poniedziałek, 20 maja 2013

024. Una Dilema

  Bała się jak nigdy, ale w końcu musiała mu to wyjawić. Minęło za mnóstwo czasu. Nie może o tym nie wiedzieć.
 Mieli wolną niedzielę, właściwie to ona, ponieważ trening mieli wieczorem, więc poprosiła go by pojechali razem do Granady. Nie wiedział dlaczego ona chce tam jechać, ale się zgodził.
   - Możesz skręcić w tą uliczkę? - zapytała. Skinął głową, a dopiero po chwili zorientował się, że jeżeli dobrze zna to miasto,  to na jej końcu mieści się cmentarz.
 Im byli bliżej, czuła, że coraz bardziej się denerwuje. Musiała w końcu wyjawić mu prawdę, tajemnicę, którą ukrywała przez lata, przed każdym. Nawet przed swoim starszym bratem. 
   Kazała mu zaparkować przed placem cmentarnym. Wysiadła i pierwsza ruszyła w stronę bramy wejściowej. On zamknął swój samochód i pewnym krokiem ruszył za nią. Zrównał się z nią i co chwila spoglądał na jej lekko bladą twarz. Dlaczego chciała by tu przyjechali? Nie pamiętał by rodzeństwo Vilanova miało tu jakąś rodzinę. Ku jego zdziwieniu, skręciła w alejkę z samymi maleńkimi mogiłami. Przerażał go ten widok. Co komu były winne te dzieciątka by zabierać je z tego świata?! Przystanęła przy grobie z ciemnego marmuru. Wyjęła z torebki mały znicz i bukiecik białych dzwonków, który położyła na środku mogiły. Również przykucnął i dopiero teraz spojrzał na napis na płycie - Josefine Guardiola Vilanova. 
   Zamarł na chwilę. Co to miało znaczyć?!
   - Tonia? - zaczął cicho.
   - Wyjeżdżając z Hiszpanii, byłam już w ciąży. - powiedziała i automatycznie zalała się łzami, cicho łkając.
   - Tonio, dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał nie ruszając się z miejsca.
   - Chciałam, ale bałam się twojej reakcji. Zerwaliśmy wtedy.
   - Ale nadal cię kochałem.
   - Gdy byłam w 9 miesiącu, wróciłam i chciałam ci powiedzieć. Najpierw zatrzymałam się wtedy w Granadzie, u przyjaciółki ze szkoły. Bóle przyszły wcześniej i zaczęłam rodzić. - płakała, a on uważnie słuchał. - Urodziłm córeczkę. Była spokojna, gdy na sali porodowej pielęgniarka ułożyła to małe zawiniątko na rękach. Miała takie duże, brązowe oczy. Takie jak ty, wiesz? - spojrzała na niego. Na jego twarzy malowały się różne emocje; zdziwienie, szok, zaskoczenie, strach... - W nocy mnie obudzili i powiedzieli, że Jose dostała jakiegoś ataku i nie żyje. - rozpłakała się na dobre. Pep nie mógł być już bezczynny, przybliżył się i mocno ją przytulił. Usiedli na zimnym chodniku. Wtedy i on poczuł jak do oczu podchodzą mu łzy. Ma... Miałby drugą córkę, drugie wspaniałe dziecko.

***

  Usłyszeliśmy otwierające się drzwi i głosy chłopaków.
   - Gdzie nam zniknęłyście?! - krzyknął Cristian. - O... Dzień dobry. - zmieszał się. Pewnie zobaczył gościa w salonie. Noe wtedy wytarła łzy. To, że po 23 latach dowiedziałam się, że jednak Pep jest moim ojcem, w porównaniu do tego co przed chwilą usłyszałyśmy, jest pestką. Obie siedziałyśmy pod ścianą na piętrze i słuchałyśmy. Noelia wstała i zbiegła na dół. Zrobiłam to samo. Tello i Leo stali w progu salonu, czerwonowłosa wyminęła ich i pełna emocji i furii stanęła na środku pomieszczenia, patrząc się na kobietę.
   - I ty nazywasz siebie matką?! - wycedziła przez zęby. - Wróciłaś i tak sobie postanowiłaś powiedzieć wszystko ojcu, bo znów nabroiłaś i chcesz oddać się w ręce policji?!
   - Noe, zawsze cię kochałam jak swoją biologiczną córkę. - powiedziała szatynka.
   - Jak mogłaś zrobić wszystkim takie świństwo? - krzyczała. Santos siedział ze spuszczoną głową, a mama trzymała dłoń na jego ramieniu.
   - Noe posłuchaj... - zaczęła jej matka.
   - Nie, dość. Już się nasłuchałam. - zauważyłam, że po jej policzku popłynęła łza. Wybiegła z domu. Znów zrobiłam to samo. Zatrzymała się pod drzewkiem obok samochodów. Od razu ją mocno przytuliłam. - Letty, ja nawet nie wiem kim jestem. - załkała.
   - Ciii, spokojnie. - szepnęłam. Wedy obok nas pojawili się obaj piłkarze.
  - Noe, co się stało? - zapytał Cristian. Pokręciła tylko głową.
   - Chcę wracać. - szepnęła.
   - Wrócicie razem? Pojadę z nią. - spojrzałam na nich. Skinęli głowami, a Leo od razu podał mi kluczyki do swojego samochodu. Zaprowadziłam ją i pomogłam wsiąść. Gdy ja sama zajmowałam miejsce kierowcy, zauważyłam, że z domu wychodzą pozostali; mama i rodzice Noe, a właściwie to nie rodzice...

   Całą drogę do Barcelony pokonaliśmy w ciszy. Weszłyśmy do domu Pepa, w którym było pusto. Weszłam z nią do jej sypialni. Znów się rozpłakała. Położyłam się z nią na łóżku i zaczekałam aż uśnie. Gdy schodziłam na dół, Pep już był w domu, a praktycznie wychodził na trening.
   - Hej. - mruknęłam.
   - Hej. - odpowiedział. Widać, że też nie był za rozmowny. - Pod domem stoi samochód Leo? - zapytał, a ja skinęłam głową.
   - Wróciłam nim z Noe. Leo pewnie po treningu po niego wpadnie. - odpowiedziałam.
   - Okay. Ja nie wiem o której wrócę, bo jadę jeszcze z Tonią do Tito.
   - W porządku. A może... Poczekaj, też pojadę na trening. Oddam od razu samochód Leo. - pomyślałam i zniknęłam na górze by wziąć swoje rzeczy.

  Na trybunach siedziałam z Anitą, która przyjechała tu z Fabregasem. Pytała co z Noe, że nie przyjechała. Przyjaźniłyśmy się we trzy, więc opowiedziałam jej co się wydarzyło w Sabadell. Słuchała z niedowierzaniem. 
   - Pep też wie? Taki jakiś nieobecny się wydaje... - zauważyła.
   - Nie, on nie wie... Faktycznie, jak nie on. - obserwowałam go. Coś się musiało stać? Przecież temat rodzicielski już zamknęliśmy w zgodzie. Będę musiała z nim porozmawiać jak... Córka z ojcem? Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam.
   - Witam moje drogie i kochane panie. - obok nas pojawił się, uśmiechnięty od ucha do ucha, David Villa. - Dawno was nie widziałem. - dodam i przywitaliśmy się z nim buziakiem w policzek. Spojrzał na murawę i westchnął.
   - Chciałbyś już tam wrócić? - zapytałam.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo... - uśmiechnął się pod nosem. - Ale... Jeszcze chwila i może zacznę normalne treningi. - puścił do nas oczko.
   - A tak poza tym? Co u Patryci? - zapytałam.
   - W porządku. Właśnie, kazała mi was pozdrowić, bo tak sobie gdybałem, że może was tu spotkam. - zaśmiał się. - A gdzie zgubiliście drugiego rudzielca?
   - Została w domu. Źle się czuła. - skłamałam.
   - No to niech wypoczywa. - powiedział. - I przekażcie pozdrowienia, ode mnie także.
   - Na pewno to zrobię. - uśmiechnęłam się lekko.

 Wszystko wróciło do codzienności. Treningi, lecz nasilone. Pamiętamy, że w środę rewanż na Camp Nou z Niebieskimi. Nie mogę się skupić na zajęciach. Myślę o tym meczu i o... No właśnie. Myślę o Pepie, myślę o Noeli.
 Nadeszła przerwa. Jak zwykle siedziałam na ławce przed uniwersytetem i pozwalałam by promienie słońca. Wtem poczułam, że mój telefon wibruje. Ktoś dzwonił. Mama. Odebrałam.
   - Cześć skarbie. Słuchaj, dzwonię, bo masz pocztę. - mówiła.
   - Dzięki. Powinnam się już przemeldować by wszystko przychodziło tu, a nie do Sabadell. - przesunęłam dłonią po czole. - Co tam jest?
   - Coś z banku.
   - Otwórz.
   - Czeeeekaj. - przeciągnęła mama. Wtedy zorientowałam się, że ktoś właśnie obok mnie usiadł. Obróciłam głowę i... Nacho?! Co on tu robi? Uśmiechnął się tylko i podniósł rękę. Wyszeptał tylko, że zaczeka aż skończę rozmawiać. - Moja kochana, twoje konto po woli już zaczyna świecić pustkami. - mlasnęła. - Może ci coś przeleję albo porozmawiam z Josephem?
   - Nie mamo, nie trzeba. Muszę sobie w końcu znaleźć pracę. - powiedziałam. Fakt, muszę w końcu coś sobie znaleźć. Dobrze zdaję sobie sprawę, że drugiego takiego zatrudnienia jak w Sabadell, jako asystentka trenera młodzików nie znajdę, ale jakoś żyć trzeba. - Mamo, później do ciebie zadzwonię. Pa.
   - Pa. Do usłyszenia. - rozłączyła się.
   - A myślałaś o mojej propozycji? - i właśnie przypomniałam sobie o obecności mojego byłego chłopaka.
   - Miałabym z tobą pracować? - prychnęłam.
   - Nadal masz żal? Okay, naprawiam błąd! PRZEPRASZAM! - podał mi dłoń i czekał na moją rekcję.
   - Okay. Czas mija, a my żyjemy dalej. - uścisnęłam jego dłoń.
   - Mówiłaś, że potrzebujesz pracy, a my potrzebujemy dobrej prezenterki i dziennikarki.
   - Ale nie skończyłam jeszcze studiów... - zająknęłam się, ale on mi od razu przerwał.
   - I co z tego? Wielkie sławy, które śpią na pieniądzach nawet niektórych szkół nie mają pokończone. - przewrócił oczami. - Przyjdź na casting dziś o siedemnastej. - podał mi maleńki kartonik z adresem budynku, gdzie mieściła się telewizja. - Przyjdź. - puścił do mnie oczko i wstając pocałował mnie w policzek. Zostawił mnie taką w osłupieniu. Czego on chce?

  Wyszłam ze szkoły i od razu przyuważyłam znajomy samochód na parkingu. Tak jak mi wczoraj obiecał, przyjechał po mnie, więc rano zamiast jechać swoim samochodem, zabrałam się z Anitą i Cesciem. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do niego.
   - A co to się stało, że czekasz, smażąc się w samochodzie? - zaśmiałam się.
   - Od kiedy w przeciągu pięciu minut, rozdałem autografy połowie uczelni. - spojrzał na mnie.
   - Oj ty biedaku. - udałam skruchę i delikatnie się pochyliłam, by go pocałować. - Jak po treningu? - zapytałam.
   - W porządku. Musimy się jakoś przygotować na grę z Chelsea. - lekko się uśmiechnął. - Jakieś plany na dziś?
   - Mam zamiar zacząć szukać pracy. - postanowiłam. - Na moim koncie po woli zaczyna widać dno, a nie mogę siedzieć na utrzymaniu Pepa czy mamy.
   - Zawsze ja mogę cię przygarnąć do siebie. - uśmiechnął się szelmowsko, a ja zmierzyłam go wzrokiem. - No dobra. - zaśmiał się. - To się nawet dobrze składa, bo przedtem przypadkiem wpadłem na tego twojego znajomego. Nacho, tak?
   - I co ci mówił? - zmarszczyłam czoło.
   - Wspominał, że muszę cię namówić żebyś przyszła na kasting.
   - Mi także o tym dziś mówił, nawet był na uczelni... - mruknęłam.
   - Może mu zależy? A z resztą... To jak, obiad i jedziemy na przesłuchanie? - zaproponował.
   - Chcesz tam jechać ze mną? - zapytałam, a on się uśmiechnął i pokiwał głową.
   - Chcę zobaczyć jak moja dziewczyna rozwala resztę kandydatek. - pocałował mnie przelotnie i odpalił silnik swojego samochodu. Yhymmmm... Jadę na casting, który współorganizuje mój eks, będę tam ze swoim teraźniejszym facetem, największą gwiazdą piłki nożnej - Lionelem Messim... Czy to właśnie nazywa się 'mieć plecy' i szybko dostać posadę? Oczywiście, jeżeli ją dostanę.

   Stanęłam w wyznaczonym miejscu i miałam przeczytać to co jest na ekranie przede mną. Miałam to zrobić z pasją, entuzjazmem i jak to powiedział nadpobudliwy reżyser 'z jajami'. Za kamerą stał Leo, a obok niego Nacho. Odetchnęłam, a reżyser zarządził 'akcję'. Pojawił się rząd literek. Opis meczu tenisa. Przeczytałam, a mężczyzna siedział na swoim krzesełku i obgryzał paznokcie. Spojrzałam na Leo, który się uśmiechnął i pokazał kciuk uniesiony ku górze. To mi dodało otuchy.
   - Puśćcie jej jeszcze, żeby coś skomentowała. - reżyser rzucił do realizatora. - Słuchaj kochana, za chwilę zobaczysz na tym ekranie urywek jakiegoś mecze, komentuj go, dobrze? - zapytał, a ja skinęłam głową. Gdy tylko zobaczyłam na telewizorku piłkarzy w granatowo-bordowych strojach, uśmiechnęłam się sama do siebie.
   - Proszę państwa, Katalończycy odbierają piłkę na połowie rywala i biegną do przodu. Busquets do Xaviego, on przedziera się przez zawodników z Valencii. Udało się, nie stracił futbolówki. Podaje do Iniesty, ale on od razu przerzuca do młodego Tello. Przypominam, że właśnie doliczono minutę do końca spotkania, a na tablicy widnieje bezbramkowy remis. Wracając... Tello jest już pod bramką i strzela... Ale słupek! Nie! Jest tam zawodnik, który z przewrotki dobił! Jest GOL! Gol Leo Messiego! - zaczęłam krzyczeć jakbym faktycznie na żywo komentowała mecz. - Kochani, co się dzieje na trybunach! Kibice szaleją i skandują nazwisko Argentyńczyka! Koledzy mocno ściskają Pchłę i gratulują gola. - nawijałam, gdy film się urwał. Cisza. Spojrzałam w stronę chłopaków. Oboje szeroko się uśmiechali, ale reżyser siedział niezłamany. To dziwne, wcześniej biegał i dziwnie się zachowywał... Poprawił okulary i klasnął w dłonie.
   - Bellissimo! - zawołał. Włoch? Wyskoczył z miejsca i podbiegł do mnie. Mocno mnie uściskał. - Mamy prezenterkę! - krzyknął, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Stałam jak ten kołek, nie wiedząc co się wokół mnie dzieje.
_____________________________________
   Wczoraj przez te wszystkie dzieciaczki po prostu wymiękłam! Lia, Bryan, Zaida, Olaya, Luca, Nathan, Kai, Dylan, Valeria, córki Erica, synowie Songa ♥
Ale największą furorę zrobił on - Thiago Messi Roccuzzo ♥♥♥


I moja osobista furora i awwwwww ♥ Wujcio Jordi *-*


  I co ja tu mam jeszcze dodać? VISCA EL BARCA ♥