- Letty, jak dobrze cię widzieć. – przytuliła
mnie, a ja podeszłam do tego z dystansem.
-
Mamo, na pewno pamiętasz Cristiana. – rzuciłam, stając obok starego
przyjaciela. Mama najpierw spojrzała na mnie, a później na chłopka obok.
-
Młody Tello, jakbym mogła zapomnieć tego urwisa. Ale ty chłopcze wyrosłeś i się
zmieniłeś. Trudno cię poznać. – rozpromieniła się i jego także uścisnęła.
-
Pani Antonietto, dlaczego wszyscy zapamiętują mnie jako urwisa? – zaśmiał się
Crist.
-
Bo taki byłeś, a właściwie to dalej jesteś. – szturchnęłam go łokciem w bok.
-
Ja się zemszczę zobaczysz! – zawołał, a ja w tym momencie pokazałam mu język.
-
Letty, mogłybyśmy porozmawiać? – zapytała mama, a ja ciężko przełknęłam ślinę.
Dlaczego gdy tylko ją tu zobaczyłam, czekałam na moment gdy powie, że chce
rozmawiać.
-
Panowie, to może przejdziemy do ogrodu? – zaproponował Pep, spoglądając na
Cristiana, a potem na Santosa. Cała trójka zareagowała od razu i wyszli przez
tarasowe drzwi. Ja ruszyłam za mamą, by usiąść naprzeciw niej na kanapie.
-
No więc… - zaczęła trochę spięta. – Jak ci się tu mieszka? Jak studia? –
pytała.
-
Dobrze mi się mieszka z wujkiem, a na studiach też nieźle. Odnowiłam znajomość
z Cristianem i poznałam nowych ludzi, w tym piłkarzy Pepa. – odpowiedziałam.
-
Cieszę się, że jesteś tu szczęśliwa. Przyjechałam by o czymś z tobą
porozmawiać. – mówiła dalej.
-
Tak więc słucham.
-
Letty, ja… Przyjęłam oświadczyny Santosa i planujemy już nasz ślub.
-
Można było się domyślić. – zamruczałam do siebie pod nosem. – Jeżeli to cię
uszczęśliwia to za niego wyjdź. – podniosłam głowę i spojrzałam na nią.
-
Byłabym bardziej szczęśliwa, jeżeli powiedziałabyś, że tam wtedy będziesz. –
odpowiedziała z nadzieją.
-
Wiesz… Rozumem, że znów się zakochałaś. Naprawdę, fajnie, że układasz sobie
życie. Zaczęłaś to robić w ukryciu przede mną, w tajemnicy. To właśnie chyba o
to mam największy żal. Trudno. Uważam tą rozmowę za zakończoną. – wstałam i
wyszłam na taras, gdzie zobaczyłam Pepa, Cristiana i Santosa, odbijających do
siebie futbolówkę. Po chwili wyszła też mama. Mój wspaniałomyślny wujaszek
wtedy zaproponował rozpalenie grilla, więc byłam skazana na dalszą obecność tu
mojej rodzicielki. W pewnym momencie, przy stoliku w ogrodzie został sam
Santos, podeszłam do niego i usiadłam naprzeciw na krześle. Wtedy przypomniałam
sobie o naszej ostatniej rozmowie przez telefon, gdy mówił o swoich córkach.
-
Jak sądzę, to twoje córki też już o wszystkim wiedzą…
-
Wiedzą i na początku też były nieźle zaskoczone, ale to zaakceptowały. Nawet
przyjechały tu z nami, do Barcelony. – odparł mężczyzna, a ja się trochę
zdziwiłam.
-
W takim razie, gdzie one są?
-
Chciały pozwiedzać miasto i zażyczyły sobie, by po drodze ich wysadzić, a
później tu dotrą. Dostały adres, jak skończą mają się tu stawić, a teraz na nie
czekamy.
-
Rozumiem. – odpowiedziałam.
Minęła już dziewiąta, a my w
piątkę siedzieliśmy w salonie.
-
Ja już będę zmykał, bo jestem padnięty, przez jedną osobę, która dała nam dziś
w kość. – Cristian wstał ze swojego miejsca.
-
No, no. Czasem trzeba. Za dobrze by wam było, jakbym wam ciągle pobłażał. –
zaśmiał się Pep. Tello pożegnał się ze wszystkimi i ruszył do wyjścia, a ja za
nim, by go odprowadzić.
-
Kurczę, zapomniałam! – powiedziałam cicho, gdy stałam z nim jeszcze przed
bramką.
-
O czym? Co się stało? – zdziwił się chłopak.
-
O Anicie i Cescu! Ja muszę się dowiedzieć gdzie byli i co robili. Jutro dorwę
Anitę. – wyszczerzyłam się.
-
Kobiety… - westchnął rozbawiony. – No, ale nie… Też uważam, że koledze Fabregasowi
spodobał się twoja koleżanka. – uśmiechnął się.
-
No i vice versa. – rzuciłam ze śmiechem. – Ciągnie ich do siebie i co
poradzisz. – dodałam.
-
Może akurat coś z tego wyjdzie, kto wie. – zreflektował, a w tym momencie, obok
nas przeszły dwie dziewczyny, wysoka blondynka i niższa od niej rudowłosa.
Blondynka trzymała w ręku kartkę i się rozglądała.
-
Ej, Ivette, to tu. – Ruda, ubrana na sportowo, wskazała na dom mojego wujka, a
dopiero po chwili zauważyła mnie i Cristiana. Spojrzała na nas, a w
szczególności na mojego towarzysza.
-
Jesteście córkami Santosa? – zapytałam bez namysłu.
-
Tak. – odpowiedziała blondynka w szpilkach, miniówce i mocnym makijażem.
-
Jestem Letty, córka Antonietty. – wysunęłam dłoń w ich stronę.
-
Ja jestem Noelia, a to moja siostra Ivette. – odpowiedziała Ruda i ścisnęła
moją dłoń.
-
Miło was poznać. – uśmiechnęłam się. – Poznajcie się, to jest mój przyjaciel,
Cristian. – przedstawiłam im go.
-
Cześć, ja jestem Ivette, ta ładniejsza siostra Delarosa. – pierwsza doskoczyła
do niego blondynka, a chłopak z wymuszonym uśmiechem uścisnął jej dłoń.
-
Jednak marzenia się spełniają. – powiedziała Noe, ściskając dłoń Tello.
-
Marzenia? – zapytałam równo z Cristianem.
-
Poznać choć jednego piłkarza Barcelony. – odrzekła bez zastanowienia.
-
Ta znów zaczyna. – bąknęła pod nosem Ive, a jej ja tak jakoś zmierzyłam ja
wzrokiem. Właśnie chyba zobaczyłam „wielką fankę piłki nożnej”.
-
Nooo, już cię lubię. Jeszcze tydzień temu miałam takie samo marzenie. –
zaśmiałam się do rudowłosej.
-
No jak?! Mnie znałaś! – oburzył się chłopak.
-
Ty to co innego. Ciebie znam od zawsze, co prawda z małą przerwą, ale dużo to
ty się nie zmieniłeś. – odgryzłam się. – Dziewczyny, zapraszam. – otwarłam
bramkę, a dziewczyny wolnym krokiem ruszyły w stronę domu.
-
Może ja jednak jeszcze zostanę… - przeciągał, wodząc wzrokiem za siostrami Delarosa.
-
Ej, z tego co widzę to ta Ivette to też jest na ciebie chętna. – zaśmiałam się
i poruszyłam brwiami.
-
Co?! Nie! Ta tapeta?! Nie! Mam już dość blondynek. – odpowiedział szybko,
wyrywając się z transu. – Chyba potrafisz odróżnić prawdziwy uśmiech od
sztucznego.
-
No widziałam przecież. Śmieję się. Czyli Noe, ale wiesz… Ona wydaje się być w
porządku, więc może już jedź… - prawie wepchnęłam go do jego samochodu.
-
No zabawne… Co ty ode mnie chcesz? Co mi brakuje?
-
To, że jesteś podobno bardzo zmęczony, że miałeś już jechać, że mógłbyś sobie
na chwilę odpuścić jakiekolwiek zarywanie i to moja przyszła, przyrodnia,
młodsza siostra, a ty uchodzisz za wielkiego podrywacza. – mówiłam jak najęta.
-
Małpa! – pokazał mi język i przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik wydał z
siebie swój, charakterystyczny ryk.
-
Też cię kocham braciszku. – zaśmiałam się.
-
A ja ciebie siostrzyczko. – przybiliśmy sobie żółwiki, przez odsuniętą szybę. Odjechał.
Zawsze gdy byłam mała chciałam mieć brata, a Cristian chciał mieć siostrę, więc
rozwiązanie było proste i jasne. Zostaliśmy przyszywanym rodzeństwem. W
dzieciństwie tak sobie mówiliśmy. Pobiegłam za dziewczynami, które były już
przy wejściu do domu. Otworzyłam drzwi i wpuściłam je pierwsze. Ive od razu
wparowała do salonu, a Noelia przez chwilę zatrzymała mnie w korytarzu.
-
Letty, twój wujek to naprawdę Pep Guardiola? – zapytała szeptem.
-
Tak, to prawda. – uśmiechnęłam się.
-
No to chyba to jest mój najszczęśliwszy dzień w życiu... Poznałam już Tello, a
zaraz poznam trenera Barcy. – powiedziała sama do siebie, a się tylko
uśmiechnęłam i pociągnęłam ją ze sobą do salonu.
- No dobrze, my już będziemy jechać. –
oznajmił Santos z moją mamą godzinę później, gdy za oknem zaczęło rzewnie
padać.
-
No nie wygłupiajcie się. Nie będziecie się tłuc po nocy i to jeszcze w takim
deszczu. Dom jest duży i możecie spokojnie zostać. – powiedział Pep.
-
No przecież nie będziemy wam przeszkadzać. – odparł Santos.
-
Spokojnie i powoli wrócimy do Sabadell. – dodała mama.
-
Możecie zostać, coraz bardziej pada. – powiedziałam i z głuchą ciszą udałam się
na górę.
Kolejną godzinę później, leżałam już w
swoim łóżku, pogrążona w lekturze. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-
Proszę. – powiedziałam, odkładając książkę, a drzwi się otworzyły i do mojego
pokoju zajrzał Pep.
-
Nie śpisz? Mogę?
-
Pewnie, chodź. – powiedziałam z lekkim uśmiechem, a wujek usiadł obok mnie na
łóżku. – I jak? – zapytałam.
-
Zostali. Zajęli oba gościnne pokoje i już chyba śpią. – odpowiedział swoim
wiecznie spokojnym głosem. – Chciałem zapytać, jak po rozmowie z mamą. – dodał.
-
Tak jak widać. Dalej to moja mama i ją kocham, ale już jej niestety nie zaufam
i nie będzie jak wcześniej. Cieszę się, że układa sobie życie, ale tego ode mnie
nie usłyszy.
-
Ale ty jesteś uparta. – zaśmiał się.
-
I to chyba jedynie mam po tobie albo dziadku, bo z tego co wiem mama nie jest
uparta i tata też nie był. –
powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.
-
No nie wszystko dziedziczy się tylko po rodzicach. – uśmiechnął się. – Ja już
idę spać i tobie też radzę, bo jutro środa, twój ukochany dzień na uczelni. –
zadrwił.
-
Taaaa, chyba najdłuższy i najcięższy. – dodałam. – Pójdę się jeszcze napić i
też się już kładę.
-
W takim razie dobranoc. – pocałował mnie w czubek głowy i ruszył ku wyjściu z
pokoju.
-
Pep. – zatrzymałam go, a ten się odwrócił. – Gdyby przyznawali ordery za miano
najlepszego wujka, ty zgarniałbyś wszystkie. – dokończyłam, a na jego twarzy
pojawił się lekki uśmiech, jego wzrok był wbity w podłogę.
-
Dobranoc Letty. – usłyszałam i zostałam w pokoju sama. Wygramoliłam się spod
kołdry i w swojej piżamie, długich, cienkich dresach i białym podkoszulku,
zeszłam na dół. Nie bacząc na nic, weszłam do kuchni i nalałam sobie soku z
lodówki do szklanki. Napiłam się i odstawiłam szklankę do umywalki, wyszłam z
kuchni, ale coś przykuło moją uwagę. Wydawało mi się, że ktoś jest w salonie.
Zaświeciłam w nim światło i zobaczyłam, leżącą na kanapie Noelię.
-
Czemu śpisz tu, a nie na górze w pokoju? – zapytałam cicho.
-
Gdybyś była skazana na przybywanie całą noc z Ivette też byś postawiła na
kanapę. – odpowiedziała.
-
Aż tak źle? – przymrużyłam oczy.
-
No wiesz, czasem wysiadasz jak ktoś ciągle ci zrzędzi za uchem, że choć jestem
dziewczyną to wcale nie zachowuję się jak ona, bo lubię piłkę nożną. –
odpowiedziała.
-
No to widzę, że teraz twoja siostra i mi zalazła za skórę… Wiesz, jakbym miała
tylko czas, również ciągle biegałabym za futbolówką. – uśmiechnęłam się. – A
to, że ktoś preferuje sportowy ubiór i nie nakłada masy tapety to jego wybór i
jak dla mnie to słuszny, a delikatny makijaż, jaki ja mam, albo widzę u ciebie
to strzał w dziesiątkę. – ciągnęłam. – Zbieraj się i chodź ze mną na górę. Raz
zasnęłam na tej kanapie i później, gdy z niej wstałam… Wolę nie przypominać
sobie tego bólu pleców. – aż mną potrząsnęło. – Zapraszam do swojej jaskini.
Weszłyśmy po schodach na górę i wróciłyśmy
do mojego pokoju. Nie spałyśmy do wpół do trzeciej, ciągle rozmawiając.
Znalazłyśmy nasz, wspólny język. Ona opowiedziała mi o swoim życiu, o podwójnym
życiu ich matki. Żyła z jej ojcem, a gdy mówiła, że wysyłają ją na jakieś
szkolenia lub delegacje z pracy, tak naprawdę żyła swoim drugim życiem. Miała
inne nazwiska, mężczyzn… Okłamywała wszystkich. Noe mówiła o rozwodzie swoich
rodziców i o tym jak z siostrą zdecydowały się zostać z Santosem, o ich
przeprowadzce z Granady do Sabadell. O tym jak dowiedziała się o ponownym
ślubie ojca i jak poznała moją mamę. No i teraz, że jest w siódmym niebie, bo poznała
słynnego Pepa Guardiola oraz jednego z jego piłkarzy.
Ja również się przed nią otworzyłam.
Powiedziałam o swoim dorastaniu z Cristianem, potem śmierci taty oraz
późniejszej przeprowadzce i urwaniu kontaktu z małym przyjacielem. Teraz o
kłótni, mojej przeprowadzce do Barcelony i poznaniu chłopaków, także o
szczęśliwym spotkaniu z Tello.
-
Powiadasz, że bardzo zaprzyjaźniłaś się z Messim i Villą? Jak bardzo? –
wyszczerzyła się Noe.
-
No tak bardzo, że lubię ich obecność i są moimi przyjaciółmi, a co byś chciała?
– zaśmiałam się.
-
No ja nic, tak pytam. – znów pokazała szereg swoich białych zębów.
***
- Posłuchaj, wiem, że trenowałeś na własną
rękę i nawet czasem trener przymykał oko na to, że trenujesz z innymi na
murawie, ale to za wcześnie. To wczorajsze tylko ukoronowało twoją bezmyślność
David. Przepraszam, że się tak wyrażam, ale to tylko prawda. – mówił jego
lekarz, a on stał przy wyjściu z kilkoma kartkami w ręku, które musiał zawieść
do biura. One skazywały go na jeszcze dłuższą rozłąkę z klubową piłką.
-
W porządku. Do widzenia. – rzucił i, kulejąc wyszedł z gabinetu lekarza.
Doszedł na parking i wsiadł do swojego samochodu. – Trzeba być konkretnym
idiotą, żeby doprowadzić się do takiego stanu! – wydarł się sam na siebie.
Siedział w samochodzie, więc nie był skazany na to, że ktoś go usłyszy i weźmie
na wariata. Chciał najpierw o tym porozmawiać ze swoim trenerem i miał
nadzieję, że pomimo tak wczesnej pory nie obudzi go. Jechał również z nadzieją,
że może zobaczy jeszcze kogoś, kim chciał załatać pustkę po swojej byłej.
Wiedział, że dziewczyna wcześnie zaczyna zajęcia, ale nadzieja to nadzieja.
Zaparkował obok bramy wjazdowej do domu
Guardioli i kulejąc doszedł do frontowych drzwi. Zadzwonił dzwonkiem i nie
czekał długo, bo po chwili w drzwiach stanął Josep.
-
David, proszę wejdź. – zaprosił go do środka, a ten przykuśtykał przez próg. –
Ejj, co jest? Przecież już chodziłeś, no praktycznie normalnie. – spojrzał na
niego zdziwiony.
-
Patrzysz na kretyna, który pomimo uwag mnóstwa lekarzy i tak postawił na swoim.
Przez to, że trenowałem, a wczoraj wieczorem biegałem i źle sobie stanąłem… Po
prostu dowaliłem sobie. – powiedział i podał swojemu trenerowi kartkę z
przedłużenia leczenia, która i tak miała do niego trafić.
-
Toś się załatwił. – wymamrotał Pep, a wtedy z góry, po schodach zeszła starsza
brunetka i od razu podeszła do dwóch mężczyzn, stojących w korytarzu. -
Poznajcie się, to jest mama Letty, Antonietta, a to jest jeden z moich
piłkarzy, David Villa. – przedstawił ich sobie gospodarz.
-
Miło mi panią poznać. – uśmiechnął się kontuzjowany piłkarz i ścisnął dłoń
kobiety. Nagle cała trójka usłyszała szybkie kroki wyżej nich oraz głośne
zbieganie ze schodów. Teraz chłopak miał
już pewność, że powiedzenie, że nadzieja umiera ostatnia, jest trafione.
-
Cześć! Miło was wszystkich widzieć, w szczególność ciebie David. – rzuciła
szybko i zaczęła rozwiązywać guz w swoim jednym bucie.
-
Myślałem, że już dawno poszłaś. – powiedział Pep i spojrzał na rękę, gdzie miał
zegarek. – Za dwadzieścia minut zaczynasz zajęcia. – dorzucił.
-
Wiem! Jakimś cudem mój budzik nie zadzwonił. David, jesteś samochodem? –
zapytała.
-
No tak. – odpowiedział zaskoczony.
-
Śpieszysz się gdzieś?
-
Nie.
-
Odwieziesz mnie? – zapytała błagalnym tonem, a na jego twarzy jakby zagościł
uśmiech. Chwile spędzone z Letty? Jakby mógł odmówić.
-
No pewnie. – odpowiedział, a dziewczyna właśnie skończyła ubierać swoje obuwie.
-
Jakby co to Noe śpi u mnie w pokoju. – powiedziała Letty.
-
Jak to? Przecież miała być w pokoju z Ive. – odpowiedziała matka młodej
Guardioli.
-
Jakbym miała spać z antyfanką footballu i na dodatek tą blondi, to też bym nie
wytrzymała. Możemy iść. – rzuciła i wyszła z domu, a za nią Dav. – Co się
stało? – bardzo ją zdziwiło, że jej przyjaciel kuleje, bo przecież ostatnio
było praktycznie wszystko w porządku, a nawet tańczył z nią na imprezie u Affelaya.
-
Długo by opowiadać. – palnął.
-
Więc zacznij już teraz. – odpowiedziała stanowczo rudowłosa, idąc obok jego
tempem.
-
Jednak te moje treningi nie były dobrym pomysłem, a jeszcze wczoraj jeszcze
biegałem i w pewnym momencie źle postawiłem nogę, coś mi w niej chrupnęło. Rano
zrobili mi prześwietlenie, ale na szczęście piszczel nienaruszony, ale coś
zrobiłem sobie z mięśniem wokół niego, a że to wszystko jest teraz czułe to
narobiłem sobie biedy. – skończył, gdy właśnie doszli do jego samochodu.
-
A ty nie powinieneś teraz w szczególności tej nogi nie przemęczać… -
stwierdziła, gdy już jechali.
-
Powinienem. – odpowiedział spokojnie.
-
David! Więc proszę mi teraz obiecać, że będzie na nią uważał i nie nadwyrężał.
– prawie na niego krzyczała, a jemu się to podobało, bo… Martwiła się o niego.
-
Obiecuję! – zaśmiał się.
-
Co cię tak śmieszy?! Ja ci teraz obiecuję, że dopilnuję żebyś bardziej nie
zepsuł sobie tej nogi. – zdenerwowana, pokręciła głową i swój wzrok skierowała
na drogę. On ukradkiem spoglądał na nią, na jej czerwone włosy i śliczną
twarz.
U mnie nn. Zapraszam! http://big-time-rush-epic-opowiadanie.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuń