Nacho od razu zepchnął mnie na głęboką wodę. Przed rozpoczęciem meczu, nie wiedziałam, że będzie ona tak głęboka. Stałam w miejscu wyznaczonym dla dziennikarzy z mikrofonem w ręku, oparta o bandę. Obgryzałam paznokcie. Denerwowałam się jak cholera. Gniotłam i mięłam koniec swojej koszulki. Cała ubrałam się w barwy klubu, któremu kibicuję całym sercem, a na plecach widniał numerek i nazwisko mojego kochanego piłkarza.
Niewykorzystany karny, gol Torresa w samej końcówce - to wystarczyło by dobić Katalończyków. Z boiska schodzili z kwaśnymi minami. Musiałam kogoś dopaść i choć chwilę porozmawiać, taki był mój obowiązek. Do Leo nawet nie podchodziłam, bo ten pierwszy uciekł do szatni. Przeżywał to. Mi samej, jak ich widziałam, chciało się płakać. Nie udało się wejść do finału.
Udało mi się poprosić Xaviego o kilka słów. Podchodząc do mnie, posłał mi lekki uśmiech. Tak samo było z Sergio, do którego podeszłam później.
Gdy oddałam mikrofon, kończąc swoją pracę, poszłam do Anity, Noe i Tonii, które same siedziały w gabinecie Pepa.
- Cześć. - szepnęłam, gdy weszłam. Usiadłam na kanapie obok Anity i położyłam głowę na jej ramieniu.
- Byłaś w szatni? - zapytała Noe, a ja pokręciłam głową.
- A wy? - zapytałam.
- Tito tu był chwilę z nami i mówił, że panuje tam jedna wielka, można by powiedzieć, że żałoba, więc na razie tam nie idziemy. - odezwała się panna Vilanova.
- Szkoda mi ich. - szepnęłam.
Dowiedziałam się, że Leo zmył się już ze stadionu, więc wsiadłam w swój samochód i pojechałam do niego. Drzwi były otwarte, więc weszłam. Zastałam go, siedzącego na kanapie i tępo patrzącego w ścianę. Bez słowa usiadłam obok niego i się przytuliłam. Objął mnie ramieniem i oparł głowę o moją.
- Gdyby nie ten karny... - zaczął.
- Przestań. - przerwałam. - To nie twoja wina. Nie wiadomo było ile jeszcze goli tam padnie.
- Ale...
- Nie mówmy o tym. - pocałowałam go w policzek. - Drapiesz, ale to lubię. - uśmiechnęłam się, bo po tych słowach jego usta wygięły się lekko w podkówkę.
- Jestem zmęczony. - szepnął, przecierając oczy. - Zostaniesz? - zapytał, a ja skinęłam głową. Wstał i złapał moją dłoń. Wyszliśmy po woli na górę i weszliśmy do sypialni Leo. Położyliśmy się na łóżku i znów się w niego wtuliłam.
- Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. - szepnął z zamkniętymi oczami.
- Co takiego?
- Ślicznie wyglądasz w tej koszulce i chciałbym, byś tak przychodziła na każdy mecz. - uśmiechnął się. - Szczególnie w koszulce z dziesiątką. - dodał i pocałował mnie w czoło. - Dobranoc.
- Dobranoc. - odparłam i wtuliłam się w jego ramię.
Niewykorzystany karny, gol Torresa w samej końcówce - to wystarczyło by dobić Katalończyków. Z boiska schodzili z kwaśnymi minami. Musiałam kogoś dopaść i choć chwilę porozmawiać, taki był mój obowiązek. Do Leo nawet nie podchodziłam, bo ten pierwszy uciekł do szatni. Przeżywał to. Mi samej, jak ich widziałam, chciało się płakać. Nie udało się wejść do finału.
Udało mi się poprosić Xaviego o kilka słów. Podchodząc do mnie, posłał mi lekki uśmiech. Tak samo było z Sergio, do którego podeszłam później.
Gdy oddałam mikrofon, kończąc swoją pracę, poszłam do Anity, Noe i Tonii, które same siedziały w gabinecie Pepa.
- Cześć. - szepnęłam, gdy weszłam. Usiadłam na kanapie obok Anity i położyłam głowę na jej ramieniu.
- Byłaś w szatni? - zapytała Noe, a ja pokręciłam głową.
- A wy? - zapytałam.
- Tito tu był chwilę z nami i mówił, że panuje tam jedna wielka, można by powiedzieć, że żałoba, więc na razie tam nie idziemy. - odezwała się panna Vilanova.
- Szkoda mi ich. - szepnęłam.
Dowiedziałam się, że Leo zmył się już ze stadionu, więc wsiadłam w swój samochód i pojechałam do niego. Drzwi były otwarte, więc weszłam. Zastałam go, siedzącego na kanapie i tępo patrzącego w ścianę. Bez słowa usiadłam obok niego i się przytuliłam. Objął mnie ramieniem i oparł głowę o moją.
- Gdyby nie ten karny... - zaczął.
- Przestań. - przerwałam. - To nie twoja wina. Nie wiadomo było ile jeszcze goli tam padnie.
- Ale...
- Nie mówmy o tym. - pocałowałam go w policzek. - Drapiesz, ale to lubię. - uśmiechnęłam się, bo po tych słowach jego usta wygięły się lekko w podkówkę.
- Jestem zmęczony. - szepnął, przecierając oczy. - Zostaniesz? - zapytał, a ja skinęłam głową. Wstał i złapał moją dłoń. Wyszliśmy po woli na górę i weszliśmy do sypialni Leo. Położyliśmy się na łóżku i znów się w niego wtuliłam.
- Zapomniałem ci o czymś powiedzieć. - szepnął z zamkniętymi oczami.
- Co takiego?
- Ślicznie wyglądasz w tej koszulce i chciałbym, byś tak przychodziła na każdy mecz. - uśmiechnął się. - Szczególnie w koszulce z dziesiątką. - dodał i pocałował mnie w czoło. - Dobranoc.
- Dobranoc. - odparłam i wtuliłam się w jego ramię.
Minął jeden dzień od tego pechowego dla nas meczu, a już kolejna informacja spadła na nas jak ogromny głaz. Siedziałam wtedy w kawiarence z Anitą, bo miałyśmy przerwę w zajęciach. Telewizor akurat był włączony i ustawiony na lokalny kanał. Zaczynała się konferencja prasowa mojego ojca. Była na niej większość piłkarzy. Nie widziałam tam Leo. To co powiedział tam Pep, sprawiło, że zamarłam. Jak to?!
Wieczorem, gdy wpadłam do domu, nie mogłam się opanować.
- Jak to rezygnujesz?! - zawołałam na dzień dobry, wchodząc do salonu, gdzie siedział mój ojciec. Nie odzywał się, tylko siedział wpatrzony przed siebie. - Odpowiesz? - mruknęłam. Nadal cisza. - Pep? - jakby zahipnotyzowany. - Tato! - zawołałam, a wtedy na mnie spojrzał. Po raz pierwszy go tak nazwałam i on sam musiał się tym zdziwić. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś wcześniej? - zapytałam nerwowo.
- Letty, spokojnie. - spojrzał na mnie, a ja usiadłam obok niego.
- Jak mam być spokojna, jeżeli nic nie wiedziałam o twojej decyzji? - zapytałam z żalem.
- Chłopakom też dopiero dziś rano, na treningu powiedziałem. Tak jak mówiłem na konferencji, czuję że się wypaliłem na tym stanowisku i potrzebuję przerwy.
- Rozumiem... - spuściłam głową. - Wiesz, że chłopaki wiele ci zawdzięczają? Szczególnie Leo.
- Wiem. Długo z nim dziś o tym rozmawiałem. I jest dobrze. - lekko się uśmiechnął.
- Co teraz zamierzasz? - zapytałam.
- Na razie zostaję do końca sezonu i trenują chłopaków. Później zobaczę. - kiwnął głową. - Pójdę się już położyć. - wstał i ucałował mnie w czubek głowy. Zniknął na klatce schodowej, a wtedy z góry zeszli Noe z Cristianem.
- Dobrze robię, że się o niego martwię, czy przesadzam? - spojrzałam na przyjaciół.
- No wiesz, nie wiem czy zauważyłaś, ale twój ojciec jest już dorosły. - powiedział ironicznie Cristian. - Nawet od bardzo dawna. - dodał.
- Ostatnio jest jakiś taki nieswój. - mruknęłam i włączyłam telewizor.
- Wszystko się wyjaśni i będzie dobrze. - uśmiechnęła się Noe.
- Mam taką nadzieję. - szepnęłam.
Wieczorem, gdy wpadłam do domu, nie mogłam się opanować.
- Jak to rezygnujesz?! - zawołałam na dzień dobry, wchodząc do salonu, gdzie siedział mój ojciec. Nie odzywał się, tylko siedział wpatrzony przed siebie. - Odpowiesz? - mruknęłam. Nadal cisza. - Pep? - jakby zahipnotyzowany. - Tato! - zawołałam, a wtedy na mnie spojrzał. Po raz pierwszy go tak nazwałam i on sam musiał się tym zdziwić. - Dlaczego nic mi nie powiedziałeś wcześniej? - zapytałam nerwowo.
- Letty, spokojnie. - spojrzał na mnie, a ja usiadłam obok niego.
- Jak mam być spokojna, jeżeli nic nie wiedziałam o twojej decyzji? - zapytałam z żalem.
- Chłopakom też dopiero dziś rano, na treningu powiedziałem. Tak jak mówiłem na konferencji, czuję że się wypaliłem na tym stanowisku i potrzebuję przerwy.
- Rozumiem... - spuściłam głową. - Wiesz, że chłopaki wiele ci zawdzięczają? Szczególnie Leo.
- Wiem. Długo z nim dziś o tym rozmawiałem. I jest dobrze. - lekko się uśmiechnął.
- Co teraz zamierzasz? - zapytałam.
- Na razie zostaję do końca sezonu i trenują chłopaków. Później zobaczę. - kiwnął głową. - Pójdę się już położyć. - wstał i ucałował mnie w czubek głowy. Zniknął na klatce schodowej, a wtedy z góry zeszli Noe z Cristianem.
- Dobrze robię, że się o niego martwię, czy przesadzam? - spojrzałam na przyjaciół.
- No wiesz, nie wiem czy zauważyłaś, ale twój ojciec jest już dorosły. - powiedział ironicznie Cristian. - Nawet od bardzo dawna. - dodał.
- Ostatnio jest jakiś taki nieswój. - mruknęłam i włączyłam telewizor.
- Wszystko się wyjaśni i będzie dobrze. - uśmiechnęła się Noe.
- Mam taką nadzieję. - szepnęłam.
Od tamtych wszystkich wydarzeń minęły dwa tygodnie. Wszystko dookoła rozkwita. Tata chyba jest szczęśliwy z Tonią, bo praktycznie ciągle spędzają ze sobą czas. To normalne, że muszą nadrobić cały ten stracony czas, gdy ona była w Stanach. Tak samo miło mi się patrzyło na Cesca i Anitę oraz Noe i Cristiana. Ja też z resztą nie narzekałam, no może prócz tych nagłówków, że początkująca dziennikarka omotała sobie Lionela Messiego. Byłam z nim szczęśliwa i to bardzo.
Jeżeli chodzi i sprawę Noeli, to co usłyszała w Sabadell... Ona nic o tym nie wspominała, więc ja też nic nie zaczynałam.
Miałam wolny poniedziałek, w końcu! Siedziałam sobie w kuchni z Noe i piłyśmy kawę, przeglądając gazety z ubraniami. Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć. Okazało się, że była to Anita.
- Jesteście same? - wparowała do środka.
- No tak, przecież teraz jest trening. - odparłam. Weszłam z nią do kuchni, gdzie była Noe. Anita usiadła na krześle z miną, jakby ją coś trapiło.
- Stało się coś? - zapytała w końcu czerwonowłosa.
- Musimy coś sprawdzić. - powiedziała pewnie Navarro i wyjęła ze swojej torebki woreczek z apteki. Jego zawartość wysypała na stół.
- Po co ci testy ciążowe? - zmarszczyłam brew, biorąc jedno pudełeczko do ręki.
- Czyżby Cesc nie był poinformowany co to antykoncepcja? - zaśmiała się Noe.
- Przestań, co jeżeli faktycznie jestem w ciąży? - martwiła się Navarro.
- Co ma być? Będziecie z Fabregasem szczęśliwi we trójkę, bo przecież nie usuniesz. - wzruszyłam ramionami.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. - zareagowała.
- No to szoruj do łazienki i sprawdzaj! - uśmiechnęła się Noe, podając jej jedno opakowanie.
- Właśnie sęk w tym, że nie chcę sama.
- Mamy iść z tobą do łazienki? - zapytała Delarosa.
- Nie, chcę po prostu żebyście też zrobiły. Byłoby raźniej. - wyszczerzyła się.
- Oj Anitka, Anitka. - pokręciłam głową i pocałowałam ją w czoło. Wzięłam jedno pudełko. - Zajmuję łazienkę przy moim pokoju. - zawołałam jeszcze. Po chwili wszystkie trzy byłyśmy już z powrotem na dole. Położyłyśmy wszystkie trzy testy na blacie stołu. Pierwszy Anity, drugi mój i trzeci Noelii. Usiadłyśmy w salonie i włączyłam telewizor na jakiejś dennej telenoweli, bo i tak miałyśmy chwile odczekać. Akurat jakaś kobieta miała wyjawić nastolatkowi, że na prawdę jest jego matką, a wtedy Anita zaczęła mnie szturchać, że już.
- To która idzie? - zapytała Noe.
- No ja mogę. - westchnęłam, wyłączyłam telewizor i wstałam. Podeszłam do stołu i najpierw spojrzałam na test mojej przyszywanej siostry. - Noe negatywny, z resztą za młoda jesteś jeszcze. A ja osobiście utłukłabym Tello... - zaśmiałam się i wtedy podeszłam do drugiego, mojego. - Żadne zaskoczenie, bo nie miałoby jak i skąd. - mruknęłam.
- To ty i Leo, jeszcze nie... - zaczęła niepewnie Anita.
Jeżeli chodzi i sprawę Noeli, to co usłyszała w Sabadell... Ona nic o tym nie wspominała, więc ja też nic nie zaczynałam.
Miałam wolny poniedziałek, w końcu! Siedziałam sobie w kuchni z Noe i piłyśmy kawę, przeglądając gazety z ubraniami. Usłyszałam dzwonek do drzwi i poszłam otworzyć. Okazało się, że była to Anita.
- Jesteście same? - wparowała do środka.
- No tak, przecież teraz jest trening. - odparłam. Weszłam z nią do kuchni, gdzie była Noe. Anita usiadła na krześle z miną, jakby ją coś trapiło.
- Stało się coś? - zapytała w końcu czerwonowłosa.
- Musimy coś sprawdzić. - powiedziała pewnie Navarro i wyjęła ze swojej torebki woreczek z apteki. Jego zawartość wysypała na stół.
- Po co ci testy ciążowe? - zmarszczyłam brew, biorąc jedno pudełeczko do ręki.
- Czyżby Cesc nie był poinformowany co to antykoncepcja? - zaśmiała się Noe.
- Przestań, co jeżeli faktycznie jestem w ciąży? - martwiła się Navarro.
- Co ma być? Będziecie z Fabregasem szczęśliwi we trójkę, bo przecież nie usuniesz. - wzruszyłam ramionami.
- Nawet mi to przez myśl nie przeszło. - zareagowała.
- No to szoruj do łazienki i sprawdzaj! - uśmiechnęła się Noe, podając jej jedno opakowanie.
- Właśnie sęk w tym, że nie chcę sama.
- Mamy iść z tobą do łazienki? - zapytała Delarosa.
- Nie, chcę po prostu żebyście też zrobiły. Byłoby raźniej. - wyszczerzyła się.
- Oj Anitka, Anitka. - pokręciłam głową i pocałowałam ją w czoło. Wzięłam jedno pudełko. - Zajmuję łazienkę przy moim pokoju. - zawołałam jeszcze. Po chwili wszystkie trzy byłyśmy już z powrotem na dole. Położyłyśmy wszystkie trzy testy na blacie stołu. Pierwszy Anity, drugi mój i trzeci Noelii. Usiadłyśmy w salonie i włączyłam telewizor na jakiejś dennej telenoweli, bo i tak miałyśmy chwile odczekać. Akurat jakaś kobieta miała wyjawić nastolatkowi, że na prawdę jest jego matką, a wtedy Anita zaczęła mnie szturchać, że już.
- To która idzie? - zapytała Noe.
- No ja mogę. - westchnęłam, wyłączyłam telewizor i wstałam. Podeszłam do stołu i najpierw spojrzałam na test mojej przyszywanej siostry. - Noe negatywny, z resztą za młoda jesteś jeszcze. A ja osobiście utłukłabym Tello... - zaśmiałam się i wtedy podeszłam do drugiego, mojego. - Żadne zaskoczenie, bo nie miałoby jak i skąd. - mruknęłam.
- To ty i Leo, jeszcze nie... - zaczęła niepewnie Anita.
- Tak się składa, że nie. - pokręciłam głową i podeszłam do trzeciego testu.
- I? - zapytała cicho Navarro. Spojrzałam na nią niepewnie.
- Dwie. - szepnęłam, a ta schowała twarz w dłoniach.
- Ej, będzie dobrze. Cesc się na pewno ucieszy. - Noe ją przytuliła.
- Noelia ma rację. Będzie dobrze. - usiadłam obok nich.
- Dziewczyny, zauważcie że my nie jesteśmy ze sobą długo. Przeszło miesiąc! I już mamy mieć dziecko?! Cholera! - krzyknęła.
- Hej, spokojnie - przytuliłam przyjaciółkę. - Cesc nie wygląda na takiego, że gdyby dowiedział się, że zostanie ojcem, uciekłby... Wręcz przeciwnie! Stracił dla ciebie głowę, Anita.
- Nie zabierałby cię do dziadka wtedy w weekend, byś poznała jego rodzinę, gdyby mu nie zależało. - dorzuciła Noe.
- Chyba macie rację. - wytarła oczy chusteczką higieniczną. - Ja też coś do niego czuję i chcę z nim być. Muszę się z nim umówić i mu o tym powiedzieć. Razem postanowimy co dalej.
- I bardzo dobrze! Cesc się wami zajmie - uśmiechnęła się Delarosa.
- Dokładnie! Głowa do góry Anita i cieszymy się - puściłam oczko do przyjaciółki i razem z Noe ją przytuliłyśmy.
Wieczór spędzałam samotnie, bo Cristian porwał gdzieś Noe, Pep spędzał czas z Tonią, Leo zrobił sobie męski wypad z Xavim i Davidem, a ja czekałam na jakieś informację od Anity, bo miała spotkać się z Fabregasem.
- I? - zapytała cicho Navarro. Spojrzałam na nią niepewnie.
- Dwie. - szepnęłam, a ta schowała twarz w dłoniach.
- Ej, będzie dobrze. Cesc się na pewno ucieszy. - Noe ją przytuliła.
- Noelia ma rację. Będzie dobrze. - usiadłam obok nich.
- Dziewczyny, zauważcie że my nie jesteśmy ze sobą długo. Przeszło miesiąc! I już mamy mieć dziecko?! Cholera! - krzyknęła.
- Hej, spokojnie - przytuliłam przyjaciółkę. - Cesc nie wygląda na takiego, że gdyby dowiedział się, że zostanie ojcem, uciekłby... Wręcz przeciwnie! Stracił dla ciebie głowę, Anita.
- Nie zabierałby cię do dziadka wtedy w weekend, byś poznała jego rodzinę, gdyby mu nie zależało. - dorzuciła Noe.
- Chyba macie rację. - wytarła oczy chusteczką higieniczną. - Ja też coś do niego czuję i chcę z nim być. Muszę się z nim umówić i mu o tym powiedzieć. Razem postanowimy co dalej.
- I bardzo dobrze! Cesc się wami zajmie - uśmiechnęła się Delarosa.
- Dokładnie! Głowa do góry Anita i cieszymy się - puściłam oczko do przyjaciółki i razem z Noe ją przytuliłyśmy.
Wieczór spędzałam samotnie, bo Cristian porwał gdzieś Noe, Pep spędzał czas z Tonią, Leo zrobił sobie męski wypad z Xavim i Davidem, a ja czekałam na jakieś informację od Anity, bo miała spotkać się z Fabregasem.
Siedziałam przed telewizorem, zajadając się ciastkami z orzechową masą, kiedy dostałam SMSa od Navarro, że Cesc nie miał dziś czasu, bo dołączył się z Pique do Messiego, Hernandeza i Villi. Będzie próbować jutro...
Niedługo potem usłyszałam, że drzwi wejściowe się otwierają i usłyszałam ciche głosy Pepa i Tonii. Trochę się zdziwiłam, bo jak na razie była dosyć wczesna pora.
- Cześć Letty - uśmiechnęła się kobieta, gdy weszła do salonu. Usiadła obok mnie. - Co ciekawego oglądasz? - zapytała.
- Jakiś taki dramat. Nic godnego polecenia - skrzywiłam się i troszeczkę ściszyłam głośność.
- Chcieliśmy z tobą porozmawiać - wtedy pojawił się też i mój ojciec.
- Nic nie zmajstrowałam - udałam przerażenie i uniosłam dłonie. - Chodzę do szkoły, zdobywam dobre stopnie, zarabiam na siebie, a tata akceptuje mojego chłopaka. - żartowałam.
- Głupia - zaśmiał się pod nosem Pep. - Ale my tak na poważnie i chcielibyśmy żebyś nas wysłuchała - dodał. Skinęłam głową i już nic nie mówiłam, słuchałam tylko to co mają mi do powiedzenia ojciec i siostra jego asystenta. Tonia była w ciąży z Pepem, gdy już zrywali. Urodziła w Granadzie i później powiedzieli jej, że dziecko nie żyje. Ojciec opowiadał jak Tonia zabrała go wtedy na cmentarz i mówił co czuł, a jego partnerka ściskała go za dłoń. Jakieś dziwne przeczucie kierowało mnie z tym na inną historię, którą już słyszałam, gdy dopowiedzieli, że na początku dziecko było całkowicie zdrowe, a później tak nagle coś mu się stało. Wstałam i przejechałam otwartą dłonią po twarzy.
- Czyli miałabym siostrę? - zapytałam, patrząc wyczekująco na nich. Oboje skinęli głową. - Poczekajcie... Tonia, kiedy dokładnie urodziłaś? - spojrzałam na nią.
- Pierwszego października, dziewięćdziesiątego pierwszego roku. - odparła od razu, a mnie to już naprawdę zbiło z tropu.
- Jesteś pewna, że wtedy wasza córka zmarła? - zmarszczyłam brew.
- Oddali mi jej ciało, odbył się pogrzeb, ale... - zacięła się i spuściła wzrok. - Czuję jakby moja córka nadal żyła i miała się dobrze.
- Posłuchajcie - westchnęłam i usiadłam. - Gdy mi to opowiadaliście, miałam wrażenie jakbym znała drugą stronę tej historii... - powiedziałam, a tamci spojrzeli na mnie pytająco. - Raz pojechałam z Leo do Sabadell, gdy byli tam też Cris z Noelią. Chłopcy poszli się przejść, ja z Noe zostałyśmy na górze i wtedy przyszła jej matka. Siedziałyśmy na górze i słuchałyśmy o czym rozmawia z Santosem i moją mamą. Jak się okazało, gdy odchodziła, powiedziała mu, że jedna z ich córek nie jest jego. A wtedy przyznała się jakie świństwo tak naprawdę zrobiła. - przełknęłam ślinę. - Gdy była w końcówce drugiej ciąży, także była w Granadzie. Urodziła tam martwą córkę. Zapłaciła lekarzowi za podmienienie dziecka, a Noe też właśnie jest z pierwszego października. - spojrzałam na nich. Ich twarze wyrażały zaskoczenie i szok. Nie mogli w to uwierzyć.
Ciszę przerwał ponowny dźwięk, otwierających się frontowych drzwi, a do domu wkroczyli Delarosa z Tello. Stanęli uśmiechnięci w progu salonu, a nasza trójka spojrzała na nich niczym na duchy.
- Stało się coś? - zapytała lekko zdziwiona dziewczyna. Teraz spojrzałam na nią pod innym kątem. Noelia faktycznie mogła być moją siostrą. Ja akurat miałam oczy po babci, ale Noe ma identycznie jak Pep. Mama coś raz wspominała, że nawet jesteśmy do siebie podobne, pod względem charakteru też... Chyba czekała nas tu dosyć poważna rozmowa.
______________________________________________
Jejuuuuniu! Ostatni rozdział był w MAJU! To mnie samą przeraża, serio! Ale dziś coś mnie natchnęło i skończyłam ten rozdział :) Aż się zdziwiłam, że naszła mnie na niego wena!
Możemy uznać, że to jest taki na pożegnanie wakacji!
Coppernicana poszła dziś do nowej szkoły, czuła się taaaaaka malutka i zagubiona! Jutro już będzie lepiej!
Rozdział dedykuję każdemu, który czekał na niego! ;**
Zrobiłam mały remont na swojej podstronie [klik]
Można się tam zapoznać z całą moją twórczością, a nawet od teraz - z tym co planuję! Zapraszam! :)