środa, 6 marca 2013

022. Tres Historias

   Obudził mnie dźwięk. Pstryknięcie. Jakby dźwięk migawki aparatu. Otworzyłam oczy i zauważyłam, stojącą nad nami Marię Sol z lustrzanką w rękach. W tym samym momencie obudził się także i Leo.
   - Mari, co ty robisz? – zapytał zdziwiony.
   - Tak słodko razem wyglądacie, że grzech tego nie uwiecznić. – zaśmiała się i zrobiła jeszcze jedno zdjęcie. 
   - Najwyżej sprzeda je do gazety... - mruknął ironicznie Leo, przecierając zaspane oczy.
   - Zabawne braciszku. Sprzedam je, ale mamie do rodzinnego albumu. - zaśmiała się i ruszyła na górę.
   - Jak się spało? - zapytał i poczułam jak całuje mnie w czubek głowy.
   - Spało się bardzo dobrze. - uśmiechnęłam się i spojrzałam mu w oczy.
   - To w takim razie, bardzo się cieszę. - odparł i mocniej mnie do siebie przytulił.
  Spędziłam miły poranek w towarzystwie Leo i Marii. Przy śniadaniu śmiałam się do rozpuku, kiedy dziewczyna opowiadała przeróżne, śmieszne historie z dzieciństwa, ośmieszające jej starszego brata. Lionel tylko posyłał siostrze mordercze spojrzenia. Ale on też wiedział, że to dobry zwiastun, że Maria Sol, nie myśli tylko o zdradzie jej chłopaka.
     Wróciłam do domu. Zaparkowałam samochód tuż za pojazdem Pepa na podjeździe przed domem. Przed samymi frontowymi drzwiami wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam na klamkę. Weszłam do środka i po woli kroczyłam w jego głąb. Stanęłam w progu salonu i oparłam się o futrynę, wbijając wzrok w stojącego Pepa i wpatrującego się w okno. Odchrząknęłam. Spojrzał na mnie.
   - Chyba musimy porozmawiać. - szepnęłam, a on skinął głową.
   - Usiądź i poczekaj chwilę. - powiedział i wyminął mnie. Udał się do kuchni.  Rzuciłam torbę w kąt, obok komody i usiadłam na kanapie. Oparłam łokcie na kolanach i schowałam twarz w dłoniach. Nie wiedziałam jak to się wszystko potoczy. Nie wiedziałam jak będzie wyglądać ta rozmowa. Czy to będzie kłótnia, czy spokojna rozmowa? Po chwili zobaczyłam przed sobą dłoń Pepa, a w niej czerwony kubek z gorącą czekoladą, którą uwielbiam. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zawsze gdy miałam jakieś problemy, z odsieczą przybywał Pep. Najpierw przygotowywał gorącą czekoladę, a dopiero później wchodził do mojego pokoju, gdzie w tym czasie zawsze przebywałam, obrażona na cały świat. 
   - Proszę. - podał mi go i usiadł obok ze swoim kubkiem. 
   - Rozmawiałam o tym już z mamą. - szepnęłam, a on prawie niewidocznie, skinął głową. - Najbardziej boli mnie to, że nie powiedzieliście mi o tym wcześniej. - dodałam. - Tak, wiem, że to był wybór mamy, no ale... 
   - Chciała mieć normalną rodzinę, a my zaakceptowaliśmy to. - powiedział spokojnie. - Poza tym, twoi dziadkowie nadal myślą, że jesteś córką Roberto.
   - Ale okłamywaliście mnie! - powiedziałam ostro, odkładając kubek na stół i wstając. - Dziadków z resztą też. - zauważyłam. 
   - Letty, posłuchaj... - wtrącił. 
   - Tak, wiem. Byłeś bardzo młody i grałeś w piłkę, rodzice się kochali i mieli być razem, więc łatwiej było powiedzieć wszystkim, że jestem córką starszego Guardioli, ale mi mogliście o tym powiedzieć. - mówiłam z wyrzutem. 
   - Usiądź Letty. - powiedział spokojnie. Ciężko westchnęłam i wróciłam na moje poprzednie miejsce. - Teraz posłuchaj. W tym czasie, to wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem, więc tak już to zostało. Nigdy nie zapomniałem o tym, że jesteś moją córką, bo jesteś najwspanialszą rzeczą jaka mnie spotkała. Mogłem być przy tym jak rośniesz i się rozwijasz, patrzeć na to. Cieszyłem się jak głupi z faktu, że się przyjaźnimy, ufasz mi i możesz się mi zwierzyć. Nie chcę teraz niczego innego, niż tego byś zaakceptowała ten fakt. Nie oczekuję na to, by usłyszeć od ciebie kiedyś słowo 'tato', ale fakt, że to zaakceptujesz. Nie chciałbym, żeby to wszystko się popsuło. 
   - Ja też nie chcę by to się zmieniło. Jednak w mojej głowie nadal tkwi fakt z kłamstwem. - powiedziałam, wpatrując się w ciemną taflę czekolady w kubku. - I to, że jesteś moim ojcem. - dodałam szeptem. 
   - Tego już nie zmienimy. - powiedział. Nagle ogarnął mnie dziwny spokój. Po raz kolejny przetworzyłam w głowie każdą informację, teraz usłyszaną od Pepa i te od mamy, kilka dni temu. Tak jakbym miała to wszystko zaakceptować. - Widziałem się z Nacho w Londynie. Kazał cię pozdrowić. Podobno mieszka w Barcelonie. - zmienił temat. 
   - Nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. - odparłam. 
   - Bo jest Leo? - uśmiechnął się. - Czujesz coś do niego? - zapytał. Na samą myśl o Argentyńczyku, uśmiecham się, tak samo teraz. 
   - To dziwne, ale uwielbiam jego towarzystwo, rozmowy z nim i sam fakt, że jest blisko. Tak, chyba jestem w nim zakochana. - mówiłam.  
   - I czujesz legendarne motylki w brzuchu? - zaśmiał się. Rozbawiona kiwnęłam głową. - No co? Ja, na przykład, nadal je czuję. - dodał.
   - Przy Tonii? - zapytałam, a on skinął głową. - No i widzisz. Już rozmawiamy normalnie. - prychnęłam. - Nawet jeżeli bym chciała, to nie potrafię się z tobą kłócić. - westchnęłam. - Za wiele ci zawdzięczam. - szepnęłam i przytuliłam się do niego, ale już nie jako bratanica, a córka.
   - Obiecuję nie mieć już przed tobą żadnych tajemnic. - powiedział.
  Szybko odpuściłam temu wszystkiemu? Nie mogę żyć w ciągłym sporze z moimi bliskimi, a w szczególności z matką i Pepem. Zrozumiałam, że są mi potrzebni, jako przyjaciele, za których ich zawsze uważałam, bo przy mnie byli. Co prawda, muszą odbudować podburzone zaufanie, którym ich darzyłam, ale wierzę, że to nie będzie trudne. Chcę by wszystko wróciło do normy z tym czy Pep to mój wujek czy ojciec. Nieważne... Zaczyna mi się układać, więc musi być już tylko lepiej.

***

   Jechali samochodem. On siedział w ciszy, skupiając się na prowadzeniu pojazdu i podsłuchując rozmowę swojej dziewczyny z ich przyjaciółką, która trwała od dłuższego czasu. Anita od wczorajszego wieczoru, na darmo próbowała się do niej dodzwonić, ale dopiero teraz tamta oddzwoniła. Wszystkimi, bez wyjątku, wstrząsnęło po informacji, że ich trener jest ojcem przyszłej dziennikarki. Dlaczego nikt, nic nie wiedział?
   - Wytłumacz tam wszystko Fabregasowi, bo wcześniej opowiadałam to Davidowi przez telefon i już nie chcę znów wracać do tego. - usłyszała w słuchawce.
   - Jasne, w porządku. Powiem mu.
   - To nie pozostaje mi nic, tylko życzyć ci powodzenia z tymi wszystkimi ciotkami, kuzynami i dziadami Cesca, żeby cię miotłą nie pogonili, a żeby cię polubili. I nie upijcie się tam zeszłrocznym winem. - śmiała się Guardiola.
   - Dziękuję ci bardzo. - odpowiedziała z ironią.
   - Dobra, ja już kończę. Miłego pobytu w Arenys de Mar. - usłyszała.
   - Pa Letty. - odpowiedziała szatynka i się rozłączyła.
   - I co od niej usłyszałaś? - zapytał Cesc, szybko na nią spoglądając.
   - Ona sama się o tym dowiedziała kilka dni temu. Dlatego nie pojechała z nami do Londynu. - westchnęła. - Obiecała, że wszystko mi opowie ze szczegółami, jak wrócimy. Wiem, że już rozmawiała o tym na spokojnie ze swoją mamą i Pepem.
   - No to choć tyle. - odparł piłkarz. - To pewnie dlatego Pep też nie był do końca sobą przed meczem. - dodał. - Za jakieś dziesięć minut będziemy już na miejscu. - spojrzał na mały ekranik GPS-a. Pomimo tego, że znał już tą drogę na pamięć, nadal używał tej pomocy. Jechali do winnicy jego dziadka, gdzie dwa razy do roku odbywał się wielki zjazd rodzinny. Z racji, że Solerowie i Fabregasowie przyjaźnili się od lat, do rodziców Nurii, prócz jej rodzeństwa i ich dzieci, przyjeżdżali tu rodzice Francesca oraz jego brat z żoną. Pierwsze spotkanie odbywało się właśnie końcem kwietnia. Wtedy wszyscy sadzili młode drzewka winogrona, by rodziły owoce dla przyszłych pokoleń. Później, na jesień spotykali się po raz drugi, by zebrać plony z dorosłych drzewek i zacząć przygotowania do tworzenia nowych win.
 W końcu Cesc przejechał przez bramę, ale po obu stronach ukazały się ogromne pola z krzaczkami winogrona, a dopiero później dość duża posesja z trzema budynkami; dość dużą kamienicą, drugą mniejszą i trzecim - garażem i miejscem do majsterkowania.
 Wysiadła z pojazdu i spojrzała na kamienny budynek. Lubiła takie klimaty, a poza tym spotkania rodzinne, zawsze kojarzyły się jej z czymś wspaniałym i miłym.
   - Witam na rodzinnej farmie mojego dziadka. - uśmiechnął się i objął ją ramieniem, kierując się w stronę największego budynku.
   - Cesc, Anitka! - z domu wybiegła uśmiechnięta matka Fabregasa, która mocno ich uścisnęła.
   - Mamo, chcesz nas udusić? - jęknął rozbawiony pomocnik.
   - Nie, naturalnie, że nie. Liczę w przyszłości na wnuki, bo Carlota to wiatrem podszyta, więc jakbym liczyła tylko na nią, to bym się chyba nigdy nie doczekała. - przewróciła oczami blondynka. - No, ale cieszę się, że już jesteście. 
   - Czekamy jeszcze na kogoś? - zapytał, mocniej przytulając do siebie Anitę.
   - Oczywiście na Carlotę. Miała przyjechać z jakimś chłopakiem, żeby go nam przedstawić. Wiesz Cesc, jej nowa zdobycz. Podobno ma Sergi na imię. - mówiła Nuria, kręcąc nosem. - Zobaczymy co z tego będzie. Wchodźcie, wchodźcie. - mówiła i zaprosiła ich do środka.Wtem na podwórko zajechało już ostatnie auto, z którego wysiadła Carlota, a za nią młody chłopak średniego wzrostu. Dziewczyna przywitała się z trójką, stojącą w progu domu i przedstawiła im swojego chłopaka. 
 Wszyscy weszli do środka, gdzie Anita i Sergio byli na początku główną atrakcją dla dziadków i ciotek.

***

   - Dlaczego nie mówiłeś, że ta twoja kuzynka zamieszkała w Sabadell? - zapytała zdziwiona Noe, gdy mijali znak, informujący o wjeździe do tego miasta. 
   - Bo miała to być niespodzianka. - uśmiechnął się. - Jak już ci wspominałem, cała rodzina wykupiła dla nich dom. Wykupili stary dom moich rodziców, czyli miejsce gdzie się wychowałem. - dodał, uśmiechając się. 
   - Serio? - wytrzeszczyła oczy. - Czyli jedziemy do miejsca, gdzie spędziłeś dzieciństwo? - uśmiechnęła się. 
   - Na to wygląda. - odparł.
 Chwilę później zaparkował samochód pod domem swojej przyjaciółki. 
   - To tu? - zapytała uśmiechnięta, odpinając pasy. 
   - Tak dokładniej, to tam. - wskazał na podobny dom obok, tuż za drewnianym, równym płotkiem. Spojrzała na niego zdziwiona, wskazując na dom, pod którym stali. - To dom, który jakby wynająłem na ten pobyt. - zaśmiał się. - To dom Letty. I tak stoi pusty, więc...
   - Równie dobrze mogliśmy się zatrzymać u mojego ojca. 
   - Oj Noe, kochanie. Trochę prywatności nie zaszkodzi. - skradł jej szybkiego całusa.
   - Cristian, co ty kombinujesz? - pokręciła głową, wysiadając z samochodu.
Cristian oprowadził dziewczynę po rodzinnym domu Letici. Na obiad zamówili sobie pizzę.
   - Na którą mamy być na tej parapetówce? - zapytała Noe, zamykając puste, kartonowe pudło.
   - Na 19, ale możemy być wcześniej. Czemu pytasz?
   - Chciała bym cię gdzieś porwać. - powiedziała tajemniczo, a chłopak przymróżył powieki i spojrzał na nią pytająco.

   - Szkoła tańca?! - zawołał gdy, trzymając Noelię za rękę, stanęli przed budynkiem.
   - Zanim zamieszkałam z Letty i Pepem, pracowałam tu z dziećmi. - wytłumaczyła, ciągnąc go za sobą.
Weszli do środka i przeszli przez pusty korytarz. W recepcji nikogo nie było, a słyszeli tylko cichą muzykę, dobiegającą z zamkniętych sal. Weszli dopiero w ostatnie drzwi, na końcu kolorowego korytarza. Młoda, niewysoka instruktorka, jak i grupa dzieciaków, na oko 7-10 lat, przerwali próbę i zwrócili wzrok na parę, stojącą w progu.
   - Noe! - ktoś krzyknął. Wtedy muzyka ucichła, a młoda Hiszpanka stała w tłumie, cieszących się małych tancerzy.
   - Cześć Livia. - uścisnęła się z instruktorką.
   - Hej Noe. Co u ciebie słychać? - uśmiechnęła się blondynka.
   - Wszystko w jak najlepszym porządku. Stęskniłam się za tym miejscem. Może się poznacie. To jest Olivia, razem prowadziłyśmy tu grupy. A to Cristian, mój...
   - Jej ukochany chłopak. - przerwał jej zabawnym tonem, przytulając ją do siebie.
   - Miło poznać. - uśmiechnęła się. - Może się przyłączycie? - zaproponowała.
   - Czemu nie. - zaśmiała się Noe, łapiąc za dłoń Tello i ustawiając się na samym końcu w rzędzie.
 Ona znała już ten układ, ale on drobił w miejscu, drapiąc się w tył głowy. Chciał to załapać i pokazać, że też potrafi, ale dla niego łatwiejszy by był drybling z piłką z trzema przeciwnikami obok.
 Wszyscy płynnie poruszali się w rytm, ale nie piłkarz. Zezłoszczony tupnął nogą i chwycił w objęcia swoją dziewczynę. Obrócił ją wokół jej własnej osi i odchylił do tyłu. Zaczęła się śmiać, a on skradł jej szybkiego całusa.
   - Ej zakochańce, bo mi tu młodzież zgorszycie. - zaśmiała się instruktorka. Obejrzeli się dookoła. Każda para oczu małych tancerzy była skierowana na nich. Wyszczerzył się jakby zawstydzony i ustawił Noe do pionu.
   - Nie przeszkadzajcie sobie, nieee... - powiedział przeciągając, nie zważając na to, że wszyscy się z niego śmieją.
 _________________________________
 Miał być wczoraj, ale mój internet, właśnie od wczoraj stał się... NIEZNOŚNY?
Dziś odkryłam, że łączy się z moim laptopem, ale tylko wtedy gdy mój brat wyłączy swój komputer o.O Więc ja się pytam: WTF ?!
 Wracając do rozdziału :) Ciąg dalszy wątków - w następnym rozdziale !
Buziaki!
 Wasza Coppernicana :**