sobota, 22 grudnia 2012

020. Beso



 Obudziłam się, leżąc na sofie, okryta kocem. Przypomniałam sobie, że nie byłam u siebie. Byłam u przyjaciela. Usłyszałam kroki, kogoś schodzącego po schodach na dół. Po chwili ujrzałam Leo, wychodzącego z klatki schodowej od razu skręcającego do kuchni, w trakcie nakładając na siebie koszulkę. Ja leżałam nadal, wpatrując się w otwór, gdzie przed chwilą wszedł Messi. Po kilku sekundach wyszedł, a ja przymknęłam oczy, udając, że nadal śpię. Usiadł na niskim stoliku, stojącym obok sofy, na której leżałam. Siedział i czułam, że mi się przygląda.
   - Wiesz, że to się czuję, gdy ktoś na kogoś patrzy?  - zaśmiałam się, podnosząc po woli powieki.
   - Wybacz. – uśmiechnął się. – Jak się spało? – zapytał.
   - Wiesz co? Chyba stanę się twoim częstszym gościem, bo ta kanapa jest bardzo, ale to bardzo wygodna. – powiedziałam podnosząc się.
   - W końcu sam lubię sobie uciąć na niej drzemkę. – oboje się zaśmialiśmy. – Właśnie nastawiłem wodę. Kawa, herbata? – zapytał
   - Kawa Leo, kawa. – poprosiłam, a ten głową wskazał na kuchnię i pierwszy tam się udał. Wstałam i ruszyłam za nim. Stał przy blacie i nasypywał kawę do dwóch kubków. Podciągnęłam się i usiadłam na blacie, tuż obok kubków. On podniósł lekko wzrok i spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Również się uśmiechnęłam.
 Po chwili wręczył mi kubek z gorącym kofeinowym napojem. Sam oparł się o blat stołu, centralnie naprzeciw mnie. Dzielił nas od siebie krok.
   - Pep wczoraj dzwonił. – powiedział. – Naprawdę się o ciebie martwił. Myślę, że go trochę uspokoiłem, mówiąc, że jesteś u mnie. Później w nocy jeszcze rozmawiałem z Xavim. Trener podobno postawił na nogi połowę drużyny. – dodał, a ja spuściłam wzrok. – Porozmawiaj z nim.
   - To nie jest takie proste, Leo. Dowiedziałam się, że byłam przez całe swoje życie byłam okłamywana przez najbliższe i najważniejsze mi osoby. Nagle się dowiaduję, że to jednak nie ten Guardiola jest moim biologicznym ojcem… - mówiłam jak nakręcona. – Ja sobie tego nie wyobrażam! Ja pamiętam jak matka zawsze mówiła, że kochała ponad życie ojca! Nie pojmuję tego wszystkiego.
   - Dlatego powinnaś dać im szansę się wytłumaczyć, wysłuchać.
   - Nie wiem czy potrafię. – odwróciłam głowę i poczułam, że po moim policzku spływa łza. W jednej chwili zjawił się przede mną Leo. Dłonią złapał delikatnie za mój podbródek i kciukiem starł łzę z policzka. Przytulił mnie do siebie. Od wczorajszego wieczoru, robił to, kiedy tego potrzebowałam. Podniosłam lekko wzrok i natrafiłam na jego oczy. Stykaliśmy się czołami, a nosy zachodziły za siebie. Czułam i słyszałam jego miarowy oddech. Nagle ogarnęła mnie straszliwa chęć posmakowania jego ust. Cholernie chciałam by mnie teraz pocałował. Zbliżył się jeszcze bardziej i oparł stabilnie dłonie o blat, wokół mnie. Delikatnie przejechał swoimi wargami po moich, a we mnie aż wrzało. Niepewnie położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. Podniosłam lekko głowę, tak że przez przypadek, czubki naszych nosów się o siebie potarły.
  Zadzwonił dzwonek do drzwi, a ja od razu powędrowałam wzrokiem gdzie indziej. W tym momencie Leo chwycił za mój podbródek i pewnie wbił się w moje usta. Przez całe ciało przeszedł dreszcz, a każda z kończyn odmówiła posłuszeństwa. Rozchyliłam wargi, a on odpowiedział mi głębokim, namiętnym i ognistym pocałunkiem.
  Oderwaliśmy się po woli od siebie, nadal dotykając się czołami i miarowo oddychając. Wtedy znów rozległ się dzwonek do drzwi.
   - Powinieneś otworzyć. – wyszeptałam. On znów chwycił za mój podbródek i wpił się w moje usta, tym razem na krótką chwilę. Wyszedł z kuchni do korytarza, by zobaczyć kto stoi przed drzwiami.
   Co to było? Właśnie całowałam się z Leo i… I to było przyjemne! Poczułam dotyk jego ust. Na samą myśl, uśmiech wskakiwał mi na usta.
   Usłyszałam jakieś głosy z korytarza, a przede wszystkim wyłapałam słówko ‘synu’. Co? Jego rodzice? Co ja mam zrobić? Może przede wszystkim zejść z blatu tej kuchennej komody! Zeskoczyłam z niej, ale jeszcze jeden szczegół… Miałam na sobie koszulkę i dresy Leo. Spokojnie Letty. Tylko spokój cię uratuje… 
  Po chwili w progu kuchni pojawiła się niewysoka, młoda dziewczyna. Zauważyła mnie i jakby się trochę zmieszała.
   - Leo, nie mówiłeś, że masz gościa. – po chwili się wyszczerzyła, a automatycznie za nią pojawiła się kolejna dwójka. Tym razem już rozpoznałam w nich rodziców Lionela, a dziewczyną była jego młodsza siostra. Pojawił się też Leo. Wszedł do kuchni i stanął pomiędzy mną, a swoją rodziną.
   - No to może sobie was przedstawię… Moi rodzicie Celia i Jorge oraz siostra Maria Sol, a to moja przyjaciółka Letty. – powiedział, drapiąc się po karku.

    Zatrzymał samochód przed domem wuj… właściwie to mojego ojca.
   - Na pewno nie chcesz lecieć z nami? – zapytał, spoglądając na mnie.
   - Teraz wolę zostać tu. Chcę pomyśleć o tym wszystkim, ale obiecuję, że z wami duchowo. – lekko się uśmiechnęłam. – Oczywiście będę mocno trzymać kciuki. – dodałam.
   - Taką mam nadzieję. – uśmiechnął się.
   - Wygracie. – uśmiechnęłam się i pochyliłam się, pocałowałam go w policzek. Chciałam wysiąść, ale jakiś niewidoczny magnez ciągnął mnie do jego ust. Nasze twarze dzieliła niebezpiecznie mała odległość. Czułam jego oddech. Równocześnie złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Znów czułam, dreszcz przechodzącym po całym moim ciele i przyjemne ciepło.
   - Teraz na pewno wygramy. – uśmiechnął się i spojrzał mi w oczy. Przygryzłam dolną wargę i spuściłam wzrok. Rzuciłam szybkie do zobaczenia i wysiadłam z samochodu Leo. Przechodząc przez furtkę, obejrzałam się za siebie, na siedzącego wewnątrz pojazdu Argentyńczyka. Uśmiechnął się lekko i odpalił silnik samochodu. Zrobiłam to samo ruszyłam dalej przed siebie. Słyszałam jeszcze tylko jak odjeżdżał.
 Ku mojemu zdziwieniu, na podjeździe stały trzy samochody, mój, Cristiana i Cesca, a nie było już samochodu Pepa. Weszłam do domu, a tam od razu głośnio powitały mnie cztery postacie.
   - Czy ja mogę się dowiedzieć o co tak właściwie chodzi?! – wyskoczyła czerwonowłosa. – Nie wracasz na noc, Pep siedzi do późna, jak na szpilkach i też nic nie chce powiedzieć, a idzie dopiero spać gdy obdzwonił połowę swojej kadry i litościwie oznajmił, że jesteś u Messiego! Co się stało? – prawie krzyczała.
   - Tak właściwie to jesteś spakowana? – zapytała spokojniej Anita.
   - Życzę wam miłego pobytu w Anglii, a za was chłopaki będę trzymać mocno kciuki. – lekko się uśmiechnęłam i postawiłam nogę na pierwszym schodku.
   - Letty, coś się stało? – zapytał Cesc.
   - Czemu nie lecisz? – dołożył Tello.
   - Nie chcę o tym gadać. Ochłonę trochę i gdy wrócicie, to dowiecie się o wszystkim. – westchnęłam, a tamci popatrzyli po sobie. – Przepraszam was, ale pójdę do siebie. – dodałam i ruszyłam na górę. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko, wbijając wzrok w sufit. Po chwili drzwi mojego pokoju się otworzyły i do środka wparował Cristian.
   - Nasze intuicje podpowiadały wszystkim, że ktoś z nas musiał do ciebie przyjść. Zgłosiłem się na ochotnika. – rzucił się na łózko, obok mnie. – Powiem tak… Znamy się jak łyse konie, a w dzieciństwie byliśmy nierozłączni. Potrafię rozpoznać kiedy stało się coś mało ważnego, albo coś gigantycznie okropnego.
   - I co rozpoznałeś teraz? – mruknęłam.
   - Obstawiałbym to drugie. – rzucił od razu. – Powiesz mi co się stało czy mam cierpliwie czekać do piątku? – zapytał, przeszywając mnie wzrokiem. Odchyliłam głowę i poczułam jak łzy samowolnie spływały mi po policzkach.
   - Roberto nie był moim ojcem. – wyszeptałam przez łzy, a mina Cristiana była do przewidzenia. Na jego twarzy malowało się niemałe zaskoczenie.
   - Że… że co?! – wydukał. – Ale jak to możliwe?! – pytał.
   - Znów byłam okłamywana, tylko tym razem przez więcej niż jedną ważną mi osobę.
   - A wiesz… - zaciął się. – Wiesz kto jest twoim biologicznym ojcem? – zapytał niepewnie. Skinęłam głową i znów poczułam łzę na policzku. Cristian objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. – dodał. – Tylko nie płacz.
   - Gdy wrócicie, będę mogła na chwilę z tobą pomieszkać? – zapytałam.
   - Pewnie, ale… Dlaczego? – zapytał zdezorientowany.
   - Będzie mi trudno przebywać, przynajmniej na razie, w obecności Pepa. – przewróciłam oczami.
   - Zaraz, zaraz… Co do tego wszystkiego ma twój wujek?! Czekaj… Chyba nie chcesz powiedzieć, że okazało się, że to jest twój ojciec. To by było zabawne. – zaśmiał się. – Nie jest, prawda?
   - Mi nie jest w tym momencie do śmiechu. – westchnęłam.
   - Czyli jest?! – zrobił przerażoną minę. – Mała, wiesz, że znów to będzie ucieczka? Uciekłaś z Sabadell, po tym jak pokłóciłaś się z mamą o Santosa, a teraz chcesz uciec z domu Pepa? To nie rozwiązuje problemów. Musisz stawić temu czoła. – mówił. Wiedziałam, że jego słowa są mądre, ale… Cholernie trudne to zrealizowania. Nie odpowiadałam nic. – Przemyśl to dobrze, ale jeżeli jednak będziesz chciała się przenieść, to oczywiście jesteś moim ulubionym i mile widzianym gościem. – uśmiechnął się. – Teraz muszę zmykać, jechać po rzeczy jeszcze do siebie.
   - Reszta też już wyjeżdża? – zapytałam, a on skinął głową. – Jeżeli będą pytali… Powiedz, że po powrocie wszystko im opowiem, dobrze?
   - Pewnie. Myślę, że zrozumieją. – ucałował mnie w czubek głowy i wstał.
   - Pożegnaj ich ode mnie i mocno ucałuj Noe. – puściłam do niego oczko, a ten się zaśmiał.
   - Pa. – rzucił i wyszedł z mojego pokoju.
  Zostałam sama. Chwilę później słyszałam, jak frontowe drzwi się zamykają, a z podwórza odjeżdżają dwa samochody. Skuliłam się i okryłam kocem. Tylko jeden temat zaprzątał moje myśli. Dlaczego nikt nic mi wcześniej nie powiedział? Osobą, którą przez całe życie uważałam za wujka, tak naprawdę był moim ojcem. Jestem ciekawa tego, jak to się mogło stać, jeżeli matka zawsze powtarzała, że kochała tylko i wyłącznie ojca. A co z Pepem? To wszystko jest dziwne.

   Musiałam się zdrzemnąć, bo jakąś godzinę później, na nogi postawił mnie dość głośny dzwonek mojego telefonu. Nie dobiegłam do niego. Na ekranie widniało nieodebrane połączenie od Villi, a gdy już chciałam oddzwonić, przyszedł mi SMS od piłkarza.
   Doszły mnie słuchy, że nie poleciałaś dziś ze wszystkimi do Londynu. Stało się coś? A tak na marginesie, musimy pogadać ; )
  Oddzwoniłam, a podczas rozmowy próbowałam zachować naturalny ton. Chciał się spotkać. Zaproponował Ciutat Esportiva, gdzie mogliśmy spokojnie wyjść na boisko, wspólnie pokopać piłkę i porozmawiać.
   - To kto pierwszy mówi to co chce powiedzieć? – spojrzał na mnie David, podrzucając delikatnie piłkę.
   - No to może ty? – zaproponowałam i ruszyłam w stronę bramki. On ustawił się jak do rzutu karnego, przymierzył i gdy kopnął piłkę, równo wykrzyczał jedno zdanie:
   - Zostanę ojcem! – wyszczerzył się, a ja, łapiąc futbolówkę spojrzałam na niego pytająco. –Patricia wyjechała do Brazylii i tam dowiedziała się, że jest w ciąży. Nie mogła sobie znaleźć tam miejsca, więc wróciła do Hiszpanii. Chciała się ze mną skontaktować, ale nie mogła się do tego zabrać, nie wiedziała jak. No i wczoraj zauważyliśmy ją praktycznie na ulicy. Rozmawialiśmy długo, powiedziała mi o ciąży, a ja wyjąłem z szuflady jej pierwszy zaręczynowy pierścionek, który mi oddała po kłótni i ponownie się jej oświadczyłem. – mówił, tryskający szczęściem i dumą.
   - David, gratuluję ci! – podleciałam do niego i mocno przytuliłam.
   - Ja też strasznie się cieszę. – odparł. – Teraz opowiadaj co u ciebie i dlaczego nie poleciałaś z nimi. – zarządził.
   - Ty czemu nie poleciałeś?
   - Bo lecę jutro rano z Patricią, ale nie zmieniaj tematu. Czekam na odpowiedź. – nie dawał za wygraną.
   - Nic się nie stało. – skłamałam, spuszczając wzrok.
   - Letty, przecież to widać na kilometr… - westchnął.
   - Nie chcę teraz o tym gadać. – przewróciłam oczami. Wtedy na murawę wkroczyła niewysoka brunetka. David zauważył ją od razu.
   - No dobra, teraz ci się upiekło… Chodź, poznasz Pattie. – puścił do mnie oczko i pociągnął za sobą.

  Spędziłam trochę czasu z przyszłymi rodzicami, co choć na chwilę pomogło mi przestać myśleć o tym co się teraz dzieje w moim życiu. Ojcostwo Pepa, ale i jeszcze jedna rzecz… To co stało się dziś rano, a nawet dwa razy… Co miały znaczyć te pocałunki z Leo? Ja czułam się jakbym była w innym świecie, jakbym odlatywała ze swojego ciała. Ludzie nie całują się bez powodu, prawda?
 Zaparkowałam samochód przed domem, tuż obok samochodu mojej mamy, którego obecność mnie zaskoczyła i przy tym zwiastowała nic dobrego. Wsiadłam z Audii i ruszyłam w stronę wejścia, obok którego, na schodkach siedziała mama, czekała na mnie.
   - Cześć Letty, możemy porozmawiać? – zapytała niepewnie, gdy przeszłam obok niej i zaczęłam przekręcać klucz w drzwiach.
   - Coś często ostatnio tu przyjeżdżasz. – mruknęłam.
   - Dlatego, że mieszka tu moja córka. Porozmawiamy? – ciągnęła. Spojrzałam na nią i wpuściłam ją do środka.

   Było już późno, mama wróciła do Sabadell, a ja leniwie wspinałam się po schodach na górę. Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wzięłam swój telefon, leżący na nocnym stoliku. Miałam trzy powiadomienia, jedno nieodebrane połączenie od Pepa i dwie wiadomości, od Cristiana: Wylądowaliśmy cali i zdrowi. Tylko Ciebie tu brakuje. Tą wiadomość dostałam ze trzy godziny temu, połączenie też mniej więcej o tej porze. Była też druga wiadomość, ta od Leo, sprzed dziesięciu minut: Skończyliśmy trening Stamford. Jest chłodno i deszczowo. Co się dzieje w Barcelonie, a przede wszystkim, jak się trzymasz?
 Od razu mu odpisałam: David zszedł się z Patricią, a ja właśnie skończyłam rozmowę z mamą na temat braci Guardiola. Teraz jestem padnięta więc przy innej okazji powiem ci o tym. Dobranoc.
Nie musiałam długo czekać na jego odpowiedź: Słyszałem o Guaje. Miłych snów.
  O tym całym wydarzeniu wiedzieli na razie Leo i Cristian, mój stary przyjaciel nie wiedziałby, ale gdy przyszedł wtedy do mnie do pokoju, potrzebowałam rozmowy z kimś. Może i powiedziałabym o tym Villi, ale nie chciałam go zadręczać swoimi problemami, a w szczególności w momencie gdy cieszył się z odzyskania ukochanej oraz wieści o maleństwie, którego jest ojcem. Pytanie… Dlaczego moje życie nie może być ciągle sielankowe i spokojne? Dlaczego zawsze coś musi tak nagle wyskoczyć?     
________________________________________________
Chyba wszyscy w czekali na wydarzenie z tego rozdziału? Hmm? : ) 
 Zbliżają się święta, więc chciałabym się trochę tu rozpisać. 
  Chciałabym życzyć wszystkim moim czytelniczką pogodnych, zdrowych i szczęśliwych Świąt Bożego Narodzenia. Dziewczyny, niech spełnią się wasze wszystkie życzenia i sny, życzę Wam byście kochały i były kochane, byście miały najlepszych przyjaciół, na których nie będziecie narzekać, żeby ta przyjaźń trwała i trwała. Dla tych co piszą opowiadania, życzę mnóstwo weny, pomysłów i chęci pisania : ) 

 Pozwolę też sobie na osobiste życzenia:
1. Natalia (Noelle) - jesteś pierwsza, między innymi dlatego, że znamy się najdłużej. Dasz wiarę, że to już 9 lat? Nati, życzę ci dużo, dużo szczęścia, zdrowia, dobrych ocen (no dobra, takie już masz), miłości i wielu wspaniałych chwil. Żebyś spotkała na swej drodze swoją drugą połówkę, takiego Tello, Torresa, Nialla czy Roberto, i tak dalej można by było  wymieniać. Chcesz wyjechać do Anglii, tego też ci życzę. 
2. Natalia (Nataleczkaaa) - ty dziku jeden! Nie zmieniaj się, słyszysz? Nie zmieniaj. Miej daleko docinki naszych szuj. Bądź szczęśliwa i zdobywaj najlepsze wyniki. Spełniaj swoje marzenia, zakochaj się bez pamięci i żyj jak królowa. Tobie też życzę żebyś poznała swoich idoli, Cześka i Bartrę.
3. Ania (Annie) - spełniaj marzenia i idź przez świat z podniesioną głową. Dalej miej swoje zwariowane pomysły i realizuj je. Pnij się do góry i zwiedzaj każde zakątki. Ania, cierpliwości, cierpliwości, kiedyś dokopiecie z Nati swojemu klasowemu 'plebsowi'. No i ty też poznaj Fabregasa i Bartrę, tylko się z Nataleczką o niego nie pobijcie.

   Dziewczyny, wiedzcie jedno - jesteście genialne! Czekam na Sylwestra ♥

Ps. Feliz Navidad ♥
  Status - oglądanie meczu. 
Koniec pierwszej połowy, 0 - 1 dla Barcelony.  

sobota, 1 grudnia 2012

019. Padre



   Przed zajęciami dorwałam Anitę, którą chciałam wypytać o wczorajszy obiad, na którym gościł Fabregas. Jednak nie dopuściła mnie do głosu, bo pierwszy co zobaczyła to mój przyciemniony kolor włosów. Chciałam jakiejś zmiany, więc wczoraj byłam u fryzjera. Podcięłam lekko końcówki i przyciemniłam włosy. Już nie są czysto miedziane, teraz wpadają w brąz.
 W  końcu udało mi się do niej dotrzeć i opowiedziała wszystko, jak na początku Cescowi trzęsły się nogi, a później jak wspaniale dogadywał się z jej rodzicami.
   - A potem jak poszedł to rodzice powiedzieli, że to porządny i ułożony mężczyzna, że życzą nam szczęścia. – uśmiechnęła się brunetka.
   - No to gratuluję. Gładko poszło. Ja jeszcze muszę wyciągnąć od Cristiana albo Noe jak było z nimi. Wczoraj gdy wróciła, to już spałam, a dziś jak ja wychodziłam to ona jeszcze smacznie sobie chrapała. Zaraz będę męczyć SMSami Crista. – zaśmiałam się.
   - Męcz, męcz i daj mi znak, czego się dowiedziałaś, ja zmykam na zajęcia. – wstała z ławki, na której siedziałyśmy, zostawiła buziaka na moim policzku i pobiegła w stronę budynku.
    Pobudka śpiochu! – napisałam do Tello, po woli wstając z siedzenia i leniwie kierując się na uczelnię.
   Jesteś wielka! Gdyby nie twój sms, zaspałbym na trening! Mam niecałe pół godziny! – odpisał po krótkiej chwili.
   Za to proszę mi streścić jak było wczoraj! – napisałam, zajmując miejsce przy ścianie na sali wykładowej.
   Było… Przyjemnie. ; ) – dużo mi to dało.

   Szczegóły Cristian, szczegóły poproszę.

  Za dużo byś chciała wiedzieć ;P Do później, teraz zmykam na trening
Nie odpisywałam mu już, niech ćwiczy.
 Chwilę później dostałam kolejną wiadomość, tym razem od Davida. Poprosił mnie, żebym po zajęciach pomogła mu wybrać jakiś prezent dla jego mamy, która za niedługo ma imieniny. Zgodziłam się i umówiłam po zajęciach.
 Później okazało się, że odwołano moje ostatnie zajęcia, więc mogłam jeszcze wrócić do domu zanim pojadę spotkać się z Villą.
   Gdy podjeżdżałam pod dom, wtedy też wujek wracał z treningu.
   - A ty, co tak wcześnie? – zaśmiał się, gdy praktycznie równocześnie wysiedliśmy z samochodów.
   - Nie miałam ostatnich zajęć, a jak po treningu z chłopakami? Gotowi na podbój Chelsea? – uśmiechnęłam się.
   - Pewnie, są zmotywowani. I mam nadzieję, że damy pojutrze radę. – odpowiedział, przepuszczając mnie w progu. Dobiegły nas telewizyjne dźwięki z salonu. Od razu się tak skierowałam, by dorwać Noelię.
   - Ty mi tu mów, jak było wczoraj! – prawie na nią krzyknęłam, siadając obok na kanapie, a ta najpierw spojrzała na mnie dziwnie, a potem wybuchła śmiechem.
   - Wnioskując po zaskakująco dobrym, dzisiejszym humorze Cristiana, to chyba dobrze. – zaśmiał się Pep, dołączając do nas w salonie.
   - Ale ja wiedziałam od początku, że coś między wami będzie. – klasnęłam w dłonie, wyszczerzając się.
   - Ejjj, bo ja tu ciągle jestem! – Noe udała oburzenie, a ja ją do siebie przytuliłam.
   - Wiem, siostrzyczko, wiem. Jeju, jeszcze te kilkanaście lat temu jakbym pomyślała, że ten urwis zdobędzie taką dziewczynę to bym wyśmiała. – znów się zaśmiałam.

     Myślałam, że na spotkanie z kontuzjowanym napastnikiem Barcelony, przybędę punktualnie, ale pech chciał, że po drodze trafiłam na jakiś korek.
   - Przepraszam cię David! Straszne korki! – wydukałam zdyszana, dobiegając na miejsce spotkania.
   - Cześć. Nic się nie stało, nie pali się. – uśmiechnął się i pocałował jej policzek na powitanie.
   - Więc, masz już jakiś pomysł co możesz kupić swojej mamie? – zapytałam, a on pokręcił głową. – Chodź. – zaśmiałam się, ciągnąc go za rękaw skórzanej kurtki.

   Po dwóch godzinach chodzenia po centrum handlowym, znaleźliśmy niedaleko fajną kawiarenkę, gdzie zatrzymaliśmy się na kawie.
   - Na pewno spodoba się twojej mamie. – uśmiechnęłam się do piłkarza, gdy ten po raz enty oglądał srebrną bransoletkę w podłużnym granatowym pudełeczku. – Kupisz kwiaty i prezent wspaniały.
   - Może masz i rację. – zaśmiał się. – Dziękuję za pomoc. Sam bym nic nie wymyślił.  
   - Nie ma za co. Do usług. – odpowiedziałam z ciągłym uśmiechem. Zauważyłam, że w naszą stronę zmierza uśmiechnięty Xavi.
   - Cześć wam. – przywitał się i przysiadł przy naszym stoliku. – David, myślałem, że będziesz na treningu, żeby popatrzeć jak zawsze. Chcę cię o czymś poinformować. – spojrzał na niego.
   - Mów. – zainteresował się Villa.
   - Ktoś wrócił do Hiszpanii. – zaczął. – Rano zdawało mi się, że śmignęła mi Patricia, a potem Elsa do mnie dzwoni i powiedziała, że wpadła na nią w centrum handlowym. – mówił dalej, a David siedział jak zahipnotyzowany. Wstrząsnęła i zaskoczyła go ta wiadomość. Coś wcześniej słyszałam o dziewczynie, z którą był długo, z którą się pokłócił i wyjechała. Domyśliłam się, że chodzi o nią.

***

  Dudniło mu w głowie to co powiedział mu przyjaciel. Patricia jest w Hiszapanii, wróciła. Od razu przed oczami pojawiła mu się ona. Myślał tylko o niej. Przez głowę przeleciało mu tysiąc najpiękniejszych momentów spędzonych właśnie ze swoja byłą kobietą. Kochał ją do szaleństwa. Wnioskując po tym, że serce zaczęło mu walić jak młoty, dalej kocha.
 Wspominał ich obietnice, że zawsze będą razem, że założą rodzinę i będą szczęśliwi. Jednak w pewnym momencie wszystko pękło jak bańka mydlana. Wyjechała i zostawiła go w Barcelonie. Teraz? Xavi mówi, że wróciła. Gdzieś w sercu się cieszył na tą wiadomość.
   - David… - zaczął niepewnie przyjaciel, podążając za czymś lub kimś wzrokiem po ulicy. Wyrwało go to z zamysłu i spojrzał na bruneta. – Jeżeli mnie wzrok nie myli to… Tam idzie Pati. – wskazał, a siódemka spojrzała w tym kierunku. Jego serce wstrzymało pracę przez krótką chwilę. To była ona. Niewysoka, brunetka o ciemnej karnacji – Patricia Gonzalez.
 Najpierw spojrzał na przyjaciela, a później na Leticie. No właśnie, co z młodą panną Guardiola? Mówił sobie, że się w niej zakochał. Ale czy to była prawda? Dobrze czuł się w jej towarzystwie, ale czy to była miłość? Nie reagował na nią tak, jak teraz na widok Patrici. Czyli to było zwykłe zauroczenie? Raczej tak. Przyjaźń? Jak najbardziej. Mogła być jego przyjaciółką, ale teraz gdy jest już Patricia, nikim więcej. Liczyła się jego pierwsza, wielka miłość.
   - Stary, na co ty czekasz? – zdziwił się mocno Hernandez. – Ma ci uciec?! – po słowach Xaviego, spojrzał znów na dziewczynę.
   - David leć! – zawołała z szerokim uśmiech. Zerwał się na równe nogi, łapiąc swoją kurtkę z oparcia jego krzesła. Ale zawrócił.
   - Dzięki. – lekko się uśmiechnął, poklepał przyjaciela po ramieniu i przelotnie pocałował Letty w czubek głowy. Pognał przed siebie by dogonić kobietę jego życia.
   - Patricia! – złapał ją za łokieć i zatrzymał. Odwróciła się i spojrzała na niego. Widać było,  że również była zaskoczona spotkaniem. Lecz też ucieszyła się na widok bruneta.

***

   - Możesz mi opowiedzieć coś o niej? – zapytałam Hernandeza, przenosząc wzrok z Davida i jego towarzyszki, stojących na środku deptaka.
   - O Patrici? Znają się już długo. Byli już ze sobą zanim David przeszedł do nas z Valencji. Jednak do ślubu się im nie śpieszyło. Byli naprawdę fajną parą. Każdy w drużynie lubiliśmy Pati, a ja i Leo wbijaliśmy do głowy  temu wiecznie niezdecydowanemu, żeby w końcu się oświadczył. – uśmiechnął się Xavi.
   - Byli fajną parą? Ja wierzę, że będą nadal. – zaśmiałam się.
   - No oczywiście ja też. Wszyscy trzymamy za nich kciuki. Pasują do siebie. – odpowiedział i wtedy znów spojrzeliśmy w ich stronę.  Stali przez chwilę naprzeciw siebie, rozmawiając. Jednak po chwili po prostu się do siebie przytulili.
   - Są słodcy! – zajęczałam i razem z Xavim przybiliśmy sobie piątki.
   - Zgadzam się. Teraz David będzie chodził cały w skowronkach, nawet z powody nieuczestniczenia w Mistrzostwach Europy. Będzie miał przy sobie ukochaną. – uśmiechał się piłkarz. Podążaliśmy jeszcze przez chwilę za nimi wzrokiem, patrząc jak się oddalają, oczywiście przytuleni do siebie. Jednak El Maestro zakomunikował, że musi iść. Pożegnaliśmy się i ja również ruszyłam do swojego samochodu, zaparkowanego na niedalekim parkingu.
 Bardzo cieszyłam się z powodu Davida i jego dziewczyny Patrici. Wystarczyło mi to, co mi powiedział o nich Xavi, a już uwielbiałam ich razem i uważałam za wspaniałą parę. Nie mogłam napisać do Davida z pytaniem jak mu poszło i jak z Patricią, ponieważ moja komórka padła śmiercią naturalną, rozładowała się.
 Wsiadłam do swojego czerwonego Audi i w dobrym humorze wracałam do domu.
 Wjeżdżając na podjazd, zdziwiła mnie obecność jeszcze jednego samochodu. Był to pojazd mojej mamy. Postanowiła nas odwiedzić?

***

  Od ponad pół godziny nie mogli się do niej dodzwonić, a próbowali z dwóch powodów. Pierwszym były niezapowiedziane odwiedziny Antonietty w domu Guadioli, a drugim, to że pół godziny wcześniej, usłyszeli wcześniej w radio informację o wypadku samochodowym, w którym brało udział czerwone, dwuosobowe Audi. Zostali w domu sami, bo wcześniej Noe wyszła z Cristianem, ona z resztą też nie odbierała. Oboje martwili się o młodą dziewczynę. Jej telefon wcale nie odpowiadał, lecz nagranie informujące, że abonent jest wyłączony.
   - Może trzeba obdzwonić szpitale? – zapytała, chodząca w kółko kobieta.
   - Anto, spokojnie. Poczekajmy jeszcze chwilę. Może to nie ona, może oddzwoni. – Pep próbował ją uspokoić.
   - Ty w ogóle się tym nie przejmujesz? Bo przecież co cię ona obchodzi? Może coś się faktycznie stało! – zakpiła zdenerwowana pani Sedillo.
   - Nie masz prawa tak mówić. – wstał  z miejsca, zdenerwowany słowami brunetki. – Od dwudziestu trzech lat, nie ma momentu, w którym nie martwiłbym się o Leticie! To w końcu także i moja córka! – krzyknął, a oboje wtedy usłyszeli coś spadającego na ziemię. Spojrzeli w kierunku holu. Zamarli. W przejściu stała Letty, cała i zdrowa, ale również zaskoczona.
   - Córka? – wydukała bezradnie, a jej oczy zaczęły się szklić.
   - Letty. – pierwszy w jej stronę zerwał się Pep, ale ta zrobiła krok w tył. – Posłuchaj…
   - Jesteś moim ojcem tak? – zapytała z lekkim niedowierzaniem i kpiną. Josep i Antonietta równo podeszli do połowy odległości, dzielącej jej z nimi.
   - Letty, wysłuchaj. – mówiła jej matka.
   - Mam was słuchać?! – wybuchła. – Ciągle jakieś kłamstwa! Gdy dowiedziałam się o Santosie, szukałam pomocy i u ciebie. Myślałam, ze ty jedyny będziesz ze mną szczery. – spojrzała na trenera piłkarskiego. – Jednak ty też nigdy nie byłeś. Wszyscy mnie okłamują!
   - Leticia! – odezwała się jej matka.
   - Zostawcie mnie, dobrze? – odpowiedziała już spokojniej, schyliła się po swoją torbę, którą wcześniej upuściła, po tym co usłyszała i wybiegła z domu.

***

 Na początku w ogóle nie wiedziałam gdzie mam się podziać. Gdzie iść? Noe teraz pewnie spędza czas z Tello, Anita z Ceskiem, a Davidowi tym bardziej nie chciałam przeszkadzać. Nogi same niosły mnie w jednym kierunku. Szłam ciągle płacząc. Ludzie zatrzymywali mnie i pytali co się stało czy potrzebuję pomocy. Ignorowałam i szłam dalej. W pewnym momencie z nazbieranych chmur trysnął wiosenny deszcz. Nie przeszkadzało mi to, bo i tak moje oczy i policzki były mokre od łez.
 Ciągle żyłam w przekonaniu, że mój biologiczny ojciec to ten starszy Guardiola, Roberto, który teraz nie żyje. Okazało się, że jest inaczej. Była nim osoba, którą całe życie uważałam za wujka i osobę, której bez problemu mogę się zwierzyć i porozmawiać, udać się po poradę w trudnej sprawie. Opowiadałam mu, że nie uznaję kłamstw. Wiedział to, gdy przeprowadzałam się do niego z powodu kłamstwa matki, o tym że kogoś ma. Teraz się okazuje, że mieli wspólną tajemnicę. Ale czy mój ojciec… Ojciec, który przez pierwsze siedem lat mojego życie mnie wychowywał, czy wiedział o tym?
 Nie wiedziałam nic. Nie dałam sobie wytłumaczyć. Wyszłam. Po prostu zwiałam. Po tej informacji nie chciałam ich słuchać. Chciałabym z kimś kto mógłby mnie wysłuchać i pocieszyć. Nogi i rozum zaprowadziły mnie w jedno miejsce.
 Było już ciemno, a ja cała przemoczona stanęłam przed drzwiami domu. Nadal cała roztrzęsiona, mokra i zmarznięta zadzwoniłam dzwonkiem. Oparłam się o framugę i czekałam, aż właściciel mi otworzy. Po krótkiej chwili usłyszałam szmery w środku. Drzwi się otwarły, a w progu stanął piłkarz.
   - Letty. – wydukał na mój widok.

***

 Usłyszał pukanie do drzwi. Zapytał się w myślach, kto to może być o tej porze oraz w taką pogodę. Podniósł się z kanapy i ruszył do drzwi. Otworzył je i oniemiał. Za nimi stała podopieczna jego trenera, cała przemoknięta i widać było, że zapłakana. Ledwo trzymała się na nogach.
   - Letty. – wydukał. – Wchodź. Co się stało? – zapytał przerażony, pociągając ją za rękę do ciepłego wnętrza. Ta się jeszcze bardziej rozpłakała. Nie mógł na to patrzeć. Serce mu się krajało. Podszedł do niej i przytulił. Lekko zaskoczyło to dziewczynę, ale potrzebowała tego.
   - Jesteś teraz cały mokry. – wychrypiała.  
   - To nic. Musisz się wysuszyć, bo się rozchorujesz. – zdjął z jej ramienia przemoczoną torbę i położył  w korytarzu. Chwycił za dłoń i zaprowadził za sobą na piętro. Pokazał łazienkę, dał ręczniki, a nawet swoje dresy i klubowy, domowy trykot. Powiedział, że będzie czekał na dole. Zszedł, zostawiając dziewczynę samą. Wszedł do kuchni i postawił wodę na coś ciepłego do picia. Męczyło go dlaczego płakała, przez kogo? Co się wydarzyło?
Gdy wlał do dwóch kubków wrzątek, przygotowując herbatę, usłyszał kroki. Obrócił się i zobaczył, stającą w progu, teraz szatynkę.
   - Co się stało? – podszedł do niej, a ta spuściła głowę. Delikatnie chwycił jej podbródek i uniósł ku górze. – Okey, nie chcesz, na razie nie mów, ale musisz się napić czegoś ciepłego. – powiedział, patrząc w jej pełne smutku oczy. Wrócił po oba kubki i razem weszli do salonu, usiedli na dużej kanapie, tuż przed kominkiem. Dwudziestotrzylatka skuliła się w kącie i objęła dłońmi kubek z gorącym wywarem. Piłkarz usiadł obok ze swoim kubkiem i patrzył na nią.
   - Dowiedziałam się, że przez całe moje życie byłam okłamywana. – powiedziała beznamiętnie, patrząc się w ciemność, panującą za oknem. – Mój biologiczny ojciec nie zmarł w wypadku szesnaście lat temu. On żyje. Był ciągle obok. Teraz nawet z nim mieszkam. – mówiła, teraz już odwracając głowę w kierunku chłopaka.
   - Chcesz powiedzieć, że Pep… - zaczął, a ta przymykając oczy, by powstrzymać łzy, kiwnęła głową.
   - Usłyszałam rozmowę jego i mamy. – popatrzyła w dół. – Leo, znów okazało się, że byłam okłamywana przez najbliższe mi osoby. – spojrzała na niego i uroniła kolejną, pojedynczą łzę. Odstawił swój kubek i przysunął się do niej. Tak naprawdę nie wiedział co ma jej powiedzieć. Znów ją przytulił, a ta w jego ramionach rozpłakała się jak mała dziewczynka.
   
  W objęciach tego chłopaka czuła się bezpieczna. Ufała mu, lecz nie chciała się sparzyć. Nie wyciągał od niej siłą tego co się stało, pozwolił samej się otworzyć.  Nie tłumaczył, lecz po prostu przytulił, czego potrzebowała i to bardzo. Po raz pierwszy czuła jak to jest, być przytulaną przez niego. On cały ją intrygował. Czuła się przy nim inaczej, a gdy ją dotykał, stado motyli w jej brzuchu budziło się ze snu, nie mówiąc już o dreszczach na całym ciele. Uwielbiała jego zapach. Taki męski i za razem słodki. Za każdym razem, gdy był w pobliżu, zapach docierał do jej nozdrzy. W jego ramionach mogła trwać w nieskończoność.

   Siedział na kanapie, obejmując ramieniem śpiącą Leticie, przytuloną do jego klatki piersiowej, trzymającą głowę na miejscu serca, ciągle gładząc ją delikatnie po wilgotnych włosach. Była śliczna. W środku wariował na jej widok. Teraz jest w jego domu, śpi, przytulona do niego, w jego koszulce. Wyglądała obłędnie.
 Obok na stoliku zaczął wibrować jego telefon. Na wyświetlaczu pokazywało dzwoniący do niego numer trenera. Wstał tak, by jej nie zbudzić. Oparł jej głowę o poduszkę i okrył kocem. Dopiero wtedy odebrał.
   - Słucham.
   - Przepraszam cię Leo, że tak późno dzwonię, ale mam pytanie. – zaczął, zmęczonym tonem. – Wiesz może gdzie jest Letty?
   - Jest u mnie. – odparł krótko, a w słuchawce usłyszał westchnienie ulgi.
   - Mogę z nią porozmawiać? – zapytał.
   - Niestety nie. Śpi. I nawet nie wiem czy byłaby w stanie rozmawiać z tobą.
   - Domyślam się. Rozumiem ją, ale powiedz jej, że się o nią strasznie martwiliśmy. Ona nie za całej prawdy. – westchnął. – Dzięki Leo. Wiem, że Letty jest bezpieczna i nic jej nie jest. Do zobaczenia jutro.
   - Dobranoc. – odpowiedział piłkarz i się rozłączył. Wrócił do salonu i poprawił koc, by dziewczyna w nocy nie zmarzła. Przykucnął jeszcze niepewnie i ucałował ją w czoło. Zgasił światło i ruszył na górę, do swojej sypialni. 
_____________________________________
 Miałam to całkiem inaczej rozegrać z Villą, ale... Będzie inaczej, niż na początku planowałam : ) 
Czekam na opinię pod tym rozdziałem, który jest... Sama nie wiem... Zaskakujący? 
 

niedziela, 25 listopada 2012

018. El Amor En El Aire



  Weszła na trybuny treningowego boiska FC Barcelony. Spojrzała na murawę, na piłkarzy. Jedni z uśmiechem na twarzy podawali do siebie piłki, a drudzy przyglądali się jak to Guardiola upomina dwójkę wiecznych dzieci, Fabregasa i Pique. Wzrokiem podążała za twarzami mężczyzn, szukając jednego, dla którego tutaj przyszła. Znalazła go. Prawie tarzał się na ziemi ze śmichu razem z Montoyą, widząc Daniego, który za plecami Mistera, go przedrzeźniał, wykonując te same gesty, z którymi upominał dwójkę swoich piłkarzy. Cicho się zaśmiała i rozejrzała po krzesełkach. Były prawie puste, bo na jednym miejscu siedziała szatynka, którą już znała. Podeszła i usidła obok niej.
   - Dzień dobry. – przywitała się z uśmiechem na ustach.
   - Witaj Noe. Dziś sama? – odpowiedziała kobieta.
   - Letty i Anita są na uczelni, a ja zostałam sama, więc przyszłam obejrzeć ich trening. – wskazała na boisko.
   - Jestem tu od początku i uwierz, to jedna wielka szopka. – zaśmiała się Tonia. – To wygląda jak grupa przedszkolna, a Tito i Pep to przedszkolanki. – mówiła.
   - Ciekawe porównanie. – odparła Noe. Wtedy piłkarze wrócili do treningu, a gdy piłka przez przypadek spadła obok Pepa, ten mocno kopną w zawodnika z numerem 2. Ten się lekko zdziwił.
   - Alves, naucz się, że ja mam oczy dookoła głowy. – usłałyśmy głośny śmiech trenera, a po chwili również i zawodników.
   - Oni wszyscy są niemożliwi. – zaśmiała się czerwonowłosa.
   - Noe, a jak ci się podoba w Barcelonie? – zapytała Tonia z uśmiechem na ustach.
   - Jest genialnie. Cieszę się, że wszystko tak się potoczyło, że poznałam Letty, a później całą resztę, że mogłam zamieszkać z nią i z Pepem. – odparła, a mówiąc widać było tryskającą z niej energię. Wzrokiem jednak ciągle podążała za młodym piłkarzem, biegającym po murawie.
   - Tello to twój chłopak? – wtrąciła Tonia, przerywając trans młodszej.
   - Nie! – odpowiedziała od razu, zrywając się.
   - Ale widać, że bardzo się lubicie. – drążyła Vilanova, a Noelia spuściła lekko głowę, a na jej policzkach malował się lekki róż. Nie zdawała sobie z tego sprawy, że to mogło być widoczne. Lubiła Cristiana, a nawet bardziej niż lubiła. Wydawał się jej całkiem inny niż ci chłopcy, których poznawała dotychczas. Dobrze się przy nim czuła, mieli wspólne tematy i gdy tylko był w pobliżu czuła powiedzeniowe motylki w brzuchu. – Nie martw się, nic nikomu nie pisnę. – uśmiechnęła się kobieta i obie znów spojrzały na boisko.
   - A ty i Pep? – rzuciła podejrzliwie Delarosa, a na twarzy Toni pojawiło się lekkie zmieszanie. – Letty wspominała, że kiedyś byliście razem.
   - Tak, to prawda.
   - A teraz? – zapytała od razu.
   - Teraz sama nie wiem jak to jest z nami.
   - Kochasz go?
   - Nigdy nie przestałam. – odpowiedziała spokojnie i powędrowała oczyma na swoje nogi. – Nie wiem jak teraz to będzie wyglądało. Może nawet nie ma co sobie robić znów nadziei. – westchnęła z lekkim uśmiechem.
    - Wiesz, po weselu Shakiry i Gerarda, Pep nie wrócił, więc uważamy z Letty, że jednak nadzieje są tu jak najbardziej na miejscu. – zaśmiała się dziewczyna.
    - Hej, Młoda, co to za ingerowanie w sprawy dorosłych? – udała oburzenie, ale z uśmiechem. – Wiesz, zawsze chciałam mieć córkę, z którą będę mogła tak o wszystkim porozmawiać. – dodała z lekkim uśmiechem. Po tych słowach pierwsze co przyszło do głowy Noe, to że ona by chciała matki, która miałaby czas dla niej. Jej rodzicielka jeżeli była w domu nieprzerwanie 2 tygodnie to był cud, można by nazwać to nawet świętem. Nawet gdy była z nią w dziewiątym miesiącu ciąży musiała gdzieś pojechać, tradycyjnie „służbowo”. Jej mąż już nie miał do niej słów, on sam musiał przebywać w domu i zajmować się wtedy jeszcze ich pierwszą, małą córką. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział o podwójnym życiu pani Mata. Pewnego wieczoru, w samotnej drodze powrotnej do ich domu w Granadzie, poczuła, że to już czas na jej poród. Poprosiła taksówkarza, który ją odwoził o zmianę kursu na szpital. Tam urodziła, a jej mąż dowiedział się o tym dopiero następnego dnia, gdy martwiąc się o żonę zaczął obdzwaniać wszystkie szpitale w mieście. Kobieta nie martwiła się o to czy Santos poradzi sobie z obiema małymi córkami i na dodatek swoją pracą. Dopiero po kilku latach dowiedział się o przekrętach żony, licznych nazwiskach, kochankach, kradzieżach, a nawet rozbojach. Nie chciał jej znać. Rozwiódł się i bez problemu dostał prawa do córek.

***

   Wychodziłam z uczelni, gdy nagle naskoczyła od tyłu na mnie, wesoła od ucha do ucha Anita.
   - Co ty taka wesoła? – zaśmiałam się.
   - Moi rodzicie poznają dziś Cesca! – zapiszczała. – Kazali mi zaprosić go dziś na obiad. – dodała.
   - Ciekawe  czy denerwuje się tak samo jak ty, gdy powiedział, że przedstawi cię swoim rodzicom. – zaśmiałam się.
   - Jeżeli tak, to teraz niech wie co ja czułam.
   - Ja się teraz tylko zastanawiam co ja będę dziś robić. Ty masz Cesca na obiedzie, Noe idzie na rande vous z Cristianem… - mówiłam, ale Anita mi przerwała.
   - Noe z Cristianem?! – zawołała z szerokim uśmiechem. – Haaa, wiedziałam, że coś z tego będzie!
   - Pasują do siebie. – uśmiechnęłam się pod nosem.
   - Letty, jeżeli nie masz co robić, to podrzuć mnie na trening chłopaków, bo tak umówiłam się z Fabregasem, a może sama wyrwiesz któregoś piłkarza na kawę. – pokazała na końcu język, gdy stałyśmy na parkingu obok mojego samochodu.
   - Przekonałaś mnie, wskakuj. – zaśmiałam się, wskazując na pojazd.

  Weszłyśmy przez bramkę na treningowe boisko Blaugrany, gdzie akurat piłkarze grali w tak zwanego dziadka. Od razu skierowałyśmy się na niewielkie trybuny. Weszłyśmy po schodkach i zobaczyłyśmy Noe razem z Tonią, siedzące po jednej stronie na samym dole. Widać było, że znalazły jakiś wspólny temat, bo żywo o czymś dyskutowały i śmiały się. Po drugiej stronie siedział David z jakimś mężczyzną. Po cichu podeszłyśmy właśnie do nich. Stanęłam za Villą i zakryłam mu oczy, a ten od razu się wyprostował. Mężczyzna obok odwrócił się i spojrzał na nas. Wtedy mogłam zobaczyć jego twarz. Wydawał się być do kogoś podobny.
   - Kto to może być? – zaśmiał się brunet, kładąc swoje dłonie na moje.
   - Podpowiem ci, że jest ich dwie. – uśmiechnął się ten drugi.
   - No niech pomyślę. – powiedział zabawnym tonem. – Mam przeczucie, że to… - zaczął i szybko się odwrócił. – Letty i Anita! – wyszczerzył się.
   - No cześć! – zaśmiałam się. Wtedy Dav wstał i przywitał się z nami dwiema, składając całusy na naszych policzkach, a po krótkiej chwili pojawiły się tuż przy nas Noelia z Tonią, z którymi też się przywitałyśmy.
   - Może was sobie przedstawię. – piłkarz spojrzał na swojego towarzysza, który automatycznie podniósł się z miejsca. – Poznajcie się, to jest Tonia, siostra naszego drugiego trenera. – zaczął, wymieniając od lewej. – Noelia, Anita no i Letty, a to jest starszy brat naszego najlepszego strzelca. – uśmiechnął się. – Matias Messi. – dodał. Faktycznie, rysy twarzy tego mężczyzny przypominały Leo.
   - Miło mi poznać. – powiedział, ściskając dłonie każdej z nas.
   - Leo wspominał, że masz przylecieć. – powiedziałam.
   - Tak, ale dziś już wracam. – odparł. Miałam wrażenie, że starszy Messi już o mnie musiał słyszeć, bo spoglądał na mnie, lekko się uśmiechając, przy czym wyglądał na zamyślonego.
 Wtedy usłyszeliśmy dźwięk gwizdka, dobiegający z boiska.
   - Panowie, do szatni i pod prysznice! – rozległ się głos mojego wujka, który był skierowany do piłkarzy, których trening właśnie dobiegł końca.

***

   Gdy tylko zobaczył tą dziewczynę, dokładnie wiedział kim jest. Dużo o niej słyszał wczorajszego wieczoru od młodszego brata. Gdy słuchał jak Leo opowiadał o tej młodej dziewczynie, stwierdził, że jego brat chyba naprawdę czuje do niej coś wielkiego i poważnego. Piłkarz opowiadał Matiasowi co czuje, gdy ona jest obok, że może być całkowicie sobą, że uwielbia z nią rozmawiać i przekomarzać się. Mówił, że Letty to stanowcza i niezależna kobieta, ale no właśnie – kobieta. Kobieta, którą ma ochotę wziąć w ramiona i przytulać, by czuła się bezpieczna. Mężczyzna po raz pierwszy słyszał takie wyznania na temat dziewczyny, z ust Lionela.
   Chwilę później dołączyli do nich, przebrani już obaj trenerzy, a za nimi kilkoro piłkarzy, Fabregas, Tello, Xavi no i sam Messi.
 Pierwszymi, którzy uciekli byli Cesc z Anitą, później Tito, a zaraz za nim Pep, do którego dołączyła Tonia. W miejscu zbiorowiska pozostało tylko pięć osób, po tym jak Cristian chwycił za rękę młodą, czerwonowłosą dziewczynę i pociągnął za sobą, szybko się żegnając.

***

   Xavi zaproponował by zjeść wspólny obiad, w piątkę. Wszyscy przystanęliśmy na tą propozycję i wcześniej uzgadniając miejsce, ruszyliśmy na parking do naszych pojazdów. Ze mną zabrał się Hernandez, z racji, że jego samochód jest w naprawie, a wcześniej przyjechał tu z Andresem.
   - Ostatnio z Carlesem zauważyliśmy pewną rzecz. Letty, nie uważasz, że Mister ostatnio jest często zamyślony czy nawet nieobecny? – zapytał, a ja w tym momencie sama o tym pomyślałam. On i Puyol to dwaj kapitanowie drużyny i widzą wszystko co powinni. Jak widać zauważyli też zmianę w zachowaniu Pepa. Szczerze powiedziawszy, mają rację. Ostatnimi czasy faktycznie myślami bywał gdzie indziej. Odpływał. Intensywnie o czymś rozmyślał. – Stwierdziliśmy, że to może sprawiło pojawienie się Toni, bo każdemu się obiło o uszy, że kiedyś byli razem.
   - A może po prostu rozmyśla nad czwartkowym meczem? W końcu walczycie o finał Ligi Mistrzów, ale wersja z Tonią też jest prawdopodobna. – odpowiedziałam, parkując swoje Audi pod restauracją.
   - Może i racja. – wzruszył ramionami.
 Nasze szczęście, że pod lokalem były trzy wolne miejsca parkingowe, które zajęły mój samochód oraz pojazdy Davida i Leo. Weszliśmy do środka i zajęliśmy narożnik w kącie. Ciągle rozmawialiśmy i śmieliśmy się. W końcu do naszego stolika podeszła młodziutka blondwłosa kelnerka, która słodko uśmiechała się do Leo, Davida i Xaviego, na co ja i Matias, którzy siedzieliśmy przy oknie naprzeciw siebie, wybuchnęliśmy śmiechem. Dziewczyna, nie ukrywając, flirtowała z całą trójką.
   - A może tak przejdziemy do zamówienia? – zapytałam rozbawiona. Wtedy zmieszana blondynka, zapytała co podać. Każdy z nas złożył zamówienie i odeszła.
   - Ja się tylko zastanawiam, na którego miała większą ochotę. – wyszczerzył się Matias.
   - Zjadała was wzrokiem. – dodałam.
   - No przestań. – zareagował Xavi, siedzący obok mnie.
   - Dziewczyna chciała być miła. – dodał uśmiechnięty David, który siedział obok Hernandeza.
   - Tak, wskakując od razu każdemu po kolei do łóżka. – parsknął Matias, na co zareagowałam śmiechem, a Leo, siedzący obok barta lekko dźgnął go łokciem.
   - Mi tam się ona nie podoba. Nie mój typ. – odparł.
   - Szkoda braciszku, ale do ciebie lgnęła najbardziej. – Matias naśmiewał się z młodszego brata. Po chwili dziewczyna wróciła, niosąc nasze napoje, a stawiając je zostawiła na blacie jeszcze maleńką karteczkę, zapisaną numerem.
   - A to do kogo? – zapytał zdziwiony Leo, gdy dziewczyna odeszła.
   - Do ciebie. Położyła ją, obok twojej szklanki. – zaśmiał się Villa.
   - Ratunku? – powiedział zabawnie młodszy Messi.
   - Letty, zamień się miejscem. – zaproponował Matias. Tak, więc zrobiliśmy. Ja usiadłam obok Leo.
   - Po co to? – zapytałam.
   - Dziewczyna pomyśli, że jesteście razem i się od niego odczepi. – stwierdził Argentyńczyk,  a cała reszta się zaśmiała. Chwilę później ta sama dziewczyna szła w naszą stronę z naszym posiłkiem, z wielkim uśmiechem na twarzy i patrząc na naszą żyjącą legendę futbolu.
   - Letty. – odezwał się Leo, gdy ja akurat patrzyłam przez szybę. Odwróciłam głowę, a on złożył delikatny pocałunek na moim policzku i położył dłoń na mojej talii. Poczułam jak pod stolikiem miękną mi nogi, a przez całe ciało przechodzi dreszcz. Uśmiechnął i oderwał się. Dziewczyna akurat stała przy stoliku, a jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie. Zostawiła nasze jedzenie i bez słowa odeszła. – To co? Smacznego. – uśmiechnął się Leo do każdego.
    Pierwszy wybył David, do którego tradycyjnie zadzwoniła młodsza siostra. Tym razem zapomniała kluczy z mieszkania, a Villa miał jej zapasowe. Następny Xavi, który na szczęście przypomniał sobie, że miał się spotkać z Elsą, na mieście i wybrać nowe meble do remontowanej kuchni. W końcu wyszliśmy i my. Stanęliśmy przy samochodach, stojących obok siebie.
   - Musimy jechać, bo za dwie godziny Matias ma samolot. – zaczął Leo.
   - Szkoda, ale za to miło spędziłam popołudnie, która na początku zapowiadało się nudnie. – uśmiechnęłam się.
   - Tak czy inaczej, miło cię było poznać. – powiedział Matias, ściskając moją dłoń.
   - I wzajemnie. – odpowiedziałam.
   - My jedziemy, pa Letty. – uśmiechnął się Leo. Wsiedli do samochodu i odjechali. Ja wspomniałam jeszcze raz całusa, którego dostałam od Leo w środku. Samowolnie się uśmiechałam.
  Już miałam wsiadać do samochodu, gdy zauważyłam, że obok tej restauracji mieści się salon fryzjerski. Spojrzałam na końcówki swoich włosów i znów na lokal.

***

   Wysiedli z samochodu. Chłopak w jednej dłoni trzymał bukiet kwiatów, a drugą ściskał dłoń swojej dziewczyny. Przekroczyli furtkę i kroczyli w stronę domu. Denerwował się. Miał poznać jej rodziców. Przystanęli przy frontowych drzwiach. Anita już miała kłaść dłoń na klamce by ją otworzyć, ale Cesc ją zatrzymał i spojrzał na nią.
   - Co tam Cesc? – zdziwiła się.
   - Denerwuję się. – zajęczał ze wzrokiem małego dziecka, a ona lekko się zaśmiała.
   - Oj głuptasie. Polubią cię, mogę się założyć. – uśmiechnęła się i wspięła na palcach. Wbiła swoje usta w jego i złączyła w namiętnym pocałunku. – Już możemy? – uśmiechnęła się.
   - Chodźmy.
 Nacisnęła klamkę i weszli do środka. Wnętrze było urządzone w naprawdę rodzinnym nastroju.
   - Jesteśmy! – zawołała panna Navarro, a z kuchni wyłoniła się sylwetka jej matki. Jego dziewczyna wdała się w nią. Również była wysoka, szczupła, miała ciemniejszą karnację i ciemne włosy.
   - Przyszliście w sam raz. – uśmiechnęła się. – Ricardo! Dzieci już przyszły! – zawołała, a po chwili z piętra zszedł wysoki mężczyzna, brunet o postawnej budowie.
   - Chciałabym wam przedstawić, mamo, tato, to jest Cesc, mój chłopak. – zaczęła. – Cesc, to są właśnie moi rodzice.
   - Ana Toledo. – przedstawiła się jej matka.
   - Francesc Fabregas. Miło mi poznać. – ucałował wierzch jej dłoni. – To dla pani. – wręczył jej bukiet czerwonych róż.
   - Dziękuję. – odrzekła.
   - Ricardo Navarro. – teraz uścisnął dłoń jej ojca i znów się przedstawił. – Zapraszamy do stołu. – dodał gospodarz i zaprosił do jadalni.
   - Widzisz, nie zjedli cię. – Anita szepnęła mu do ucha, a ten lekko się uśmiechnął.
 Zjedli wspólny obiad, a później razem zasiedli w salonie z deserem. Rodzice Anity pytali Cesca o jego rodzinę, plany i inne przeróżne rzeczy, jak to zawsze na takich spotkaniach. Widać było, że polubili piłkarza, przypadł im do gustu.
 Wieczorem Francesc zaczął się już zbierać. Podziękował za gościnę i pożegnał się z rodzicami dziewczyny. Anita odprowadziła go do jego samochodu. Chłopak oparł się o maskę i złapał ją w talii, przysunął do siebie.
   - I co teraz panie Fabregas? – zapytała zaczepnie.
   - A teraz nastąpi długi pocałunek dwójki zakochanych w sobie ludzi. – uśmiechnął się łobuzersko i łapczywie wpił się w jej usta. Stali tak przez chwilę, ignorując cały świat. Liczyli się tylko oni.
   - Kocham cię, Cesc. – wyszeptała, opierając swoje czoło o jego.
   - Ja ciebie też. – uśmiechnął się. – Pojadę już.
   - Nie, jeszcze nie. – mocno się do niego przytuliła.
   - Mam jutro rano trening. Pewnie Pep da nam niezły wycisk. Wszyscy chcemy wypaść w czwartek w Anglii jak najlepiej. – mówił, bawiąc się kosmykiem jej aksamitnych włosów.
   - Wiem, będziesz najlepszy. – jeszcze raz go pocałowała i odeszła krok. – Pa.
   - Kolorowych snów. – puścił do niej oczko i wsiadł do swojego samochodu.

***

  Wsadził ją do samochodu i podał czarną bandankę, by przewiązała sobie oczy. Roześmiana, zgodziła się. Całą drogę chciała dowiedzieć się gdzie ją wiezie, ale ten nie dawał  za wygraną. Po jakichś piętnastu minutach zatrzymał się.
   - Poczekaj sekundkę. – usłyszała. Po chwili drzwi od pasażera się otworzyły i Cristian pomógł jej wysiąść.
   - Kombinatorze, gdzie ty mnie prowadzisz?! – śmiała się.
   - Spokojnie. Spodoba ci się.
   - Nie wątpię. – odpowiedziała z uśmiechem. Nie mogła się o nic martwić ani bać. Czuła się przy nim bezpiecznie i ufała w stu procentach, chyba pierwszemu chłopakowi. Jedną dłonią trzymał jej dłoń, a drugą położył na talii i prowadził ją. Słyszała szum wody, więc domyśliła się, że są blisko morza, ale nie chciała mówić mu tego na głos. Jeżeli to miała być niespodzianka, niech nią pozostanie.
   - Teraz uważaj. Nogi do góry… Albo… - słuchała się jego poleceń, ale po chwili podniósł ją do góry.
   - Co robisz? – zaśmiała się, ale po chwili ją postawił i rozwiązał po woli bandankę. Ujrzała przed sobą, rozciągające się morze. Wstrzymała oddech. To było piękne. Stali we dwoje w oddzielonej przez skałki części plaży. Morska bryza ocierała się o ich twarze i ciało. – Cristian, tu jest cudownie! – zapiszczała i uwiesiła mu się na szyi.
   - Cieszę się, że się podoba, ale… - wskazał jeszcze za nich, gdzie na piasku był rozłożony koc, a na nim kosz piknikowy.
   - Kiedy ty co przygotowałeś? – zapytała zaskoczona, siadając na kocu.
   - Poprosiłem sąsiada, kumpla. – uśmiechnął się i wyjął z kosza pudełko truskawek i bitą śmietanę.
  Dużo później, gdy po woli zaczynało się ściemniać, zdjęli buty i ruszyli na spacer brzegiem plaży. Mokry piasek łaskotał ich w stopy, lecz to im nie przeszkadzało. Ciągle o czymś rozmawiali i śmiali się.
 W pewnym momencie gdy zapadła niezręczna cisza, chłopak stanął przed nią i spojrzał jej w oczy. Ona zrobiła to samo. Pochylił się i czubkiem nosa, dotknął jej nos, jakby tym pytał o pozwolenie na pocałunek. Ona spuściła lekko wzrok i spojrzała na jego usta, które po chwili dotykały jej. Pozwoliła na to. Na to czekała. Odwzajemniła pocałunek.
   - Wiesz, że jesteś wspaniałą dziewczyną. – uśmiechnął się Crist. – Od samego początku mi się podobałaś. – dodał. – Masz cudowne oczy i jesteś piękna. – mówił, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce. – I już pokochałem to, gdy się czerwienisz. – zaśmiał się.
   - Lubię cię Crist, nawet bardzo. – uśmiechnęła się i mocno wtuliła się w jego silne ramiona.

 Odwiózł ją do domu. Jak dżentelmen, otworzył jej drzwi i wypuścił.
   - Dziękuję za miłe popołudnie i wieczór. – uśmiechnęła się do niego, opartego o maskę swojego samochodu.
   - To ja dziękuję. Było wspaniale. – odpowiedział.
   - Dobranoc Cristian.
   - Miłych snów Noe. – po tych słowach, odwróciła się i ruszyła do furtki, ale przy niej zdała sobie sprawę, że się nie pożegnała. Podbiegła do niego i wpiła swoje usta w jego wargi.
   - Do zobaczenia. – uśmiechnęła się i teraz pobiegła do domu, zostawiając Hiszpana samego. Minęła, stojące na podjeździe samochody Letici i Pepa i wpadła do domu. Zamknęła drzwi i z szerokim uśmiechem na twarzy, opierając się o nie, zsunęła się na ziemię. Jeszcze czegoś takiego nigdy nie czuła. To było coś pięknego. Czy właśnie to nazywają miłością do drugiego człowieka?
_________________________________________
Jest! W końcu powstał ; ) 
Jak widzicie, mamy małą zmianę w wyglądzie. Nie wiem jak Wam, ale mi się dużo bardziej podoba ten szablon ;) 
No i zajrzyjcie do Bohaterów, tam też mała zmiana ; )
 A rozdział zostawiam do waszego ocenienia ;pp
Pozdrawiam, Coppernicana ;**