czwartek, 27 września 2012

015. Sorpresas



    Zobaczyłam nikogo innego tylko Davida, który szedł za mną, ale coś mnie jednak zaskoczyło. Miał w dłoni ogromny bukiet czerwonych róż. Moje oczy z pewnością wyglądały teraz jak duże monety. Pierwszą moją myślą było: Skąd je wziął?! Przecież w samochodzie by zwiędły…
   - Wszystkiego najlepszego Letty. – uśmiechnął i mocno mnie przytulił, a ja pozostawiłam na jego policzku buziaka.
   - David, nie musiałeś. Są cudne! – uśmiechnęłam się. – Spodobała mi się ta niespodzianka. – dodałam, odwracając się w stronę drzwi, by wejść do domu.
   - Ale to jeszcze nie koniec niespodzianek. – zaśmiał się i wszedł za mną do korytarza, gdzie panował półmrok.
   - To znaczy? – uśmiechnęłam się niepewnie, nie wiedząc do czego zmierza. Przewrócił oczami, stanął za mną i położył swoje dłonie na moich ramionach. Poprowadził mnie wprost do salonu, gdzie przywitał mnie głośny krzyk.
   - Niespodzianka!
  W pomieszczeniu kłębiło się od znajomych i przyjaciół. Stałam tam w progu jak wryta, z otworzoną buzią ze zdziwienia i przede wszystkim zaskoczenia. Spojrzałam kolejno na każdego. Na wujka, stojącego po środku, na Tito, Tonię, Anitę, Cesca, Noe z Cristianem, Isabel i Gerarda, Alicię, Alexisa, Andreas z Anną, Ibrahima, Thiago, Daniego, Xaviego i Lionela, a po chwili do ich grona dołączył jeszcze przed sekundą, stojący obok mnie David. Poczułam, że się zaraz rozkleję, bo w myślach osądziłam wujka, że zapomniał… Pod tym względem było mi głupio, ale byłam też szczęśliwa.
   - Normalnie was wszystkich kocham! – pisnęłam i poczułam, że do oczu podchodzą mi łzy. Na twarzy każdego pojawił się jeszcze większy uśmiech. Pep do mnie podszedł i przytulił.
   - Sto lat Letty. – uśmiechnął się. – Nie płacz głuptasie. – szepnął i stanął obok mnie.  
   - Letty, jako wicekapitan… - Hernandez wyszedł z rzędu z  pakunkiem. – W imieniu wszystkich obecnych i nieobecnych zawodników FC Barcelony życzymy ci wszystkiego najlepszego. – uśmiechnął się i uścisnął mnie. Wręczył mi płaską paczkę, w ozdobnym papierze. – Otwórz i zobacz. – uśmiechnął się, cofając się do reszty. Podałam na chwilę Pepowi kwiaty, które dostałam od Davida. Rozerwałam granatowo-bordowy papier i zobaczyłam obraz w ramce, na którym byłam ja w klubowym stroju w wersji toons. Taka jakby moja karykatura, pod którą napisane było na żółto: Letty i pod spodem dzisiejsza data: 15.04.2012. Spojrzałam na nich.
   - Młoda, nieodwołalnie podbiłaś serce każdego. Jesteś jedną z nas. – wyszczerzył się Alves.
   - Dziękuję, jesteście kochani! – znów poczułam, łzy pod powiekami. Podeszłam kolejno do każdego piłkarza i uścisnęłam go, dodając do tego całus w policzek. Na końcu w grupce stały wszystkie dziewczyny, gdy do nich podeszłam, wręczyły mi małe pudełeczko, w którym jak się okazało był śliczny zegarek z srebrną tarczą i czarnym paskiem. Podziękowałam przyjaciółką, a Tito i Pep zabrali się za otwieranie szampana. Ogłosili, że tak zwanej ‘libacji’ dziś nie będzie, bo jutro stanie się to na pewno na weselu naszej ‘trójeczki’. Wznieśli za mnie toast i później jakoś czas zaczął sam mijać. Goście ze sobą rozmawiali, śmiali się, a zwariowany Cristian zapuścił jakąś muzykę i porwał do tańca moją siostrę. W pewnym momencie zauważyłam, stojących w kącie pokoju Isabel i Gerarda, żywo o czymś rozmawiających i z lekko zmartwionymi minami. Nie powiem, zainteresowałam się tym, ale przecież nie będę im przeszkadzać, nie będę się im wtrącać. Nagle Pique zaczął szukać kogoś i zatrzymał wzrok na mnie. Gestem przywołał mnie do nich. Podeszłam.
   - Letty, mamy dla ciebie propozycję i za razem prośbę. – zaczęła piosenkarka.
   - Słucham, coś się stało? – zapytałam patrząc kolejno na nią i na niego.
   - Chcielibyśmy żebyś została naszym świadkiem jutro. – powiedział obrońca.
   - A czasem świadkiem nie miała być twoja kuzynka? – zapytałam, patrząc na blondynkę.
   - Miała, ale się rozchorowała i chwilę temu dostaliśmy od niej telefon, że nie jest w stanie przylecieć. – wytłumaczyła. – Dlatego pytamy ciebie. – uśmiechnęła się, przytulając do Hiszpana.
   - To jak? Skusisz się i wytrzymasz przez chwilę w parze świadkującej z Fabregasem? – Gerard poruszył brwiami z uśmiechem.
   - Co ze mną? – w jednej sekundzie tuż obok mnie pojawił się wcześniej wspomniany, uwiesił mi się na ramieniu i patrzył na nas pytająco.
   - Właśnie zostałam drugim świadkiem na ich ślubie, co ty na to? – spojrzałam na niego.
   - Oooo, jestem na tak. Nie znałem tej całej kuzynki Isy, nie wiedziałem jak wygląda i z kim w ogólne będę świadkował… - zamruczał zamyślony.
   - Czyli się zgadzasz? – zapytała równo, stojąca przed nami dwójka.
   - No chyba tak. – uśmiechnęłam się.

  Chciałam przez chwilkę odsapnąć i wyszłam na górę. Początkowo chciałam skierować się do swojej sypialni, ale zmieniłam cel. Wyszłam na mały balkon, na którego wychodzi się z korytarza na piętrze. Oparłam się o czarną barierkę i rozejrzałam się po okolicy. Wieczór był ładny i gwieździsty, ale jeszcze było chłodno, a ja zostawiłam swoją bluzę na dole. Odwróciłam się, by wejść do środka, ale wtedy zobaczyłam w progu zarys postaci.
   - Tu się skryłaś. – uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej. – Szukałem cię. – dodał.
   - Dziś jestem rozrywana. – zaśmiałam się do piłkarza. – Potrzebowałam chwili spokoju i żeby wyprzedzić twoje pytanie… Nie, nie przeszkadzasz mi. – wyprzedziłam, bo zauważyłam, że miał zamiar coś powiedzieć.
   - W takim razie bardzo się cieszę. – posłał do mnie swój uśmiech, do którego od zawsze miałam słabość, nawet wtedy gdy widywałam go na zdjęciach czy zbliżeniach na meczach. – Wiesz, mam coś jeszcze dla ciebie. – dodał i wyjął z kieszeni spodni niewielkie, podłużne pudełeczko. Spojrzałam na niego nieco zdziwiona.
   - Wiesz, że nie musiałeś. – rzuciłam od razu.
   - Wiem, ale wystarczy to, że chciałem. – uśmiechnął się i mi je wręczył. Otworzyłam je i zobaczyłam srebrny łańcuszek ze ślicznym wisiorkiem w kształcie litery L. – Leo! On jest śliczny! – automatycznie na moją twarz wskoczył szeroki uśmiech, a nawet uwiesiłam się mu na szyi i pocałowałam go w policzek. – Dziękuję. – dodałam.
   - Jeżeli będę dostawał takie podziękowania za każdym razem, bo będziesz dostawać ode mnie prezenty codziennie. – zaśmiał się, a ja spuściłam lekko wzrok. Wyjęłam łańcuszek z miękko wyścielonego pudełeczka. – Mogę? – wskazał na niego. Domyśliłam się, że chodziło mu o to, by go mi założyć. Kiwnęłam głową i mu go podałam. Odwróciłam się do niego tyłem i zebrałam swoje długie, miedziane włosy, podtrzymałam je. Powoli zapiął go na mojej szyi i już miałam upuścić swoje włosy, gdy poczułam jego ciepły oddech na moim karku. Wstrzymałam oddech i przymknęłam oczy. Poczułam dotyk jego ust, składający delikatny pojedynczy pocałunek, a po całym moim ciele rozszedł się dreszcz. Opuściłam je i odwróciłam się. Jestem od niego o 2-3 cm niższa, więc oczy mamy na prawie tej samej linii. Spojrzałam w jego brązowe oczy, które jak cały on, są hipnotyzujące. Nie wiem co się wokół działo, ale nasze twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Znów ogarnęło mnie takie uczucie nie do wyjaśnienia. Takie coś… Niepewność? Ale taka dziwna, powiązana z dziwnym odczuciem. Ciekawość? Jak smakują usta najlepszego piłkarza na świecie? Czułam jakby moje nogi stały się jak z waty. Tak samo miałam, gdy na imprezie u Davida, na werandzie sytuacja się powtórzyła, ale wtedy, przerwał to wszystko…
   - Letty, Pep cię… Oj przepraszam. – na balkonie pojawił się Cristian. Było już tak blisko, a gdy usłyszeliśmy Tello odskoczyliśmy od siebie zakłopotani.
   - Nie, nie. Co mówiłeś? – zapytałam, zakładając kosmyk włosów za ucho.
   - Tylko, że Pep cię szuka. – powiedział i spojrzał kolejno na mnie i Messiego.
   - Okey, już idę. – odrzekłam i ruszyłam do wejścia do środka, a w przelocie spojrzałam na Leo. Lekko się do mnie uśmiechnął, co odwzajemniłam.

***

   Nie potrafił się powstrzymać i po prostu musiał jej dotknąć. Delikatnie musnął ustami jej kark i poczuł dreszcz przeszywający jej ciało. Miała ciepłą, opaloną i gładką skórę. Zaciągnął się jej prześlicznym zapachem. Miał ochotę wziąć ją w swoje ramiona, mocno przytulić i nigdy już nie wypuszczać. Obróciła się i spojrzeli sobie w oczy. Były piękne, jak cała ona. Piękne, długie, miedziane włosy, brązowe, wyraziste oczy i pełne usta, mały, zgrabny nosek. Cała była drobna i wyglądała na tak bezbronną, że aż chciało się ją ciągle chronić i być z nią. Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Usta dzieliły już milimetry, kiedy na balkon wszedł ten sam osobnik, który przerwał tą samą sytuację, co na imprezie u siódemki. Powiedział, że wujek szuka dzisiejszej solenizantki. Ona zmieszana skierowała się do środka, ale po drodze spojrzała na niego. Uśmiechnął się, a ona zrobiła to samo. Wyszła, a młody Tello został w progu i śmiał się, poruszając brwiami w stronę przyjaciela z drużyny.
   - Coś nie tak? – zapytał.
   - Nie, nic. – wyszczerzył się. – Tylko znów jej nie pocałowałeś przeze mnie. – pokazał napastnikowi język i wszedł w głąb domu. Leo podrapał się po czubku głowy i wszedł za nim, od razu schodząc na niższe piętro.

***

  Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie cała reszta.
   - To jeszcze nie koniec niespodzianek. – usłyszałam za sobą. Odwróciłam, a za mną stał mój wujek z uśmiechem na twarzy, a za nim ujrzałam schodzących po schodach Cristiana i Leo. Pierwszy uśmiechał się pod nosem, patrząc na mnie. Tak, wiem o co mu chodzi! Muszę z nim pogadać! Zapatrzyłam się na ich dwójkę i nie zwracałam uwagi na całą resztę. Zorientowałam się dopiero, kiedy Pep z Xavim zakładali mi opaskę na oczy. O co chodzi? Po chwili nie widziałam już nic, tylko czułam jak mnie gdzieś prowadzą. Domyśliłam się, że przechodziłam przez jakiś próg. W końcu się zatrzymałam i zdjęli mi opaskę w oczu, a wtedy rozbłysło się światło żarówki. Stałam razem z wujkiem w garażu, a cała reszta była w progu i w wewnątrz korytarza. W garażu stał czerwony samochód, którego wcześniej nie widziałam. Nie to było największym zdziwieniem, lecz to, że był cały owinięty bordową wstęgą, zawiązany na dachu w kokardkę.
   - Jest twój. – Pep włożył mi do dłoni kluczyki, a ja dalej nie mogłam się otrząsnąć. Mój? Spojrzałam na wujka i mocno go uścisnęłam. – No już nie będziesz narzekać na naszą komunikacje miejską. – puścił mi oczko.
   - Jesteś niesamowity! – zawołałam. – Jesteś dla mnie jak ojciec. – dodałam.
   - Ty jesteś dla mnie jak córka. – odpowiedział i pogładził mnie po moich włosach. Wszyscy wtedy weszli do środka, a ja podeszłam do swojego… Swojego - jak to słowo wspaniale brzmi. Czasem sobie ponarzekałam na autobusy, takie tłoczne, powolne i niepraktyczne, ale nie wiedziałam, że doprowadzi to do tego, że dostanę od Pepa na urodziny własny samochód i to do tego nowiutkie Audi TT. Kolor miał po prostu boski, to muszę przyznać!

   Było kilka minut po dziewiątej, a prawie wszyscy się już zmyli. Wiadomo dlaczego. Jutro wielki dzień dla barcelońskiego obrońcy i jego narzeczonej, a my chcemy z nimi spędzić ten czas, więc musimy być wypoczęci. Najdłużej zostali Cristian, Leo, David i Xavi. Zaoferowali się, że pomogą posprzątać, a gdy już skończyliśmy, oczywiście jak to zmotoryzowani mężczyźni obskoczyli na spokojnie mój samochód. Pep gdzieś zapodział się w domu, Noe z chłopakami siedziała i oglądała auto, a ja stałam w progu drzwi, przez które przechodziło się z garażu do domu. Obserwowałam ich. Każdy pomimo różnic wiekowych, bardzo dobrze się rozumieli i dogadywali, nie tylko na boisku, ale i w życiu. Wiem, że Hernandez, Villa i Messi to taka trójka przyjaciół, tacy przyszywani bracia, którzy mogą sobie zaufać. Cristian to taki szaleniec, którego uwielbiam, a Noe to moja przyjaciółka, do której bardzo szybko się przekonałam. Gdybym miła tak myśleć o każdej osobie, którą mam tu w Barcelonie, które są tu ze mną, brakło by mi pewnie dnia na te rozmyślenia. Cieszę się po prostu, że ich mam.
   Za niedługo Xavi, Leo i David pojechali, a ja wróciłam do swojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i wpatrywałam się w sufit. Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi.
   - Proszę. – wydałam z siebie.
   - Mogę? – do pomieszczenia zajrzał Tello.
   - Pewnie. – uśmiechnęłam się lekko, a ten podszedł i rzucił się tuż obok mnie.
   - Przyszedłem się pożegnać, bo też już zmykam. – powiedział. – Letty, co to miało być dziś na balkonie? – wyszczerzył się, a ja przewróciłam oczami.
   - Cristian, nie masz innych tematów?
   - No mam, ale mnie interesuje z kim moja przyjaciółka się spotyka.
   - Stop, stop, stop! Nie spotykam się z nikim! To co widziałeś na balkonie… Ehhh. Zapomnij, okey?
   - Czujesz coś do niego? – drążył dalej.
   - Cristian proszę cię! – zawołałam podburzona.
   - Odpowiedz. – wyszczerzył się. – Czujesz coś do Messiego? Już wam tak przeszkodziłem drugi raz, a co się działo jak nie byłem w okolicy? – mielił językiem.
   - Mogę cię zapewnić, że nic się nie działo! Nie wiem czy coś do niego czuję.
   - Lubisz go? – poruszył brwiami.
   - Lubię, ale jako przyjaciela.
   - Nie prawda, bo jak o nim mówisz to oczy ci się świecą, a policzki czerwienią. – śmiał się chłopak.
   - Odstosunkuj się ode mnie, okey? – powiedziałam i udałam obrażoną.
   - Oj nie złość się rudzielcu. Złość piękności szkodzi, a ja się tylko martwię o moją starszą siostrę, której nigdy nie miałem. – uśmiechnął się. – Chcę po prostu żebyś była szczęśliwa. – mrugnął oczkiem. Cały on… Najpierw powkurza, a potem do rany przyłóż… Taki był od zawsze. Najpierw ciągnął mnie za włosy, a potem pozwalał wygrać, gdy graliśmy w piłkę na boisku z przyjaciółmi.
   - A ty? Też interesuje mnie twoje szczęście. Jak tam sprawy z Noelią? – zainteresowałam się.
   - Kto wie… Może za niedługo zapytam ją o pewną sprawę… Bo i ile mi wiadomo to chłopaka jeszcze nie ma. – uśmiechnął się zawstydzony.
   - Pytaj, pytaj. Macie moje błogosławieństwo. – zaśmiałam się.
   - Okey, ja będę zmykał. Dobranoc. – dostałam buziaka w czoło i podszedł do drzwi. – Wiesz co… Tak teraz myślę. Bo to L na twoim łańcuszku. – wskazał na mój dekolt.
   - Coś z nim nie tak? – zdziwiłam się.
   - Wiem od kogo go masz i… No i słuchaj, ono nie musi wcale oznaczać Leticia. Równie dobrze może oznaczać Lionel. – zaśmiał się, a ja złapałam za poduszę i cisnęłam nią w stronę gdzie stał młody piłkarz. Na jego szczęście udało mu się wyjść z pokoju i zasłonić się drzwiami. – Dobranoc. – po raz kolejny zobaczyłam go w uchylonych drzwiach.
   - Dobranoc. – uśmiechnęłam się, a on zamknął moje drzwi. Słyszałam jeszcze jak schodził po schodach, wymienił kilka słów z Pepem i Noe i wyszedł z domu. Ja natomiast nie miałam już siły na nic. Tak jak byłam, w ubraniach. Otuliłam się kocem i odpłynęłam w objęciach Morfeusza. 
_______________________________________
Długo przez Was wyczekiwany, ale jest ;) 
 Już obiecuję, że wesele zaczniemy w następnym rozdziale ;***

wtorek, 11 września 2012

014. Similitud



   Wyszłam ze swojej i nie ukrywam, że mój humor nie był najlepszy. Śpieszyłam się, bo musiałam wrócić jak najszybciej do domu, bo obiecałam Noe, że pojadę z nią dziś do Sabadell po jakieś jej rzeczy, plus to, że… No dobra, tu w Barcelonie nie każdy może o tym wiedzieć, ale wujek nigdy o tym nie zapomniał. Czyżby akurat teraz, po raz pierwszy wyleciało mu z głowy jaki dziś jest dzień?
  Nie rozglądając się, skręciłam od razu w swoją stronę i dość szybkim krokiem szłam przed siebie.
   - Letty! – usłyszałam za sobą. Zatrzymałam się i lekko zdziwiona rozpoznanym głosem, odwróciłam się. Właśnie podbiegła do mnie Noe.
   - O ile się nie mylę to miałaś na mnie poczekać w domu. – zaczęłam, nie ukrywając zdziwienia.
   - Plany się zmieniły. Chodź. – pociągnęła mnie za sobą, do stojącego na parkingu ciemnoszarego samochodu, przy którym stał oparty piłkarz.
   - Oznajmiam, że w dniu dzisiejszym zgłaszam się na ochotnika na waszego osobistego szofera. – zaśmiał się, a ja się tylko uśmiechnęłam.
   - Cześć David. – podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek na powitanie. – Jak twoja noga? – zapytałam.
   - Noga jak noga, najważniejsze, że dalej na swoim miejscu, ale prowadzić mogę. – uśmiechnął się zawadiacko, na co zareagowałyśmy obie śmiechem. – To jak dziewczyny? Kierunek Sabadell? – zapytał i wskazał na swój pojazd. Wsiedliśmy do niego. Villa na miejsce kierowcy, ja obok niego, a Noelia na tylnym siedzeniu. Piłkarz odpalił silnik i ruszyliśmy spod mojej uczelni.
  Przez całą drogę znajdywaliśmy jakieś tematy, a przeważnie takie, przez które nasza cała trójka pękała ze śmiechu. W niektórych momentach musiałyśmy uspokajać naszego kierowcę, mówiąc mu, że musi uważać i patrzeć na jezdnię. Po jakichś czterdziestu minutach byliśmy już w centrum Sabadell. Przez okno samochodu oglądałam, przemijające, znane mi już budynki i miejsca. Po chwili David parkował już auto pod domem mojej przyszywanej siostry. Zauważyłam, że pod nim stały dwa samochody, jeden zapewne Santosa, w drugim rozpoznałam samochód mamy. Czyli ją tu spotkam…
  Wysiedliśmy z pojazdu i ruszyliśmy pod dom Delarosy. Noe nacisnęła na klamkę frontowych drzwi, które okazały się być otwarte. Weszliśmy za nią z Davidem. Ona od razu skierowała się w stronę kuchni, gdzie praktycznie zawsze ktoś przebywał.
   - Cześć. – stanęła w progu pomieszczenia, gdzie Santos z moją matką prowadzili żywą rozmowę na jakiś temat. Automatycznie przerwali, zwracając uwagę na młodszą córkę mężczyzny. Wtedy zza jej pleców wyłoniłam się ja z Villą.
   - Cześć, witajcie. – widać było, że mama ucieszyła się na mój widok.
   - Może przejdziemy do salonu, nie będziemy stać w progu kuchni. – zaproponował gospodarz, od razu zrywając się i prowadząc nas wszystkich do dużego pokoju.
   - Przyjechałam się spakować. – wypaliła czerwonowłosa, co wywołało lekkie zdziwienie na twarzy jej ojca. – Postanowiłam przez jakiś czas zamieszkać w Barcelonie. – wytłumaczyła.
   - Dziewczyny, co wy widzicie w tej Barcelonie? – uśmiechnęła się mama, przytulając się do jej przyszłego męża.
   - Na przykład takich piłkarzy. – zażartował David, czym wywołał u nas uśmiechy.
   - Jeszcze powiedz, że takiego z numerem 7. – szturchnęłam go łokciem w bok.
   - No chociażby. – poruszył zabawnie brwiami. – Bo ta to tylko widziałaby trzydziestkę siódemkę. – wskazał na Noelię.
   - Co?! No następny będzie się nabijał! – naburmuszyła się dziewczyna. – Może ja już pójdę się zacząć pakować. – zamruczała i skierowała się na schody.
   - Poczekaj, pomogę ci. – zaśmiałam się i pobiegłam za nią. Usłyszałam jeszcze tylko z dołu głos mamy, zwracający się do chłopaków:
   - Nie jestem obyta w tym temacie, ale kto jest tą siódemką, a kto ma trzydzieści siedem?

    Pakowałyśmy rzeczy Noe do jej dużej torby, rozmawiając przy tym i śmiejąc się. Co chwila spotykała się z moimi docinkami na temat jej i mojego starego przyjaciela. No to co ja poradzę, że wszyscy uważają, że oni do siebie pasują?!    
   Chwilę później do pokoju weszła blondwłosa Ivette. Stanęła na środku pokoju i zmierzyła nas wzrokiem.
   - Czegoś potrzebujesz czy coś? Jesteśmy zajęte jakbyś nie zauważyła. – powiedziałam i dalej zajęłam się układaniem rzeczy Noe.
   - Słyszałam, że wynosisz się do Barcelony? Jedź… Tam też cię nikt nie zechce. – olała moje słowa i zakpiła z młodszej dziewczyny.
   - No dobra… Może nie mam takiego ‘brania’ jak ty, ale przynajmniej tam znalazłam prawdziwych przyjaciół… Jakbyś była tak łaskawa to wyjdź, okey? – postawiła się, a spojrzałam na nią ze zdziwieniem. Miałam ochotę zacząć jej bić brawo, bo odgryzła się Ive. Blondynka machnęła ręką.
   - Idę… Widzę na dole świeże mięsko, więc czas się za niego zabrać. – zatarła dłonie i wyszła z pokoju, pozostawiając nas w pokoju Noeli z minami w stylu ‘WTF?!’.
   - To ja tam współczuję Davidowi… - westchnęłam, po czym obie wybuchłyśmy śmiechem.
  Po jakichś piętnastu minutach do pomieszczenia wpadł piłkarz.
   - Błagam was! Przechowajcie mnie tu! – zawołał, przestraszony.
   - Co jest? – zapytała zdziwiona Delarosa.
   - Wasza siostra! – zawołał od razu.
   - Przepraszam bardzo, ja za siostrę uznałam tylko Noe, tamta odpada… - zaśmiałam się.
   - No, ale mniejsza z tym! Ona nie widzi, że ktoś nie jest chętny na jej zaloty… Nawet wasi rodzice się zaczęli z tego nabijać. To potwór w damskiej skórze i ciele! Mówię wam! – mówił przejęcie, z czego my się tylko nabijałyśmy. Zaproponował, że nam pomoże, ale to i dobrze, bo szybciej nam z tym pójdzie. Po chwili usłyszałam głos mojej mamy, który mnie wołał. Przeprosiłam ich na chwilę i zeszłam na dół, gdzie w salonie czekali na mnie mama z Santosem.
   - Kotku, chcielibyśmy ci z Santosem życzyć wszystkiego najlepszego z okazji twoich dwudziestych trzecich urodzin. – podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła. – Letty, żebyś znalazła swoje szczęście, spokój i miłość. – powiedziała. – Polubiłam tego waszego Davida. Jest przystojny i przede wszystkim w porządku. – wyszeptała mi do ucha, na co uśmiechnęłam się sama do siebie. David jest w porządku, zgadzam się, ale w porządku jest też cała drużyna Blaugrany. Ucieszyłam się w duchu, bo dzisiaj to pierwsze życzenia, które usłyszałam. W końcu to moja matka, pamiętała. Odsunęła się ode mnie i stanęła obok swojego narzeczonego, który podał jej maleńki pakunek, który po chwili wręczyła mnie. – Otwórz. – uśmiechnęła się. Ja wtedy zdjęłam ozdobny papier, pod którym znajdowało się czarne pudełeczko. Otworzyłam je, a w nim na miękkiej wyściółce leżała srebrna bransoletka.
   - Jest śliczna, dziękuję. – przytuliłam się do mamy i posłałam uśmiech Santosowi.
   - Cieszymy się, że ci się podoba. – odpowiedział mężczyzna.
 Wróciłam do Davida i Noe. Nie mówiłam im o tym, że dostałam prezent urodzinowy, ani o tym, że moja mama polubiła Villę. Uwinęliśmy się z resztą i zanieśliśmy rzeczy do samochodu. Pożegnaliśmy się z domownikami i wsiedliśmy do pojazdu. Siedziałam na miejscu pasażera i wpatrywałam się mijający po drodze krajobraz. Analizowałam dzisiejsze spotkanie z mamą… Ta cała złość już chyba minęła. Czyżby wracała dawna relacja matka – córka?  

***

   Siedziała i wpatrywała się w szybę na przemijające budynki. Przejechali obok boiska, gdzie trenowała dawna drużyna.
   - David, zatrzymaj się! – zawołała, a ten przestraszony zahamował z piskiem opon. Dobrze, że ulica była praktycznie pusta, bo spowodowaliby tym jakąś stłuczkę lub wypadek. David z Noe spojrzeli na nią, która sama przestraszyła się gwałtownym zatrzymaniem się piłkarza.
   - O co chodzi? – zapytał, ciągle na nią patrząc.
   - Chciałam tylko żebyś się zatrzymał pod tym boiskiem. – wytłumaczyła. – Jeżeli chcesz uszczęśliwić grupkę młodych i początkujących piłkarzy… To chodź ze mną. – wyszczerzyła się. Noe z Davidem najpierw wymienili zdziwione spojrzenia, a potem wybuchnęli śmiechem. Villa podjechał na parking i później we trójkę kroczyli w stronę bramy. Letty opowiedziała im, że gdy wcześniej mieszkała w Sabadell, to pracowała tu jako drugi trener drużyny młodzików. Piłkarzowi spodobał się pomysł, by odwiedzić młodą. hiszpańską krew na boisku. Dwudziestotrzylatka pobiegła przodem, zostawiając w tyle swoją przyszywaną siostrę i przyjaciela. Przywitała się z trenerem, Rodrigo, jej dawnym szefem.
   Podszedł z Noe bliżej. Został przedstawiony najpierw starszemu trenerowi, który był zaskoczony obecnością piłkarza Blaugrany i La Roja. Po chwili i chłopcy, biegający za piłką zorientowali się kto stoi obok trenera. Leticia, ich dawna trenerka i znany piłkarz. Podbiegli i otoczyli ich. David oczywiście zgodził się na zrobienie sobie zdjęć z młodymi zawodnikami, rozdanie autografów.
   - Zagra pan z nami? – zapytał jeden dziesięciolatek i rzucił piłkę do mężczyzny, ale ten jej nie złapał, bo ubiegła go jego przyjaciółka.
   - Niestety nie, bo jeżeli pan Villa chce szybko pozbyć się kontuzji, to musi się oszczędzać. – powiedziała pewnie panna Guardiola, po czym posłała trzydziestolatkowi lekki uśmiech.
   - To ty z nami zagraj! – zawołał któryś chłopak z tłumu. Dziewczyna przystała na propozycję, a do nich dołączyła jeszcze Noelia.
   On stał z boku i przyglądał się ile radości sprawia temu rudzielcowi bieganie za piłką z chłopakami. Uśmiechał się sam do siebie na samą myśl o niej. Miał tak odkąd ją poznał. Dziewczyna wprost idealna, uwielbia grać w piłkę i się na tym zna. Ale czy aby nie za bardzo nie przypomina mu jego byłej, która po kłótni wybrała karierę i wyjechała do Brazylii? Ona przecież też potrafiła grać i znała się na tym… Co jest?! 
   Na boisku w Sabadell spędzili jakąś godzinę po czym wpakowali się do samochodu i ruszyli w drogę powrotną do stolicy Katalonii. Noe, ciągle siedząca na tylnym siedzeniu, ciągle sms-owała. Z kim? To było pewne, że ze starym przyjacielem z dzieciństwa Letici. O czym? Guardiola myślała, a wręcz była przekonana, że ciągle ze sobą flirtują, ale może nie tym razem. Teraz temat krążył wokół innej sprawy, w którą wszyscy byli wplątani.
  Po ponad półgodzinnej jeździe w końcu zaparkowali pod domem trenera. W żadnym z okien nie świeciło się światło, a pod domem stało tylko białe Audi Pepa. Pierwsza z samochodu wystrzeliła Noelia i bez słowa pobiegła do domu, co wywołało zaskoczenie u jej starszej siostry. Po chwili wysiadła i ona. Ruszyła wolnym krokiem w stronę budynku. Gdy była przed samymi drzwiami i miała nacisnąć klamkę, usłyszała za sobą wołanie jej przyjaciela. Obejrzała się i zobaczyła… 
__________________________________
Nie bijcie mnie! Błagam! Wiem, że dałam... ciała! Rozdział jakoś taki kiepski wyszedł... Obiecuję, że następne, będą lepsze. Muszą być ;))  
No i szykuję jeszcze pewien dodatek do tego bloga, a mianowicie jednopart, który tu za niedługo zamieszczę.
A no i jeszcze jedno! Gratulacje dla Hiszpanii, za dzisiejszy mecz ;) 1 do 0 dla nas ♥