Weszła na trybuny
treningowego boiska FC Barcelony. Spojrzała na murawę, na piłkarzy. Jedni z
uśmiechem na twarzy podawali do siebie piłki, a drudzy przyglądali się jak to
Guardiola upomina dwójkę wiecznych dzieci, Fabregasa i Pique. Wzrokiem podążała
za twarzami mężczyzn, szukając jednego, dla którego tutaj przyszła. Znalazła
go. Prawie tarzał się na ziemi ze śmichu razem z Montoyą, widząc Daniego, który
za plecami Mistera, go przedrzeźniał, wykonując te same gesty, z którymi
upominał dwójkę swoich piłkarzy. Cicho się zaśmiała i rozejrzała po
krzesełkach. Były prawie puste, bo na jednym miejscu siedziała szatynka, którą
już znała. Podeszła i usidła obok niej.
- Dzień dobry. –
przywitała się z uśmiechem na ustach.
- Witaj Noe. Dziś
sama? – odpowiedziała kobieta.
- Letty i Anita są
na uczelni, a ja zostałam sama, więc przyszłam obejrzeć ich trening. – wskazała
na boisko.
- Jestem tu od
początku i uwierz, to jedna wielka szopka. – zaśmiała się Tonia. – To wygląda
jak grupa przedszkolna, a Tito i Pep to przedszkolanki. – mówiła.
- Ciekawe
porównanie. – odparła Noe. Wtedy piłkarze wrócili do treningu, a gdy piłka
przez przypadek spadła obok Pepa, ten mocno kopną w zawodnika z numerem 2. Ten
się lekko zdziwił.
- Alves, naucz się,
że ja mam oczy dookoła głowy. – usłałyśmy głośny śmiech trenera, a po chwili
również i zawodników.
- Oni wszyscy są
niemożliwi. – zaśmiała się czerwonowłosa.
- Noe, a jak ci się
podoba w Barcelonie? – zapytała Tonia z uśmiechem na ustach.
- Jest genialnie.
Cieszę się, że wszystko tak się potoczyło, że poznałam Letty, a później całą
resztę, że mogłam zamieszkać z nią i z Pepem. – odparła, a mówiąc widać było
tryskającą z niej energię. Wzrokiem jednak ciągle podążała za młodym piłkarzem,
biegającym po murawie.
- Tello to twój
chłopak? – wtrąciła Tonia, przerywając trans młodszej.
- Nie! –
odpowiedziała od razu, zrywając się.
- Ale widać, że
bardzo się lubicie. – drążyła Vilanova, a Noelia spuściła lekko głowę, a na jej
policzkach malował się lekki róż. Nie zdawała sobie z tego sprawy, że to mogło
być widoczne. Lubiła Cristiana, a nawet bardziej niż lubiła. Wydawał się jej
całkiem inny niż ci chłopcy, których poznawała dotychczas. Dobrze się przy nim
czuła, mieli wspólne tematy i gdy tylko był w pobliżu czuła powiedzeniowe
motylki w brzuchu. – Nie martw się, nic nikomu nie pisnę. – uśmiechnęła się
kobieta i obie znów spojrzały na boisko.
- A ty i Pep? –
rzuciła podejrzliwie Delarosa, a na twarzy Toni pojawiło się lekkie zmieszanie.
– Letty wspominała, że kiedyś byliście razem.
- Tak, to prawda.
- A teraz? –
zapytała od razu.
- Teraz sama nie
wiem jak to jest z nami.
- Kochasz go?
- Nigdy nie
przestałam. – odpowiedziała spokojnie i powędrowała oczyma na swoje nogi. – Nie
wiem jak teraz to będzie wyglądało. Może nawet nie ma co sobie robić znów
nadziei. – westchnęła z lekkim uśmiechem.
- Wiesz, po weselu
Shakiry i Gerarda, Pep nie wrócił, więc uważamy z Letty, że jednak nadzieje są
tu jak najbardziej na miejscu. – zaśmiała się dziewczyna.
- Hej, Młoda, co
to za ingerowanie w sprawy dorosłych? – udała oburzenie, ale z uśmiechem. –
Wiesz, zawsze chciałam mieć córkę, z którą będę mogła tak o wszystkim
porozmawiać. – dodała z lekkim uśmiechem. Po tych słowach pierwsze co przyszło
do głowy Noe, to że ona by chciała matki, która miałaby czas dla niej. Jej
rodzicielka jeżeli była w domu nieprzerwanie 2 tygodnie to był cud, można by
nazwać to nawet świętem. Nawet gdy była z nią w dziewiątym miesiącu ciąży
musiała gdzieś pojechać, tradycyjnie „służbowo”. Jej mąż już nie miał do niej
słów, on sam musiał przebywać w domu i zajmować się wtedy jeszcze ich pierwszą,
małą córką. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział o podwójnym życiu pani Mata.
Pewnego wieczoru, w samotnej drodze powrotnej do ich domu w Granadzie, poczuła,
że to już czas na jej poród. Poprosiła taksówkarza, który ją odwoził o zmianę
kursu na szpital. Tam urodziła, a jej mąż dowiedział się o tym dopiero
następnego dnia, gdy martwiąc się o żonę zaczął obdzwaniać wszystkie szpitale w
mieście. Kobieta nie martwiła się o to czy Santos poradzi sobie z obiema małymi
córkami i na dodatek swoją pracą. Dopiero po kilku latach dowiedział się o
przekrętach żony, licznych nazwiskach, kochankach, kradzieżach, a nawet
rozbojach. Nie chciał jej znać. Rozwiódł się i bez problemu dostał prawa do
córek.
***
Wychodziłam z
uczelni, gdy nagle naskoczyła od tyłu na mnie, wesoła od ucha do ucha Anita.
- Co ty taka
wesoła? – zaśmiałam się.
- Moi rodzicie
poznają dziś Cesca! – zapiszczała. – Kazali mi zaprosić go dziś na obiad. –
dodała.
- Ciekawe czy denerwuje się tak samo jak ty, gdy
powiedział, że przedstawi cię swoim rodzicom. – zaśmiałam się.
- Jeżeli tak, to
teraz niech wie co ja czułam.
- Ja się teraz
tylko zastanawiam co ja będę dziś robić. Ty masz Cesca na obiedzie, Noe idzie
na rande vous z Cristianem… - mówiłam, ale Anita mi przerwała.
- Noe z
Cristianem?! – zawołała z szerokim uśmiechem. – Haaa, wiedziałam, że coś z tego
będzie!
- Pasują do siebie.
– uśmiechnęłam się pod nosem.
- Letty, jeżeli nie
masz co robić, to podrzuć mnie na trening chłopaków, bo tak umówiłam się z
Fabregasem, a może sama wyrwiesz któregoś piłkarza na kawę. – pokazała na końcu
język, gdy stałyśmy na parkingu obok mojego samochodu.
- Przekonałaś mnie,
wskakuj. – zaśmiałam się, wskazując na pojazd.
Weszłyśmy przez
bramkę na treningowe boisko Blaugrany, gdzie akurat piłkarze grali w tak
zwanego dziadka. Od razu skierowałyśmy się na niewielkie trybuny. Weszłyśmy po
schodkach i zobaczyłyśmy Noe razem z Tonią, siedzące po jednej stronie na samym
dole. Widać było, że znalazły jakiś wspólny temat, bo żywo o czymś dyskutowały
i śmiały się. Po drugiej stronie siedział David z jakimś mężczyzną. Po cichu
podeszłyśmy właśnie do nich. Stanęłam za Villą i zakryłam mu oczy, a ten od
razu się wyprostował. Mężczyzna obok odwrócił się i spojrzał na nas. Wtedy
mogłam zobaczyć jego twarz. Wydawał się być do kogoś podobny.
- Kto to może być?
– zaśmiał się brunet, kładąc swoje dłonie na moje.
- Podpowiem ci, że
jest ich dwie. – uśmiechnął się ten drugi.
- No niech pomyślę.
– powiedział zabawnym tonem. – Mam przeczucie, że to… - zaczął i szybko się
odwrócił. – Letty i Anita! – wyszczerzył się.
- No cześć! –
zaśmiałam się. Wtedy Dav wstał i przywitał się z nami dwiema, składając całusy
na naszych policzkach, a po krótkiej chwili pojawiły się tuż przy nas Noelia z
Tonią, z którymi też się przywitałyśmy.
- Może was sobie
przedstawię. – piłkarz spojrzał na swojego towarzysza, który automatycznie
podniósł się z miejsca. – Poznajcie się, to jest Tonia, siostra naszego
drugiego trenera. – zaczął, wymieniając od lewej. – Noelia, Anita no i Letty, a
to jest starszy brat naszego najlepszego strzelca. – uśmiechnął się. – Matias
Messi. – dodał. Faktycznie, rysy twarzy tego mężczyzny przypominały Leo.
- Miło mi poznać. –
powiedział, ściskając dłonie każdej z nas.
- Leo wspominał, że
masz przylecieć. – powiedziałam.
- Tak, ale dziś już
wracam. – odparł. Miałam wrażenie, że starszy Messi już o mnie musiał słyszeć,
bo spoglądał na mnie, lekko się uśmiechając, przy czym wyglądał na zamyślonego.
Wtedy usłyszeliśmy
dźwięk gwizdka, dobiegający z boiska.
- Panowie, do
szatni i pod prysznice! – rozległ się głos mojego wujka, który był skierowany
do piłkarzy, których trening właśnie dobiegł końca.
***
Gdy tylko zobaczył
tą dziewczynę, dokładnie wiedział kim jest. Dużo o niej słyszał wczorajszego
wieczoru od młodszego brata. Gdy słuchał jak Leo opowiadał o tej młodej
dziewczynie, stwierdził, że jego brat chyba naprawdę czuje do niej coś
wielkiego i poważnego. Piłkarz opowiadał Matiasowi co czuje, gdy ona jest obok,
że może być całkowicie sobą, że uwielbia z nią rozmawiać i przekomarzać się.
Mówił, że Letty to stanowcza i niezależna kobieta, ale no właśnie – kobieta.
Kobieta, którą ma ochotę wziąć w ramiona i przytulać, by czuła się bezpieczna.
Mężczyzna po raz pierwszy słyszał takie wyznania na temat dziewczyny, z ust
Lionela.
Chwilę później
dołączyli do nich, przebrani już obaj trenerzy, a za nimi kilkoro piłkarzy,
Fabregas, Tello, Xavi no i sam Messi.
Pierwszymi, którzy
uciekli byli Cesc z Anitą, później Tito, a zaraz za nim Pep, do którego
dołączyła Tonia. W miejscu zbiorowiska pozostało tylko pięć osób, po tym jak
Cristian chwycił za rękę młodą, czerwonowłosą dziewczynę i pociągnął za sobą,
szybko się żegnając.
***
Xavi zaproponował by
zjeść wspólny obiad, w piątkę. Wszyscy przystanęliśmy na tą propozycję i
wcześniej uzgadniając miejsce, ruszyliśmy na parking do naszych pojazdów. Ze
mną zabrał się Hernandez, z racji, że jego samochód jest w naprawie, a
wcześniej przyjechał tu z Andresem.
- Ostatnio z
Carlesem zauważyliśmy pewną rzecz. Letty, nie uważasz, że Mister ostatnio jest
często zamyślony czy nawet nieobecny? – zapytał, a ja w tym momencie sama o tym
pomyślałam. On i Puyol to dwaj kapitanowie drużyny i widzą wszystko co powinni.
Jak widać zauważyli też zmianę w zachowaniu Pepa. Szczerze powiedziawszy, mają
rację. Ostatnimi czasy faktycznie myślami bywał gdzie indziej. Odpływał.
Intensywnie o czymś rozmyślał. – Stwierdziliśmy, że to może sprawiło pojawienie
się Toni, bo każdemu się obiło o uszy, że kiedyś byli razem.
- A może po prostu
rozmyśla nad czwartkowym meczem? W końcu walczycie o finał Ligi Mistrzów, ale
wersja z Tonią też jest prawdopodobna. – odpowiedziałam, parkując swoje Audi
pod restauracją.
- Może i racja. –
wzruszył ramionami.
Nasze szczęście, że
pod lokalem były trzy wolne miejsca parkingowe, które zajęły mój samochód oraz
pojazdy Davida i Leo. Weszliśmy do środka i zajęliśmy narożnik w kącie. Ciągle
rozmawialiśmy i śmieliśmy się. W końcu do naszego stolika podeszła młodziutka blondwłosa
kelnerka, która słodko uśmiechała się do Leo, Davida i Xaviego, na co ja i
Matias, którzy siedzieliśmy przy oknie naprzeciw siebie, wybuchnęliśmy
śmiechem. Dziewczyna, nie ukrywając, flirtowała z całą trójką.
- A może tak
przejdziemy do zamówienia? – zapytałam rozbawiona. Wtedy zmieszana blondynka,
zapytała co podać. Każdy z nas złożył zamówienie i odeszła.
- Ja się tylko
zastanawiam, na którego miała większą ochotę. – wyszczerzył się Matias.
- Zjadała was
wzrokiem. – dodałam.
- No przestań. –
zareagował Xavi, siedzący obok mnie.
- Dziewczyna chciała
być miła. – dodał uśmiechnięty David, który siedział obok Hernandeza.
- Tak, wskakując od
razu każdemu po kolei do łóżka. – parsknął Matias, na co zareagowałam śmiechem,
a Leo, siedzący obok barta lekko dźgnął go łokciem.
- Mi tam się ona
nie podoba. Nie mój typ. – odparł.
- Szkoda braciszku,
ale do ciebie lgnęła najbardziej. – Matias naśmiewał się z młodszego brata. Po chwili
dziewczyna wróciła, niosąc nasze napoje, a stawiając je zostawiła na blacie
jeszcze maleńką karteczkę, zapisaną numerem.
- A to do kogo? –
zapytał zdziwiony Leo, gdy dziewczyna odeszła.
- Do ciebie.
Położyła ją, obok twojej szklanki. – zaśmiał się Villa.
- Ratunku? –
powiedział zabawnie młodszy Messi.
- Letty, zamień się
miejscem. – zaproponował Matias. Tak, więc zrobiliśmy. Ja usiadłam obok Leo.
- Po co to? –
zapytałam.
- Dziewczyna pomyśli,
że jesteście razem i się od niego odczepi. – stwierdził Argentyńczyk, a cała reszta się zaśmiała. Chwilę później ta
sama dziewczyna szła w naszą stronę z naszym posiłkiem, z wielkim uśmiechem na
twarzy i patrząc na naszą żyjącą legendę futbolu.
- Letty. – odezwał
się Leo, gdy ja akurat patrzyłam przez szybę. Odwróciłam głowę, a on złożył
delikatny pocałunek na moim policzku i położył dłoń na mojej talii. Poczułam jak
pod stolikiem miękną mi nogi, a przez całe ciało przechodzi dreszcz. Uśmiechnął
i oderwał się. Dziewczyna akurat stała przy stoliku, a jej wyraz twarzy zmienił
się diametralnie. Zostawiła nasze jedzenie i bez słowa odeszła. – To co?
Smacznego. – uśmiechnął się Leo do każdego.
Pierwszy wybył
David, do którego tradycyjnie zadzwoniła młodsza siostra. Tym razem zapomniała
kluczy z mieszkania, a Villa miał jej zapasowe. Następny Xavi, który na
szczęście przypomniał sobie, że miał się spotkać z Elsą, na mieście i wybrać
nowe meble do remontowanej kuchni. W końcu wyszliśmy i my. Stanęliśmy przy
samochodach, stojących obok siebie.
- Musimy jechać, bo
za dwie godziny Matias ma samolot. – zaczął Leo.
- Szkoda, ale za to
miło spędziłam popołudnie, która na początku zapowiadało się nudnie. –
uśmiechnęłam się.
- Tak czy inaczej,
miło cię było poznać. – powiedział Matias, ściskając moją dłoń.
- I wzajemnie. –
odpowiedziałam.
- My jedziemy, pa
Letty. – uśmiechnął się Leo. Wsiedli do samochodu i odjechali. Ja wspomniałam
jeszcze raz całusa, którego dostałam od Leo w środku. Samowolnie się
uśmiechałam.
Już miałam wsiadać
do samochodu, gdy zauważyłam, że obok tej restauracji mieści się salon
fryzjerski. Spojrzałam na końcówki swoich włosów i znów na lokal.
***
Wysiedli z
samochodu. Chłopak w jednej dłoni trzymał bukiet kwiatów, a drugą ściskał dłoń
swojej dziewczyny. Przekroczyli furtkę i kroczyli w stronę domu. Denerwował
się. Miał poznać jej rodziców. Przystanęli przy frontowych drzwiach. Anita już miała
kłaść dłoń na klamce by ją otworzyć, ale Cesc ją zatrzymał i spojrzał na nią.
- Co tam Cesc? –
zdziwiła się.
- Denerwuję się. –
zajęczał ze wzrokiem małego dziecka, a ona lekko się zaśmiała.
- Oj głuptasie. Polubią
cię, mogę się założyć. – uśmiechnęła się i wspięła na palcach. Wbiła swoje usta
w jego i złączyła w namiętnym pocałunku. – Już możemy? – uśmiechnęła się.
- Chodźmy.
Nacisnęła klamkę i
weszli do środka. Wnętrze było urządzone w naprawdę rodzinnym nastroju.
- Jesteśmy! –
zawołała panna Navarro, a z kuchni wyłoniła się sylwetka jej matki. Jego
dziewczyna wdała się w nią. Również była wysoka, szczupła, miała ciemniejszą
karnację i ciemne włosy.
- Przyszliście w
sam raz. – uśmiechnęła się. – Ricardo! Dzieci już przyszły! – zawołała, a po
chwili z piętra zszedł wysoki mężczyzna, brunet o postawnej budowie.
- Chciałabym wam
przedstawić, mamo, tato, to jest Cesc, mój chłopak. – zaczęła. – Cesc, to są
właśnie moi rodzice.
- Ana Toledo. –
przedstawiła się jej matka.
- Francesc
Fabregas. Miło mi poznać. – ucałował wierzch jej dłoni. – To dla pani. –
wręczył jej bukiet czerwonych róż.
- Dziękuję. –
odrzekła.
- Ricardo Navarro. –
teraz uścisnął dłoń jej ojca i znów się przedstawił. – Zapraszamy do stołu. –
dodał gospodarz i zaprosił do jadalni.
- Widzisz, nie
zjedli cię. – Anita szepnęła mu do ucha, a ten lekko się uśmiechnął.
Zjedli wspólny obiad,
a później razem zasiedli w salonie z deserem. Rodzice Anity pytali Cesca o jego
rodzinę, plany i inne przeróżne rzeczy, jak to zawsze na takich spotkaniach.
Widać było, że polubili piłkarza, przypadł im do gustu.
Wieczorem Francesc
zaczął się już zbierać. Podziękował za gościnę i pożegnał się z rodzicami
dziewczyny. Anita odprowadziła go do jego samochodu. Chłopak oparł się o maskę
i złapał ją w talii, przysunął do siebie.
- I co teraz panie
Fabregas? – zapytała zaczepnie.
- A teraz nastąpi
długi pocałunek dwójki zakochanych w sobie ludzi. – uśmiechnął się łobuzersko i
łapczywie wpił się w jej usta. Stali tak przez chwilę, ignorując cały świat.
Liczyli się tylko oni.
- Kocham cię, Cesc.
– wyszeptała, opierając swoje czoło o jego.
- Ja ciebie też. –
uśmiechnął się. – Pojadę już.
- Nie, jeszcze nie.
– mocno się do niego przytuliła.
- Mam jutro rano
trening. Pewnie Pep da nam niezły wycisk. Wszyscy chcemy wypaść w czwartek w
Anglii jak najlepiej. – mówił, bawiąc się kosmykiem jej aksamitnych włosów.
- Wiem, będziesz
najlepszy. – jeszcze raz go pocałowała i odeszła krok. – Pa.
- Kolorowych snów. –
puścił do niej oczko i wsiadł do swojego samochodu.
***
Wsadził ją do
samochodu i podał czarną bandankę, by przewiązała sobie oczy. Roześmiana,
zgodziła się. Całą drogę chciała dowiedzieć się gdzie ją wiezie, ale ten nie
dawał za wygraną. Po jakichś piętnastu
minutach zatrzymał się.
- Poczekaj
sekundkę. – usłyszała. Po chwili drzwi od pasażera się otworzyły i Cristian
pomógł jej wysiąść.
- Kombinatorze,
gdzie ty mnie prowadzisz?! – śmiała się.
- Spokojnie.
Spodoba ci się.
- Nie wątpię. –
odpowiedziała z uśmiechem. Nie mogła się o nic martwić ani bać. Czuła się przy
nim bezpiecznie i ufała w stu procentach, chyba pierwszemu chłopakowi. Jedną
dłonią trzymał jej dłoń, a drugą położył na talii i prowadził ją. Słyszała szum
wody, więc domyśliła się, że są blisko morza, ale nie chciała mówić mu tego na
głos. Jeżeli to miała być niespodzianka, niech nią pozostanie.
- Teraz uważaj.
Nogi do góry… Albo… - słuchała się jego poleceń, ale po chwili podniósł ją do góry.
- Co robisz? –
zaśmiała się, ale po chwili ją postawił i rozwiązał po woli bandankę. Ujrzała
przed sobą, rozciągające się morze. Wstrzymała oddech. To było piękne. Stali we
dwoje w oddzielonej przez skałki części plaży. Morska bryza ocierała się o ich
twarze i ciało. – Cristian, tu jest cudownie! – zapiszczała i uwiesiła mu się
na szyi.
- Cieszę się, że
się podoba, ale… - wskazał jeszcze za nich, gdzie na piasku był rozłożony koc,
a na nim kosz piknikowy.
- Kiedy ty co
przygotowałeś? – zapytała zaskoczona, siadając na kocu.
- Poprosiłem
sąsiada, kumpla. – uśmiechnął się i wyjął z kosza pudełko truskawek i bitą śmietanę.
Dużo później, gdy po
woli zaczynało się ściemniać, zdjęli buty i ruszyli na spacer brzegiem plaży.
Mokry piasek łaskotał ich w stopy, lecz to im nie przeszkadzało. Ciągle o czymś
rozmawiali i śmiali się.
W pewnym momencie gdy
zapadła niezręczna cisza, chłopak stanął przed nią i spojrzał jej w oczy. Ona
zrobiła to samo. Pochylił się i czubkiem nosa, dotknął jej nos, jakby tym pytał
o pozwolenie na pocałunek. Ona spuściła lekko wzrok i spojrzała na jego usta,
które po chwili dotykały jej. Pozwoliła na to. Na to czekała. Odwzajemniła
pocałunek.
- Wiesz, że jesteś
wspaniałą dziewczyną. – uśmiechnął się Crist. – Od samego początku mi się
podobałaś. – dodał. – Masz cudowne oczy i jesteś piękna. – mówił, a na jej policzkach
pojawiły się rumieńce. – I już pokochałem to, gdy się czerwienisz. – zaśmiał
się.
- Lubię cię Crist,
nawet bardzo. – uśmiechnęła się i mocno wtuliła się w jego silne ramiona.
Odwiózł ją do domu.
Jak dżentelmen, otworzył jej drzwi i wypuścił.
- Dziękuję za miłe
popołudnie i wieczór. – uśmiechnęła się do niego, opartego o maskę swojego
samochodu.
- To ja dziękuję.
Było wspaniale. – odpowiedział.
- Dobranoc
Cristian.
- Miłych snów Noe. –
po tych słowach, odwróciła się i ruszyła do furtki, ale przy niej zdała sobie
sprawę, że się nie pożegnała. Podbiegła do niego i wpiła swoje usta w jego wargi.
- Do zobaczenia. –
uśmiechnęła się i teraz pobiegła do domu, zostawiając Hiszpana samego. Minęła,
stojące na podjeździe samochody Letici i Pepa i wpadła do domu. Zamknęła drzwi
i z szerokim uśmiechem na twarzy, opierając się o nie, zsunęła się na ziemię. Jeszcze
czegoś takiego nigdy nie czuła. To było coś pięknego. Czy właśnie to nazywają
miłością do drugiego człowieka?
_________________________________________
Jest! W końcu powstał ; )
Jest! W końcu powstał ; )
Jak widzicie, mamy małą zmianę w wyglądzie. Nie wiem jak Wam, ale mi się dużo bardziej podoba ten szablon ;)
No i zajrzyjcie do Bohaterów, tam też mała zmiana ; )
A rozdział zostawiam do waszego ocenienia ;pp
Pozdrawiam, Coppernicana ;**