sobota, 22 grudnia 2012

020. Beso



 Obudziłam się, leżąc na sofie, okryta kocem. Przypomniałam sobie, że nie byłam u siebie. Byłam u przyjaciela. Usłyszałam kroki, kogoś schodzącego po schodach na dół. Po chwili ujrzałam Leo, wychodzącego z klatki schodowej od razu skręcającego do kuchni, w trakcie nakładając na siebie koszulkę. Ja leżałam nadal, wpatrując się w otwór, gdzie przed chwilą wszedł Messi. Po kilku sekundach wyszedł, a ja przymknęłam oczy, udając, że nadal śpię. Usiadł na niskim stoliku, stojącym obok sofy, na której leżałam. Siedział i czułam, że mi się przygląda.
   - Wiesz, że to się czuję, gdy ktoś na kogoś patrzy?  - zaśmiałam się, podnosząc po woli powieki.
   - Wybacz. – uśmiechnął się. – Jak się spało? – zapytał.
   - Wiesz co? Chyba stanę się twoim częstszym gościem, bo ta kanapa jest bardzo, ale to bardzo wygodna. – powiedziałam podnosząc się.
   - W końcu sam lubię sobie uciąć na niej drzemkę. – oboje się zaśmialiśmy. – Właśnie nastawiłem wodę. Kawa, herbata? – zapytał
   - Kawa Leo, kawa. – poprosiłam, a ten głową wskazał na kuchnię i pierwszy tam się udał. Wstałam i ruszyłam za nim. Stał przy blacie i nasypywał kawę do dwóch kubków. Podciągnęłam się i usiadłam na blacie, tuż obok kubków. On podniósł lekko wzrok i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Również się uśmiechnęłam.
 Po chwili wręczył mi kubek z gorącym kofeinowym napojem. Sam oparł się o blat stołu, centralnie naprzeciw mnie. Dzielił nas od siebie krok.
   - Pep wczoraj dzwonił. – powiedział. – Naprawdę się o ciebie martwił. Myślę, że go trochę uspokoiłem, mówiąc, że jesteś u mnie. Później w nocy jeszcze rozmawiałem z Xavim. Trener podobno postawił na nogi połowę drużyny. – dodał, a ja spuściłam wzrok. – Porozmawiaj z nim.
   - To nie jest takie proste, Leo. Dowiedziałam się, że byłam przez całe swoje życie byłam okłamywana przez najbliższe i najważniejsze mi osoby. Nagle się dowiaduję, że to jednak nie ten Guardiola jest moim biologicznym ojcem… - mówiłam jak nakręcona. – Ja sobie tego nie wyobrażam! Ja pamiętam jak matka zawsze mówiła, że kochała ponad życie ojca! Nie pojmuję tego wszystkiego.
   - Dlatego powinnaś dać im szansę się wytłumaczyć, wysłuchać.
   - Nie wiem czy potrafię. – odwróciłam głowę i poczułam, że po moim policzku spływa łza. W jednej chwili zjawił się przede mną Leo. Dłonią złapał delikatnie za mój podbródek i kciukiem starł łzę z policzka. Przytulił mnie do siebie. Od wczorajszego wieczoru, robił to, kiedy tego potrzebowałam. Podniosłam lekko wzrok i natrafiłam na jego oczy. Stykaliśmy się czołami, a nosy zachodziły za siebie. Czułam i słyszałam jego miarowy oddech. Nagle ogarnęła mnie straszliwa chęć posmakowania jego ust. Cholernie chciałam by mnie teraz pocałował. Zbliżył się jeszcze bardziej i oparł stabilnie dłonie o blat, wokół mnie. Delikatnie przejechał swoimi wargami po moich, a we mnie aż wrzało. Niepewnie położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. Podniosłam lekko głowę, tak że przez przypadek, czubki naszych nosów się o siebie potarły.
  Zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja od razu powędrowałam wzrokiem gdzie indziej. W tym momencie Leo chwycił za mój podbródek i pewnie wbił się w moje usta. Przez całe ciało przeszedł dreszcz, a każda z kończyn odmówiła posłuszeństwa. Rozchyliłam wargi, a on odpowiedział mi głębokim, namiętnym i ognistym pocałunkiem.
  Oderwaliśmy się po woli od siebie, nadal dotykając się czołami i miarowo oddychając. Wtedy znów rozległ się dzwonek do drzwi.
   - Powinieneś otworzyć. – wyszeptałam. On znów chwycił za mój podbródek i wpił się w moje usta, tym razem na krótką chwilę. Wyszedł z kuchni do korytarza, by zobaczyć kto stoi przed drzwiami.
   Co to było? Właśnie całowałam się z Leo i… I to było przyjemne! Poczułam dotyk jego ust. Na samą myśl, uśmiech wskakiwał mi na usta.
   Usłyszałam jakieś głosy z korytarza, a przede wszystkim wyłapałam słówko ‘synu’. Co? Jego rodzice? Co ja mam zrobić? Może przede wszystkim zejść z blatu tej kuchennej komody! Zeskoczyłam z niej, ale jeszcze jeden szczegół… Miałam na sobie koszulkę i dresy Leo. Spokojnie Letty. Tylko spokój cię uratuje… 
  Po chwili w progu kuchni pojawiła się niewysoka, młoda dziewczyna. Zauważyła mnie i jakby się trochę zmieszała.
   - Leo, nie mówiłeś, że masz gościa. – po chwili się wyszczerzyła, a automatycznie za nią pojawiła się kolejna dwójka. Tym razem już rozpoznałam w nich rodziców Lionela, a dziewczyną była jego młodsza siostra. Pojawił się też Leo. Wszedł do kuchni i stanął pomiędzy mną, a swoją rodziną.
   - No to może sobie was przedstawię… Moi rodzicie Celia i Jorge oraz siostra Maria Sol, a to moja przyjaciółka Letty. – powiedział, drapiąc się po karku.

    Zatrzymał samochód przed domem wuj… właściwie to mojego ojca.
   - Na pewno nie chcesz lecieć z nami? – zapytał, spoglądając na mnie.
   - Teraz wolę zostać tu. Chcę pomyśleć o tym wszystkim, ale obiecuję, że z wami duchowo. – lekko się uśmiechnęłam. – Oczywiście będę mocno trzymać kciuki. – dodałam.
   - Taką mam nadzieję. – uśmiechnął się.
   - Wygracie. – uśmiechnęłam się i pochyliłam się, pocałowałam go w policzek. Chciałam wysiąść, ale jakiś niewidoczny magnez ciągnął mnie do jego ust. Nasze twarze dzieliła niebezpiecznie mała odległość. Czułam jego oddech. Równocześnie złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Znów czułam, dreszcz przechodzącym po całym moim ciele i przyjemne ciepło.
   - Teraz na pewno wygramy. – uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. Przygryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok. Rzuciłam szybkie do zobaczenia i wysiadłam z samochodu Leo. Przechodząc przez furtkę, obejrzałam się za siebie, na siedzącego wewnątrz pojazdu Argentyńczyka. Uśmiechnął się lekko i odpalił silnik samochodu. Zrobiłam to samo ruszyłam dalej przed siebie. Słyszałam jeszcze tylko jak odjeżdżał.
 Ku mojemu zdziwieniu, na podjeździe stały trzy samochody, mój, Cristiana i Cesca, a nie było już samochodu Pepa. Weszłam do domu, a tam od razu głośnio powitały mnie cztery postacie.
   - Czy ja mogę się dowiedzieć o co tak właściwie chodzi?! – wyskoczyła czerwonowłosa. – Nie wracasz na noc, Pep siedzi do późna, jak na szpilkach i też nic nie chce powiedzieć, a idzie dopiero spać gdy obdzwonił połowę swojej kadry i litościwie oznajmił, że jesteś u Messiego! Co się stało? – prawie krzyczała.
   - Tak właściwie to jesteś spakowana? – zapytała spokojniej Anita.
   - Życzę wam miłego pobytu w Anglii, a za was chłopaki będę trzymać mocno kciuki. – lekko się uśmiechnęłam i postawiłam nogę na pierwszym schodku.
   - Letty, coś się stało? – zapytał Cesc.
   - Czemu nie lecisz? – dołożył Tello.
   - Nie chcę o tym gadać. Ochłonę trochę i gdy wrócicie, to dowiecie się o wszystkim. – westchnęłam, a tamci popatrzyli po sobie. – Przepraszam was, ale pójdę do siebie. – dodałam i ruszyłam na górę. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko, wbijając wzrok w sufit. Po chwili drzwi mojego pokoju się otworzyły i do środka wparował Cristian.
   - Nasze intuicje podpowiadały wszystkim, że ktoś z nas musiał do ciebie przyjść. Zgłosiłem się na ochotnika. – rzucił się na łózko, obok mnie. – Powiem tak… Znamy się jak łyse konie, a w dzieciństwie byliśmy nierozłączni. Potrafię rozpoznać kiedy stało się coś mało ważnego, albo coś gigantycznie okropnego.
   - I co rozpoznałeś teraz? – mruknęłam.
   - Obstawiałbym to drugie. – rzucił od razu. – Powiesz mi co się stało czy mam cierpliwie czekać do piątku? – zapytał, przeszywając mnie wzrokiem. Odchyliłam głowę i poczułam jak łzy samowolnie spływały mi po policzkach.
   - Roberto nie był moim ojcem. – wyszeptałam przez łzy, a mina Cristiana była do przewidzenia. Na jego twarzy malowało się niemałe zaskoczenie.
   - Że… że co?! – wydukał. – Ale jak to możliwe?! – pytał.
   - Znów byłam okłamywana, tylko tym razem przez więcej niż jedną ważną mi osobę.
   - A wiesz… - zaciął się. – Wiesz kto jest twoim biologicznym ojcem? – zapytał niepewnie. Skinęłam głową i znów poczułam łzę na policzku. Cristian objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – dodał. – Tylko nie płacz.
   - Gdy wrócicie, będę mogła na chwilę z tobą pomieszkać? – zapytałam.
   - Pewnie, ale… Dlaczego? – zapytał zdezorientowany.
   - Będzie mi trudno przebywać, przynajmniej na razie, w obecności Pepa. – przewróciłam oczami.
   - Zaraz, zaraz… Co do tego wszystkiego ma twój wujek?! Czekaj… Chyba nie chcesz powiedzieć, że okazało się, że to jest twój ojciec. To by było zabawne. – zaśmiał się. – Nie jest, prawda?
   - Mi nie jest w tym momencie do śmiechu. – westchnęłam.
   - Czyli jest?! – zrobił przerażoną minę. – Mała, wiesz, że znów to będzie ucieczka? Uciekłaś z Sabadell, po tym jak pokłóciłaś się z mamą o Santosa, a teraz chcesz uciec z domu Pepa? To nie rozwiązuje problemów. Musisz stawić temu czoła. – mówił. Wiedziałam, że jego słowa są mądre, ale… Cholernie trudne to zrealizowania. Nie odpowiadałam nic. – Przemyśl to dobrze, ale jeżeli jednak będziesz chciała się przenieść, to oczywiście jesteś moim ulubionym i mile widzianym gościem. – uśmiechnął się. – Teraz muszę zmykać, jechać po rzeczy jeszcze do siebie.
   - Reszta też już wyjeżdża? – zapytałam, a on skinął głową. – Jeżeli będą pytali… Powiedz, że po powrocie wszystko im opowiem, dobrze?
   - Pewnie. Myślę, że zrozumieją. – ucałował mnie w czubek głowy i wstał.
   - Pożegnaj ich ode mnie i mocno ucałuj Noe. – puściłam do niego oczko, a ten się zaśmiał.
   - Pa. – rzucił i wyszedł z mojego pokoju.
  Zostałam sama. Chwilę później słyszałam, jak frontowe drzwi się zamykają, a z podwórza odjeżdżają dwa samochody. Skuliłam się i okryłam kocem. Tylko jeden temat zaprzątał moje myśli. Dlaczego nikt nic mi wcześniej nie powiedział? Osobą, którą przez całe życie uważałam za wujka, tak naprawdę był moim ojcem. Jestem ciekawa tego, jak to się mogło stać, jeżeli matka zawsze powtarzała, że kochała tylko i wyłącznie ojca. A co z Pepem? To wszystko jest dziwne.

   Musiałam się zdrzemnąć, bo jakąś godzinę później, na nogi postawił mnie dość głośny dzwonek mojego telefonu. Nie dobiegłam do niego. Na ekranie widniało nieodebrane połączenie od Villi, a gdy już chciałam oddzwonić, przyszedł mi SMS od piłkarza.
   Doszły mnie słuchy, że nie poleciałaś dziś ze wszystkimi do Londynu. Stało się coś? A tak na marginesie, musimy pogadać ; )
  Oddzwoniłam, a podczas rozmowy próbowałam zachować naturalny ton. Chciał się spotkać. Zaproponował Ciutat Esportiva, gdzie mogliśmy spokojnie wyjść na boisko, wspólnie pokopać piłkę i porozmawiać.
   - To kto pierwszy mówi to co chce powiedzieć? – spojrzał na mnie David, podrzucając delikatnie piłkę.
   - No to może ty? – zaproponowałam i ruszyłam w stronę bramki. On ustawił się jak do rzutu karnego, przymierzył i gdy kopnął piłkę, równo wykrzyczał jedno zdanie:
   - Zostanę ojcem! – wyszczerzył się, a ja, łapiąc futbolówkę spojrzałam na niego pytająco. –Patricia wyjechała do Brazylii i tam dowiedziała się, że jest w ciąży. Nie mogła sobie znaleźć tam miejsca, więc wróciła do Hiszpanii. Chciała się ze mną skontaktować, ale nie mogła się do tego zabrać, nie wiedziała jak. No i wczoraj zauważyliśmy ją praktycznie na ulicy. Rozmawialiśmy długo, powiedziała mi o ciąży, a ja wyjąłem z szuflady jej pierwszy zaręczynowy pierścionek, który mi oddała po kłótni i ponownie się jej oświadczyłem. – mówił, tryskający szczęściem i dumą.
   - David, gratuluję ci! – podleciałam do niego i mocno przytuliłam.
   - Ja też strasznie się cieszę. – odparł. – Teraz opowiadaj co u ciebie i dlaczego nie poleciałaś z nimi. – zarządził.
   - Ty czemu nie poleciałeś?
   - Bo lecę jutro rano z Patricią, ale nie zmieniaj tematu. Czekam na odpowiedź. – nie dawał za wygraną.
   - Nic się nie stało. – skłamałam, spuszczając wzrok.
   - Letty, przecież to widać na kilometr… - westchnął.
   - Nie chcę teraz o tym gadać. – przewróciłam oczami. Wtedy na murawę wkroczyła niewysoka brunetka. David zauważył ją od razu.
   - No dobra, teraz ci się upiekło… Chodź, poznasz Pattie. – puścił do mnie oczko i pociągnął za sobą.

  Spędziłam trochę czasu z przyszłymi rodzicami, co choć na chwilę pomogło mi przestać myśleć o tym co się teraz dzieje w moim życiu. Ojcostwo Pepa, ale i jeszcze jedna rzecz… To co stało się dziś rano, a nawet dwa razy… Co miały znaczyć te pocałunki z Leo? Ja czułam się jakbym była w innym świecie, jakbym odlatywała ze swojego ciała. Ludzie nie całują się bez powodu, prawda?
 Zaparkowałam samochód przed domem, tuż obok samochodu mojej mamy, którego obecność mnie zaskoczyła i przy tym zwiastowała nic dobrego. Wsiadłam z Audii i ruszyłam w stronę wejścia, obok którego, na schodkach siedziała mama, czekała na mnie.
   - Cześć Letty, możemy porozmawiać? – zapytała niepewnie, gdy przeszłam obok niej i zaczęłam przekręcać klucz w drzwiach.
   - Coś często ostatnio tu przyjeżdżasz. – mruknęłam.
   - Dlatego, że mieszka tu moja córka. Porozmawiamy? – ciągnęła. Spojrzałam na nią i wpuściłam ją do środka.

   Było już późno, mama wróciła do Sabadell, a ja leniwie wspinałam się po schodach na górę. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wzięłam swój telefon, leżący na nocnym stoliku. Miałam trzy powiadomienia, jedno nieodebrane połączenie od Pepa i dwie wiadomości, od Cristiana: Wylądowaliśmy cali i zdrowi. Tylko Ciebie tu brakuje. Tą wiadomość dostałam ze trzy godziny temu, połączenie też mniej więcej o tej porze. Była też druga wiadomość, ta od Leo, sprzed dziesięciu minut: Skończyliśmy trening Stamford. Jest chłodno i deszczowo. Co się dzieje w Barcelonie, a przede wszystkim, jak się trzymasz?
 Od razu mu odpisałam: David zszedł się z Patricią, a ja właśnie skończyłam rozmowę z mamą na temat braci Guardiola. Teraz jestem padnięta więc przy innej okazji powiem ci o tym. Dobranoc.
Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź: Słyszałem o Guaje. Miłych snów.
  O tym całym wydarzeniu wiedzieli na razie Leo i Cristian, mój stary przyjaciel nie wiedziałby, ale gdy przyszedł wtedy do mnie do pokoju, potrzebowałam rozmowy z kimś. Może i powiedziałabym o tym Villi, ale nie chciałam go zadręczać swoimi problemami, a w szczególności w momencie gdy cieszył się z odzyskania ukochanej oraz wieści o maleństwie, którego jest ojcem. Pytanie… Dlaczego moje życie nie może być ciągle sielankowe i spokojne? Dlaczego zawsze coś musi tak nagle wyskoczyć?     
________________________________________________
Chyba wszyscy w czekali na wydarzenie z tego rozdziału? Hmm? : ) 
 Zbliżają się święta, więc chciałabym się trochę tu rozpisać. 
  Chciałabym życzyć wszystkim moim czytelniczką pogodnych, zdrowych i szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia. Dziewczyny, niech spełnią się wasze wszystkie życzenia i sny, życzę Wam byście kochały i były kochane, byście miały najlepszych przyjaciół, na których nie będziecie narzekać, żeby ta przyjaźń trwała i trwała. Dla tych co piszą opowiadania, życzę mnóstwo weny, pomysłów i chęci pisania : ) 

 Pozwolę też sobie na osobiste życzenia:
1. Natalia (Noelle) - jesteś pierwsza, między innymi dlatego, że znamy się najdłużej. Dasz wiarę, że to już 9 lat? Nati, życzę ci dużo, dużo szczęścia, zdrowia, dobrych ocen (no dobra, takie już masz), miłości i wielu wspaniałych chwil. Żebyś spotkała na swej drodze swoją drugą połówkę, takiego Tello, Torresa, Nialla czy Roberto, i tak dalej można by było  wymieniać. Chcesz wyjechać do Anglii, tego też ci życzę. 
2. Natalia (Nataleczkaaa) - ty dziku jeden! Nie zmieniaj się, słyszysz? Nie zmieniaj. Miej daleko docinki naszych szuj. Bądź szczęśliwa i zdobywaj najlepsze wyniki. Spełniaj swoje marzenia, zakochaj się bez pamięci i żyj jak królowa. Tobie też życzę żebyś poznała swoich idoli, Cześka i Bartrę.
3. Ania (Annie) - spełniaj marzenia i idź przez świat z podniesioną głową. Dalej miej swoje zwariowane pomysły i realizuj je. Pnij się do góry i zwiedzaj każde zakątki. Ania, cierpliwości, cierpliwości, kiedyś dokopiecie z Nati swojemu klasowemu 'plebsowi'. No i ty też poznaj Fabregasa i Bartrę, tylko się z Nataleczką o niego nie pobijcie.

   Dziewczyny, wiedzcie jedno - jesteście genialne! Czekam na Sylwestra ♥

Ps. Feliz Navidad ♥
  Status - oglądanie meczu. 
Koniec pierwszej połowy, 0 - 1 dla Barcelony.  

sobota, 1 grudnia 2012

019. Padre



   Przed zajęciami dorwałam Anitę, którą chciałam wypytać o wczorajszy obiad, na którym gościł Fabregas. Jednak nie dopuściła mnie do głosu, bo pierwszy co zobaczyła to mój przyciemniony kolor włosów. Chciałam jakiejś zmiany, więc wczoraj byłam u fryzjera. Podcięłam lekko końcówki i przyciemniłam włosy. Już nie są czysto miedziane, teraz wpadają w brąz.
 W  końcu udało mi się do niej dotrzeć i opowiedziała wszystko, jak na początku Cescowi trzęsły się nogi, a później jak wspaniale dogadywał się z jej rodzicami.
   - A potem jak poszedł to rodzice powiedzieli, że to porządny i ułożony mężczyzna, że życzą nam szczęścia. – uśmiechnęła się brunetka.
   - No to gratuluję. Gładko poszło. Ja jeszcze muszę wyciągnąć od Cristiana albo Noe jak było z nimi. Wczoraj gdy wróciła, to już spałam, a dziś jak ja wychodziłam to ona jeszcze smacznie sobie chrapała. Zaraz będę męczyć SMSami Crista. – zaśmiałam się.
   - Męcz, męcz i daj mi znak, czego się dowiedziałaś, ja zmykam na zajęcia. – wstała z ławki, na której siedziałyśmy, zostawiła buziaka na moim policzku i pobiegła w stronę budynku.
    Pobudka śpiochu! – napisałam do Tello, po woli wstając z siedzenia i leniwie kierując się na uczelnię.
   Jesteś wielka! Gdyby nie twój sms, zaspałbym na trening! Mam niecałe pół godziny! – odpisał po krótkiej chwili.
   Za to proszę mi streścić jak było wczoraj! – napisałam, zajmując miejsce przy ścianie na sali wykładowej.
   Było… Przyjemnie. ; ) – dużo mi to dało.

   Szczegóły Cristian, szczegóły poproszę.

  Za dużo byś chciała wiedzieć ;P Do później, teraz zmykam na trening
Nie odpisywałam mu już, niech ćwiczy.
 Chwilę później dostałam kolejną wiadomość, tym razem od Davida. Poprosił mnie, żebym po zajęciach pomogła mu wybrać jakiś prezent dla jego mamy, która za niedługo ma imieniny. Zgodziłam się i umówiłam po zajęciach.
 Później okazało się, że odwołano moje ostatnie zajęcia, więc mogłam jeszcze wrócić do domu zanim pojadę spotkać się z Villą.
   Gdy podjeżdżałam pod dom, wtedy też wujek wracał z treningu.
   - A ty, co tak wcześnie? – zaśmiał się, gdy praktycznie równocześnie wysiedliśmy z samochodów.
   - Nie miałam ostatnich zajęć, a jak po treningu z chłopakami? Gotowi na podbój Chelsea? – uśmiechnęłam się.
   - Pewnie, są zmotywowani. I mam nadzieję, że damy pojutrze radę. – odpowiedział, przepuszczając mnie w progu. Dobiegły nas telewizyjne dźwięki z salonu. Od razu się tak skierowałam, by dorwać Noelię.
   - Ty mi tu mów, jak było wczoraj! – prawie na nią krzyknęłam, siadając obok na kanapie, a ta najpierw spojrzała na mnie dziwnie, a potem wybuchła śmiechem.
   - Wnioskując po zaskakująco dobrym, dzisiejszym humorze Cristiana, to chyba dobrze. – zaśmiał się Pep, dołączając do nas w salonie.
   - Ale ja wiedziałam od początku, że coś między wami będzie. – klasnęłam w dłonie, wyszczerzając się.
   - Ejjj, bo ja tu ciągle jestem! – Noe udała oburzenie, a ja ją do siebie przytuliłam.
   - Wiem, siostrzyczko, wiem. Jeju, jeszcze te kilkanaście lat temu jakbym pomyślała, że ten urwis zdobędzie taką dziewczynę to bym wyśmiała. – znów się zaśmiałam.

     Myślałam, że na spotkanie z kontuzjowanym napastnikiem Barcelony, przybędę punktualnie, ale pech chciał, że po drodze trafiłam na jakiś korek.
   - Przepraszam cię David! Straszne korki! – wydukałam zdyszana, dobiegając na miejsce spotkania.
   - Cześć. Nic się nie stało, nie pali się. – uśmiechnął się i pocałował jej policzek na powitanie.
   - Więc, masz już jakiś pomysł co możesz kupić swojej mamie? – zapytałam, a on pokręcił głową. – Chodź. – zaśmiałam się, ciągnąc go za rękaw skórzanej kurtki.

   Po dwóch godzinach chodzenia po centrum handlowym, znaleźliśmy niedaleko fajną kawiarenkę, gdzie zatrzymaliśmy się na kawie.
   - Na pewno spodoba się twojej mamie. – uśmiechnęłam się do piłkarza, gdy ten po raz enty oglądał srebrną bransoletkę w podłużnym granatowym pudełeczku. – Kupisz kwiaty i prezent wspaniały.
   - Może masz i rację. – zaśmiał się. – Dziękuję za pomoc. Sam bym nic nie wymyślił.  
   - Nie ma za co. Do usług. – odpowiedziałam z ciągłym uśmiechem. Zauważyłam, że w naszą stronę zmierza uśmiechnięty Xavi.
   - Cześć wam. – przywitał się i przysiadł przy naszym stoliku. – David, myślałem, że będziesz na treningu, żeby popatrzeć jak zawsze. Chcę cię o czymś poinformować. – spojrzał na niego.
   - Mów. – zainteresował się Villa.
   - Ktoś wrócił do Hiszpanii. – zaczął. – Rano zdawało mi się, że śmignęła mi Patricia, a potem Elsa do mnie dzwoni i powiedziała, że wpadła na nią w centrum handlowym. – mówił dalej, a David siedział jak zahipnotyzowany. Wstrząsnęła i zaskoczyła go ta wiadomość. Coś wcześniej słyszałam o dziewczynie, z którą był długo, z którą się pokłócił i wyjechała. Domyśliłam się, że chodzi o nią.

***

  Dudniło mu w głowie to co powiedział mu przyjaciel. Patricia jest w Hiszapanii, wróciła. Od razu przed oczami pojawiła mu się ona. Myślał tylko o niej. Przez głowę przeleciało mu tysiąc najpiękniejszych momentów spędzonych właśnie ze swoja byłą kobietą. Kochał ją do szaleństwa. Wnioskując po tym, że serce zaczęło mu walić jak młoty, dalej kocha.
 Wspominał ich obietnice, że zawsze będą razem, że założą rodzinę i będą szczęśliwi. Jednak w pewnym momencie wszystko pękło jak bańka mydlana. Wyjechała i zostawiła go w Barcelonie. Teraz? Xavi mówi, że wróciła. Gdzieś w sercu się cieszył na tą wiadomość.
   - David… - zaczął niepewnie przyjaciel, podążając za czymś lub kimś wzrokiem po ulicy. Wyrwało go to z zamysłu i spojrzał na bruneta. – Jeżeli mnie wzrok nie myli to… Tam idzie Pati. – wskazał, a siódemka spojrzała w tym kierunku. Jego serce wstrzymało pracę przez krótką chwilę. To była ona. Niewysoka, brunetka o ciemnej karnacji – Patricia Gonzalez.
 Najpierw spojrzał na przyjaciela, a później na Leticie. No właśnie, co z młodą panną Guardiola? Mówił sobie, że się w niej zakochał. Ale czy to była prawda? Dobrze czuł się w jej towarzystwie, ale czy to była miłość? Nie reagował na nią tak, jak teraz na widok Patrici. Czyli to było zwykłe zauroczenie? Raczej tak. Przyjaźń? Jak najbardziej. Mogła być jego przyjaciółką, ale teraz gdy jest już Patricia, nikim więcej. Liczyła się jego pierwsza, wielka miłość.
   - Stary, na co ty czekasz? – zdziwił się mocno Hernandez. – Ma ci uciec?! – po słowach Xaviego, spojrzał znów na dziewczynę.
   - David leć! – zawołała z szerokim uśmiech. Zerwał się na równe nogi, łapiąc swoją kurtkę z oparcia jego krzesła. Ale zawrócił.
   - Dzięki. – lekko się uśmiechnął, poklepał przyjaciela po ramieniu i przelotnie pocałował Letty w czubek głowy. Pognał przed siebie by dogonić kobietę jego życia.
   - Patricia! – złapał ją za łokieć i zatrzymał. Odwróciła się i spojrzała na niego. Widać było,  że również była zaskoczona spotkaniem. Lecz też ucieszyła się na widok bruneta.

***

   - Możesz mi opowiedzieć coś o niej? – zapytałam Hernandeza, przenosząc wzrok z Davida i jego towarzyszki, stojących na środku deptaka.
   - O Patrici? Znają się już długo. Byli już ze sobą zanim David przeszedł do nas z Valencji. Jednak do ślubu się im nie śpieszyło. Byli naprawdę fajną parą. Każdy w drużynie lubiliśmy Pati, a ja i Leo wbijaliśmy do głowy  temu wiecznie niezdecydowanemu, żeby w końcu się oświadczył. – uśmiechnął się Xavi.
   - Byli fajną parą? Ja wierzę, że będą nadal. – zaśmiałam się.
   - No oczywiście ja też. Wszyscy trzymamy za nich kciuki. Pasują do siebie. – odpowiedział i wtedy znów spojrzeliśmy w ich stronę.  Stali przez chwilę naprzeciw siebie, rozmawiając. Jednak po chwili po prostu się do siebie przytulili.
   - Są słodcy! – zajęczałam i razem z Xavim przybiliśmy sobie piątki.
   - Zgadzam się. Teraz David będzie chodził cały w skowronkach, nawet z powody nieuczestniczenia w Mistrzostwach Europy. Będzie miał przy sobie ukochaną. – uśmiechał się piłkarz. Podążaliśmy jeszcze przez chwilę za nimi wzrokiem, patrząc jak się oddalają, oczywiście przytuleni do siebie. Jednak El Maestro zakomunikował, że musi iść. Pożegnaliśmy się i ja również ruszyłam do swojego samochodu, zaparkowanego na niedalekim parkingu.
 Bardzo cieszyłam się z powodu Davida i jego dziewczyny Patrici. Wystarczyło mi to, co mi powiedział o nich Xavi, a już uwielbiałam ich razem i uważałam za wspaniałą parę. Nie mogłam napisać do Davida z pytaniem jak mu poszło i jak z Patricią, ponieważ moja komórka padła śmiercią naturalną, rozładowała się.
 Wsiadłam do swojego czerwonego Audi i w dobrym humorze wracałam do domu.
 Wjeżdżając na podjazd, zdziwiła mnie obecność jeszcze jednego samochodu. Był to pojazd mojej mamy. Postanowiła nas odwiedzić?

***

  Od ponad pół godziny nie mogli się do niej dodzwonić, a próbowali z dwóch powodów. Pierwszym były niezapowiedziane odwiedziny Antonietty w domu Guadioli, a drugim, to że pół godziny wcześniej, usłyszeli wcześniej w radio informację o wypadku samochodowym, w którym brało udział czerwone, dwuosobowe Audi. Zostali w domu sami, bo wcześniej Noe wyszła z Cristianem, ona z resztą też nie odbierała. Oboje martwili się o młodą dziewczynę. Jej telefon wcale nie odpowiadał, lecz nagranie informujące, że abonent jest wyłączony.
   - Może trzeba obdzwonić szpitale? – zapytała, chodząca w kółko kobieta.
   - Anto, spokojnie. Poczekajmy jeszcze chwilę. Może to nie ona, może oddzwoni. – Pep próbował ją uspokoić.
   - Ty w ogóle się tym nie przejmujesz? Bo przecież co cię ona obchodzi? Może coś się faktycznie stało! – zakpiła zdenerwowana pani Sedillo.
   - Nie masz prawa tak mówić. – wstał  z miejsca, zdenerwowany słowami brunetki. – Od dwudziestu trzech lat, nie ma momentu, w którym nie martwiłbym się o Leticie! To w końcu także i moja córka! – krzyknął, a oboje wtedy usłyszeli coś spadającego na ziemię. Spojrzeli w kierunku holu. Zamarli. W przejściu stała Letty, cała i zdrowa, ale również zaskoczona.
   - Córka? – wydukała bezradnie, a jej oczy zaczęły się szklić.
   - Letty. – pierwszy w jej stronę zerwał się Pep, ale ta zrobiła krok w tył. – Posłuchaj…
   - Jesteś moim ojcem tak? – zapytała z lekkim niedowierzaniem i kpiną. Josep i Antonietta równo podeszli do połowy odległości, dzielącej jej z nimi.
   - Letty, wysłuchaj. – mówiła jej matka.
   - Mam was słuchać?! – wybuchła. – Ciągle jakieś kłamstwa! Gdy dowiedziałam się o Santosie, szukałam pomocy i u ciebie. Myślałam, ze ty jedyny będziesz ze mną szczery. – spojrzała na trenera piłkarskiego. – Jednak ty też nigdy nie byłeś. Wszyscy mnie okłamują!
   - Leticia! – odezwała się jej matka.
   - Zostawcie mnie, dobrze? – odpowiedziała już spokojniej, schyliła się po swoją torbę, którą wcześniej upuściła, po tym co usłyszała i wybiegła z domu.

***

 Na początku w ogóle nie wiedziałam gdzie mam się podziać. Gdzie iść? Noe teraz pewnie spędza czas z Tello, Anita z Ceskiem, a Davidowi tym bardziej nie chciałam przeszkadzać. Nogi same niosły mnie w jednym kierunku. Szłam ciągle płacząc. Ludzie zatrzymywali mnie i pytali co się stało czy potrzebuję pomocy. Ignorowałam i szłam dalej. W pewnym momencie z nazbieranych chmur trysnął wiosenny deszcz. Nie przeszkadzało mi to, bo i tak moje oczy i policzki były mokre od łez.
 Ciągle żyłam w przekonaniu, że mój biologiczny ojciec to ten starszy Guardiola, Roberto, który teraz nie żyje. Okazało się, że jest inaczej. Była nim osoba, którą całe życie uważałam za wujka i osobę, której bez problemu mogę się zwierzyć i porozmawiać, udać się po poradę w trudnej sprawie. Opowiadałam mu, że nie uznaję kłamstw. Wiedział to, gdy przeprowadzałam się do niego z powodu kłamstwa matki, o tym że kogoś ma. Teraz się okazuje, że mieli wspólną tajemnicę. Ale czy mój ojciec… Ojciec, który przez pierwsze siedem lat mojego życie mnie wychowywał, czy wiedział o tym?
 Nie wiedziałam nic. Nie dałam sobie wytłumaczyć. Wyszłam. Po prostu zwiałam. Po tej informacji nie chciałam ich słuchać. Chciałabym z kimś kto mógłby mnie wysłuchać i pocieszyć. Nogi i rozum zaprowadziły mnie w jedno miejsce.
 Było już ciemno, a ja cała przemoczona stanęłam przed drzwiami domu. Nadal cała roztrzęsiona, mokra i zmarznięta zadzwoniłam dzwonkiem. Oparłam się o framugę i czekałam, aż właściciel mi otworzy. Po krótkiej chwili usłyszałam szmery w środku. Drzwi się otwarły, a w progu stanął piłkarz.
   - Letty. – wydukał na mój widok.

***

 Usłyszał pukanie do drzwi. Zapytał się w myślach, kto to może być o tej porze oraz w taką pogodę. Podniósł się z kanapy i ruszył do drzwi. Otworzył je i oniemiał. Za nimi stała podopieczna jego trenera, cała przemoknięta i widać było, że zapłakana. Ledwo trzymała się na nogach.
   - Letty. – wydukał. – Wchodź. Co się stało? – zapytał przerażony, pociągając ją za rękę do ciepłego wnętrza. Ta się jeszcze bardziej rozpłakała. Nie mógł na to patrzeć. Serce mu się krajało. Podszedł do niej i przytulił. Lekko zaskoczyło to dziewczynę, ale potrzebowała tego.
   - Jesteś teraz cały mokry. – wychrypiała.  
   - To nic. Musisz się wysuszyć, bo się rozchorujesz. – zdjął z jej ramienia przemoczoną torbę i położył  w korytarzu. Chwycił za dłoń i zaprowadził za sobą na piętro. Pokazał łazienkę, dał ręczniki, a nawet swoje dresy i klubowy, domowy trykot. Powiedział, że będzie czekał na dole. Zszedł, zostawiając dziewczynę samą. Wszedł do kuchni i postawił wodę na coś ciepłego do picia. Męczyło go dlaczego płakała, przez kogo? Co się wydarzyło?
Gdy wlał do dwóch kubków wrzątek, przygotowując herbatę, usłyszał kroki. Obrócił się i zobaczył, stającą w progu, teraz szatynkę.
   - Co się stało? – podszedł do niej, a ta spuściła głowę. Delikatnie chwycił jej podbródek i uniósł ku górze. – Okey, nie chcesz, na razie nie mów, ale musisz się napić czegoś ciepłego. – powiedział, patrząc w jej pełne smutku oczy. Wrócił po oba kubki i razem weszli do salonu, usiedli na dużej kanapie, tuż przed kominkiem. Dwudziestotrzylatka skuliła się w kącie i objęła dłońmi kubek z gorącym wywarem. Piłkarz usiadł obok ze swoim kubkiem i patrzył na nią.
   - Dowiedziałam się, że przez całe moje życie byłam okłamywana. – powiedziała beznamiętnie, patrząc się w ciemność, panującą za oknem. – Mój biologiczny ojciec nie zmarł w wypadku szesnaście lat temu. On żyje. Był ciągle obok. Teraz nawet z nim mieszkam. – mówiła, teraz już odwracając głowę w kierunku chłopaka.
   - Chcesz powiedzieć, że Pep… - zaczął, a ta przymykając oczy, by powstrzymać łzy, kiwnęła głową.
   - Usłyszałam rozmowę jego i mamy. – popatrzyła w dół. – Leo, znów okazało się, że byłam okłamywana przez najbliższe mi osoby. – spojrzała na niego i uroniła kolejną, pojedynczą łzę. Odstawił swój kubek i przysunął się do niej. Tak naprawdę nie wiedział co ma jej powiedzieć. Znów ją przytulił, a ta w jego ramionach rozpłakała się jak mała dziewczynka.
   
  W objęciach tego chłopaka czuła się bezpieczna. Ufała mu, lecz nie chciała się sparzyć. Nie wyciągał od niej siłą tego co się stało, pozwolił samej się otworzyć.  Nie tłumaczył, lecz po prostu przytulił, czego potrzebowała i to bardzo. Po raz pierwszy czuła jak to jest, być przytulaną przez niego. On cały ją intrygował. Czuła się przy nim inaczej, a gdy ją dotykał, stado motyli w jej brzuchu budziło się ze snu, nie mówiąc już o dreszczach na całym ciele. Uwielbiała jego zapach. Taki męski i za razem słodki. Za każdym razem, gdy był w pobliżu, zapach docierał do jej nozdrzy. W jego ramionach mogła trwać w nieskończoność.

   Siedział na kanapie, obejmując ramieniem śpiącą Leticie, przytuloną do jego klatki piersiowej, trzymającą głowę na miejscu serca, ciągle gładząc ją delikatnie po wilgotnych włosach. Była śliczna. W środku wariował na jej widok. Teraz jest w jego domu, śpi, przytulona do niego, w jego koszulce. Wyglądała obłędnie.
 Obok na stoliku zaczął wibrować jego telefon. Na wyświetlaczu pokazywało dzwoniący do niego numer trenera. Wstał tak, by jej nie zbudzić. Oparł jej głowę o poduszkę i okrył kocem. Dopiero wtedy odebrał.
   - Słucham.
   - Przepraszam cię Leo, że tak późno dzwonię, ale mam pytanie. – zaczął, zmęczonym tonem. – Wiesz może gdzie jest Letty?
   - Jest u mnie. – odparł krótko, a w słuchawce usłyszał westchnienie ulgi.
   - Mogę z nią porozmawiać? – zapytał.
   - Niestety nie. Śpi. I nawet nie wiem czy byłaby w stanie rozmawiać z tobą.
   - Domyślam się. Rozumiem ją, ale powiedz jej, że się o nią strasznie martwiliśmy. Ona nie za całej prawdy. – westchnął. – Dzięki Leo. Wiem, że Letty jest bezpieczna i nic jej nie jest. Do zobaczenia jutro.
   - Dobranoc. – odpowiedział piłkarz i się rozłączył. Wrócił do salonu i poprawił koc, by dziewczyna w nocy nie zmarzła. Przykucnął jeszcze niepewnie i ucałował ją w czoło. Zgasił światło i ruszył na górę, do swojej sypialni. 
_____________________________________
 Miałam to całkiem inaczej rozegrać z Villą, ale... Będzie inaczej, niż na początku planowałam : ) 
Czekam na opinię pod tym rozdziałem, który jest... Sama nie wiem... Zaskakujący?