Obudził mnie dźwięk. Pstryknięcie. Jakby dźwięk migawki
aparatu. Otworzyłam oczy i zauważyłam, stojącą nad nami Marię
Sol z lustrzanką w rękach. W tym samym momencie obudził się także
i Leo.
- Mari, co ty robisz? –
zapytał zdziwiony.
- Tak słodko razem
wyglądacie, że grzech tego nie uwiecznić. – zaśmiała się i
zrobiła jeszcze jedno zdjęcie.
- Najwyżej sprzeda je do
gazety... - mruknął ironicznie Leo, przecierając zaspane oczy.
- Zabawne braciszku.
Sprzedam je, ale mamie do rodzinnego albumu. - zaśmiała się i
ruszyła na górę.
- Jak się spało? -
zapytał i poczułam jak całuje mnie w czubek głowy.
- Spało się bardzo
dobrze. - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
- To w takim razie, bardzo
się cieszę. - odparł i mocniej mnie do siebie przytulił.
Spędziłam miły poranek w
towarzystwie Leo i Marii. Przy śniadaniu śmiałam się do rozpuku,
kiedy dziewczyna opowiadała przeróżne, śmieszne historie z
dzieciństwa, ośmieszające jej starszego brata. Lionel tylko
posyłał siostrze mordercze spojrzenia. Ale on też wiedział, że
to dobry zwiastun, że Maria Sol, nie myśli tylko o zdradzie jej
chłopaka.
Wróciłam do
domu. Zaparkowałam samochód tuż za pojazdem Pepa na podjeździe
przed domem. Przed samymi frontowymi drzwiami wzięłam głęboki
oddech i nacisnęłam na klamkę. Weszłam do środka i po woli
kroczyłam w jego głąb. Stanęłam w progu salonu i oparłam się o
futrynę, wbijając wzrok w stojącego Pepa i wpatrującego się w
okno. Odchrząknęłam. Spojrzał na mnie.
- Chyba musimy
porozmawiać. - szepnęłam, a on skinął głową.
- Usiądź i poczekaj
chwilę. - powiedział i wyminął mnie. Udał się do kuchni.
Rzuciłam torbę w kąt, obok komody i usiadłam na kanapie. Oparłam
łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam
jak to się wszystko potoczy. Nie wiedziałam jak będzie wyglądać
ta rozmowa. Czy to będzie kłótnia, czy spokojna rozmowa?
Po chwili zobaczyłam przed sobą dłoń Pepa, a w niej czerwony
kubek z gorącą czekoladą, którą uwielbiam. Uśmiechnęłam się
pod nosem. Zawsze gdy miałam jakieś problemy, z odsieczą przybywał
Pep. Najpierw przygotowywał gorącą czekoladę, a dopiero później
wchodził do mojego pokoju, gdzie w tym czasie zawsze przebywałam,
obrażona na cały świat.
- Proszę. - podał mi go
i usiadł obok ze swoim kubkiem.
- Rozmawiałam o tym już
z mamą. - szepnęłam, a on prawie niewidocznie, skinął głową. -
Najbardziej boli mnie to, że nie powiedzieliście mi o tym
wcześniej. - dodałam. - Tak, wiem, że to był wybór mamy, no
ale...
- Chciała mieć normalną
rodzinę, a my zaakceptowaliśmy to. - powiedział spokojnie. - Poza
tym, twoi dziadkowie nadal myślą, że jesteś córką Roberto.
- Ale okłamywaliście
mnie! - powiedziałam ostro, odkładając kubek na stół i wstając.
- Dziadków z resztą też. - zauważyłam.
- Letty, posłuchaj... -
wtrącił.
- Tak, wiem. Byłeś
bardzo młody i grałeś w piłkę, rodzice się kochali i mieli być
razem, więc łatwiej było powiedzieć wszystkim, że jestem córką
starszego Guardioli, ale mi mogliście o tym powiedzieć. - mówiłam
z wyrzutem.
- Usiądź Letty. -
powiedział spokojnie. Ciężko westchnęłam i wróciłam na moje
poprzednie miejsce. - Teraz posłuchaj. W tym czasie, to wydawało
się najrozsądniejszym rozwiązaniem, więc tak już to zostało.
Nigdy nie zapomniałem o tym, że jesteś moją córką, bo jesteś
najwspanialszą rzeczą jaka mnie spotkała. Mogłem być przy tym
jak rośniesz i się rozwijasz, patrzeć na to. Cieszyłem się jak
głupi z faktu, że się przyjaźnimy, ufasz mi i możesz się mi
zwierzyć. Nie chcę teraz niczego innego, niż tego byś
zaakceptowała ten fakt. Nie oczekuję na to, by usłyszeć od ciebie
kiedyś słowo 'tato', ale fakt, że to zaakceptujesz. Nie chciałbym,
żeby to wszystko się popsuło.
- Ja też nie chcę by to
się zmieniło. Jednak w mojej głowie nadal tkwi fakt z kłamstwem.
- powiedziałam, wpatrując się w ciemną taflę czekolady w kubku.
- I to, że jesteś moim ojcem. - dodałam szeptem.
- Tego już nie zmienimy.
- powiedział. Nagle ogarnął mnie dziwny spokój. Po raz kolejny
przetworzyłam w głowie każdą informację, teraz usłyszaną od
Pepa i te od mamy, kilka dni temu. Tak jakbym miała to wszystko
zaakceptować. - Widziałem się z Nacho w Londynie. Kazał cię
pozdrowić. Podobno mieszka w Barcelonie. - zmienił temat.
- Nie ma to dla mnie
najmniejszego znaczenia. - odparłam.
- Bo jest Leo? -
uśmiechnął się. - Czujesz coś do niego? - zapytał. Na samą
myśl o Argentyńczyku, uśmiecham się, tak samo teraz.
- To dziwne, ale uwielbiam
jego towarzystwo, rozmowy z nim i sam fakt, że jest blisko. Tak,
chyba jestem w nim zakochana. - mówiłam.
- I czujesz legendarne
motylki w brzuchu? - zaśmiał się. Rozbawiona kiwnęłam głową. -
No co? Ja, na przykład, nadal je czuję. - dodał.
- Przy Tonii? - zapytałam,
a on skinął głową. - No i widzisz. Już rozmawiamy normalnie. -
prychnęłam. - Nawet jeżeli bym chciała, to nie potrafię się z
tobą kłócić. - westchnęłam. - Za wiele ci zawdzięczam. -
szepnęłam i przytuliłam się do niego, ale już nie jako
bratanica, a córka.
- Obiecuję nie mieć już
przed tobą żadnych tajemnic. - powiedział.
Szybko odpuściłam temu
wszystkiemu? Nie mogę żyć w ciągłym sporze z moimi bliskimi, a w
szczególności z matką i Pepem. Zrozumiałam, że są mi potrzebni,
jako przyjaciele, za których ich zawsze uważałam, bo przy mnie
byli. Co prawda, muszą odbudować podburzone zaufanie, którym ich
darzyłam, ale wierzę, że to nie będzie trudne. Chcę by wszystko
wróciło do normy z tym czy Pep to mój wujek czy ojciec.
Nieważne... Zaczyna mi się układać, więc musi być już tylko
lepiej.
***
Jechali samochodem. On
siedział w ciszy, skupiając się na prowadzeniu pojazdu i
podsłuchując rozmowę swojej dziewczyny z ich przyjaciółką,
która trwała od dłuższego czasu. Anita od wczorajszego wieczoru,
na darmo próbowała się do niej dodzwonić, ale dopiero teraz tamta
oddzwoniła. Wszystkimi, bez wyjątku, wstrząsnęło po informacji,
że ich trener jest ojcem przyszłej dziennikarki. Dlaczego nikt, nic
nie wiedział?
- Wytłumacz tam wszystko
Fabregasowi, bo wcześniej opowiadałam to Davidowi przez telefon i
już nie chcę znów wracać do tego. - usłyszała w słuchawce.
- Jasne, w porządku.
Powiem mu.
- To nie pozostaje mi nic,
tylko życzyć ci powodzenia z tymi wszystkimi ciotkami, kuzynami i
dziadami Cesca, żeby cię miotłą nie pogonili, a żeby cię
polubili. I nie upijcie się tam zeszłrocznym winem. - śmiała się
Guardiola.
- Dziękuję ci bardzo. -
odpowiedziała z ironią.
- Dobra, ja już kończę.
Miłego pobytu w Arenys de Mar. - usłyszała.
- Pa Letty. -
odpowiedziała szatynka i się rozłączyła.
- I co od niej usłyszałaś?
- zapytał Cesc, szybko na nią spoglądając.
- Ona sama się o tym
dowiedziała kilka dni temu. Dlatego nie pojechała z nami do
Londynu. - westchnęła. - Obiecała, że wszystko mi opowie ze
szczegółami, jak wrócimy. Wiem, że już rozmawiała o tym na
spokojnie ze swoją mamą i Pepem.
- No to choć tyle. -
odparł piłkarz. - To pewnie dlatego Pep też nie był do końca
sobą przed meczem. - dodał. - Za jakieś dziesięć minut będziemy
już na miejscu. - spojrzał na mały ekranik GPS-a. Pomimo tego, że
znał już tą drogę na pamięć, nadal używał tej pomocy. Jechali
do winnicy jego dziadka, gdzie dwa razy do roku odbywał się wielki
zjazd rodzinny. Z racji, że Solerowie i Fabregasowie przyjaźnili
się od lat, do rodziców Nurii, prócz jej rodzeństwa i ich dzieci,
przyjeżdżali tu rodzice Francesca oraz jego brat z żoną. Pierwsze
spotkanie odbywało się właśnie końcem kwietnia. Wtedy wszyscy
sadzili młode drzewka winogrona, by rodziły owoce dla przyszłych
pokoleń. Później, na jesień spotykali się po raz drugi, by
zebrać plony z dorosłych drzewek i zacząć przygotowania do
tworzenia nowych win.
W końcu Cesc przejechał przez
bramę, ale po obu stronach ukazały się ogromne pola z krzaczkami
winogrona, a dopiero później dość duża posesja z trzema
budynkami; dość dużą kamienicą, drugą mniejszą i trzecim -
garażem i miejscem do majsterkowania.
Wysiadła z pojazdu i spojrzała
na kamienny budynek. Lubiła takie klimaty, a poza tym spotkania
rodzinne, zawsze kojarzyły się jej z czymś wspaniałym i miłym.
- Witam na rodzinnej
farmie mojego dziadka. - uśmiechnął się i objął ją ramieniem,
kierując się w stronę największego budynku.
- Cesc, Anitka! - z domu
wybiegła uśmiechnięta matka Fabregasa, która mocno ich uścisnęła.
- Mamo, chcesz nas udusić?
- jęknął rozbawiony pomocnik.
- Nie, naturalnie, że
nie. Liczę w przyszłości na wnuki, bo Carlota to wiatrem podszyta,
więc jakbym liczyła tylko na nią, to bym się chyba nigdy nie
doczekała. - przewróciła oczami blondynka. - No, ale cieszę się,
że już jesteście.
- Czekamy jeszcze na
kogoś? - zapytał, mocniej przytulając do siebie Anitę.
- Oczywiście na Carlotę.
Miała przyjechać z jakimś chłopakiem, żeby go nam przedstawić.
Wiesz Cesc, jej nowa zdobycz. Podobno ma Sergi na imię. - mówiła
Nuria, kręcąc nosem. - Zobaczymy co z tego będzie. Wchodźcie,
wchodźcie. - mówiła i zaprosiła ich do środka.Wtem na podwórko
zajechało już ostatnie auto, z którego wysiadła Carlota, a za nią
młody chłopak średniego wzrostu. Dziewczyna przywitała się z
trójką, stojącą w progu domu i przedstawiła im swojego
chłopaka.
Wszyscy weszli do środka, gdzie
Anita i Sergio byli na początku główną atrakcją dla dziadków i
ciotek.
***
- Dlaczego nie mówiłeś,
że ta twoja kuzynka zamieszkała w Sabadell? - zapytała zdziwiona
Noe, gdy mijali znak, informujący o wjeździe do tego miasta.
- Bo miała to być
niespodzianka. - uśmiechnął się. - Jak już ci wspominałem, cała
rodzina wykupiła dla nich dom. Wykupili stary dom moich rodziców,
czyli miejsce gdzie się wychowałem. - dodał, uśmiechając się.
- Serio? - wytrzeszczyła
oczy. - Czyli jedziemy do miejsca, gdzie spędziłeś dzieciństwo? -
uśmiechnęła się.
- Na to wygląda. -
odparł.
Chwilę później zaparkował
samochód pod domem swojej przyjaciółki.
- To tu? - zapytała
uśmiechnięta, odpinając pasy.
- Tak dokładniej, to tam.
- wskazał na podobny dom obok, tuż za drewnianym, równym płotkiem.
Spojrzała na niego zdziwiona, wskazując na dom, pod którym stali.
- To dom, który jakby wynająłem na ten pobyt. - zaśmiał się. -
To dom Letty. I tak stoi pusty, więc...
- Równie dobrze mogliśmy
się zatrzymać u mojego ojca.
- Oj Noe, kochanie. Trochę
prywatności nie zaszkodzi. - skradł jej szybkiego całusa.
- Cristian, co ty
kombinujesz? - pokręciła głową, wysiadając z samochodu.
Cristian oprowadził dziewczynę po rodzinnym domu Letici. Na obiad zamówili sobie pizzę.- Na którą mamy być na tej parapetówce? - zapytała Noe, zamykając puste, kartonowe pudło.
- Na 19, ale możemy być wcześniej. Czemu pytasz?
- Chciała bym cię gdzieś porwać. - powiedziała tajemniczo, a chłopak przymróżył powieki i spojrzał na nią pytająco.
- Szkoła tańca?! - zawołał gdy, trzymając Noelię za rękę, stanęli przed budynkiem.
- Zanim zamieszkałam z Letty i Pepem, pracowałam tu z dziećmi. - wytłumaczyła, ciągnąc go za sobą.
Weszli do środka i przeszli przez pusty korytarz. W recepcji nikogo nie było, a słyszeli tylko cichą muzykę, dobiegającą z zamkniętych sal. Weszli dopiero w ostatnie drzwi, na końcu kolorowego korytarza. Młoda, niewysoka instruktorka, jak i grupa dzieciaków, na oko 7-10 lat, przerwali próbę i zwrócili wzrok na parę, stojącą w progu.
- Noe! - ktoś krzyknął. Wtedy muzyka ucichła, a młoda Hiszpanka stała w tłumie, cieszących się małych tancerzy.
- Cześć Livia. - uścisnęła się z instruktorką.
- Hej Noe. Co u ciebie słychać? - uśmiechnęła się blondynka.
- Wszystko w jak najlepszym porządku. Stęskniłam się za tym miejscem. Może się poznacie. To jest Olivia, razem prowadziłyśmy tu grupy. A to Cristian, mój...
- Jej ukochany chłopak. - przerwał jej zabawnym tonem, przytulając ją do siebie.
- Miło poznać. - uśmiechnęła się. - Może się przyłączycie? - zaproponowała.
- Czemu nie. - zaśmiała się Noe, łapiąc za dłoń Tello i ustawiając się na samym końcu w rzędzie.
Ona znała już ten układ, ale on drobił w miejscu, drapiąc się w tył głowy. Chciał to załapać i pokazać, że też potrafi, ale dla niego łatwiejszy by był drybling z piłką z trzema przeciwnikami obok.
Wszyscy płynnie poruszali się w rytm, ale nie piłkarz. Zezłoszczony tupnął nogą i chwycił w objęcia swoją dziewczynę. Obrócił ją wokół jej własnej osi i odchylił do tyłu. Zaczęła się śmiać, a on skradł jej szybkiego całusa.
- Ej zakochańce, bo mi tu młodzież zgorszycie. - zaśmiała się instruktorka. Obejrzeli się dookoła. Każda para oczu małych tancerzy była skierowana na nich. Wyszczerzył się jakby zawstydzony i ustawił Noe do pionu.
- Nie przeszkadzajcie sobie, nieee... - powiedział przeciągając, nie zważając na to, że wszyscy się z niego śmieją.
_________________________________
Miał być wczoraj, ale mój internet, właśnie od wczoraj stał się... NIEZNOŚNY?
Dziś odkryłam, że łączy się z moim laptopem, ale tylko wtedy gdy mój brat wyłączy swój komputer o.O Więc ja się pytam: WTF ?!
Wracając do rozdziału :) Ciąg dalszy wątków - w następnym rozdziale !
Buziaki!
Wasza Coppernicana :**