czwartek, 30 sierpnia 2012

013. Búsqueda de dos


 - Letty! Letty, ty nie wstajesz?! – obudziłam się po słowach Pepa, który wszedł do mojego pokoju. – Jest ósma. – dodał.
- Nie muszę. – zamruczałam z ciągle zamkniętymi oczami. – Umówiłam się z Isabel, Noe i Anitą, że pójdziemy w końcu na podbój sklepów, żeby coś wybrać na wesele twojego piłkarza, a Isa ma nam pomóc. Takie babskie spotkanie, wiesz… Postanowiłyśmy sobie z Anitą odpuścić jeden dzień na uczelni. Nic się nie stanie, a w czymś musimy iść na ten ślub. – dodałam, leniwie podnosząc głowę z poduszki.
- No dobrze, a który to z moich zawodników was wczoraj odwiózł? Zauważyłam jak już tylko samochód odjeżdżał, a potem od razu poszedłem do siebie. – uśmiechnął się.
- Mój nowy partner na ślub Gerarda. – zaśmiałam się, a ten spojrzał na mnie pytająco. – Cristian mnie wystawił, zapraszając moją siostrzyczkę, więc ja idę z Messim. – wytłumaczyłam.
- Z niego zawsze był kombinator. – zaśmiał się wujek.
- No, ale zauważ, że coś z tego może wyjść. -  uśmiechnęłam się.
- Że ty i Leo? – poruszył brwiami, a wtedy dość mocno oberwał ode mnie w ramię. – No żartowałem. – pokazał mi język.
- Chodziło mi o Noe i Cristiana. Pasują do siebie.
- Tak jak Cesc i Anita?
- Może. – rozmarzyłam się.
- Yhymmmm. Baw się dalej w swatkę, nawet nieźle ci to wychodzi. – zaśmiał się.
- Baaa, najlepiej. – wyszczerzyłam się.
- Jeżeli wybieracie się na zakupy, to pewnie interesowałoby cię wzięcie mojego samochodu. Byłoby wam wygodniej.
- Serio? Mogę? – zapytałam zdziwiona. – Później masz trening, a nie wiem do której nam zejdzie.
- O to nie musisz się martwić. Tito mnie zabierze i tak, bo jadę z nim coś załatwić. – uśmiechnął się.
- W takim razie dziękuję. – przytuliłam go.

    Jakąś godzinę później ja i Noelia wsiadałyśmy do Audi mojego wujka. Potem pojechaliśmy jeszcze po Anitę i prosto pod centrum handlowe, gdzie Shakira miała już na nas czekać. Odnalazłyśmy się praktycznie od razu i zaczęliśmy chodzić po sklepach. Isabel to dobrze. Ona już miała sukienkę, która co prawda jest jeszcze u krawcowej, ale już kreację na swój ślub ma, a my? My musimy chodzić i szukać w czym się zaprezentujemy…
Najszybsza oczywiście okazała się nasza panna Navarro, bo ona w godzinę znalazła wszystko czego potrzebowała.
- No to teraz zostałyście wy… Szukamy jakichś kiecek dla was. – wyszczerzyła się Anita.
- Kiecek? Nieee, ja nie idę w sukience. – zaśmiała się ironicznie Noe.
- Ja tak samo! Nie namówicie mnie! W sukienkach brzydko wyglądam! Nie pasują mi. – dołączyłam do protestu Delarosy.
- Wy chyba sobie żartujecie? Na pewno będziecie ślicznie wyglądać w sukienkach. Poza tym, jestem przyszłą panną młodą i mnie się nie odmawia teraz. – powiedziała stanowczo Isa.
- No, ale dziewczyny no… - zajęczałam.
- Mamy zastosować cios poniżej pasa i zadzwonić do Leo i Cristiana i zapytać czy ich towarzyszki mają iść w sukienkach… - zaśmiała się piosenkarka.
- Znając Tello, to pewnie odpowiedziałby,  że najlepiej byłby bez nich, ale… - zamruczałam niezadowolona z tego co nam narzucają Isabel i Anita. – Zwariowałyście! – dodałam szybko.
- Ale nawet nie przymierzyłyście żadnej. – powiedziała Anita.
- Bo nie mam zamiaru! – prawie krzyknęłam.
- Dołączam się w stu procentach. – zawtórowała mi siostra.
- Witam drogie i piękne panie. – usłyszeliśmy znajomy głos, obejrzałyśmy się i zobaczyłyśmy uśmiechniętego od ucha do ucha bruneta.
- Człowieku, spadłeś nam z nieba. Potrzebowaliśmy z Anitką faceta i jesteś! – zaśmiała się blondynka, kładąc łokieć na ramieniu piłkarza, a on spojrzał na każdą z nas pytająco. – Już ci tłumaczę. Więc… Letty i Noe się upierają, że nie założą sukienki na mój ślub, a my z Anitą próbujemy je do tego namówić. Przecież te nasze kochane dwa rudzielce będę śliczne w sukienkach! – zawołała. – Xavi, jako facet, przemów im do rozsądku. – dokończyła Shakira, a Hernandez wybuchnął śmiechem.
- Wcale nie będziemy ładnie w nich wyglądać. – powiedziała za nas dwie Noelia.
- Więc nasz drogi Xavi pójdzie z nami do sklepu, wy przymierzycie jakieś sukienki i on to oceni. Prawda przyjacielu, że z nami pójdziesz? – drążyła Isa.
- No dobrze, ale bardziej by tu się przydali Tello z Messim, bo w końcu to z nimi dziewczyny idą, nie ze mną. I długo z wami nie zostanę, bo potem śpieszę się na trening. – mówił.
- Skąd ty już o tym wiesz?! – otworzyłam szeroko oczy.
- Letty, u nas w klubie, pomiędzy piłkarzami, wieści szybko się rozchodzą. – puścił do mnie oczko, a ja z uśmiechem pokręciłam głową.
    Do sklepu z sukienkami, praktycznie zostałyśmy zaciągnięte siłą przez Shakirę i Anitę, a piłkarz tylko i wyłącznie się z tego śmiał. Dziewczyny od razu wpakowały nas do przebieralni, a Xaviego posadziły na fotelu naprzeciwko kotar, a one same ruszyły na poszukiwania sukienek dla mnie i Noe. Po godzinie, ciągłego przebierania się, miałam serdecznie tego wszystkiego dość! Na wieszaku wisiała już tylko ostania sukienka, którą wcześniej podrzuciła mi blondynka. Ubrałam ją i przejrzałam się w lustrze… Nie wierzę, że sama o tym pomyślałam, ale… Dobrze się w niej czułam i chyba nawet dobrze w niej wyglądałam. Niepewnie odsunęłam zasłonkę i boso wyszłam w sukience na zewnątrz. Wtedy oczy mojej trójki przyjaciół skierowały się na mnie, a nawet otworzyli buzie, ze zdziwienia?
- Idziesz w niej! – powiedziały równo dwie dziewczyny.
- Wyglądasz w niej cudnie! – zawołała blondynka, a wtedy z przebieralni obok wyszła narzekająca Noe.
- Jeżeli nie ta, to obiecuję, że pójdę w spodniach! – powiedziała, a my wszyscy spojrzeliśmy na nią. Wyglądała wprost przepięknie i chyba to nie tylko była moje opinia. Anita i Shakira podeszły do niej, a obok mnie pojawił się Xavi.
- Ja będę już zmykał, bo śpieszę się na trening, a tak na marginesie, to naprawdę ślicznie wyglądacie w tych sukienkach. – puścił do mnie oczko i poszedł pożegnać się z dziewczynami. Gdy wracał, przechodząc obok mnie, usłyszałam ciche – Pa.
- Pa. – uśmiechnęłam się. Xavier Hernandez, mózg Barcelony i La Roja, a przy okazji jak widać raczej dobry materiał na przyjaciela, brata dobrą radę. Leo wcześniej coś wspominał, że Xavi i David to jego przyjaciele, a za razem starsi bracia.
  Padło na to,  że z Noe mamy kupić te sukienki, więc wróciłyśmy do przebieralni by przebrać się w swoje ubrania. No więc dalej musiałyśmy jeszcze pochodzić po kolejnych sklepach w celu znalezienia dodatków do tej sukienki. W końcu udało nam się zakończyć tą męczarnię i wyszłyśmy na parking do samochodu. Zapakowałyśmy nasze torby do bagażnika, a wtedy rozdzwonił się telefon Isabel. Odebrała. Okazało się, że to dzwoniła jej krawcowa i poinformowała ją, że sukienka w pełni gotowa i zapytała czy mogłaby przyjechać na ostatnią przymiarkę. Ustaliłyśmy jednogłośnie, że Anita i Noe złapią taksówkę i pojadą prosto na Camp Nou, bo dzisiejszy trening ma być otwarty dla wszystkich, a ja z Isą pojadę po sukienkę, a później do nich dołączymy.  
 Na miejscu, Shakira przymierzyła swoją sukienkę, w której wyglądała przepięknie. Z resztą chyba każda kobieta w sukni ślubnej wygląda cudownie. Zapakowałyśmy sukienkę w specjalnym pokrowcu na tylne siedzenie w samochodzie.
- Możemy ją zawieść do mnie do domu? – zapytała, gdy wsiadałyśmy do auta.
- Pewnie, ale przesądy przesądami, a nie boisz się, że Gerard ją zobaczy? – zaśmiałam się.
- Zobaczy, ale dopiero w sobotę na ślubie. Wcześniej jej nie podglądnie, bo jego mama już się o to zatroszczyła. Od wczoraj mieszka z rodzicami. – uśmiechnęła się piosenkarka.
- Jak to? – zaśmiałam się odpalając silnik.
- Moja przyszła teściowa to naprawdę wspaniała kobieta, ale… Ale jak ona sobie coś umyśli to lepiej się nie kłócić… - westchnęła. – Na przykład teraz… Bo Gerard nie może ze mną mieszkać przed samym ślubem. Musimy od siebie odpocząć, bo potem czeka na nas cała wieczność. – śmiała się. – No albo umyśliła sobie, że każdy zaproszony mężczyzna musi, przynajmniej na początku uroczystości mieć krawat albo muchę, bo musi być elegancko. Ojjj, Letty… Z nią nie można zaczynać.
- No to ciekawie, że tak powiem. – zaśmiałam się.
- Ale… Na samym początku miałam co do tego wszystkiego wątpliwości… - zaczęła, smutniejszym tonem.
- Wątpliwości? Jakie i do czego? – zdziwiłam się.
- Do mojego związku z Pique… W końcu jestem od niego, no trochę starsza… Ciągle myślałam, że zniszczę mu przez to życie, bo jest o te dziesięć lat młodszy. Potem okazało się, że jego rodzina przyjęła mnie z otwartymi rękami i mi się oświadczył.
- No proszę cię, Isabel! Zniszczyć mu życie? Mówisz głupoty. Słuchaj… Nie znam was długo, ale gdy wcześniej widywałam was na jakichś filmikach czy w oczy wpadały mi wasze wspólne zdjęcia, to było widać gołym okiem, że obojgu wam zależy na sobie, że się kochacie. Szczególnie Gerard nie widzi świata poza tobą. – uśmiechnęłam się.
- Dzięki Letty. Ja tak samo kocham na zabój tego mojego piłkarza i nie wyobrażam sobie życia bez niego.
- Widzę. – uśmiechnęłam się. – Pasujecie do siebie. – dodałam.
  Zawiozłyśmy sukienkę do ich domu i pojechałyśmy prosto na Camp Nou.
- Wiesz… Może to nie moja sprawa, ale mogę o coś zapytać? – zaczęłam niepewnie, gdy parkowałyśmy samochód na podziemnym parkingu. No tak, samochód ze znaczkiem Barcelony u dołu przednich drzwi, w końcu bez problemu wjedzie na prywatny parking, przeznaczony dla pracowników i sportowców tego klubu.
- Jasne. Pytaj.
- Chodzi mi o Alicię i Sancheza… Znasz ich dłużej. Wszyscy mówią, że są tylko przyjaciółmi, ale…
- Ale ich do siebie ciągnie? – przerwała mi roześmiana. – To prawda. Niby są przyjaciółmi, ale to widać gołym okiem, że w końcu mogłaby się to zmienić. – mrugnęła oczkiem i ruszyłyśmy na trybuny.
  Weszłyśmy do tego samego sektora, gdzie przebywały Noe z Anitą. Od razu zauważyłyśmy je opierające się o barierkę na samym dole, tuż przy boisku. Nie były same, a razem z blondynką, o którą wcześniej pytałam Isabel, Alicią. Dołączyłyśmy do nich i w ciszy oglądaliśmy ciągły trening chłopaków.
   Po jakimś czasie, mały kawałek ode mnie stanęła kobieta w średnim wieku z jasnobrązowymi włosami. Zdawało mi się, że ją skądś kojarzyłam, ale nie byłam do końca pewna. Chwilkę później z murawy usłyszeliśmy głośny śmiech, który należał do Pepa i Tito, a po chwili zaczęli się na zabawę okładać pięściami na żarty, przy tym się śmiejąc.
- Oni zawsze pozostaną dziećmi. – usłyszałam roześmiany głos tej kobiety obok. No kurczę, ja ją skądś znam… Tylko skąd? Przesunęłam się troszkę do niej. – Już się nie zmienią. – mówiła jakby do siebie.
- Znasz… Przepraszam, zna ich pani? – zaczęłam z uśmiechem.
- Nic się nie stało. – uśmiechnęła się do mnie. – Tak, znam ich i to dobrze, a na dodatek nie od dziś.
- Naprawdę? – zapytałam.
- Pewnie. Jestem siostrą Tito. – powiedziała, a ja już dobrze wiedziałam skąd ją znam.
- Ty jesteś Tonia, prawda? – zapytałam od razu z uśmiechem.
- No tak. My się znamy? – zapytała lekko zdezorientowana.
- Letty Guardiola. – uśmiechnęłam się, podając jej dłoń, a ona ją uścisnęła.
- Dziewczyno, ja cię nie poznałam. Jak ty wyrosłaś. – zawołała i od razu mnie przytuliła.
- Zdawałaś mi się znajoma, ale nie byłam pewna. – dodałam, a po chwili tuż za mną pojawiły się dziewczyny. – Może się poznacie. To jest młodsza siostra Tito, Tonia, a to moje przyjaciółki. Noe, Isabel, Anita i Alicia. – przedstawiłam każdą po kolei.
- Miło mi was poznać. – uśmiechnęła się kobieta. Wtedy pod trybunę podszedł Tito.
- Witam drogie panie. – zaśmiał się.
- Tito, braciszku, ja powinnam się na ciebie obrazić! Dlaczego ty mi nie powiedziałeś, że Letty wyrosła na taką piękną kobietą? – zaśmiała się.
- No to co ja ci poradzę. Trzeba było jeszcze dłużej siedzieć w tej Ameryce. – powiedział, a ona pokazała mu język. – Jak wam mija czas? Podoba się trening?
- Byłoby wszystko pięknie i wspaniale, gdyby nie dziewczyny, które zachwycają się grą swoich piłkarzy. – zaśmiałam się, spoglądając na przyjaciółki. Bo dobrze wiedziałam, że przecież Isabel wzdycha na widok Gerarda, Anita Cesca, a Alicia Alexisa. Noelia? Ona na pewno wzdycha na widok Cristiana. A Tonia? Czy ona nadal może coś czuje do… Nie będę się mieszać, bo w końcu to nie moja sprawa. – A w szczególności ta masa fanek za nami.
- No przepraszam bardzo, niby że ja do kogo wzdycham?! – oburzyła się Noelia.
- A ja tak samo! Ty niby do nikogo nie wzdychasz? – zaśmiała się Alicia.
- No ja do nikogo! – powiedziałam pewnie z uśmiechem.
- No dobra, bo mi się tu zaraz pobijecie. – zaśmiał się Tito. – Może chcecie dołączyć na murawę i usiąść przy boisku? – zaproponował, a my od razu przystaliśmy na to.
- Tylko gdzie tu będzie najbliższe zejście… - zamyśliła się Alicia, rozglądając się.
- Po co ci zejście? – zaśmiałam się i przełożyłam nogę przez barierkę, po chwili stałam już obok asystenta mojego wujka. Noe się zaśmiała i poszła w moje ślady. Pomogliśmy z Tito przejść Toni, Anicie, Alici i Isabel. Szliśmy wolnym krokiem, przybliżając się do linii. Zauważyłam przy wejściu do tunelu, opierającego się ścianę Davida. Spojrzał wtedy na mnie. Posłałam mu uśmiech i pomachałam. Odwzajemnił to. 
_____________________________________________________________

Coś ode mnie? No więc... Wczoraj? Dla mnie i tak wygrali ♥ 
Dlatego stworzyłam tego besta, którego śmiało możecie rozpowszechniać ;)
Rozdział dedykuję Noele_, dlatego że mnie zmotywowała do napisania tego rozdziału. 
W tym rozdziale dziewczyny kupowały sobie sukienki, ale ich opisy pojawią się dopiero w rozdziale ze ślubem Shakiry i Pique ;)
I jeszcze jedno. Mała niespodzianka. 
Już jutro ruszy mój kolejny blog, o tematyce wiadomo jakiej :)

piątek, 17 sierpnia 2012

012. El Siguiente Paso


            Wujek wysadził nas przed samym domem Villi. Przekraczając furtkę, dobrze wiedziałam, że dziś chłopcy nie mogą pozwolić sobie na taką imprezę jaka miała miejsce u Holendra. Jutro popołudniu mieli mieć trening, co dokładnie przypomniał mi Pep w drodze tu, bym ich pilnowała.
- Wow, niezły dom. – Noe szeroko otworzyła oczy. – Tak właściwie to do kogo idziemy na tą imprezę? – zapytała, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. Wtedy poczułam, że ktoś obejmuje mnie ramieniem z drugiej strony.
- Witam. Miło znów cię zobaczyć. – uśmiechnął się chłopak.
- Cześć Ibi. – uśmiechnęłam się do Affelaya. Nagle poczułam, że ktoś ściska moją drugą rękę. Był to nie kto inny tylko moja nowa siostra. Spojrzałam na nią, a o ona patrzyła na mnie jakby mnie miała usmażyć swoimi laserami ze źrenic. Ja się cicho zaśmiałam.
- Noe, poznaj Ibrahima. Ibi, poznaj, to jest Noelia. – przedstawiłam ich sobie.
- Cześć, Ibrahim Affelay. – wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Hej, jestem Noe. – uścisnęła jego dłoń, jakby niepewnie, ale z lekkim uśmiechem, po czym znów spojrzała na mnie pytająco.
- Coś nie tak? – zauważył Holender.
- Nie, tylko Noe, tak naprawdę nie wie, że zaraz pozna praktycznie wszystkich piłkarzy Balagruany. – objęłam ją ramieniem i szeroko się uśmiechnęłam. – A wczorajsze zapoznanie z Cristianem i teraz z Ibrahimem było lekką zapowiedzią. – śmiałam się. Byliśmy już przed samym domem napastnika, a Affelay, szybko wyskoczył po ostatnich dwóch schodach i otwierał nam już drzwi.
- Ty sobie żartujesz, tak?! Kogo to jest dom?! – zapytała ciszej, gdy przekraczałyśmy próg, a za nami Ibi zamykał już drzwi. Usłyszeliśmy wtedy gromkie śmiechy, dobiegające z salonu. – Letty! – zawołała ściszonym głosem, a ja pociągnęłam ją za sobą, idąc w stronę otwartego łuku, wejścia do salonu. Wtedy z naprzeciw wyskoczyła mi Anita.
- Cześć, no tylko was brakowało. – uśmiechnęła się brunetka, spoglądając najpierw na mnie, potem na Affelaya, a na końcu na moją czerwonowłosą towarzyszkę.
- Dziewczyny poznajcie się. To Anita, moja przyjaciółka, a to jest właśnie Noe. – uśmiechnęłam się do nich. Podały sobie z uśmiechem dłonie i je uścisnęły. Po chwili z pomieszczenia wyłoniła się uśmiechnięta blond piosenkarka. Ibrahim od razu się z nią przywitał i wszedł do salonu, dołączył do reszty piłkarzy. Przedstawiłam mojej przyszłej siostrze Shakirę. Mogę już chyba pominąć fakt jej reakcji na zapoznanie się z piosenkarką.
- Wiecie, że jesteśmy tu jedynymi dziewczynami. Reszta piłkarzy postanowiła nie zabierać swoich kobiet. – oznajmiła Isabel, a wtedy rozległ się ponowny, głośny nawał śmiechu piłkarzy.
- Co oni tam robią? – zapytałam roześmiana. Przekroczyłam próg salonu i zobaczyłam stojących i siedzących piłkarzy wokół telewizora i konsoli, a na ekranie widać było zielną murawę i biegających po niej piłkarzy, jednych w białych strojach i drugich w niebiesko-czerwonych. Na kanapie siedzieli Segio, Adriano, Thiago i Crisita z padami w dłoniach, a reszta zawodników Blaugrany zebrana była obok, przeważnie z butelką piwa w dłoni. Zaśmiałam się pod nosem na ich widok.
- Bezbramkowo koniec pierwszej połowy. – oznajmił roześmiany gospodarz.
- W takim razie chcę wam kogoś przedstawić. – zawołałam, a chłopcy spojrzeli na mnie.
- O, cześć Letty. – powiedział David, wstał ze swojego miejsca i utykając podszedł do mnie i pocałował w policzek. Po chwili za mną pojawił się Messi.
- Hej Rudzielcu. – roześmiał się i również pocałował mnie w policzek.
- No wypraszam sobie. – udałam oburzenie, ale z uśmiechem na twarzy.
- Wybacz. – zrobił minę zbitego psa, a ja się zaśmiałam.
- Mówiłaś coś o zapoznawaniu kogoś. – Cristian odchylił się przez kanapę i spojrzał na mnie, stojącą pomiędzy Villą i Messim.
- Crist, ty już ją znasz. – rzuciłam do niego i odwróciłam się do wyjścia z salonu gdzie w korytarzu zostawiłam dziewczyny. Wtedy właśnie we trzy pojawiły się w progu pomieszczenia. Podeszłam od razu do Noe i pociągnęłam ją kawałek za sobą. Wróciłam na miejscu pomiędzy Leo i Davida.
- No to panowie, spełnia się marzenie mojej przyszłej przyrodniej siostry, poznaje słynną FC Barcelonę. – wyszczerzyłam zęby. – Poznajcie Noe.
- Cześć, jestem Leo. – pierwszy podał jej dłoń Argentyńczyk, a po nim Hiszpan. Podeszliśmy już wszyscy do kanap i dołączyliśmy do reszty. Usiadłam na oparciu, obok mojego starego przyjaciela.
- To możemy w końcu zacząć tą drugą połowę?! – zawołał Adriano.
- No, a kto kim gra? – zapytałam.
- Ja i Thiago to Barca, a Adriano i Busquets to Real. Na razie jajo do jaja. – powiedział Tello, wpatrzony już w ekran telewizora.
- Ej, jednak nie byliście ostatnimi, których brakuje. Nie ma jeszcze Alexisa. – powiedział Isabel, siadając na kolanach swojego narzeczonego.

***

   Wsiadł do samochodu, przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik od razu zawarczał swoim charakterystycznym odgłosem. Dostał zaproszenie na dzisiejszy wieczór do przyjaciela, ale chciał spotkać się z nią. Postanowił, że weźmie ją ze sobą. Dobrze pamiętał moment, gdy odważył się na poważniejszy krok w stronę jego bardzo długą znajomość z Alicią. Wtedy w jego mieszkaniu gdy ją pocałował… A to wszystko przerwał dzwonek do drzwi. Od tego czasu nie zamienili ani słowa na ten temat. Zachowywali się, a przynajmniej sprawiali takie wrażenie, że ich pocałunek wcale nie miał miejsca, nie zdarzył się. Byli po prostu dalej najlepszymi przyjaciółmi.
 Podjechał pod wysoki budynek, w którym pracowała dziewczyna. Spojrzał na zegarek, była już osiemnasta. Alicia wspominała wcześniej, że musi zostać dłużej by nadrobić lekkie zaległości. Zaparkował samochód na prawie pustym parkingu, tak by dobrze widzieć wyjścia z budynku. Miał szczęście, bo po kilku minutach czekania, ujrzał wychodzącą Alice, wpatrzoną w swojego iPhona. Alexis wysiadł z samochodu i ruszył w jej stronę.
- Zamawiała pani taksówkę z szoferem? – zaśmiał się, zagradzając jej drogę. Blondynka podskoczyła lekko wystraszona, bo wcześniej nie zauważyła swojego przyjaciela.
- Alexis, przestraszyłeś mnie! – zawołała, a wtedy jej telefon zaczął dzwonić. – Przepraszam, muszę odebrać.
- Z pracy? – zapytał.
- Yhyyyyy… - przytaknęła i odebrała. – Alicia Bustos, słucham? – przyłożyła telefon do ucha, ale po sekundzie została ona wyrwana jej z ręki.
- Halo… Nie, to nie panna Bustos. Jak to pan określił, panna Bustos właśnie skończyła na dziś swoją pracę, więc proszę zadzwonić jutro… Dziękuję. – mówił przejęty Chilijczyk do małego mikrofoniku w komórce. Rozłączył się, wyłączył go i schował do kieszeni swoich spodni.
- Mógłbyś mi powiedzieć co ty właśnie zrobiłeś? – zapytała uniesionym tonem zaskoczona dziewczyna.
- No moja droga… Ja nie mogę pozwolić na to żebyś się przepracowywała. Spędziłaś dziś cały dzień w biurze i dalej nie dają ci spokoju. Nie jesteś jakimś robokopem, żebyś ciągle harowała. – mówił z przejęciem w głosie.
- No dobrze, ale chociaż może oddasz mi mój telefon? – uśmiechnęła się.
- Chciałabyś. Dostaniesz go dużo później, tak żeby cię nie korcił. – poklepał się po kieszeni z szelmowskim uśmiechem. – Na razie zabieram cię do Davida, by oblać jego odnowioną kontuzję. – uśmiechał się.
- Słyszałam o nim… Ten to ma rzeczywiście szczęście… - pokręciła głową.
- To jak? Jedziemy? – wyszczerzył swoje zęby.
- Jedziemy. – zaśmiała się, widząc jego minę, której nie potrafiła ulec.
  Ruszyli w stronę samochodu piłkarza. Zajęli w nim swoje miejsca i chłopak odpalił silnik. Jechali po katalońskich drogach, mijając budynki na barcelońskich ulicach. Odkąd wsiedli do pojazdu nie padło w nim żadne słowo. Jechali w ciszy, pomijając głos speakera z radia. Sanchez nagle zatrzymał swój samochód na parkingu przy pobliskim parku.
- Myślałam, że jedziemy do Davida. – odezwała się zdezorientowana dziewczyna.
- Pojedziemy, ale chodź na chwilkę. – rzucił i oboje wysiedli z auta.
Szli obok siebie przez alejkę otoczoną wysokimi dębami i stojącymi pomiędzy drzewami, brązowymi ławkami.
- Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – zapytała, przerywając niezręczną ciszę. On przystanął i złapał ja za rękę. Spojrzeli sobie w oczy.
- Alicia, bo… - zaczął, a drugą ręką złapał się za swój kark. – Do jasnej cholery, człowieku… Zrób to w końcu! – skarcił na głos samego siebie.
- Alexis… O co chodzi? – delikatnie uniosła kąciki ust w górę, formując je w lekki uśmiech. Ten przewrócił oczami i zaczął wpatrywać się w ziemię. – Ej, co jest? – dłonią złapała za jego podbródek i podniosła go lekko w górę, zmuszając go do ponownego spojrzenia sobie w oczy.
- Alice, no bo ja… - znów mówił niepewnie, ale nagle jego wyraz twarzy diametralnie się zmieniła. Nabrał pewności. Zrobił niewielki krok, zbliżając się do dziewczyny. Ujął jej twarz w swoich dłoniach i delikatnie musnął jej usta swoimi.

***

   Wszystko jakoś zaczęło się rozkręcać, zaraz po skończonym mecz rozgrywanym przez Tello, Alcantare, Busquetsa i Correie. Mecz zakończył się wynikiem sprzyjającym młodszemu pokoleniu piłkarzy Barcelony, aczkolwiek pochwalić trzeba każdego z tych czterech zawodników. Rozgrywka zakończyła się wynikiem 2:1. Adriano strzelił dla Realu Di Marią, a dla Barcy Tello strzelił Messim, a Thiago zdobył gola Villą. Nawet się nie kłócili, od razu Adriano z Sergio, jednogłośnie ogłosili, że Thiago i Cristian, rzecz jasna grali lepszą drużyną. A jakże by inaczej…
  Zaraz po zakończeniu ich potyczki dołączyli do nas zagubiony w akcji Alexis, a nawet przywiózł ze sobą Alicię. Oboje gdy tylko pojawili się w domu napastnika, praktycznie nie odrywali od siebie wzroku. Gdy blondynka stała ze mną, Shakirą, Anitą i Noe, Alexis ciągle wodził za nią oczami, a gdy ten rozmawiał z chłopakami, ona spoglądała na niego… Co to było?
 W końcu Dav zapuścił muzykę, przy której panowie wyciągali na parkiet naszą piątkę. Proporcjonalnie było nas za mało by tańczyć z piłkarzami, których było trzy razy więcej od naszej skromnej, damskiej grupki. Kilkukrotnie tańczyłam z Valdesem, Pique, Xavim, Fabregasem, Thiago, Busquetsem, Tello, Pedro czy Villą, podobnie z resztą jak reszta dziewczyn. 
  Szczerze? Dopiero teraz zauważyłam dokonania mojej młodszej siostrzyczki… Nieźle wywija na parkiecie. Czyżby jeszcze nie podzieliła się ze mną informacją dotyczącą jej zamiłowania do tańca?
   Z tego co widziałam to chłopcy obawiali się, że jeżeli jutro na treningu pojawią się na kacu, to Pep im nie odpuści i da im wycisk, więc sami sobie miarkowali alkohol, a co niektórzy to nawet nie pili w ogóle.
  W końcu na zewnątrz wydało mi się trochę duszno, więc postanowiłam wyjść na zewnątrz, zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyszłam przez frontowe drzwi i zauważyłam, opierającego się o metalową barierkę na niewielkim balkonem, przed wejściem, napastnika barcelońskiego klubu piłkarskiego.
- Czemu tu tak stoisz sam? – podeszłam i oparłam się o barierkę obok niego.
- Tak jakoś. – wzruszył ramionami. – Wyszedłem się przewietrzyć. – dodała ‘dziesiątka’.
- Tak samo jak ja. – uśmiechnęłam się.
- Miałem pytać… Jak tam ten wywiad, który oddawałaś jako zadanie? – zapytał z uśmiechem.
- No właśnie, niestety jeszcze tego nie wiem… Profesor powiedział, że zabierze mu to trochę czasu… Chce dokładnie wszystko ocenić… - mówiłam.
- W takim razie jak tylko dostaniesz wyniki, to wiesz kogo najpierw informować. – zaśmiał się.
- No oczywiście, panie kapitanie. – zasalutowałam, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Wiesz Letty, dobrze się czuję w twojej obecności… - powiedział, patrząc mi w oczy, gdy przestaliśmy się już śmiać. Uśmiechnęłam się pod nosem, czując, że moje policzki zaczynają się czerwienić. Teraz pewniej spojrzałam mu w oczy, jego pełne tajemniczości brązowe tęczówki, które mówiły do mnie, bym bardziej poznała ich właściciela. Na naszych twarzach nadal gościły lekkie uśmiechy. Jakimś cudem, tak automatycznie, nasze twarze zaczęły się do siebie przybliżać, bardziej i coraz bardziej. Nagle trzask, frontowe drzwi się otworzyły, a my odskoczyliśmy od siebie.
- Leo! Tu jesteś! Szukałem cię, a właściwie można by rzec, że potrzebni jesteście mi oboje. – wbił się pomiędzy nas, otulając nas swoimi ramionami.
- Co tam? – zapytał Leo młodego zawodnika.
- No bo jest sprawa… - Cristian spoglądał to na mnie to na Messiego.
- Przejdź do rzeczy. – pośpieszyłam go.
- No więc… Leo, ty nadal nie masz żadnej pary na ślub Gerarda, nie? – zapytał niepewnie.
- No nie, a czemu pytasz?
- Bo mam dla ciebie idealną parę przyjacielu! – od razu się ożywił.
- No dajesz. – zaśmiał się Argentyńczyk.
- Tam tara tam! Pójdziesz z tą oto prześliczną, najzgrabniejszą, najpiękniejszą, najmądrzejszą i za razem najukochańszą kobietą pod słońcem! Pójdziesz z Letty. – powiedział pośpiesznie na jednym oddechu, szybko na końcu urywając. Spojrzałam na niego pytająco. – Letty, zabij mnie, ale właśnie zaprosiłem Noe. – mocniej mnie do siebie przytulił.
- A te komplementy to za to żebym się niby nie obraziła, że mnie wystawiasz… - stwierdziłam, choć może trochę zabrzmiało to jako pytanie.
- Nie! – wtrącił szybko, na co znów z Messim wybuchnęliśmy śmiechem. – Widzę, że tu państwo się dobrze dogadują, więc trafiłem w dziesiątkę… Dziesiątkę… Fajnie to zabrzmiało. – teraz już mówił chyba sam do siebie. – Letty, nie obraziłaś się? Leo, zabierzesz ją? – pytał.
- Ja się nie obraziłam. – uśmiechnęłam się. – Fajnie, że ją zabierasz, ale pamiętaj… Włos jej z głowy spadnie… Młody, po prostu wtedy tego pożałujesz. – postarałam się powiedzieć to poważnie, choć w środku siebie miałam ochotę nadal się śmiać.
- A ja z wielką przyjemnością zabiorę Letty na ten ślub. – uśmiechnął się Messi, puszczając przy tym do mnie oczko.
- No to mamy wszystko ustalone! Jesteście genialni. – rzucił, po czym pocałował mnie w policzek i poklepał po ramieniu Leo. Nawet nie wiem kiedy zniknął z powrotem za drzwiami domu.
- Wiesz, miałem już wcześniej taki zamiar, ale Cristian mnie uprzedził. – uśmiechnął się. Chciał mnie zaprosić? Ucieszyłam się z tych jego słów. Czyli jednak idę na ślub Pique i Shakiry, nie w obecności starego przyjaciela, tylko nowo poznanego. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym zaproponowałam żebyśmy wrócili do środka, a tam zastaliśmy ustawiony krąg ludzi, którzy klaskali w rytm muzyki. Podeszliśmy bliżej, a na środku tańczył nie kto inny tylko nasz młody lowelas Tello razem z Noe!
- Jeżeli Noelia to twoja przybrana siostra, to w takim razie Cristian będzie pewnie twoim przybranym szwagrem. – zaśmiał się do mnie Leo, po czym dostał ode mnie lekko łokciem w bok. Ale… Uśmiechnęłam się na ten widok, bo chyba… Dobra! Raczej ta dwójka do siebie pasuje. 
__________________________________________________
 Uporałam w się końcu z tym rozdziałem ! Ufff. 
Na początku zrezygnowałam z wątku Alexis&Alicia, ale przez pewnego ktosia, piszę o nich dalej ;pp 
No i dodałam ich zdjęcia do obsady ;)
  
 

środa, 8 sierpnia 2012

011. Pasado


     - No to co? Ja do szkoły, a ty do domu na kanapę i odpoczywać. – powiedziałam, gdy Villa zaparkował samochód.
- Letty, wiesz, że ja nie potrafię nic nie robić. – spojrzał na mnie jak mały chłopiec, proszący o nowy samochodzik.
- Obiecałeś, że nie będziesz przemęczał tej nogi…
- No już. Nie denerwuj się, tylko spójrz na nich. – wskazał na stojące niedaleko nas Audi, a obok niego tulący się do siebie Cesc i Anita.
- No dobra, tym razem ci się udało, ale pamiętaj co ci mówiłam… Teraz mam za zadanie wyciągnąć od Anity szczegóły dotyczące wczorajszego dnia i jak widać, pewnie dzisiejszego poranka. – wyszczerzyłam się.  – Pa David. – pocałowałam go w policzek na pożegnanie i wysiadłam z samochodu. Jeszcze zdążyłam zauważyć, że mi pomachał i odjechał. Z wielkim uśmiechem, żwawym krokiem ruszyłam w stronę naszych nowych zakochańców.
- E, bo trafi się jakiś reporter, który wysławi cię jeszcze bardziej. – zaśmiałam się, przerywając im ich sielankę.
- Cześć Letty. – powiedzieli równo, trochę zmieszani.
- A niech piszą. – zaśmiał się chłopak. – Ty uważaj, żeby nie zainteresowano się tobą, że jednego dnia odjeżdżasz z Cristianem, a drugiego przywozi cię David. Sama gwiazdy Barcelony. No i dodaj jeszcze rozmowę przed zajęciami ze  mną… - śmiał się Fabregas.
- No wow, a ja myślałam, że jesteście tak sobą pochłonięci, że nie widzicie nic wokół poza sobą. Jestem pełna podziwu. – uśmiechnęłam się i spojrzałam na zegarek. – Anita, za niecałą minutę zaczynają się zajęcia. – zawróciłam się do przyjaciółki.
- No tak. Muszę iść. – brunetka zwróciła się do piłkarza.
- No trudno. Do zobaczenia. – pocałował ją na pożegnanie.
- Pa Cesc. – dodałam jeszcze od siebie i razem z Anitą ruszyłyśmy, we dwie w stronę budynku uczelni. – Gdyby nie to, że nie mamy czasu, z chęcią posłuchałabym twojej opowieści dotyczącej randki z Cescem. – poruszyłam brwiami.
- Może po zajęciach, hmm? – zaproponowała dziewczyna.
- Okey, bo uwierz, ja też mam ci dużo do powodzenia… - westchnęłam.
- Co się stało?! – zainteresowała się Annie.
- Ehhh, dużo by opowiadać… Później ci wszystko powiem. Teraz pędzę na zajęcia. Pa. – rzuciłam i pobiegłam w kierunku swojej sali.

***

- Jak myślisz, który bardziej by się jej spodobał? – zapytał przyjaciela, gdy wychodzili z budynku.
- Mi podobał się ten pierwszy, bardziej kobiecy… - odpowiedział mężczyzna, wsiadając do swojego samochodu.
- Zastanowię się jeszcze i wrócimy po niego jutro. – powiedział po chwili, zapinając pas, siedząc na miejscu pasażera.
- Nie masz nic przeciwko, byśmy po drodze wstąpili na lotnisko? Obiecałem komuś, że go odbiorę. – mówił jego asystent, odpalając silnik.
- No pewnie. Twój samochód, ty prowadzisz więc nie widzę problemu. – uśmiechnął się trener.
Dwadzieścia minut później dojechali na lotnisko. Zaparkowali przed budynkiem. Wysiedli z samochodu i weszli do środka, stanęli z boku, czekając.
- Tito, na kogo my w ogóle czekamy? – zapytał mężczyzna.
- Cześć chłopaki, miło was widzieć. – usłyszał za sobą damski, znajomy głos. Odwrócił się i zobaczył niższą od niego o głowę, uśmiechniętą szatynkę.
- Witaj siostrzyczko! – Tito radośnie zawołał i przytulił swoją młodszą siostrę. On stał nieruchomo. Nie myślał, że to właśnie ją zobaczy. W jego głowie, wszystkie wspomnienia zaczynały odżywać.
- Witaj Josep. – powiedziała, gdy już oderwała się od brata. Spojrzała na niego.
- Witaj Tonio. – odpowiedział cicho. Oboje byli zmieszani. Nie wiedzieli jak mieli się przywitać. Niepewnie podali sobie dłonie i je uścisnęli.

***
  
   - No w końcu! Już myślałam, że te ostatnie zajęcia już nigdy się nie skończą! – tuż obok mnie pojawiła się Anita. Czekałam na nią przed budynkiem naszej uczelni. – No, a teraz ty zaczynaj mówić, bo coś mi się zdaje, że twoja opowieść będzie ciekawsza od mojej. – dodała od razu.
- Nie ma co opowiadać… Matka wczoraj zawitała w nasze progi razem z Santosem i jego córkami. Poinformowała mnie tylko, że wychodzi za mąż. Koniec opowieści. – westchnęłam.
- Wow, grubo…
- Nie ma się co nad tym użalać. No, a teraz czekam na streszczenie randki z Fabregasem. – uśmiechnęłam się do niej.
- Już to mówiłam, ale powtórzę… Ja cię chyba ozłocę dziewczyno, za to, że go poznałam! – zapiszczała uradowana.
- Tak wiem, ale przejdź do rzeczy. – zaśmiałam się.
- No więc, najpierw Cesc zabrał mnie na obiad, potem długo spacerowaliśmy. Później poszliśmy do kina, na jakąś komedię romantyczną. Dla mnie nie ważne było jaki to byłby film, ważne, że siedziałam obok Cesca! Potem zabrał mnie nad morze i poszliśmy na jakieś skałki, z których cudnie widać było zachód słońca. Powiedział, że to jego ulubione miejsce i nigdy wcześniej nikogo tu nie przyprowadzał. Pocałował mnie! – zapiszczała. – On jest słodki! – dodała, a ja miałam wrażenie, że ona już jest w swoim innym świecie.
- No i rozumiem, że potem grzecznie odwiózł cię do domu i rano przyjechał odwieźć cię do szkoły? – poruszyłam brwiami.
- No jeżeli wolisz taką wersję… - wyszczerzyła się.
- Anita! No więc czekam na tą prawdziwą!
- Pojechaliśmy do niego i… No wiesz co potem… - jakby się speszyła, a ja się wyszczerzyłam.
- No, no. To ja wolę nie pytać o szczegóły. – zaśmiałam się. Wtedy, w tej samej sekundzie, równo rozbrzmiały nasze telefony. Obie wyjęłyśmy komórki i okazało się, że to SMS od jednej osoby. Brzmiały one identycznie, więc autor napisał raz i rozesłał do wszystkich zaproszonych.
    David:   Dziś, godzina 18, oblewamy moją bezmyślność i odnowienie kontuzji. Obecność obowiązkowa.

           Przeszłam przez bramkę i weszłam na podwórze. Na podjeździe stał niebieski samochód, którym wczoraj przyjechała mama z Santosem. Obok niego stali wcześniej wspomniani razem z Pepem. Czyli już wyjeżdżają… Choć tyle… Podeszłam do nich.
- Cześć Letty. Jak tam zajęcia? – usłyszałam głos mamy.
- Dobrze. – rzuciłam tak po prostu.
- Czekaliśmy na ciebie, bo chciałam się pożegnać. – dodała mama. Ja nic nie odpowiedziałam na to.
- Gdzie te dziewczyny… - Santos spojrzał na dom wujka.
- Pójdę zostawić swoją torbę i przy okazji sprawdzę. – odezwałam się i ruszyłam w stronę domu. Weszłam i usłyszałam, dobiegającą z góry kłótnię. Powoli wyszłam po schodach i zobaczyłam stojącą w progu, przy otwartych drzwiach Noe, a w środku łazienki, przy lustrze malująca się Ivette.
- Słuchaj, wracamy tylko do domu. Nie ogarniam dlaczego ty się tak pindzisz. Przypominam, że czekają na nas. – mówiła czerwono włosa.
- Nie komentuj jeżeli nie jesteś w temacie. Nie rozmawiam z ‘chłopczycami’. Ty się nazywasz dziewczyną, jeżeli nie chodzisz w szpilkach i nie malujesz się. Phii. – mówiła kpiąco ta sztuczna lalka.
- Hej, uważaj sobie na słowa. Teraz zapytam, czy ty się nazywasz prawdziwą dziewczyną? – stanęłam obok Noelii i spiorunowałam starszą Delarosę wzrokiem.
- A co to obrońca z urzędu się wstawił? Tak, nazywam się prawdziwą dziewczyną, bo upiększam się tym co wynaleziono dla kobiet.
- Kochana, chyba sobie kpisz. Jestem tego pewna, że za plecami ktoś cię nazwał plastikiem i dziwką. Dlaczego? Bo tak się nosisz. – mówiłam z powagą. Tamta oderwała się od lustra i stanęła, blisko naprzeciw mnie.
- Dam wam radę. Idźcie po swoją piłeczkę i zgrywajcie małe, bawiące się dziewczynki. Świat należy do takich jak ja.
- Ten świat z alfonsami i przy drogach, pod latarniami? Tak? Dobrze rozumiem? – kpiłam z niej. Tamtą zatkało i nie miała co dalej powiedzieć. Przepchała się pomiędzy nami z naburmuszoną miną i wyszła z domu.
- Dobrze jej tak. – mruknęła Noe. – Tylko teraz to ja będę miała piekło w samochodzie… Z resztą piekło to ja mam z nią ciągle. – dodała.
- W takim razie zostań w Barcelonie. – rzuciłam.
- Tak, zostanę, ale gdzie?! Z wielką chęcią bym się gdzieś wyniosła, ale nie miałabym gdzie mieszkać. – odpowiedziała.
- Zostań tu. Pep nie będzie miał na pewno nic przeciwko, a dziś wieczorem poszłabyś ze mną na imprezę. – uśmiechnęłam się.
- Przecież nie mam nic ze sobą. Poza tym jak ja bym miała tu zostać?
- Normalnie. Zostań jeżeli chcesz. W sobotę lub w piątek pojechałybyśmy do Sabadell, jeżeli byś chciała to byś została, albo zabrałybyśmy jakieś twoje rzeczy. Zaraz zapytamy Pepa, ale to tylko formalność, bo zgodzi się na sto procent. – uśmiechnęłam się, a ta się zamyśliła. – To jak? – zapytałam po chwili, a ona niepewnie podniosła wzrok. – Pożyczę ci ubrania. Nie będziesz się męczyć z tą blond tapetą.
- To moja siostra, ale… Tak zgadzam się z tobą, to blond tapeta, która uprzykrza mi życie swoimi docinkami na temat mojego sposobu bycia. – odpowiedziała pewnie.
- Chodź. – uśmiechnęłam się do niej i objęłam ramieniem, wyszłyśmy przed domu. Powiedziałam wszystkim o swojej propozycji. Pep od razu się zgodził, a Santos… No przecież Noe nie jest już małą dziewczynką, rocznikowo ma już dwadzieścia jeden lat.
   Mama z Santosem i z Ive, odjechali. Pobiegłam razem z Noe do mojej szafy, by wybrać w co się ubrać. Pep obiecał, że nas zawiezie, więc o transport byłyśmy spokojnie. Sama bym nie trafiła, bo nawet nie wiem gdzie mieszka, bo jak na razie wiem tylko gdzie mieszka Affelay.
Zjadłyśmy coś i się przebrałyśmy. Dziewczyna nie wiedziała na jaką imprezę ją wiozę. Widziałam jej reakcję na widok Cristiana, więc chcę widzieć też gdy zobaczy resztę piłkarzy z Barcy, takiego Villę, Messiego, Inieste czy Xaviego, no i resztę.
  Wsiadłyśmy do Audi mojego wujka, który odpalił silnik i wyjechał z podjazdu. O Anitkę nie musiałam się już martwić, bo ona oczywiście jedzie z Cescem. Widać, że z powodu tej znajomości oboje są bardzo szczęśliwi. 
 ________________________________________________

Coś ode mnie? No więc, przerzuciłam się na blogspota, bo oczywiście onet muli i wariuje. Jest już nie do ogarnięcia Tyle. 

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

010. Hermanas


  - Letty, jak dobrze cię widzieć. – przytuliła mnie, a ja podeszłam do tego z dystansem.
- Mamo, na pewno pamiętasz Cristiana. – rzuciłam, stając obok starego przyjaciela. Mama najpierw spojrzała na mnie, a później na chłopka obok.
- Młody Tello, jakbym mogła zapomnieć tego urwisa. Ale ty chłopcze wyrosłeś i się zmieniłeś. Trudno cię poznać. – rozpromieniła się i jego także uścisnęła.
- Pani Antonietto, dlaczego wszyscy zapamiętują mnie jako urwisa? – zaśmiał się Crist.
- Bo taki byłeś, a właściwie to dalej jesteś. – szturchnęłam go łokciem w bok.
- Ja się zemszczę zobaczysz! – zawołał, a ja w tym momencie pokazałam mu język.
- Letty, mogłybyśmy porozmawiać? – zapytała mama, a ja ciężko przełknęłam ślinę. Dlaczego gdy tylko ją tu zobaczyłam, czekałam na moment gdy powie, że chce rozmawiać.
- Panowie, to może przejdziemy do ogrodu? – zaproponował Pep, spoglądając na Cristiana, a potem na Santosa. Cała trójka zareagowała od razu i wyszli przez tarasowe drzwi. Ja ruszyłam za mamą, by usiąść naprzeciw niej na kanapie.
- No więc… - zaczęła trochę spięta. – Jak ci się tu mieszka? Jak studia? – pytała.
- Dobrze mi się mieszka z wujkiem, a na studiach też nieźle. Odnowiłam znajomość z Cristianem i poznałam nowych ludzi, w tym piłkarzy Pepa. – odpowiedziałam.
- Cieszę się, że jesteś tu szczęśliwa. Przyjechałam by o czymś z tobą porozmawiać. – mówiła dalej.
- Tak więc słucham.
- Letty, ja… Przyjęłam oświadczyny Santosa i planujemy już nasz ślub.
- Można było się domyślić. – zamruczałam do siebie pod nosem. – Jeżeli to cię uszczęśliwia to za niego wyjdź. – podniosłam głowę i spojrzałam na nią.
- Byłabym bardziej szczęśliwa, jeżeli powiedziałabyś, że tam wtedy będziesz. – odpowiedziała z nadzieją.
- Wiesz… Rozumem, że znów się zakochałaś. Naprawdę, fajnie, że układasz sobie życie. Zaczęłaś to robić w ukryciu przede mną, w tajemnicy. To właśnie chyba o to mam największy żal. Trudno. Uważam tą rozmowę za zakończoną. – wstałam i wyszłam na taras, gdzie zobaczyłam Pepa, Cristiana i Santosa, odbijających do siebie futbolówkę. Po chwili wyszła też mama. Mój wspaniałomyślny wujaszek wtedy zaproponował rozpalenie grilla, więc byłam skazana na dalszą obecność tu mojej rodzicielki. W pewnym momencie, przy stoliku w ogrodzie został sam Santos, podeszłam do niego i usiadłam naprzeciw na krześle. Wtedy przypomniałam sobie o naszej ostatniej rozmowie przez telefon, gdy mówił o swoich córkach.
- Jak sądzę, to twoje córki też już o wszystkim wiedzą…
- Wiedzą i na początku też były nieźle zaskoczone, ale to zaakceptowały. Nawet przyjechały tu z nami, do Barcelony. – odparł mężczyzna, a ja się trochę zdziwiłam.
- W takim razie, gdzie one są?
- Chciały pozwiedzać miasto i zażyczyły sobie, by po drodze ich wysadzić, a później tu dotrą. Dostały adres, jak skończą mają się tu stawić, a teraz na nie czekamy.
- Rozumiem. – odpowiedziałam.
               Minęła już dziewiąta, a my w piątkę siedzieliśmy w salonie.
- Ja już będę zmykał, bo jestem padnięty, przez jedną osobę, która dała nam dziś w kość. – Cristian wstał ze swojego miejsca.
- No, no. Czasem trzeba. Za dobrze by wam było, jakbym wam ciągle pobłażał. – zaśmiał się Pep. Tello pożegnał się ze wszystkimi i ruszył do wyjścia, a ja za nim, by go odprowadzić.
- Kurczę, zapomniałam! – powiedziałam cicho, gdy stałam z nim jeszcze przed bramką.
- O czym? Co się stało? – zdziwił się chłopak.
- O Anicie i Cescu! Ja muszę się dowiedzieć gdzie byli i co robili. Jutro dorwę Anitę. – wyszczerzyłam się.
- Kobiety… - westchnął rozbawiony. – No, ale nie… Też uważam, że koledze Fabregasowi spodobał się twoja koleżanka. – uśmiechnął się.
- No i vice versa. – rzuciłam ze śmiechem. – Ciągnie ich do siebie i co poradzisz. – dodałam.
- Może akurat coś z tego wyjdzie, kto wie. – zreflektował, a w tym momencie, obok nas przeszły dwie dziewczyny, wysoka blondynka i niższa od niej rudowłosa. Blondynka trzymała w ręku kartkę i się rozglądała.
- Ej, Ivette, to tu. – Ruda, ubrana na sportowo, wskazała na dom mojego wujka, a dopiero po chwili zauważyła mnie i Cristiana. Spojrzała na nas, a w szczególności na mojego towarzysza.
- Jesteście córkami Santosa? – zapytałam bez namysłu.
- Tak. – odpowiedziała blondynka w szpilkach, miniówce i mocnym makijażem.
- Jestem Letty, córka Antonietty. – wysunęłam dłoń w ich stronę.
- Ja jestem Noelia, a to moja siostra Ivette. – odpowiedziała Ruda i ścisnęła moją dłoń.
- Miło was poznać. – uśmiechnęłam się. – Poznajcie się, to jest mój przyjaciel, Cristian. – przedstawiłam im go.
- Cześć, ja jestem Ivette, ta ładniejsza siostra Delarosa. – pierwsza doskoczyła do niego blondynka, a chłopak z wymuszonym uśmiechem uścisnął jej dłoń.
- Jednak marzenia się spełniają. – powiedziała Noe, ściskając dłoń Tello.
- Marzenia? – zapytałam równo z Cristianem.
- Poznać choć jednego piłkarza Barcelony. – odrzekła bez zastanowienia.
- Ta znów zaczyna. – bąknęła pod nosem Ive, a jej ja tak jakoś zmierzyłam ja wzrokiem. Właśnie chyba zobaczyłam „wielką fankę piłki nożnej”.
- Nooo, już cię lubię. Jeszcze tydzień temu miałam takie samo marzenie. – zaśmiałam się do rudowłosej.
- No jak?! Mnie znałaś! – oburzył się chłopak.
- Ty to co innego. Ciebie znam od zawsze, co prawda z małą przerwą, ale dużo to ty się nie zmieniłeś. – odgryzłam się. – Dziewczyny, zapraszam. – otwarłam bramkę, a dziewczyny wolnym krokiem ruszyły w stronę domu.
- Może ja jednak jeszcze zostanę… - przeciągał, wodząc wzrokiem za siostrami Delarosa.
- Ej, z tego co widzę to ta Ivette to też jest na ciebie chętna. – zaśmiałam się i poruszyłam brwiami.
- Co?! Nie! Ta tapeta?! Nie! Mam już dość blondynek. – odpowiedział szybko, wyrywając się z transu. – Chyba potrafisz odróżnić prawdziwy uśmiech od sztucznego.
- No widziałam przecież. Śmieję się. Czyli Noe, ale wiesz… Ona wydaje się być w porządku, więc może już jedź… - prawie wepchnęłam go do jego samochodu.
- No zabawne… Co ty ode mnie chcesz? Co mi brakuje?
- To, że jesteś podobno bardzo zmęczony, że miałeś już jechać, że mógłbyś sobie na chwilę odpuścić jakiekolwiek zarywanie i to moja przyszła, przyrodnia, młodsza siostra, a ty uchodzisz za wielkiego podrywacza. – mówiłam jak najęta.
- Małpa! – pokazał mi język i przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik wydał z siebie swój, charakterystyczny ryk. 
- Też cię kocham braciszku. – zaśmiałam się.
- A ja ciebie siostrzyczko. – przybiliśmy sobie żółwiki, przez odsuniętą szybę. Odjechał. Zawsze gdy byłam mała chciałam mieć brata, a Cristian chciał mieć siostrę, więc rozwiązanie było proste i jasne. Zostaliśmy przyszywanym rodzeństwem. W dzieciństwie tak sobie mówiliśmy. Pobiegłam za dziewczynami, które były już przy wejściu do domu. Otworzyłam drzwi i wpuściłam je pierwsze. Ive od razu wparowała do salonu, a Noelia przez chwilę zatrzymała mnie w korytarzu.
- Letty, twój wujek to naprawdę Pep Guardiola? – zapytała szeptem.
- Tak, to prawda. – uśmiechnęłam się.
- No to chyba to jest mój najszczęśliwszy dzień w życiu... Poznałam już Tello, a zaraz poznam trenera Barcy. – powiedziała sama do siebie, a się tylko uśmiechnęłam i pociągnęłam ją ze sobą do salonu.

   - No dobrze, my już będziemy jechać. – oznajmił Santos z moją mamą godzinę później, gdy za oknem zaczęło rzewnie padać.
- No nie wygłupiajcie się. Nie będziecie się tłuc po nocy i to jeszcze w takim deszczu. Dom jest duży i możecie spokojnie zostać. – powiedział Pep.
- No przecież nie będziemy wam przeszkadzać. – odparł Santos.
- Spokojnie i powoli wrócimy do Sabadell. – dodała mama.
- Możecie zostać, coraz bardziej pada. – powiedziałam i z głuchą ciszą udałam się na górę.
       Kolejną godzinę później, leżałam już w swoim łóżku, pogrążona w lekturze. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziałam, odkładając książkę, a drzwi się otworzyły i do mojego pokoju zajrzał Pep.
- Nie śpisz? Mogę?
- Pewnie, chodź. – powiedziałam z lekkim uśmiechem, a wujek usiadł obok mnie na łóżku. – I jak? – zapytałam.
- Zostali. Zajęli oba gościnne pokoje i już chyba śpią. – odpowiedział swoim wiecznie spokojnym głosem. – Chciałem zapytać, jak po rozmowie z mamą. – dodał.
- Tak jak widać. Dalej to moja mama i ją kocham, ale już jej niestety nie zaufam i nie będzie jak wcześniej. Cieszę się, że układa sobie życie, ale tego ode mnie nie usłyszy.
- Ale ty jesteś uparta. – zaśmiał się.
- I to chyba jedynie mam po tobie albo dziadku, bo z tego co wiem mama nie jest uparta i tata też nie był.  – powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.
- No nie wszystko dziedziczy się tylko po rodzicach. – uśmiechnął się. – Ja już idę spać i tobie też radzę, bo jutro środa, twój ukochany dzień na uczelni. – zadrwił.
- Taaaa, chyba najdłuższy i najcięższy. – dodałam. – Pójdę się jeszcze napić i też się już kładę.
- W takim razie dobranoc. – pocałował mnie w czubek głowy i ruszył ku wyjściu z pokoju.
- Pep. – zatrzymałam go, a ten się odwrócił. – Gdyby przyznawali ordery za miano najlepszego wujka, ty zgarniałbyś wszystkie. – dokończyłam, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, jego wzrok był wbity w podłogę.
- Dobranoc Letty. – usłyszałam i zostałam w pokoju sama. Wygramoliłam się spod kołdry i w swojej piżamie, długich, cienkich dresach i białym podkoszulku, zeszłam na dół. Nie bacząc na nic, weszłam do kuchni i nalałam sobie soku z lodówki do szklanki. Napiłam się i odstawiłam szklankę do umywalki, wyszłam z kuchni, ale coś przykuło moją uwagę. Wydawało mi się, że ktoś jest w salonie. Zaświeciłam w nim światło i zobaczyłam, leżącą na kanapie Noelię.
- Czemu śpisz tu, a nie na górze w pokoju? – zapytałam cicho.
- Gdybyś była skazana na przybywanie całą noc z Ivette też byś postawiła na kanapę. – odpowiedziała.
- Aż tak źle? – przymrużyłam oczy.
- No wiesz, czasem wysiadasz jak ktoś ciągle ci zrzędzi za uchem, że choć jestem dziewczyną to wcale nie zachowuję się jak ona, bo lubię piłkę nożną. – odpowiedziała.
- No to widzę, że teraz twoja siostra i mi zalazła za skórę… Wiesz, jakbym miała tylko czas, również ciągle biegałabym za futbolówką. – uśmiechnęłam się. – A to, że ktoś preferuje sportowy ubiór i nie nakłada masy tapety to jego wybór i jak dla mnie to słuszny, a delikatny makijaż, jaki ja mam, albo widzę u ciebie to strzał w dziesiątkę. – ciągnęłam. – Zbieraj się i chodź ze mną na górę. Raz zasnęłam na tej kanapie i później, gdy z niej wstałam… Wolę nie przypominać sobie tego bólu pleców. – aż mną potrząsnęło. – Zapraszam do swojej jaskini.
   Weszłyśmy po schodach na górę i wróciłyśmy do mojego pokoju. Nie spałyśmy do wpół do trzeciej, ciągle rozmawiając. Znalazłyśmy nasz, wspólny język. Ona opowiedziała mi o swoim życiu, o podwójnym życiu ich matki. Żyła z jej ojcem, a gdy mówiła, że wysyłają ją na jakieś szkolenia lub delegacje z pracy, tak naprawdę żyła swoim drugim życiem. Miała inne nazwiska, mężczyzn… Okłamywała wszystkich. Noe mówiła o rozwodzie swoich rodziców i o tym jak z siostrą zdecydowały się zostać z Santosem, o ich przeprowadzce z Granady do Sabadell. O tym jak dowiedziała się o ponownym ślubie ojca i jak poznała moją mamę. No i teraz, że jest w siódmym niebie, bo poznała słynnego Pepa Guardiola oraz jednego z jego piłkarzy.
     Ja również się przed nią otworzyłam. Powiedziałam o swoim dorastaniu z Cristianem, potem śmierci taty oraz późniejszej przeprowadzce i urwaniu kontaktu z małym przyjacielem. Teraz o kłótni, mojej przeprowadzce do Barcelony i poznaniu chłopaków, także o szczęśliwym spotkaniu z Tello.
- Powiadasz, że bardzo zaprzyjaźniłaś się z Messim i Villą? Jak bardzo? – wyszczerzyła się Noe.
- No tak bardzo, że lubię ich obecność i są moimi przyjaciółmi, a co byś chciała? – zaśmiałam się.
- No ja nic, tak pytam. – znów pokazała szereg swoich białych zębów.

***

    - Posłuchaj, wiem, że trenowałeś na własną rękę i nawet czasem trener przymykał oko na to, że trenujesz z innymi na murawie, ale to za wcześnie. To wczorajsze tylko ukoronowało twoją bezmyślność David. Przepraszam, że się tak wyrażam, ale to tylko prawda. – mówił jego lekarz, a on stał przy wyjściu z kilkoma kartkami w ręku, które musiał zawieść do biura. One skazywały go na jeszcze dłuższą rozłąkę z klubową piłką.
- W porządku. Do widzenia. – rzucił i, kulejąc wyszedł z gabinetu lekarza. Doszedł na parking i wsiadł do swojego samochodu. – Trzeba być konkretnym idiotą, żeby doprowadzić się do takiego stanu! – wydarł się sam na siebie. Siedział w samochodzie, więc nie był skazany na to, że ktoś go usłyszy i weźmie na wariata. Chciał najpierw o tym porozmawiać ze swoim trenerem i miał nadzieję, że pomimo tak wczesnej pory nie obudzi go. Jechał również z nadzieją, że może zobaczy jeszcze kogoś, kim chciał załatać pustkę po swojej byłej. Wiedział, że dziewczyna wcześnie zaczyna zajęcia, ale nadzieja to nadzieja.
    Zaparkował obok bramy wjazdowej do domu Guardioli i kulejąc doszedł do frontowych drzwi. Zadzwonił dzwonkiem i nie czekał długo, bo po chwili w drzwiach stanął Josep.
- David, proszę wejdź. – zaprosił go do środka, a ten przykuśtykał przez próg. – Ejj, co jest? Przecież już chodziłeś, no praktycznie normalnie. – spojrzał na niego zdziwiony.
- Patrzysz na kretyna, który pomimo uwag mnóstwa lekarzy i tak postawił na swoim. Przez to, że trenowałem, a wczoraj wieczorem biegałem i źle sobie stanąłem… Po prostu dowaliłem sobie. – powiedział i podał swojemu trenerowi kartkę z przedłużenia leczenia, która i tak miała do niego trafić.
- Toś się załatwił. – wymamrotał Pep, a wtedy z góry, po schodach zeszła starsza brunetka i od razu podeszła do dwóch mężczyzn, stojących w korytarzu. - Poznajcie się, to jest mama Letty, Antonietta, a to jest jeden z moich piłkarzy, David Villa. – przedstawił ich sobie gospodarz.
- Miło mi panią poznać. – uśmiechnął się kontuzjowany piłkarz i ścisnął dłoń kobiety. Nagle cała trójka usłyszała szybkie kroki wyżej nich oraz głośne zbieganie ze schodów. Teraz chłopak miał  już pewność, że powiedzenie, że nadzieja umiera ostatnia, jest trafione.
- Cześć! Miło was wszystkich widzieć, w szczególność ciebie David. – rzuciła szybko i zaczęła rozwiązywać guz w swoim jednym bucie.
- Myślałem, że już dawno poszłaś. – powiedział Pep i spojrzał na rękę, gdzie miał zegarek. – Za dwadzieścia minut zaczynasz zajęcia. – dorzucił.
- Wiem! Jakimś cudem mój budzik nie zadzwonił. David, jesteś samochodem? – zapytała.
- No tak. – odpowiedział zaskoczony.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Nie.
- Odwieziesz mnie? – zapytała błagalnym tonem, a na jego twarzy jakby zagościł uśmiech. Chwile spędzone z Letty? Jakby mógł odmówić.
- No pewnie. – odpowiedział, a dziewczyna właśnie skończyła ubierać swoje obuwie.
- Jakby co to Noe śpi u mnie w pokoju. – powiedziała Letty.
- Jak to? Przecież miała być w pokoju z Ive. – odpowiedziała matka młodej Guardioli.
- Jakbym miała spać z antyfanką footballu i na dodatek tą blondi, to też bym nie wytrzymała. Możemy iść. – rzuciła i wyszła z domu, a za nią Dav. – Co się stało? – bardzo ją zdziwiło, że jej przyjaciel kuleje, bo przecież ostatnio było praktycznie wszystko w porządku, a nawet tańczył z nią na imprezie u Affelaya.
- Długo by opowiadać. – palnął.
- Więc zacznij już teraz. – odpowiedziała stanowczo rudowłosa, idąc obok jego tempem.
- Jednak te moje treningi nie były dobrym pomysłem, a jeszcze wczoraj jeszcze biegałem i w pewnym momencie źle postawiłem nogę, coś mi w niej chrupnęło. Rano zrobili mi prześwietlenie, ale na szczęście piszczel nienaruszony, ale coś zrobiłem sobie z mięśniem wokół niego, a że to wszystko jest teraz czułe to narobiłem sobie biedy. – skończył, gdy właśnie doszli do jego samochodu.
- A ty nie powinieneś teraz w szczególności tej nogi nie przemęczać… - stwierdziła, gdy już jechali.
- Powinienem. – odpowiedział spokojnie.
- David! Więc proszę mi teraz obiecać, że będzie na nią uważał i nie nadwyrężał. – prawie na niego krzyczała, a jemu się to podobało, bo… Martwiła się o niego.
- Obiecuję! – zaśmiał się.
- Co cię tak śmieszy?! Ja ci teraz obiecuję, że dopilnuję żebyś bardziej nie zepsuł sobie tej nogi. – zdenerwowana, pokręciła głową i swój wzrok skierowała na drogę. On ukradkiem spoglądał na nią, na jej czerwone włosy i śliczną twarz.