Mieli wolną niedzielę, właściwie to ona, ponieważ trening mieli wieczorem, więc poprosiła go by pojechali razem do Granady. Nie wiedział dlaczego ona chce tam jechać, ale się zgodził.
- Możesz skręcić w tą uliczkę? - zapytała. Skinął głową, a dopiero po chwili zorientował się, że jeżeli dobrze zna to miasto, to na jej końcu mieści się cmentarz.
Im byli bliżej, czuła, że coraz bardziej się denerwuje. Musiała w końcu wyjawić mu prawdę, tajemnicę, którą ukrywała przez lata, przed każdym. Nawet przed swoim starszym bratem.
Kazała mu zaparkować przed placem cmentarnym. Wysiadła i pierwsza ruszyła w stronę bramy wejściowej. On zamknął swój samochód i pewnym krokiem ruszył za nią. Zrównał się z nią i co chwila spoglądał na jej lekko bladą twarz. Dlaczego chciała by tu przyjechali? Nie pamiętał by rodzeństwo Vilanova miało tu jakąś rodzinę. Ku jego zdziwieniu, skręciła w alejkę z samymi maleńkimi mogiłami. Przerażał go ten widok. Co komu były winne te dzieciątka by zabierać je z tego świata?! Przystanęła przy grobie z ciemnego marmuru. Wyjęła z torebki mały znicz i bukiecik białych dzwonków, który położyła na środku mogiły. Również przykucnął i dopiero teraz spojrzał na napis na płycie - Josefine Guardiola Vilanova.
Zamarł na chwilę. Co to miało znaczyć?!
- Tonia? - zaczął cicho.
- Wyjeżdżając z Hiszpanii, byłam już w ciąży. - powiedziała i automatycznie zalała się łzami, cicho łkając.
- Tonio, dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał nie ruszając się z miejsca.
- Chciałam, ale bałam się twojej reakcji. Zerwaliśmy wtedy.
- Ale nadal cię kochałem.
- Gdy byłam w 9 miesiącu, wróciłam i chciałam ci powiedzieć. Najpierw zatrzymałam się wtedy w Granadzie, u przyjaciółki ze szkoły. Bóle przyszły wcześniej i zaczęłam rodzić. - płakała, a on uważnie słuchał. - Urodziłm córeczkę. Była spokojna, gdy na sali porodowej pielęgniarka ułożyła to małe zawiniątko na rękach. Miała takie duże, brązowe oczy. Takie jak ty, wiesz? - spojrzała na niego. Na jego twarzy malowały się różne emocje; zdziwienie, szok, zaskoczenie, strach... - W nocy mnie obudzili i powiedzieli, że Jose dostała jakiegoś ataku i nie żyje. - rozpłakała się na dobre. Pep nie mógł być już bezczynny, przybliżył się i mocno ją przytulił. Usiedli na zimnym chodniku. Wtedy i on poczuł jak do oczu podchodzą mu łzy. Ma... Miałby drugą córkę, drugie wspaniałe dziecko.
***
Usłyszeliśmy otwierające się drzwi i głosy chłopaków.
- Gdzie nam zniknęłyście?! - krzyknął Cristian. - O... Dzień dobry. - zmieszał się. Pewnie zobaczył gościa w salonie. Noe wtedy wytarła łzy. To, że po 23 latach dowiedziałam się, że jednak Pep jest moim ojcem, w porównaniu do tego co przed chwilą usłyszałyśmy, jest pestką. Obie siedziałyśmy pod ścianą na piętrze i słuchałyśmy. Noelia wstała i zbiegła na dół. Zrobiłam to samo. Tello i Leo stali w progu salonu, czerwonowłosa wyminęła ich i pełna emocji i furii stanęła na środku pomieszczenia, patrząc się na kobietę.
- I ty nazywasz siebie matką?! - wycedziła przez zęby. - Wróciłaś i tak sobie postanowiłaś powiedzieć wszystko ojcu, bo znów nabroiłaś i chcesz oddać się w ręce policji?!
- Noe, zawsze cię kochałam jak swoją biologiczną córkę. - powiedziała szatynka.
- Jak mogłaś zrobić wszystkim takie świństwo? - krzyczała. Santos siedział ze spuszczoną głową, a mama trzymała dłoń na jego ramieniu.
- Noe posłuchaj... - zaczęła jej matka.
- Nie, dość. Już się nasłuchałam. - zauważyłam, że po jej policzku popłynęła łza. Wybiegła z domu. Znów zrobiłam to samo. Zatrzymała się pod drzewkiem obok samochodów. Od razu ją mocno przytuliłam. - Letty, ja nawet nie wiem kim jestem. - załkała.
- Ciii, spokojnie. - szepnęłam. Wedy obok nas pojawili się obaj piłkarze.
- Noe, co się stało? - zapytał Cristian. Pokręciła tylko głową.
- Chcę wracać. - szepnęła.
- Wrócicie razem? Pojadę z nią. - spojrzałam na nich. Skinęli głowami, a Leo od razu podał mi kluczyki do swojego samochodu. Zaprowadziłam ją i pomogłam wsiąść. Gdy ja sama zajmowałam miejsce kierowcy, zauważyłam, że z domu wychodzą pozostali; mama i rodzice Noe, a właściwie to nie rodzice...
Całą drogę do Barcelony pokonaliśmy w ciszy. Weszłyśmy do domu Pepa, w którym było pusto. Weszłam z nią do jej sypialni. Znów się rozpłakała. Położyłam się z nią na łóżku i zaczekałam aż uśnie. Gdy schodziłam na dół, Pep już był w domu, a praktycznie wychodził na trening.
- Hej. - mruknęłam.
- Hej. - odpowiedział. Widać, że też nie był za rozmowny. - Pod domem stoi samochód Leo? - zapytał, a ja skinęłam głową.
- Wróciłam nim z Noe. Leo pewnie po treningu po niego wpadnie. - odpowiedziałam.
- Okay. Ja nie wiem o której wrócę, bo jadę jeszcze z Tonią do Tito.
- W porządku. A może... Poczekaj, też pojadę na trening. Oddam od razu samochód Leo. - pomyślałam i zniknęłam na górze by wziąć swoje rzeczy.
Na trybunach siedziałam z Anitą, która przyjechała tu z Fabregasem. Pytała co z Noe, że nie przyjechała. Przyjaźniłyśmy się we trzy, więc opowiedziałam jej co się wydarzyło w Sabadell. Słuchała z niedowierzaniem.
- Pep też wie? Taki jakiś nieobecny się wydaje... - zauważyła.
- Nie, on nie wie... Faktycznie, jak nie on. - obserwowałam go. Coś się musiało stać? Przecież temat rodzicielski już zamknęliśmy w zgodzie. Będę musiała z nim porozmawiać jak... Córka z ojcem? Jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam.
- Witam moje drogie i kochane panie. - obok nas pojawił się, uśmiechnięty od ucha do ucha, David Villa. - Dawno was nie widziałem. - dodam i przywitaliśmy się z nim buziakiem w policzek. Spojrzał na murawę i westchnął.
- Chciałbyś już tam wrócić? - zapytałam.
- Nawet nie wiesz jak bardzo... - uśmiechnął się pod nosem. - Ale... Jeszcze chwila i może zacznę normalne treningi. - puścił do nas oczko.
- A tak poza tym? Co u Patryci? - zapytałam.
- W porządku. Właśnie, kazała mi was pozdrowić, bo tak sobie gdybałem, że może was tu spotkam. - zaśmiał się. - A gdzie zgubiliście drugiego rudzielca?
- Została w domu. Źle się czuła. - skłamałam.
- No to niech wypoczywa. - powiedział. - I przekażcie pozdrowienia, ode mnie także.
- Na pewno to zrobię. - uśmiechnęłam się lekko.
Wszystko wróciło do codzienności. Treningi, lecz nasilone. Pamiętamy, że w środę rewanż na Camp Nou z Niebieskimi. Nie mogę się skupić na zajęciach. Myślę o tym meczu i o... No właśnie. Myślę o Pepie, myślę o Noeli.
Nadeszła przerwa. Jak zwykle siedziałam na ławce przed uniwersytetem i pozwalałam by promienie słońca. Wtem poczułam, że mój telefon wibruje. Ktoś dzwonił. Mama. Odebrałam.
- Cześć skarbie. Słuchaj, dzwonię, bo masz pocztę. - mówiła.
- Dzięki. Powinnam się już przemeldować by wszystko przychodziło tu, a nie do Sabadell. - przesunęłam dłonią po czole. - Co tam jest?
- Coś z banku.
- Otwórz.
- Czeeeekaj. - przeciągnęła mama. Wtedy zorientowałam się, że ktoś właśnie obok mnie usiadł. Obróciłam głowę i... Nacho?! Co on tu robi? Uśmiechnął się tylko i podniósł rękę. Wyszeptał tylko, że zaczeka aż skończę rozmawiać. - Moja kochana, twoje konto po woli już zaczyna świecić pustkami. - mlasnęła. - Może ci coś przeleję albo porozmawiam z Josephem?
- Nie mamo, nie trzeba. Muszę sobie w końcu znaleźć pracę. - powiedziałam. Fakt, muszę w końcu coś sobie znaleźć. Dobrze zdaję sobie sprawę, że drugiego takiego zatrudnienia jak w Sabadell, jako asystentka trenera młodzików nie znajdę, ale jakoś żyć trzeba. - Mamo, później do ciebie zadzwonię. Pa.
- Pa. Do usłyszenia. - rozłączyła się.
- A myślałaś o mojej propozycji? - i właśnie przypomniałam sobie o obecności mojego byłego chłopaka.
- Miałabym z tobą pracować? - prychnęłam.
- Nadal masz żal? Okay, naprawiam błąd! PRZEPRASZAM! - podał mi dłoń i czekał na moją rekcję.
- Okay. Czas mija, a my żyjemy dalej. - uścisnęłam jego dłoń.
- Mówiłaś, że potrzebujesz pracy, a my potrzebujemy dobrej prezenterki i dziennikarki.
- Ale nie skończyłam jeszcze studiów... - zająknęłam się, ale on mi od razu przerwał.
- I co z tego? Wielkie sławy, które śpią na pieniądzach nawet niektórych szkół nie mają pokończone. - przewrócił oczami. - Przyjdź na casting dziś o siedemnastej. - podał mi maleńki kartonik z adresem budynku, gdzie mieściła się telewizja. - Przyjdź. - puścił do mnie oczko i wstając pocałował mnie w policzek. Zostawił mnie taką w osłupieniu. Czego on chce?
Wyszłam ze szkoły i od razu przyuważyłam znajomy samochód na parkingu. Tak jak mi wczoraj obiecał, przyjechał po mnie, więc rano zamiast jechać swoim samochodem, zabrałam się z Anitą i Cesciem. Uśmiechnęłam się i wsiadłam do niego.
- A co to się stało, że czekasz, smażąc się w samochodzie? - zaśmiałam się.
- Od kiedy w przeciągu pięciu minut, rozdałem autografy połowie uczelni. - spojrzał na mnie.
- Oj ty biedaku. - udałam skruchę i delikatnie się pochyliłam, by go pocałować. - Jak po treningu? - zapytałam.
- W porządku. Musimy się jakoś przygotować na grę z Chelsea. - lekko się uśmiechnął. - Jakieś plany na dziś?
- Mam zamiar zacząć szukać pracy. - postanowiłam. - Na moim koncie po woli zaczyna widać dno, a nie mogę siedzieć na utrzymaniu Pepa czy mamy.
- Zawsze ja mogę cię przygarnąć do siebie. - uśmiechnął się szelmowsko, a ja zmierzyłam go wzrokiem. - No dobra. - zaśmiał się. - To się nawet dobrze składa, bo przedtem przypadkiem wpadłem na tego twojego znajomego. Nacho, tak?
- I co ci mówił? - zmarszczyłam czoło.
- Wspominał, że muszę cię namówić żebyś przyszła na kasting.
- Mi także o tym dziś mówił, nawet był na uczelni... - mruknęłam.
- Może mu zależy? A z resztą... To jak, obiad i jedziemy na przesłuchanie? - zaproponował.
- Chcesz tam jechać ze mną? - zapytałam, a on się uśmiechnął i pokiwał głową.
- Chcę zobaczyć jak moja dziewczyna rozwala resztę kandydatek. - pocałował mnie przelotnie i odpalił silnik swojego samochodu. Yhymmmm... Jadę na casting, który współorganizuje mój eks, będę tam ze swoim teraźniejszym facetem, największą gwiazdą piłki nożnej - Lionelem Messim... Czy to właśnie nazywa się 'mieć plecy' i szybko dostać posadę? Oczywiście, jeżeli ją dostanę.
Stanęłam w wyznaczonym miejscu i miałam przeczytać to co jest na ekranie przede mną. Miałam to zrobić z pasją, entuzjazmem i jak to powiedział nadpobudliwy reżyser 'z jajami'. Za kamerą stał Leo, a obok niego Nacho. Odetchnęłam, a reżyser zarządził 'akcję'. Pojawił się rząd literek. Opis meczu tenisa. Przeczytałam, a mężczyzna siedział na swoim krzesełku i obgryzał paznokcie. Spojrzałam na Leo, który się uśmiechnął i pokazał kciuk uniesiony ku górze. To mi dodało otuchy.
- Puśćcie jej jeszcze, żeby coś skomentowała. - reżyser rzucił do realizatora. - Słuchaj kochana, za chwilę zobaczysz na tym ekranie urywek jakiegoś mecze, komentuj go, dobrze? - zapytał, a ja skinęłam głową. Gdy tylko zobaczyłam na telewizorku piłkarzy w granatowo-bordowych strojach, uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Proszę państwa, Katalończycy odbierają piłkę na połowie rywala i biegną do przodu. Busquets do Xaviego, on przedziera się przez zawodników z Valencii. Udało się, nie stracił futbolówki. Podaje do Iniesty, ale on od razu przerzuca do młodego Tello. Przypominam, że właśnie doliczono minutę do końca spotkania, a na tablicy widnieje bezbramkowy remis. Wracając... Tello jest już pod bramką i strzela... Ale słupek! Nie! Jest tam zawodnik, który z przewrotki dobił! Jest GOL! Gol Leo Messiego! - zaczęłam krzyczeć jakbym faktycznie na żywo komentowała mecz. - Kochani, co się dzieje na trybunach! Kibice szaleją i skandują nazwisko Argentyńczyka! Koledzy mocno ściskają Pchłę i gratulują gola. - nawijałam, gdy film się urwał. Cisza. Spojrzałam w stronę chłopaków. Oboje szeroko się uśmiechali, ale reżyser siedział niezłamany. To dziwne, wcześniej biegał i dziwnie się zachowywał... Poprawił okulary i klasnął w dłonie.
- Bellissimo! - zawołał. Włoch? Wyskoczył z miejsca i podbiegł do mnie. Mocno mnie uściskał. - Mamy prezenterkę! - krzyknął, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Stałam jak ten kołek, nie wiedząc co się wokół mnie dzieje.
_____________________________________
Wczoraj przez te wszystkie dzieciaczki po prostu wymiękłam! Lia, Bryan, Zaida, Olaya, Luca, Nathan, Kai, Dylan, Valeria, córki Erica, synowie Songa ♥
Ale największą furorę zrobił on - Thiago Messi Roccuzzo ♥♥♥
I moja osobista furora i awwwwww ♥ Wujcio Jordi *-*
I co ja tu mam jeszcze dodać? VISCA EL BARCA ♥