc się wami zajmie - uśmiechnęła się Delarosa. 
   - Dokładnie! Głowa do góry Anita i cieszymy się - puściłam oczko do przyjaciółki i razem z Noe ją przytuliłyśmy.

  Wieczór spędzałam samotnie, bo Cristian porwał gdzieś Noe, Pep spędzał czas z Tonią, Leo zrobił sobie męski wypad z Xavim i Davidem, a ja czekałam na jakieś informację od Anity, bo miała spotkać się z Fabregasem. 
  Siedziałam przed telewizorem, zajadając się ciastkami z orzechową masą, kiedy dostałam SMSa od Navarro, że Cesc nie miał dziś czasu, bo dołączył się z Pique do Messiego, Hernandeza i Villi. Będzie próbować jutro... 
 Niedługo potem usłyszałam, że drzwi wejściowe się otwierają i usłyszałam ciche głosy Pepa i Tonii. Trochę się zdziwiłam, bo jak na razie była dosyć wczesna pora. 
   - Cześć Letty - uśmiechnęła się kobieta, gdy weszła do salonu. Usiadła obok mnie. - Co ciekawego oglądasz? - zapytała. 
   - Jakiś taki dramat. Nic godnego polecenia - skrzywiłam się i troszeczkę ściszyłam głośność.
   - Chcieliśmy z tobą porozmawiać - wtedy pojawił się też i mój ojciec.
   - Nic nie zmajstrowałam - udałam przerażenie i uniosłam dłonie. - Chodzę do szkoły, zdobywam dobre stopnie, zarabiam na siebie, a tata akceptuje mojego chłopaka. - żartowałam. 
   - Głupia - zaśmiał się pod nosem Pep. - Ale my tak na poważnie i chcielibyśmy żebyś nas wysłuchała - dodał. Skinęłam głową i już nic nie mówiłam, słuchałam tylko to co mają mi do powiedzenia ojciec i siostra jego asystenta. Tonia była w ciąży z Pepem, gdy już zrywali. Urodziła w Granadzie i później powiedzieli jej, że dziecko nie żyje. Ojciec opowiadał jak Tonia zabrała go wtedy na cmentarz i mówił co czuł, a jego partnerka ściskała go za dłoń. Jakieś dziwne przeczucie kierowało mnie z tym na inną historię, którą już słyszałam, gdy dopowiedzieli, że na początku dziecko było całkowicie zdrowe, a później tak nagle coś mu się stało. Wstałam i przejechałam otwartą dłonią po twarzy. 
   - Czyli miałabym siostrę? - zapytałam, patrząc wyczekująco na nich. Oboje skinęli głową. - Poczekajcie... Tonia, kiedy dokładnie urodziłaś? - spojrzałam na nią. 
   - Pierwszego października, dziewięćdziesiątego pierwszego roku. - odparła od razu, a mnie to już naprawdę zbiło z tropu. 
   - Jesteś pewna, że wtedy wasza córka zmarła? - zmarszczyłam brew. 
   - Oddali mi jej ciało, odbył się pogrzeb, ale... - zacięła się i spuściła wzrok. - Czuję jakby moja córka nadal żyła i miała się dobrze. 
   - Posłuchajcie - westchnęłam i usiadłam. - Gdy mi to opowiadaliście, miałam wrażenie jakbym znała drugą stronę tej historii... - powiedziałam, a tamci spojrzeli na mnie pytająco. - Raz pojechałam z Leo do Sabadell, gdy byli tam też Cris z Noelią. Chłopcy poszli się przejść, ja z Noe zostałyśmy na górze i wtedy przyszła jej matka. Siedziałyśmy na górze i słuchałyśmy o czym rozmawia z Santosem i moją mamą. Jak się okazało, gdy odchodziła, powiedziała mu, że jedna z ich córek nie jest jego. A wtedy przyznała się jakie świństwo tak naprawdę zrobiła. - przełknęłam ślinę. - Gdy była w końcówce drugiej ciąży, także była w Granadzie. Urodziła tam martwą córkę. Zapłaciła lekarzowi za podmienienie dziecka, a Noe też właśnie jest z pierwszego października. - spojrzałam na nich. Ich twarze wyrażały zaskoczenie i szok. Nie mogli w to uwierzyć. 
  Ciszę przerwał ponowny dźwięk, otwierających się frontowych drzwi, a do domu wkroczyli Delarosa z Tello. Stanęli uśmiechnięci w progu salonu, a nasza trójka spojrzała na nich niczym na duchy. 
   - Stało się coś? - zapytała lekko zdziwiona dziewczyna. Teraz spojrzałam na nią pod innym kątem. Noelia faktycznie mogła być moją siostrą. Ja akurat miałam oczy po babci, ale Noe ma identycznie jak Pep. Mama coś raz wspominała, że nawet jesteśmy do siebie podobne, pod względem charakteru też... Chyba czekała nas tu dosyć poważna rozmowa.
______________________________________________
Jejuuuuniu! Ostatni rozdział był w MAJU! To mnie samą przeraża, serio! Ale dziś coś mnie natchnęło i skończyłam ten rozdział :) Aż się zdziwiłam, że naszła mnie na niego wena! 
Możemy uznać, że to jest taki na pożegnanie wakacji! 
Coppernicana poszła dziś do nowej szkoły, czuła się taaaaaka malutka i zagubiona! Jutro już będzie lepiej!
Rozdział dedykuję każdemu, który czekał na niego! ;**
Zrobiłam mały remont na swojej podstronie [klik]
Można się tam zapoznać z całą moją twórczością, a nawet od teraz - z tym co planuję! Zapraszam! :)

poniedziałek, 20 maja 2013

024. Una Dilema

  Bała się jak nigdy, ale w końcu musiała mu to wyjawić. Minęło za mnóstwo czasu. Nie może o tym nie wiedzieć.
 Mieli wolną niedzielę, właściwie to ona, ponieważ trening mieli wieczorem, więc poprosiła go by pojechali razem do Granady. Nie wiedział dlaczego ona chce tam jechać, ale się zgodził.
   - Możesz skręcić w tą uliczkę? - zapytała. Skinął głową, a dopiero po chwili zorientował się, że jeżeli dobrze zna to miasto,  to na jej końcu mieści się cmentarz.
 Im byli bliżej, czuła, że coraz bardziej się denerwuje. Musiała w końcu wyjawić mu prawdę, tajemnicę, którą ukrywała przez lata, przed każdym. Nawet przed swoim starszym bratem. 
   Kazała mu zaparkować przed placem cmentarnym. Wysiadła i pierwsza ruszyła w stronę bramy wejściowej. On zamknął swój samochód i pewnym krokiem ruszył za nią. Zrównał się z nią i co chwila spoglądał na jej lekko bladą twarz. Dlaczego chciała by tu przyjechali? Nie pamiętał by rodzeństwo Vilanova miało tu jakąś rodzinę. Ku jego zdziwieniu, skręciła w alejkę z samymi maleńkimi mogiłami. Przerażał go ten widok. Co komu były winne te dzieciątka by zabierać je z tego świata?! Przystanęła przy grobie z ciemnego marmuru. Wyjęła z torebki mały znicz i bukiecik białych dzwonków, który położyła na środku mogiły. Również przykucnął i dopiero teraz spojrzał na napis na płycie - Josefine Guardiola Vilanova. 
   Zamarł na chwilę. Co to miało znaczyć?!
   - Tonia? - zaczął cicho.
   - Wyjeżdżając z Hiszpanii, byłam już w ciąży. - powiedziała i automatycznie zalała się łzami, cicho łkając.
   - Tonio, dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał nie ruszając się z miejsca.
   - Chciałam, ale bałam się twojej reakcji. Zerwaliśmy wtedy.
   - Ale nadal cię kochałem.
   - Gdy byłam w 9 miesiącu, wróciłam i chciałam ci powiedzieć. Najpierw zatrzymałam się wtedy w Granadzie, u przyjaciółki ze szkoły. Bóle przyszły wcześniej i zaczęłam rodzić. - płakała, a on uważnie słuchał. - Urodziłm córeczkę. Była spokojna, gdy na sali porodowej pielęgniarka ułożyła to małe zawiniątko na rękach. Miała takie duże, brązowe oczy. Takie jak ty, wiesz? - spojrzała na niego. Na jego twarzy malowały się różne emocje; zdziwienie, szok, zaskoczenie, strach... - W nocy mnie obudzili i powiedzieli, że Jose dostała jakiegoś ataku i nie żyje. - rozpłakała się na dobre. Pep nie mógł być już bezczynny, przybliżył się i mocno ją przytulił. Usiedli na zimnym chodniku. Wtedy i on poczuł jak do oczu podchodzą mu łzy. Ma... Miałby drugą córkę, drugie wspaniałe dziecko.

***

  Usłyszeliśmy otwierające się drzwi i głosy chłopaków.
   - Gdzie nam zniknęłyście?! - krzyknął Cristian. - O... Dzień dobry. - zmieszał się. Pewnie zobaczył gościa w salonie. Noe wtedy wytarła łzy. To, że po 23 latach dowiedziałam się, że jednak Pep jest moim ojcem, w porównaniu do tego co przed chwilą usłyszałyśmy, jest pestką. Obie siedziałyśmy pod ścianą na piętrze i słuchałyśmy. Noelia wstała i zbiegła na dół. Zrobiłam to samo. Tello i Leo stali w progu salonu, czerwonowłosa wyminęła ich i pełna emocji i furii stanęła na środku pomieszczenia, patrząc się na kobietę.
   - I ty nazywasz siebie matką?! - wycedziła przez zęby. - Wróciłaś i tak sobie postanowiłaś powiedzieć wszystko ojcu, bo znów nabroiłaś i chcesz oddać się w ręce policji?!
   - Noe, zawsze cię kochałam jak swoją biologiczną córkę. - powiedziała szatynka.
   - Jak mogłaś zrobić wszystkim takie świństwo? - krzyczała. Santos siedział ze spuszczoną głową, a mama trzymała dłoń na jego ramieniu.
   - Noe posłuchaj... - zaczęła jej matka.
   - Nie, dość. Już się nasłuchałam. - zauważyłam, że po jej policzku popłynęła łza. Wybiegła z domu. Znów zrobiłam to samo. Zatrzymała się pod drzewkiem obok samochodów. Od razu ją mocno przytuliłam. - Letty, ja nawet nie wiem kim jestem. - załkała.
   - Ciii, spokojnie. - szepnęłam. Wedy obok nas pojawili się obaj piłkarze.
  - Noe, co się stało? - zapytał Cristian. Pokręciła tylko głową.
   - Chcę wracać. - szepnęła.
   - Wrócicie razem? Pojadę z nią. - spojrzałam na nich. Skinęli głowami, a Leo od razu podał mi kluczyki do swojego samochodu. Zaprowadziłam ją i pomogłam wsiąść. Gdy ja sama zajmowałam miejsce kierowcy, zauważyłam, że z domu wychodzą pozostali; mama i rodzice Noe, a właściwie to nie rodzice...

   Całą drogę do Barcelony pokonaliśmy w ciszy. Weszłyśmy do domu Pepa, w którym było pusto. Weszłam z nią do jej sypialni. Znów się rozpłakała. Położyłam się z nią na łóżku i zaczekałam aż uśnie. Gdy schodziłam na dół, Pep już był w domu, a praktycznie wychodził na trening.
   - Hej. - mruknęłam.
   - Hej. - odpowiedział. Widać, że też nie był za rozmowny. - Pod domem stoi samochód Leo? - zapytał, a ja skinęłam głową.
   - Wróciłam nim z Noe. Leo pewnie po treningu po niego wpadnie. - odpowiedziałam.
   - Okay. Ja nie wiem o której wrócę, bo jadę jeszcze z Tonią do Tito.
   - W porządku. A może... Poczekaj, też pojadę na trening. Oddam od razu samochód Leo. - pomyślałam i zniknęłam na górze by wziąć swoje rzeczy.

  Na trybunach siedziałam z Anitą, która przyjechała tu z Fabregasem. Pytała co z Noe, że nie przyjechała. Przyjaźniłyśmy się we trzy, więc opowiedziałam jej co się wydarzyło w Sabadell. Słuchała z niedowierzaniem. 
   - Pep też wie? Taki jakiś nieobecny się wydaje... - zauważyła.
   - Nie, on nie wie... Faktycznie, jak nie on. - obserwowałam go. Coś się musiało stać? Przecież temat rodzicielski już zamknęliśmy w zgodzie. Będę musiała z nim porozmawiać jak... Córka z ojcem? Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam.
   - Witam moje drogie i kochane panie. - obok nas pojawił się, uśmiechnięty od ucha do ucha, David Villa. - Dawno was nie widziałem. - dodam i przywitaliśmy się z nim buziakiem w policzek. Spojrzał na murawę i westchnął.
   - Chciałbyś już tam wrócić? - zapytałam.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo... - uśmiechnął się pod nosem. - Ale... Jeszcze chwila i może zacznę normalne treningi. - puścił do nas oczko.
   - A tak poza tym? Co u Patryci? - zapytałam.
   - W porządku. Właśnie, kazała mi was pozdrowić, bo tak sobie gdybałem, że może was tu spotkam. - zaśmiał się. - A gdzie zgubiliście drugiego rudzielca?
   - Została w domu. Źle się czuła. - skłamałam.
   - No to niech wypoczywa. - powiedział. - I przekażcie pozdrowienia, ode mnie także.
   - Na pewno to zrobię. - uśmiechnęłam się lekko.

 Wszystko wróciło do codzienności. Treningi, lecz nasilone. Pamiętamy, że w środę rewanż na Camp Nou z Niebieskimi. Nie mogę się skupić na zajęciach. Myślę o tym meczu i o... No właśnie. Myślę o Pepie, myślę o Noeli.
 Nadeszła przerwa. Jak zwykle siedziałam na ławce przed uniwersytetem i pozwalałam by promienie słońca. Wtem poczułam, że mój telefon wibruje. Ktoś dzwonił. Mama. Odebrałam.
   - Cześć skarbie. Słuchaj, dzwonię, bo masz pocztę. - mówiła.
   - Dzięki. Powinnam się już przemeldować by wszystko przychodziło tu, a nie do Sabadell. - przesunęłam dłonią po czole. - Co tam jest?
   - Coś z banku.
   - Otwórz.
   - Czeeeekaj. - przeciągnęła mama. Wtedy zorientowałam się, że ktoś właśnie obok mnie usiadł. Obróciłam głowę i... Nacho?! Co on tu robi? Uśmiechnął się tylko i podniósł rękę. Wyszeptał tylko, że zaczeka aż skończę rozmawiać. - Moja kochana, twoje konto po woli już zaczyna świecić pustkami. - mlasnęła. - Może ci coś przeleję albo porozmawiam z Josephem?
   - Nie mamo, nie trzeba. Muszę sobie w końcu znaleźć pracę. - powiedziałam. Fakt, muszę w końcu coś sobie znaleźć. Dobrze zdaję sobie sprawę, że drugiego takiego zatrudnienia jak w Sabadell, jako asystentka trenera młodzików nie znajdę, ale jakoś żyć trzeba. - Mamo, później do ciebie zadzwonię. Pa.
   - Pa. Do usłyszenia. - rozłączyła się.
   - A myślałaś o mojej propozycji? - i właśnie przypomniałam sobie o obecności mojego byłego chłopaka.
   - Miałabym z tobą pracować? - prychnęłam.
   - Nadal masz żal? Okay, naprawiam błąd! PRZEPRASZAM! - podał mi dłoń i czekał na moją rekcję.
   - Okay. Czas mija, a my żyjemy dalej. - uścisnęłam jego dłoń.
   - Mówiłaś, że potrzebujesz pracy, a my potrzebujemy dobrej prezenterki i dziennikarki.
   - Ale nie skończyłam jeszcze studiów... - zająknęłam się, ale on mi od razu przerwał.
   - I co z tego? Wielkie sławy, które śpią na pieniądzach nawet niektórych szkół nie mają pokończone. - przewrócił oczami. - Przyjdź na casting dziś o siedemnastej. - podał mi maleńki kartonik z adresem budynku, gdzie mieściła się telewizja. - Przyjdź. - puścił do mnie oczko i wstając pocałował mnie w policzek. Zostawił mnie taką w osłupieniu. Czego on chce?

  Wyszłam ze szkoły i od razu przyuważyłam znajomy samochód na parkingu. Tak jak mi wczoraj obiecał, przyjechał po mnie, więc rano zamiast jechać swoim samochodem, zabrałam się z Anitą i Cesciem. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do niego.
   - A co to się stało, że czekasz, smażąc się w samochodzie? - zaśmiałam się.
   - Od kiedy w przeciągu pięciu minut, rozdałem autografy połowie uczelni. - spojrzał na mnie.
   - Oj ty biedaku. - udałam skruchę i delikatnie się pochyliłam, by go pocałować. - Jak po treningu? - zapytałam.
   - W porządku. Musimy się jakoś przygotować na grę z Chelsea. - lekko się uśmiechnął. - Jakieś plany na dziś?
   - Mam zamiar zacząć szukać pracy. - postanowiłam. - Na moim koncie po woli zaczyna widać dno, a nie mogę siedzieć na utrzymaniu Pepa czy mamy.
   - Zawsze ja mogę cię przygarnąć do siebie. - uśmiechnął się szelmowsko, a ja zmierzyłam go wzrokiem. - No dobra. - zaśmiał się. - To się nawet dobrze składa, bo przedtem przypadkiem wpadłem na tego twojego znajomego. Nacho, tak?
   - I co ci mówił? - zmarszczyłam czoło.
   - Wspominał, że muszę cię namówić żebyś przyszła na kasting.
   - Mi także o tym dziś mówił, nawet był na uczelni... - mruknęłam.
   - Może mu zależy? A z resztą... To jak, obiad i jedziemy na przesłuchanie? - zaproponował.
   - Chcesz tam jechać ze mną? - zapytałam, a on się uśmiechnął i pokiwał głową.
   - Chcę zobaczyć jak moja dziewczyna rozwala resztę kandydatek. - pocałował mnie przelotnie i odpalił silnik swojego samochodu. Yhymmmm... Jadę na casting, który współorganizuje mój eks, będę tam ze swoim teraźniejszym facetem, największą gwiazdą piłki nożnej - Lionelem Messim... Czy to właśnie nazywa się 'mieć plecy' i szybko dostać posadę? Oczywiście, jeżeli ją dostanę.

   Stanęłam w wyznaczonym miejscu i miałam przeczytać to co jest na ekranie przede mną. Miałam to zrobić z pasją, entuzjazmem i jak to powiedział nadpobudliwy reżyser 'z jajami'. Za kamerą stał Leo, a obok niego Nacho. Odetchnęłam, a reżyser zarządził 'akcję'. Pojawił się rząd literek. Opis meczu tenisa. Przeczytałam, a mężczyzna siedział na swoim krzesełku i obgryzał paznokcie. Spojrzałam na Leo, który się uśmiechnął i pokazał kciuk uniesiony ku górze. To mi dodało otuchy.
   - Puśćcie jej jeszcze, żeby coś skomentowała. - reżyser rzucił do realizatora. - Słuchaj kochana, za chwilę zobaczysz na tym ekranie urywek jakiegoś mecze, komentuj go, dobrze? - zapytał, a ja skinęłam głową. Gdy tylko zobaczyłam na telewizorku piłkarzy w granatowo-bordowych strojach, uśmiechnęłam się sama do siebie.
   - Proszę państwa, Katalończycy odbierają piłkę na połowie rywala i biegną do przodu. Busquets do Xaviego, on przedziera się przez zawodników z Valencii. Udało się, nie stracił futbolówki. Podaje do Iniesty, ale on od razu przerzuca do młodego Tello. Przypominam, że właśnie doliczono minutę do końca spotkania, a na tablicy widnieje bezbramkowy remis. Wracając... Tello jest już pod bramką i strzela... Ale słupek! Nie! Jest tam zawodnik, który z przewrotki dobił! Jest GOL! Gol Leo Messiego! - zaczęłam krzyczeć jakbym faktycznie na żywo komentowała mecz. - Kochani, co się dzieje na trybunach! Kibice szaleją i skandują nazwisko Argentyńczyka! Koledzy mocno ściskają Pchłę i gratulują gola. - nawijałam, gdy film się urwał. Cisza. Spojrzałam w stronę chłopaków. Oboje szeroko się uśmiechali, ale reżyser siedział niezłamany. To dziwne, wcześniej biegał i dziwnie się zachowywał... Poprawił okulary i klasnął w dłonie.
   - Bellissimo! - zawołał. Włoch? Wyskoczył z miejsca i podbiegł do mnie. Mocno mnie uściskał. - Mamy prezenterkę! - krzyknął, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Stałam jak ten kołek, nie wiedząc co się wokół mnie dzieje.
_____________________________________
   Wczoraj przez te wszystkie dzieciaczki po prostu wymiękłam! Lia, Bryan, Zaida, Olaya, Luca, Nathan, Kai, Dylan, Valeria, córki Erica, synowie Songa ♥
Ale największą furorę zrobił on - Thiago Messi Roccuzzo ♥♥♥


I moja osobista furora i awwwwww ♥ Wujcio Jordi *-*


  I co ja tu mam jeszcze dodać? VISCA EL BARCA ♥
 

niedziela, 14 kwietnia 2013

023. Todos Los Secretos

   Popołudniu odwiedziła nas Tonia, a właściwie to przyszła do Pepa. Zostawiłam ich samych na dole i zaszyłam się w pokoju, ale nie na długo. Najpierw postanowiłam oddzwonić do Davida i później do Anity. Martwili się o mnie. Ledwie zdążyłam odłożyć telefon na półkę, kiedy sam zaczął dzwonić. To był Leo. Najpierw pytał o moją rozmowę z Pepem, a później zaproponował, że zabierze mnie i swoją siostrę do ZOO. 
   - ZOO? - zaśmiałam się do słuchawki. 
   - Czemu nie? Takie miejsce jest nie tylko dla dzieci. Nie masz ochoty zobaczyć takiego słonia albo lwa, małpy, świnki morskiej lub chociażby chrząszcza? - mówił rozbawiony.
   - A pchły też będą? - zaśmiałam się. 
   - Bardzo zabawne. Będzie, ale jedna, taka która nie będzie cię odstępować nawet na krok. - odpowiedział. - A poza tym chcę gdzieś zabrać Marię Sol. Nie chcę by siedziała sama i myślała o tym dupku. 
   - Rozumiem cię. To za ile mam być na miejscu? - zapytałam. 
   - Przyjedziemy po ciebie. Dwadzieścia do trzydzieści minut? Może być? 
   - W porządku. Czekam. - uśmiechnęłam się.
   - W takim razie pa. 
   - Pa.
   - Pa. - powtarzał.
   - Pa. 
   - Letty? 
   - Słucham? 
   - Kocham cię. 
   - Do zobaczenia Leo. - zaśmiałam się i rozłączyłam. On jest niesamowity, ale jeszcze bardziej niesamowite jest to, co się ze mną dzieje, gdy jestem przy nim. 
 Przebrałam się. Teraz miałam na sobie jeansowe szorty i biały top. Do tego na nogi wzięłam sandałki, na ręce zapięłam zegarek z białym paskiem, a ja szyi zawiesiłam prezent od Leo, mój naszyjnik z wisiorkiem w kształcie L. Sięgnęłam po brązową torebkę i zeszłam na dół.
   - Wychodzisz gdzieś? - zapytał Pep, wychodząc z kuchni, trzymając w dłoniach dwa kubki z herbatą.
   - Tak, umówiłam się  z Leo i jego siostrą. - odpowiedziałam.
   - Miłej zabawy życzę. - zawołał, puszczając do mnie oczko.

  Przekroczyliśmy we trójkę wejście do ogrodu. Maria Sol od razu nas wyprzedziła i stanęła przed nami.
   - Wiem, że zabraliście mnie po to bym nie siedziała sama i użalała się nad sobą, ale spokojnie, jestem duża. Dlatego dziś idziecie w swoja stronę, a ja w swoją. Jutro też macie cały dla siebie, bo umówiłam się ze znajomą, a w poniedziałek już wracam do Argentyny. Więc teraz wy idziecie... Żyrafy czy lwy? - zapytała. - A z resztą... Ja w prawo. - uśmiechnęła się do nich i już jej nie było.
   - Twoja siostra jest niemożliwa. - zaśmiałam się, a on objął mnie ramieniem w pasie i westchnął.
   - Nawet nie wiem kiedy dorosła. Ciągle wydaje się być małą dziewczynką, która wracała z mamą do Argentyny, gdy z tatą i chłopakami zostaliśmy tutaj. - mówił Leo. - Ehh, na wspomnienia mi się zebrało. - zaśmiał się pod nosem.
   - Oj Leo, ale takie wspomnienia są przyjemne. - uśmiechnęłam się szeroko do niego i wtuliłam w jego bok.
   - Wiesz, cieszę się, że jesteś tu ze mną. - powiedział w pewnym momencie i pocałował mnie w czubek głowy.
   - Nie przejmujesz się tym, że jutro będą już puszczone zdjęcia z nagłówkiem "Guardiola i Messi"?
   - Ani trochę. - zamyślił się i przystanął, wpijając się w moje usta. Zaczęłam się śmiać.
   - Wariat. - skwitowałam go i ten skradł mi jeszcze jednego buziaka.
   - Pójdę po coś do picia. Zaczekasz chwilkę? - zapytał, a ja skinęłam głową. Odszedł kawałek, a ja zauważyłam wolną ławkę przy zagrodzie z lwami. Usiadłam i wpatrywałam się w leżącego na masywnym kamieniu króla wszystkich zwierząt. Faktycznie zachowywał się jak władca, spokojny, dystyngowany i taki... Po prostu królewski.
   - Cześć Letty. - usłyszałam i zauważyłam, że ktoś siada obok mnie. Spojrzałam na tą osobę. Zdziwiła mnie jego obecność. - Dawno się nie widzieliśmy. - uśmiechnął się jakby szczerze. Te same ciemne włosy i brązowe oczy.
   - Witaj. - odpowiedziałam niepewnie.
   - Co ty taka oficjalna? - zapytał. - Dostałaś pozdrowienia od swojego wujka?
   - Dostałam. - powiedziałam. Widocznie jeszcze nie doszło do jego informacji, że Pep to jednak mój ojciec, ale co ja się będę tłumaczyć przed nim?
   - Słyszałem też, że studiujesz dziennikarstwo. Zawsze o tym marzyłaś. - zaśmiał się pod nosem. - Co jeszcze u ciebie słychać?
   - Wszystko jest w porządku Nacho. - rzuciłam. Jakoś jest mi nie na rękę ta jego obecność.
   - Jestem. - obok pojawiła się dziesiątka z dwiema butelkami wody. Od razu się podniosłam i stanęłam obok niego. Nacho również się podniósł. Leo spojrzał na mnie pytająco.
   - Leo, poznaj to jest mój znajomy Nacho Morales. Nacho, to jest Lionel Messi. - jakby z przymusu ich sobie przedstawiłam.
   - Miło mi poznać najlepszego piłkarza świata. - Nacho uścisnął jego dłoń, a Messi jak zawsze po takich słowach lekko się speszył. - No dobrze, nie będę jej przeszkadzać. - uśmiechnął się. - A właśnie, Letty, jakbyś kiedyś szukała jakiejś pracy... - wyjął z kieszeni małą wizytówkę. - Potrzebujemy dziennikarki na etat, najlepiej od sportu. - puścił do nas oczko i poszedł, a ja spojrzałam na kartonik, na którym widniało logo i nazwa jednej z hiszpańskich stacji informacyjnych.
   - Spoko facet. - podsumował Lionel.
   - Ehe, można by tak rzec. - powiedziałam ze sztucznym uśmiechem, a on objął mnie ramieniem.

***

  Polubiła rodzinę swojego chłopaka, a oni polubili ją. Kto by jej z resztą nie polubił? Miła, uprzejma i gdy trzeba, wygadana dziewczyna z głową na karku. W takiej Cesc się zakochał. Kucała przy jednej z grządek, by posadzić ostatnią sadzonkę roślinki, która znajdowała się w jej koszyku. Przyklepała pod nią ziemię i uśmiechnęła się sama do siebie.
   - Kochanie, to już naprawdę ostatnia. - przykucnął obok niej i szeroko się uśmiechnął. - Zasadźmy ją razem, co? - zaproponował.
   - Takie nasze wspólne dzieło? - zaśmiała się brunetka.
   - Coś w tym stylu. - puścił do niej oczko i wspólnie wsadzili sadzonkę w ziemię. Uśmiechnęli się do siebie, a piłkarz delikatnie musnął jej usta.
   - Dobra kochani, na dziś koniec pracy. Zapraszamy na sjestę. - zawołał dziadek Soler. Wszyscy zaczęli zbierać z pola narzędzia, wiaderka, konewki i kosze. W drodze na farmę, Cesc złapał za dłoń Anity i już nie puszczał.
   - Musimy teraz sobie rozplanować pokoje. - powiedziała Nuria.
   - Róbcie co chcecie, ale my bierzemy pokój nad winiarnią. - poinformował Francesc, wyjmując dwie torby z bagażnika swojego samochodu. Znów chwycił Anitę za dłoń i pociągnął za sobą w kierunku średniego budynku. Otworzył brązowe drzwi i wpuścił ją pierwszą. Od razu, przed nimi pojawiła się klatka schodowa. - Zapraszam na górę. - wskazał z uśmiechem.
   - Co znajduje się na dole? - zainteresowała się dziewczyna, stawiając krok za krokiem na drewnianych schodach.
   - Tam, moja droga leżakują sobie wina.
   - A na górze?
   - Na górze, to my będziemy leżakować. - zaśmiał się, a ona tylko pokręciła głową, posyłając roześmiany wyraz twarzy swojemu chłopakowi.
  Wyszli na samą górę, gdzie znajdowało się dość duże pomieszczenie. Najpierw w oczy rzucał się niewielki aneks kuchenny, troszkę dalej stół, a za nim kanapa i kominek. Bardziej w kącie, schowana za ścianą znajdowała się sypialnia i obok niej łazienka. Wszystkie ściany były utrzymane w odcieniach beżu. Tak samo meble i akcesoria - beż, szarość i brąz.
   - Podoba mi się tu. - spojrzała na Cesca.
   - Mi też. Dlatego zawsze się tu lokuję, gdy tu przyjeżdżam. - uśmiechnął się. - No dobra, jeżeli chcesz wziąć prysznic, szoruj do łazienki, a później idziemy na wieczorną, rodzinną imprezkę. - delikatnie pocałował ją w usta.

  Wszyscy siedzieli na obszernym patio, gdzie panowie zajmowali się grillowaniem, a panie, tak jak tradycja tego miejsca głosi, każda w kapeluszu z obszernym rondem, o które zatroszczyła się Nuria Soler, smakowały słodkie wina z poprzednich lat przy ploteczkach.
 Anita, ubrana w białą sukienkę, z cienkim, brązowym paskiem, kapelusz i brązowe buty, siedziała pomiędzy Carlotą i żoną jednego z kuzynów Cesca. On sam stał obok swojego ojca i dziadka, ale wzroku nie odrywał od swojej pięknej partnerki. Ciągle się do niej uśmiechał, co ją peszyło, dlatego że przecież siedziała w towarzystwie kobiet z jego rodziny.
 Włączyli muzykę i zaczęli tańczyć. Każdy z każdym dobrze się bawił. Jednak najwięcej kawałków zatańczyli ze sobą Fabregas i Navarro. Dobrze się tu czuła, a ci ludzie przyjęli ją jakby już była członkiem tej rodziny.
 Tym razem to kobiety postanowiły spożyć winogronowego płynu. Było już grubo po północy, kiedy zaczęli się zbierać do pokoi. Anita szła lekko chwiejnym krokiem, ale czuwał przy niej prawie trzeźwy piłkarz, obejmując ją ramieniem. Przekroczyli próg budynku. Anita stanęła przy schodach i najpierw spojrzała na swoje dość wysokie buty, później na schody i znów na swoje stopy.
   - Tak to będzie trudne. - mruknęła i uniosła do góry ugiętą nogę, by zdjąć najpierw jedną szpilkę. Cesc po raz enty, tego wieczoru się zaśmiał. Złapał ją mocno i uniósł niczym małe dziecko, a ona oplotła jego szyję rękami. - Kochany jesteś. - wtuliła się w niego.
   - Wiadome. - odpowiedział. Wniósł ją na górę do sypialni i ułożył delikatnie na łóżku. Spojrzał w jej brązowe oczy, które uwielbiał. - Kocham cię Anita, wiesz? - uśmiechnął się, a ona w odpowiedzi wpiła się w jego usta, kierując swoje dłonie w stronę maleńkich guziczków jego koszuli.

***

  Poranek. Otworzyła zaspane oczy i dopiero po chwili zorientowała się gdzie jest. Sabadell, ale nie jej dom. Dom swojej przybranej siostry, a nawet jej dawna sypialnia. Spojrzała na miejsce obok siebie, gdzie wczoraj zasypiał jej chłopak, do którego była wtulona. Było pusto. Nie było go.
 Rozejrzała się dookoła. Na panelach obok łózka, leżała sobie jej jej biała sukienka, w którą była ubrana na parapetówce u kuzynki Cristiana. Polubiła ją. Była lekko zwariowaną osobą, który lubiła często wybić się w obłoki, skąd delikatnie ściągał ją jej mąż. Wspaniale się dopełniali. Cristian, zanim wszyscy goście nie przyszli, oprowadził ją po domu, w którym się praktycznie wychował. Tam gdzie był jego pokój, w tym momencie znajduje się puste pomieszczenie, gdzie pewnie w przyszłości młodzi urządzą pokoik dla swojej pociechy, jeżeli takowej się doczekają.
 Noelia poznała mnóstwo nowych ludzi na przyjęciu. Dobrze się bawiła w towarzystwie młodego Tello. Wypili praktycznie tyle co nic, więc byli w pełni świadomi. Dość późno przekroczyli sąsiedni dom, w którym mieli spać. Jednak i tak od razu nie zasnęli. Noe ciągle uśmiechała się na myśl o nocy, która była świadkiem jej pierwszego razu, gdy to oddawała się pieszczotom Cristiana.
   - Dzień dobry śpiącej królewnie. - usłyszała i spojrzała w stronę drzwi, o której framugę opierał się ubrany chłopak. Słodko się uśmiechał, patrząc na swojego ślicznego rudzielca.
   - Dzień dobry, a pan to gdzie uciekł? - zapytała zalotnie.
   - Byłem w sklepie by kupić coś na śniadanie. - odpowiedział, podchodząc do łóżka i kładąc się obok niej na pościeli. - Coś się przygotuje, ale to jak zejdziemy. - zaśmiał się i położył się na boku, by utkwić wzrok w dziewczynie.
   - Czemu mi się tak przyglądasz?
   - Bo jesteś śliczna. - powiedział, a ona poczuła jak się rumieni. Zauważył to i od razu w jego oczach pojawiły się dwie iskierki dumy i zachwytu. - A teraz, z tymi rumieńcami, wyglądasz jeszcze piękniej. - przysunął się i delikatnie, niczym skrzydełka motyla, musnął jej usta.
   - Słodko. - mruknęła cicho.
   - Jakieś plany na dziś? - zapytał.
   - Mamy zaproszenie na obiad do taty i Antonietty. - odparła od razu.
   - Achh, no tak. Zapomniałem. Co prawda, twojego tatę już znam, więc nie mam się co stresować. - głośno myślał.
   - No wiesz, najwyżej przepyta cię o twoją przeszłość i zamiary co do młodszej córki. - zaśmiała się.
   -  E, cwaniaczku! To jak, idziemy coś zjeść? - zapytał, a ona kiwnęła głową. - Czekam na dole. - ucałował ją w czoło i wstał, wychodząc z pokoju.

  Stali przed drzwiami frontowymi do domu Delarosy. Przebrana w świeży strój, nacisnęła dzwonek. Chwila i w progu ujrzeli uśmiechniętą brunetkę.
   - Witajcie, wchodźcie, wchodźcie. - zaprosiła ich do środka. - Dobrze Letty mi mówiła, wy faktycznie genialnie razem wyglądacie. - zaśmiała się. - Cristian przy tobie, w końcu wygląda jak prawdziwy facet, a ty Noe emitujesz szczęściem.
   - Ciociu. - zaczął z wyrzutem piłkarz.
   - No słucham cię kochany? - zadrwiła Antonietta.
   - Tak, że ten... Nooo. - ciągnął zakłopotany.
   - Gdzie jest tata i Ivette? - zapytała rudowłosa, zmieniając temat sprzeczki chłopaka i kobiety.
   - Ivette pojechała ze znajomymi do Rzymu, a tata jest w kuchni. Stresuje się. - odparła z zabawną miną.
   - Stresuje? Dlaczego? - zdziwiła się Delarosa.
   - Bo gdy dowiedział się, że będzie gościł samego Leo Messiego w swoim domu, to od razu zaczął mruczeć, że wszystko musi być perfekcyjnie przygotowane. - śmiała się.
   - Leo? Czyżby Letty miała przyjechać? - zapytał Tello.
   - Zadzwoniła rano i zapowiedziała, że przyjadą. - odparła. - Ci chyba też już na poważnie są razem, ale to dobrze. Szczęście przede wszystkim. - uśmiechnęła się. - Chodźcie. - wskazała by weszli dalej.
 Pół godziny później dojechali również Leticia z Leo. Ona w luźnej, ciemnej sukience, a on w ciemnych dżinsach i białej koszuli. Trzymał w dłoni bukiet kwiatów, który był zakupiony dla matki dziewczyny, do której czuł coś wielkiego.
 Santos z wielkim spokojem dał się przedstawić argentyńskiej gwieździe piłki nożnej, nie pokazywał zewnętrznie tego, jaki dumny był z poznania Messiego. Co sądziła o nim pani Sedillo? Ważne by jej córka była szczęśliwa. Nie ma już pomiędzy nimi żadnych tajemnic, wszystko jest wyjaśnione, więc niech już tak będzie zawsze. A chłopak, z którym przyjechała, wydał się jej miły i przyzwoity, a co najważniejsze, gdy patrzył na jej córkę, widać było, że mu na niej zależy. Po obiedzie, padł pomysł by pójść na spacer.
   - Noo Leo, pokażę ci gdzie z Letty zaczynaliśmy kopać piłkę. - zatarł ręce Cristian.
   - Więc może idźcie pierwsi, a my was dogonimy. Muszę coś pokazać siostrze. - zabrała głos Noe, gdy stali we czwórkę w przedsionku.
   - No dobra. - przytaknął Messi i wyszedł za Cristianem. Noe pociągnęła Letty za sobą na górę i jak huragan wpadły do pokoju dziewczyny.
   - Cristian jest wspaniały! - pisnęła uradowana, patrząc na Leticię. 
   - Można i tak, choć czasem bywa wredny. Poza tym, już mówiłaś, że jest wspaniały. - dwudziestoparolatka wzruszyła ramionami.
   - No, ale... - przerwała. - Został moim pierwszym facetem. - powiedziała.
   - W sen... Aaaaaaa! - skojarzyła dziennikarka. - No gratulacje! - uściskała ją. - Przynajmniej nie powtórzyłaś mojego błędu, nie pośpieszyłaś się i zrobiłaś to z facetem, za którego mogę poręczyć w stu procentach. - uśmiechnęła się.
   - Zaaaraz... - Noe spojrzała na nią pytająco. - Jakiego błędu? Wyczuwam ciekawą historykę. - przymrużyła powieki.
   - Historyjkę, ale na inną okazję. - Letty mrugnęła powieką. - Chodźmy do chłopaków. - objęła ją ramieniem i wyszły z pokoju. Wtedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Usłyszeli kroki Santosa, który ruszył by otworzyć niespodziewanemu gościowi. Słychać było otwierające się drzwi i chwilę dziwnej ciszy.
   - Co ty tutaj robisz? - zapytał mocno zdziwiony.
   - Musimy porozmawiać. - damski głos, który zmroził Noelią. Zatrzymała się przy ścianie obok schodów, prowadzących na dół, a Letty zrobiła to samo. Spojrzała pytająco na młodszą siostrę. Tamta miała zszokowaną, ale i lekko przerażoną minę. Mama - można było odczytać z mimiki jej ust.
___________________________________________
 Wiem, ze dawno nie było tu rozdziału, bla, bla, bla, ale w końcu, jak to się mówi, spięłam pośladki i napisałam! Rozdział miły i przyjemny, ale z odrobinką tajemniczości w dwóch momentach, prawda? Nacho no i Mama.
 Teraz coś innego... Omomomom *.* Kocham małego Thiago, który za niedługo skończy już pół roku ^^ Jacy oni są cudowną rodzinką! Thiago to taki Leo 25 lat temu :D
 Kolejna rzecz. Jakieś pytania? Jeżeli takowe masz, nie ważne z czym związane, zapraszam na swojego aska [klik]. Nie tu, bo to po prostu jest spam. Pytania można kierować do mnie, ale i do bohaterów. Pomysł zapożyczony, ale wydał mi się oryginalny. Czyli np. pytanie skierowane do mnie: 'Kiedy następny rozdział na ...?' Pytanie skierowane do bohatera, np. 'Letty: Co sądzisz o związku Noe i Cristiana?' lub 'Alita: Co czułaś po śmierci siostry?' I tak dalej ;) Myślę, że to będzie ciekawa zabawa :)

środa, 6 marca 2013

022. Tres Historias

   Obudził mnie dźwięk. Pstryknięcie. Jakby dźwięk migawki aparatu. Otworzyłam oczy i zauważyłam, stojącą nad nami Marię Sol z lustrzanką w rękach. W tym samym momencie obudził się także i Leo.
   - Mari, co ty robisz? – zapytał zdziwiony.
   - Tak słodko razem wyglądacie, że grzech tego nie uwiecznić. – zaśmiała się i zrobiła jeszcze jedno zdjęcie. 
   - Najwyżej sprzeda je do gazety... - mruknął ironicznie Leo, przecierając zaspane oczy.
   - Zabawne braciszku. Sprzedam je, ale mamie do rodzinnego albumu. - zaśmiała się i ruszyła na górę.
   - Jak się spało? - zapytał i poczułam jak całuje mnie w czubek głowy.
   - Spało się bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
   - To w takim razie, bardzo się cieszę. - odparł i mocniej mnie do siebie przytulił.
  Spędziłam miły poranek w towarzystwie Leo i Marii. Przy śniadaniu śmiałam się do rozpuku, kiedy dziewczyna opowiadała przeróżne, śmieszne historie z dzieciństwa, ośmieszające jej starszego brata. Lionel tylko posyłał siostrze mordercze spojrzenia. Ale on też wiedział, że to dobry zwiastun, że Maria Sol, nie myśli tylko o zdradzie jej chłopaka.
     Wróciłam do domu. Zaparkowałam samochód tuż za pojazdem Pepa na podjeździe przed domem. Przed samymi frontowymi drzwiami wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam na klamkę. Weszłam do środka i po woli kroczyłam w jego głąb. Stanęłam w progu salonu i oparłam się o futrynę, wbijając wzrok w stojącego Pepa i wpatrującego się w okno. Odchrząknęłam. Spojrzał na mnie.
   - Chyba musimy porozmawiać. - szepnęłam, a on skinął głową.
   - Usiądź i poczekaj chwilę. - powiedział i wyminął mnie. Udał się do kuchni.  Rzuciłam torbę w kąt, obok komody i usiadłam na kanapie. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam jak to się wszystko potoczy. Nie wiedziałam jak będzie wyglądać ta rozmowa. Czy to będzie kłótnia, czy spokojna rozmowa? Po chwili zobaczyłam przed sobą dłoń Pepa, a w niej czerwony kubek z gorącą czekoladą, którą uwielbiam. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze gdy miałam jakieś problemy, z odsieczą przybywał Pep. Najpierw przygotowywał gorącą czekoladę, a dopiero później wchodził do mojego pokoju, gdzie w tym czasie zawsze przebywałam, obrażona na cały świat. 
   - Proszę. - podał mi go i usiadł obok ze swoim kubkiem. 
   - Rozmawiałam o tym już z mamą. - szepnęłam, a on prawie niewidocznie, skinął głową. - Najbardziej boli mnie to, że nie powiedzieliście mi o tym wcześniej. - dodałam. - Tak, wiem, że to był wybór mamy, no ale... 
   - Chciała mieć normalną rodzinę, a my zaakceptowaliśmy to. - powiedział spokojnie. - Poza tym, twoi dziadkowie nadal myślą, że jesteś córką Roberto.
   - Ale okłamywaliście mnie! - powiedziałam ostro, odkładając kubek na stół i wstając. - Dziadków z resztą też. - zauważyłam. 
   - Letty, posłuchaj... - wtrącił. 
   - Tak, wiem. Byłeś bardzo młody i grałeś w piłkę, rodzice się kochali i mieli być razem, więc łatwiej było powiedzieć wszystkim, że jestem córką starszego Guardioli, ale mi mogliście o tym powiedzieć. - mówiłam z wyrzutem. 
   - Usiądź Letty. - powiedział spokojnie. Ciężko westchnęłam i wróciłam na moje poprzednie miejsce. - Teraz posłuchaj. W tym czasie, to wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem, więc tak już to zostało. Nigdy nie zapomniałem o tym, że jesteś moją córką, bo jesteś najwspanialszą rzeczą jaka mnie spotkała. Mogłem być przy tym jak rośniesz i się rozwijasz, patrzeć na to. Cieszyłem się jak głupi z faktu, że się przyjaźnimy, ufasz mi i możesz się mi zwierzyć. Nie chcę teraz niczego innego, niż tego byś zaakceptowała ten fakt. Nie oczekuję na to, by usłyszeć od ciebie kiedyś słowo 'tato', ale fakt, że to zaakceptujesz. Nie chciałbym, żeby to wszystko się popsuło. 
   - Ja też nie chcę by to się zmieniło. Jednak w mojej głowie nadal tkwi fakt z kłamstwem. - powiedziałam, wpatrując się w ciemną taflę czekolady w kubku. - I to, że jesteś moim ojcem. - dodałam szeptem. 
   - Tego już nie zmienimy. - powiedział. Nagle ogarnął mnie dziwny spokój. Po raz kolejny przetworzyłam w głowie każdą informację, teraz usłyszaną od Pepa i te od mamy, kilka dni temu. Tak jakbym miała to wszystko zaakceptować. - Widziałem się z Nacho w Londynie. Kazał cię pozdrowić. Podobno mieszka w Barcelonie. - zmienił temat. 
   - Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. - odparłam. 
   - Bo jest Leo? - uśmiechnął się. - Czujesz coś do niego? - zapytał. Na samą myśl o Argentyńczyku, uśmiecham się, tak samo teraz. 
   - To dziwne, ale uwielbiam jego towarzystwo, rozmowy z nim i sam fakt, że jest blisko. Tak, chyba jestem w nim zakochana. - mówiłam.  
   - I czujesz legendarne motylki w brzuchu? - zaśmiał się. Rozbawiona kiwnęłam głową. - No co? Ja, na przykład, nadal je czuję. - dodał.
   - Przy Tonii? - zapytałam, a on skinął głową. - No i widzisz. Już rozmawiamy normalnie. - prychnęłam. - Nawet jeżeli bym chciała, to nie potrafię się z tobą kłócić. - westchnęłam. - Za wiele ci zawdzięczam. - szepnęłam i przytuliłam się do niego, ale już nie jako bratanica, a córka.
   - Obiecuję nie mieć już przed tobą żadnych tajemnic. - powiedział.
  Szybko odpuściłam temu wszystkiemu? Nie mogę żyć w ciągłym sporze z moimi bliskimi, a w szczególności z matką i Pepem. Zrozumiałam, że są mi potrzebni, jako przyjaciele, za których ich zawsze uważałam, bo przy mnie byli. Co prawda, muszą odbudować podburzone zaufanie, którym ich darzyłam, ale wierzę, że to nie będzie trudne. Chcę by wszystko wróciło do normy z tym czy Pep to mój wujek czy ojciec. Nieważne... Zaczyna mi się układać, więc musi być już tylko lepiej.

***

   Jechali samochodem. On siedział w ciszy, skupiając się na prowadzeniu pojazdu i podsłuchując rozmowę swojej dziewczyny z ich przyjaciółką, która trwała od dłuższego czasu. Anita od wczorajszego wieczoru, na darmo próbowała się do niej dodzwonić, ale dopiero teraz tamta oddzwoniła. Wszystkimi, bez wyjątku, wstrząsnęło po informacji, że ich trener jest ojcem przyszłej dziennikarki. Dlaczego nikt, nic nie wiedział?
   - Wytłumacz tam wszystko Fabregasowi, bo wcześniej opowiadałam to Davidowi przez telefon i już nie chcę znów wracać do tego. - usłyszała w słuchawce.
   - Jasne, w porządku. Powiem mu.
   - To nie pozostaje mi nic, tylko życzyć ci powodzenia z tymi wszystkimi ciotkami, kuzynami i dziadami Cesca, żeby cię miotłą nie pogonili, a żeby cię polubili. I nie upijcie się tam zeszłrocznym winem. - śmiała się Guardiola.
   - Dziękuję ci bardzo. - odpowiedziała z ironią.
   - Dobra, ja już kończę. Miłego pobytu w Arenys de Mar. - usłyszała.
   - Pa Letty. - odpowiedziała szatynka i się rozłączyła.
   - I co od niej usłyszałaś? - zapytał Cesc, szybko na nią spoglądając.
   - Ona sama się o tym dowiedziała kilka dni temu. Dlatego nie pojechała z nami do Londynu. - westchnęła. - Obiecała, że wszystko mi opowie ze szczegółami, jak wrócimy. Wiem, że już rozmawiała o tym na spokojnie ze swoją mamą i Pepem.
   - No to choć tyle. - odparł piłkarz. - To pewnie dlatego Pep też nie był do końca sobą przed meczem. - dodał. - Za jakieś dziesięć minut będziemy już na miejscu. - spojrzał na mały ekranik GPS-a. Pomimo tego, że znał już tą drogę na pamięć, nadal używał tej pomocy. Jechali do winnicy jego dziadka, gdzie dwa razy do roku odbywał się wielki zjazd rodzinny. Z racji, że Solerowie i Fabregasowie przyjaźnili się od lat, do rodziców Nurii, prócz jej rodzeństwa i ich dzieci, przyjeżdżali tu rodzice Francesca oraz jego brat z żoną. Pierwsze spotkanie odbywało się właśnie końcem kwietnia. Wtedy wszyscy sadzili młode drzewka winogrona, by rodziły owoce dla przyszłych pokoleń. Później, na jesień spotykali się po raz drugi, by zebrać plony z dorosłych drzewek i zacząć przygotowania do tworzenia nowych win.
 W końcu Cesc przejechał przez bramę, ale po obu stronach ukazały się ogromne pola z krzaczkami winogrona, a dopiero później dość duża posesja z trzema budynkami; dość dużą kamienicą, drugą mniejszą i trzecim - garażem i miejscem do majsterkowania.
 Wysiadła z pojazdu i spojrzała na kamienny budynek. Lubiła takie klimaty, a poza tym spotkania rodzinne, zawsze kojarzyły się jej z czymś wspaniałym i miłym.
   - Witam na rodzinnej farmie mojego dziadka. - uśmiechnął się i objął ją ramieniem, kierując się w stronę największego budynku.
   - Cesc, Anitka! - z domu wybiegła uśmiechnięta matka Fabregasa, która mocno ich uścisnęła.
   - Mamo, chcesz nas udusić? - jęknął rozbawiony pomocnik.
   - Nie, naturalnie, że nie. Liczę w przyszłości na wnuki, bo Carlota to wiatrem podszyta, więc jakbym liczyła tylko na nią, to bym się chyba nigdy nie doczekała. - przewróciła oczami blondynka. - No, ale cieszę się, że już jesteście. 
   - Czekamy jeszcze na kogoś? - zapytał, mocniej przytulając do siebie Anitę.
   - Oczywiście na Carlotę. Miała przyjechać z jakimś chłopakiem, żeby go nam przedstawić. Wiesz Cesc, jej nowa zdobycz. Podobno ma Sergi na imię. - mówiła Nuria, kręcąc nosem. - Zobaczymy co z tego będzie. Wchodźcie, wchodźcie. - mówiła i zaprosiła ich do środka.Wtem na podwórko zajechało już ostatnie auto, z którego wysiadła Carlota, a za nią młody chłopak średniego wzrostu. Dziewczyna przywitała się z trójką, stojącą w progu domu i przedstawiła im swojego chłopaka. 
 Wszyscy weszli do środka, gdzie Anita i Sergio byli na początku główną atrakcją dla dziadków i ciotek.

***

   - Dlaczego nie mówiłeś, że ta twoja kuzynka zamieszkała w Sabadell? - zapytała zdziwiona Noe, gdy mijali znak, informujący o wjeździe do tego miasta. 
   - Bo miała to być niespodzianka. - uśmiechnął się. - Jak już ci wspominałem, cała rodzina wykupiła dla nich dom. Wykupili stary dom moich rodziców, czyli miejsce gdzie się wychowałem. - dodał, uśmiechając się. 
   - Serio? - wytrzeszczyła oczy. - Czyli jedziemy do miejsca, gdzie spędziłeś dzieciństwo? - uśmiechnęła się. 
   - Na to wygląda. - odparł.
 Chwilę później zaparkował samochód pod domem swojej przyjaciółki. 
   - To tu? - zapytała uśmiechnięta, odpinając pasy. 
   - Tak dokładniej, to tam. - wskazał na podobny dom obok, tuż za drewnianym, równym płotkiem. Spojrzała na niego zdziwiona, wskazując na dom, pod którym stali. - To dom, który jakby wynająłem na ten pobyt. - zaśmiał się. - To dom Letty. I tak stoi pusty, więc...
   - Równie dobrze mogliśmy się zatrzymać u mojego ojca. 
   - Oj Noe, kochanie. Trochę prywatności nie zaszkodzi. - skradł jej szybkiego całusa.
   - Cristian, co ty kombinujesz? - pokręciła głową, wysiadając z samochodu.
Cristian oprowadził dziewczynę po rodzinnym domu Letici. Na obiad zamówili sobie pizzę.
   - Na którą mamy być na tej parapetówce? - zapytała Noe, zamykając puste, kartonowe pudło.
   - Na 19, ale możemy być wcześniej. Czemu pytasz?
   - Chciała bym cię gdzieś porwać. - powiedziała tajemniczo, a chłopak przymróżył powieki i spojrzał na nią pytająco.

   - Szkoła tańca?! - zawołał gdy, trzymając Noelię za rękę, stanęli przed budynkiem.
   - Zanim zamieszkałam z Letty i Pepem, pracowałam tu z dziećmi. - wytłumaczyła, ciągnąc go za sobą.
Weszli do środka i przeszli przez pusty korytarz. W recepcji nikogo nie było, a słyszeli tylko cichą muzykę, dobiegającą z zamkniętych sal. Weszli dopiero w ostatnie drzwi, na końcu kolorowego korytarza. Młoda, niewysoka instruktorka, jak i grupa dzieciaków, na oko 7-10 lat, przerwali próbę i zwrócili wzrok na parę, stojącą w progu.
   - Noe! - ktoś krzyknął. Wtedy muzyka ucichła, a młoda Hiszpanka stała w tłumie, cieszących się małych tancerzy.
   - Cześć Livia. - uścisnęła się z instruktorką.
   - Hej Noe. Co u ciebie słychać? - uśmiechnęła się blondynka.
   - Wszystko w jak najlepszym porządku. Stęskniłam się za tym miejscem. Może się poznacie. To jest Olivia, razem prowadziłyśmy tu grupy. A to Cristian, mój...
   - Jej ukochany chłopak. - przerwał jej zabawnym tonem, przytulając ją do siebie.
   - Miło poznać. - uśmiechnęła się. - Może się przyłączycie? - zaproponowała.
   - Czemu nie. - zaśmiała się Noe, łapiąc za dłoń Tello i ustawiając się na samym końcu w rzędzie.
 Ona znała już ten układ, ale on drobił w miejscu, drapiąc się w tył głowy. Chciał to załapać i pokazać, że też potrafi, ale dla niego łatwiejszy by był drybling z piłką z trzema przeciwnikami obok.
 Wszyscy płynnie poruszali się w rytm, ale nie piłkarz. Zezłoszczony tupnął nogą i chwycił w objęcia swoją dziewczynę. Obrócił ją wokół jej własnej osi i odchylił do tyłu. Zaczęła się śmiać, a on skradł jej szybkiego całusa.
   - Ej zakochańce, bo mi tu młodzież zgorszycie. - zaśmiała się instruktorka. Obejrzeli się dookoła. Każda para oczu małych tancerzy była skierowana na nich. Wyszczerzył się jakby zawstydzony i ustawił Noe do pionu.
   - Nie przeszkadzajcie sobie, nieee... - powiedział przeciągając, nie zważając na to, że wszyscy się z niego śmieją.
 _________________________________
 Miał być wczoraj, ale mój internet, właśnie od wczoraj stał się... NIEZNOŚNY?
Dziś odkryłam, że łączy się z moim laptopem, ale tylko wtedy gdy mój brat wyłączy swój komputer o.O Więc ja się pytam: WTF ?!
 Wracając do rozdziału :) Ciąg dalszy wątków - w następnym rozdziale !
Buziaki!
 Wasza Coppernicana :**

niedziela, 10 lutego 2013

021. Te quiero L.



   - Byli podobno na jakimś wyjeździe z paczką przyjaciół. Bawili się dość ostro i nie oszczędzali z alkoholem. Mama tłumaczyła to tak, że nawet nie wie jak, dlaczego i w którym momencie zaczęła całować się z Josephem. Mój ojciec podobno był wtedy gdzieś indziej i tego nie widział, a nawet jeśli to jeszcze wtedy nie byli razem, ale to było widać, że nawzajem się sobie podobali i coś czuli do siebie. Byli kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Tak czy siak, moja mama przespała się z młodszym bratem swojej miłości. Powiedzieli sobie, że o tym zapomną. Wyszłoby im, ale jednak nie, bo po miesiącu wyszło, że mama jest w ciąży. Pep miał wtedy siedemnaście lat, więc gdyby moi dziadkowie się o tym dowiedzieli, to byłoby z nim kiepsko.
   - Więc twój ojciec wziął to na siebie? – zgadną napastnik.
   - Dokładnie. Powiedział swoim i rodzicom mamy, że to on jest ojcem. Wszystko dlatego, żeby ratować tyłek bratu. Później jak to w romantycznych historiach bywa, wyznali sobie miłość, pobrali się i przyszłam na świat ja, a Pep grał wspaniale swoją rolę wujka. Chłopaki, dlaczego ja muszę być zawsze okłamywana przez kogoś? Najpierw mama, później znów ona, tylko jeszcze z Pepem?! – jęknęłam do słuchawki telefonu.
   - Ciotka Antonietta nie powiedziała ci dlaczego nie poinformowali cię o tym wcześniej? – zapytał Tello.
   - Podobno wujek chciał i rozmawiał o tym z moimi rodzicami. Ojciec podobno był ku temu skłonny, ale matka postawiła veto.
   - Obrała całą winę na siebie? – zapytał Leo.
   - Jak to ujęła, chciała mieć normalną rodzinę. A! I jeszcze dodała, że nie żałuje tego, bo miała mnie, a jak się później okazało, Roberto nie mógł mieć dzieci! Dlatego nie mam rodzeństwa. Miałam ochotę jej wtedy wyskoczyć z tekstem, że jak chciała mieć kolejne dziecko, trzeba było poprosić szwagra o pomoc, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam i ugryzłam w język. – mówiłam poddenerwowana, siedząc przy toaletce, rozczesując włosy. – Podobno też Pep z Tonią o to się pokłócili… Wtedy, gdy wcześniej byli razem. – westchnęłam. – Tonia wspierała w tym wujka, żeby walczył o mnie, a ten podporządkował się decyzji matki. Później doszła sprzeczka o te ich kariery no i klops. Czuję, że jestem temu wszystkiemu winna. – dodałam.
   - Letty, nie obwiniaj się tym wszystkim. – Argentyńczyk dodawał mi otuchy. – Musisz po prostu na spokojnie porozmawiać z Pepem, później z obojgiem. Dojdziecie do porozumienia.
   - Nawet jeżeli, nie będzie tak jak wcześniej. Nadal zostanie ta cholerna świadomość, że oni mnie okłamywali przez ten cały czas. Oboje uważałam za najlepszych przyjaciół… Szczególnie Pepa.
   - On też to przeżywa, uwierz. Chodzi struty i ciągle zamyślony, a gdy chłopaki go pytają o co chodzi, ten mówi, że martwi się meczem. Raczej nikt mu wtedy nie wierzy, bo przecież on zawsze był najspokojniejszy przed każdą nasza grą. – mówił Cristian.
   - I wtedy tylko nasza dwójka wie o co dokładnie chodzi. – dorzucił Messi.
   - Ej, bo już ta godzina. Zmykam do swojego pokoju, przygotować się do treningu. – usłyszałam głos Tello w słuchawce i po chwili trzask hotelowych drzwi.
   - Letty, nie martw się. Nie jesteś sama. Masz nas wszystkich. – ciągnął Pulga.
   - Dziękuję Leo. To wszystko jest jak zły sen, a szczypanie nie jest sposobem na przebudzenie się. – odpowiedziałam. – Nie będę ci już przeszkadzać, bo śpieszysz się na trening, a ja też zaraz wychodzę na uczelnię. Nie pojechałam z wami, więc trzeba się edukować. – wysiliłam się na lekki uśmiech. – Powodzenia Leo, dajcie z siebie wszystko na meczu.
   - Nie dziękuję. – usłyszałam jego śmiech. – Trzymaj się.
   - Do zobaczenia lub usłyszenia. – rzuciłam na koniec.

   Wieczorem siedziałam na kanapie z miską pełną popcornu i puszką piwa. Jeżeli mam oglądać mecz, to zrobię to tradycyjnie. Wybiła 20:30, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Podniosłam się i poszłam otworzyć. To była Tonia. Zdziwiła mnie jej obecność, byłam święcie przekonana, że poleciała do Londynu z całą resztą.
   - Myślałam, że jesteś w Anglii, że poleciałaś z nimi. – powiedziałam.
   - Nie chciałam. – uśmiechnęła się. – Mogę? Przygarniesz mnie na mecz? – zapytała, a ja z uśmiechem wpuściłam ją do środka.
   - Siadaj. – wskazałam na salon. – Może chcesz coś do picia? Sok, wodę, coś ciepłego albo nawet i piwo? – zawołałam, wchodząc do kuchni.
   - Sok, jeżeli możesz. – odparła. Wzięłam szklany dzbanek i szklankę, wróciłam do salonu. W ciszy usiadłam na kanapie obok Toni. Jeszcze przez kilka minut oglądałyśmy przekaz z studia przed meczem, ale po chwili realizator pokazał nam stadion Chelsea. Najpierw zobaczyliśmy wychodzące obie drużyny, po chwili usłyszeliśmy hymn drużyny. Na ekranie pojawił się Pep.
   - Co ja mam teraz zrobić? – zapytałam, nie odrywając wzroku od ekranu.
   - Porozmawiać z nim i z matką. – odparła kobieta.
   - Z nią już rozmawiałam. Opowiedziała mi wszystko. – westchnęłam.
   - Więc został ci Pep.
   - Boję się tej rozmowy.
   - Kiedyś ona musi nastąpić. Odkąd tylko pamiętam zawsze byliście zgranym duetem. Ty i Pep. Bratanica i wujek.
  Nie odpowiedziałam już nic. Wbiliśmy wzrok w ekran, w zieloną murawę oraz piłkarzy, biegających po niej.

   Szlag! Cholera! Mieli tyle akcji, a o wyniku meczu zadecydował jeden jedyny gol ze strony angielskiego klubu, gol Drogby. Jeszcze ten fakt mnie przybił! No, ale… Jest jeszcze drugi mecz. U nas.
   - Co teraz zrobisz? – zapytała Tonia, gdy stałyśmy przy wyjściowych drzwiach.
   - Wiem, że rozmowa mnie nie ominie. Tak jak powiedział Cristian, ucieczka nic nie da. – odparłam, opierając się o ścianę, spuszczając wzrok.
   - Wszystko będzie dobrze. – podeszła do mnie i mocno przytuliła. – Dasz radę. – dodała.
   - Kochasz go? – zapytałam nagle, a ona zrobiła krok do tyłu. Lekko się uśmiechnęła i utkwiła wzrok w podłodzie.
   - Nigdy nie przestałam. – odpowiedziała. – Dobranoc Letty. – dodała i wyszła.
   - Dobranoc. – szepnęłam i ruszyłam na górę do swojej sypialni.
 I co teraz? Jutro oni wrócą do Barcelony, a mnie czeka rozmowa z Pepem. Nie chcę sobie układać w głowie tej rozmowy. Nie wiem jak to będzie wyglądało. Najchętniej położyłabym się teraz spać i chciałabym obudzić się dopiero, gdy to wszystko minie.

  Wróciłam do domu po swoich zajęciach. Weszłam do domu i w salonie zastałam Noe, oglądającą telewizję, a mianowicie konferencję Pepa na żywo. Usiadłam obok niej, a ona położyła głowę na moim ramieniu.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo dobiła ich ta przegrana. Na początku, bo później Pep wziął ich na rozmowę i wpoił ducha walki na rewanż. – mówiła. – Letty, co się stało? Pep chodził taki przybity i to było przed meczem. – spojrzała na mnie. Wtedy jakiś dziennikarz zapytał Pepa o mnie: Kim jest tajemnicza, rudowłosa dziewczyna, którą ostatnio można przyuważyć z panem i pana piłkarzami? Obie spojrzałyśmy na sylwetkę trenera. Zmieszał się. Pobłądził wzrokiem po sali i spojrzał na tego mężczyznę.
   - To moja córka. – powiedział pewnie. Na Sali rozległ się szmer i szepty, a flesze lamp błyskowych na chwilę się uspokoiły.
   - Co?! – zerwała się Noe. – To o to chodziło? – spojrzała na mnie, a ja skinęłam głową. Przytuliła mnie do siebie.
   - Po prostu to genialne dowiedzieć się, że facet którego uważało się za swojego ojca, tak naprawdę nim nie jest, a jest to ktoś inny, ktoś kogo zna się od dziecka i bezgranicznie ufa. – mówiłam, łamiącym się głosem. Ona mnie przytuliła i szepnęła, że wszystko będzie dobrze.

   - Pójdę do sklepu, bo nasza lodówka zaczyna świecić pustkami. Chcesz coś? – zapytała Noe, gdy już się uspokoiłam.
   - Nie, dzięki. – lekko się uśmiechnęłam.
   - Zostaniesz sama? Może pójdziesz ze mną? – martwiła się.
   - Oj przestań. Duża jestem i radzę sobie.
   - No dobra. To zmykam. – odpowiedziała i po chwili wyszła. Nie minęło pięć minut, kiedy znów usłyszałam otwierające się drzwi.
   - Czego zapomniałaś? – zawołałam, nie podnosząc się z sofy.
   - Ja? Nic. – usłyszałam roześmiany głos swojego przyjaciela. Podszedł do oparcia kanapy i zawisł nade mną.
   - Noe nie ma. – poinformowałam od razu.
   - Wiem. Wyczekiwałem momentu, aż w końcu wyjdzie do tego sklepu by móc z tobą pogadać. – usiadł obok, wcześniej przesuwając moje nogi.
   - Słucham. – podniosłam się i spojrzałam na Cristiana.
   - Z tego co wiem to twój dom w Sabadell stoi pusty, bo ciotka Antonietta mieszka u ojca Noe, tak? – mówił, a ja nie kminiłam o co chodzi.
   - No tak, ale…
   - Chodzi o to. – zaczął od razu tłumaczyć. – Moi rodzice razem z całą resztą rodziny odkupili ich stary dom, czyli ten w sąsiedztwie na prezent ślubny dla mojej kuzynki, która potajemnie się chajtnęła. Robi jutro parapetówkę i chciała, żebym przyjechał dziś, a nie chcę jej siedzieć na głowie, więc pomyślałem, że mogłabyś mi wynająć na dwie noce ten dom? – przymrużył oczy. – Bo Pep powiedział, że będziemy mieć trening dziś wieczorem i da nam chwilę odsapnąć i spotkamy się dopiero w niedzielę wieczorem.
   - Musiałabym zadzwonić do mamy… - westchnęłam, a ten automatyczne zrobił minę jak małe dziecko, proszące w sklepie o nową zabawkę, składając przy tym dłonie jak do modlitwy.
   - Letty, proszę. – jęknął.
   - Jak ty mi się za to wszystko odwdzięczysz? – przewróciłam oczami i wyjęłam telefon z kieszeni.
   - Dziękuję! – pocałował mnie w policzek. – Będę ci w przyszłości dzieci bawił. – wyszczerzył się, a ja spiorunowałam go wzrokiem. – A jeszcze zanim zadzwonisz. W Londynie był jakiś Nacho, który dość długo gadał z Pepem i przez przypadek oczywiście, podsłuchałem, że kazał cię pozdrowić. Co to za typek? – zapytał.
   - Nacho? – zapytałam z niedowierzaniem, a on skinął głową.
   - Wysoki brunet z lekkim zarostem, dobrze zbudowany… - wymieniał Tello, ale już nie słuchałam. Nacho… Po tylu latach znów się pojawił?
   - To ja może zadzwonię i zapytam o ten dom. – zmieniłam temat.

  Zostawiłam Cristiana w domu samego, wręczając mu klucze do domu w Sabadell. Zadzwonił do mnie Leo i poprosił o spotkanie, podobno miał jakąś pilną sprawę. Zdziwiło mnie to, więc między innymi dlatego, że nie chciałam być w domu, jakby przed treningiem Pep miał wrócić, wyszłam z niego.
  Zaparkowałam samochód kawiarenką, w której umówiłam się z Leo. To ta sama kawiarenka, w której poznałam jego i Villę. David, dzwonił do mnie kilka razy po tej całej konferencji Pepa, tak samo jak kilku innych piłkarzy z Barcelony oraz Anita. Wiedziałam o czym chcieliby rozmawiać, ale ja nie chciałam tego drążyć z każdym na nowo. Nie teraz. Nie odbierałam. Telefon od Messiego odebrałam, bo on wiedział o ty, a gdzieś w głębi miałam nadzieję, że nie będzie o tym mówił.
 Weszłam do lokalu i uśmiechnęłam się na widok argentyńskiego piłkarza.
   - Cześć.
   - Hej Letty. – przywitaliśmy się całusem w policzek i usiedliśmy naprzeciw siebie. Od razu podszedł do nas kelner. Leo zamówił czarną kawę, a ja sok pomarańczowy. – Co słychać? – zapytał.
   - W porządku, choć jeszcze nadal najgorsze przede mną. – westchnęłam. – Rozmowa z Pepem. – dodałam.
   - Nie myśl o tym jak o najgorszym. – odpowiedział. – Nie będzie takim. Po prostu musicie ze sobą porozmawiać i wyjaśnić sobie wszystko. – lekko się uśmiechnął i złapał za moją dłoń, którą trzymałam na stoliku. Wysiliłam się na odwzajemnienie uśmiechu. – Tak właściwie to miałbym do ciebie pewną prośbę. – powiedział.
   - Prośbę? Słucham. – zainteresowałam się.
   - Trzy godziny temu do mojego domu zawitała moja siostra, cała zapłakana. Musiała w nocy wrócić z rodzicami z Londynu i od razu rano wsiąść w samolot do Barcelony. Nie mogę do niej dotrzeć i wyciągnąć co się stało. Ciągle płacze, a jako starszy brat chciałbym wiedzieć co się stało. Pomyślałem, że mogłabyś może z nią porozmawiać, tak kobieta z kobietą. – mówił z nadzieją, patrząc na mnie.

   Stanęłam przed drzwiami domu Leo. Zadzwoniłam dzwonkiem, ale nikt nie otwierał, z resztą tak jak przewidywał sam gospodarz, który jest już pewnie na treningu. Wyjęłam z kieszeni klucze, które dał mi Leo i włożyłam jeden do zamka, przekręciłam nim i weszłam do środka. Na parterze panowała cisza, więc od razu, wolnym krokiem skierowałam się na górę. Drzwi do jednego z pokoi były lekko uchylone. Zaryzykowałam i je pchnęłam. Zobaczyłam dziewczynę leżącą na dużym łóżku z głową wbitą w poduszkę. Jednak gdy mnie zauważyła, zdziwiona, ją podniosła.
   - Hej, jestem Letty, ale już miałyśmy okazję się poznać. – powiedziałam, po woli wchodząc do pomieszczenia.
   - Leo cię przysłał? – warknęła.
   - Martwi się o ciebie. – odparłam. – Mogę? – zapytałam, wskazując na łóżko, ona skinęła głową, a ja usiadłam na jego brzegu. 
   - Przepraszam, że tak zareagowałam, ale przyjechałam tu by pomyśleć chwilę o tym co się stało. – westchnęła.
   - Mari, ale co się stało? – zapytałam spokojnie.
   - Jedynymi normalnymi i porządnymi facetami na tym świecie jest mój ojciec i bracia. – odparła i odwróciła wzrok, a jej oczy zaczęły się szklić. Przysunęłam się bliżej niej.
   - Długo byliście razem?
   - Od dwóch lat. – szepnęła. – Wróciłam z Londynu, z meczu Barcelony do naszego mieszkania i tam zastałam go w łóżku z jego koleżanką z roku. – rozpłakała się. – Wsiadłam w pierwszy samolot do Hiszpanii i jestem. Chciałam odreagować. – strzelała palcami u dłoni.
   - Wiedz, że czas leczy rany. – objęłam ją ramieniem. – Masz dopiero dziewiętnaście lat i całe życie przed tobą. Wyszło na to, że to nie był ten jedyny.
   - A jeżeli był? – zapytała.
   - Tego nie wiemy, ale ja będąc w twoim wieku też tak myślałam. – westchnęłam. – W szkole średniej zaczęłam chodzić z takim Nacho. Największe ciacho w szkole, a wybrał mnie. Z tego co słyszałam, to każda nastolatka ze szkoły chciała mi oczy za to wydłubać. – zaśmiałam się na to wspomnienie. – Był dla mnie dość ważny. Wyjazdy za miasto, kopanie piłki, pocałunki i pierwszy raz. Też myślałam, że to ten jedyny, ale dowiedziałam się, że ciągle zdradzał mnie z moją przyjaciółką. Wtedy straciłam i chłopka i przyjaciółkę, która udawała przede mną, że nią była. Minęło kilka lat, a ja już o tym praktycznie zapomniałam, aż do dziś, gdy dowiedziałam się, że pojawił się i rozmawiał po meczu z mo… moim ojcem. – zająknęłam się. – Ale niech to zostanie między nami, dobrze?
   - Jasne… I jeżeli chodzi o mnie…
   - Bez twojej zgody nie powiem nic Leo o tym co się stało.
   - Nie. Nawet wolałabym, żeby ktoś inny mu to powiedział. Ja znów bym się rozkleiła. – odpowiedziała, wycierając chusteczką łzy.
   - W porządku.
   - Ale ja go kocham. – wybuchła płaczem, a ja ją przytuliłam.

***

 Wszedł do swojego domu, pod którym ciągle stał samochód Letici. Wszędzie panował mrok, jakby nikogo nie było. Zaświecił światło w holu i zauważył torbę Letty i kluczyki do jej Audi na komodzie, to był znak, że dziewczyny są w domu. Wyszedł na górę i od razu skierował się do pokoju, który zajęła jego młodsza siostra. Obie leżały na łóżku w ciemnym pokoju. Zaświecił małą lampkę na ścianie. Miały zamknięte oczy. Wziął koc, leżący na fotelu obok i je nim przykrył. Dziewczyna z rudobrązową czupryną od razu się przebudziła i spojrzała na piłkarza.
   - Myślałem, że śpisz. – szepnął, a ona delikatnie wstała z łóżka, by nie obudzić młodszej dziewczyny. Zgasili światło i po cichu wyszli z pokoju. – Rozmawiałaś z nią? – weszli do kuchni.
   - Rozmawiałam. Chodzi o jej chłopaka, a właściwie to już chyba byłego. – odparła z przekąsem.
   - Tak myślałem. Od początku nie podobał mi się ten jej cały Pino. – mówił podenerwowany. – Razem z Matem i Rodrigo mu nie odpuścimy. – ciągnął.
   - Leo, spokojnie. To, że mu obijecie twarz,  nie cofnie czasu lub nie wymaże jej tego z pamięci. Skrzywdził ją. – uspokajała go.
   - Masz rację, ale… - wyjął z szafki butelkę wina i dwa kieliszki. – Hmm?
   - Nie dzięki, prowadzę. – uśmiechnęła się lekko.
   - Wiesz, że możesz zostać. – wyciągnął korek i nalał płyn do obu kieliszków. Wtedy usłyszała dźwięk swojego telefonu, który był w jej torbie w holu. Przeprosiła go na chwilę i wyszła po niego. Był to SMS, który informował o wiadomości głosowej na skrzynce. Prócz tego miała jeszcze pięć nieodebranych połączeń. Jedno od Davida, jedno od Anity i trzy od Josepha.
   - Pep nagrał mi się na pocztę. – powiedziała wracając do kuchni. Przyłożyła telefon do ucha. – Cześć Letty. Nie ma cię w domu, a wiesz, że się o ciebie martwię. Jeżeli możesz, oddzwoń. – usłyszała. Odłożyła telefon na blat i sięgnęła po kieliszek z winem, po czym upiła jego niewielki łyk. – Martwi się o mnie. – prychnęła.
   - Nie powinnaś być dla niego taka surowa. Oddzwonisz? Chyba, że znów ma obudzić połowę swojej drużyny? – zaśmiał się na końcu. Ona wzięła do ręki telefon i napisała krótkiego SMS-a. ‘Wszystko w porządku, jestem u Leo.’
 Przeszli do salonu i usiedli obok siebie na kanapie.
   - Pep dał nam całą sobotę wolną i praktycznie niedzielę, żeby odsapnąć trochę przed treningami do rewanżu. – zaczął Leo.
   - Tak, słyszałam. Cristian mi już mówił. Zabrał Noe do Sabadell na weekend.
   - Gdyby nie nagły przyjazd Mari Sol, to pewnie też zaproponował ci jakiś wyjazd. – uśmiechnął się.
   - Tak? – zapytała zaczepnie. – Na przykład gdzie?
   - No nie wiem. Wymyśliłbym coś. – zaśmiał się zadziornie i przysunął do dziewczyny. – Zaskoczyłbym cię. – dodał, patrząc jej w oczy. Oboje się do siebie uśmiechali, patrząc sobie w oczy. Ona na ułamek sekundy spojrzała na jego usta, które po chwili, delikatnie dotknęły jej warg. Znów przyjemne ciepło i niewyjaśnione dreszcze, które tym razem ogarnęły oboje. – Kocham cię Letty. – wyszeptał, a na jej twarzy zagościł szczery uśmiech. Położyła dłoń na jego policzku i pogładziła go opuszkami palców. Sama wpiła się w jego usta, a on objął ją w pasie i ułożył pod sobą na kanapie, na której siedzieli i pogładził po włosach.
   - I co teraz panie Messi? – zaśmiała się, a ten zrobił teatralną, zamyśloną minę i zaczął ją łaskotać. – Leo, proszę, przestań. – śmiała się. W końcu wyszło na to, że to piłkarz wylądował pod nią.
   - Wygrałaś. – zaśmiał się.
   - To oczywiste. – uśmiechnęła się i delikatnie go pocałowała. Przytuliła się do niego, a on mocno ją objął. Leżeli tak przez chwilę w ciszy, ciesząc się swoją obecnością. – Kocham cię Leo. – szepnęła, a on ucałował ją w czubek głowy. 
___________________________________________
 Nie bijcie za taką długą nieobecność na tym blogu! Tak wyszło, po prostu! 
Ale po dzisiejszym meczu z Getafe, naszło mnie na dokończenie tego rozdziału! (W końcu!)
 Chciałabym podziękować za te wszystkie nominacje i od razu przeprosić za to, że nikogo nie nominuję, ale nie bawię się w takie coś, a po drugie musiałabym nominować chyba wszystkich :)
Ale dla was odpowiem na pytania z ostatniej nominacji od Chloe.
1) Jaki był powód założenia bloga?
 Wpadłam na pomysł z opowiadaniem, po tym jak zaczęłam czytać historie innych.
2) Skąd bierzesz pomysły do pisania bloga?
 Przede wszystkim z życia ;)
3) Kto cię motywuje do pisania?
 oj, musiałabym wypisać całą listę tych osób :)
4) Masz przyjaciół, którzy podzielają twoją pasję?
 Tak i przyznaję, że to wielki skarb :)
5) Czy twoi znajomi wiedzą, że prowadzisz bloga?
 Wiedzą. 
6) Motto życiowe
 Idź przez życie z podniesioną głową i miej gdzieś, to co myślą o tobie inni. 
7) Opisz siebie w 2-3 zdaniach. 
 Szalona i wierna Cule. Wiecznie bujająca w obłokach nastolatka z podkarpackiego. 

Ps. Chciałabym was zaprosić na nowego bloga mojej dobrej koleżanki ---> Me Gusta FCB!