poniedziałek, 6 sierpnia 2012

010. Hermanas


  - Letty, jak dobrze cię widzieć. – przytuliła mnie, a ja podeszłam do tego z dystansem.
- Mamo, na pewno pamiętasz Cristiana. – rzuciłam, stając obok starego przyjaciela. Mama najpierw spojrzała na mnie, a później na chłopka obok.
- Młody Tello, jakbym mogła zapomnieć tego urwisa. Ale ty chłopcze wyrosłeś i się zmieniłeś. Trudno cię poznać. – rozpromieniła się i jego także uścisnęła.
- Pani Antonietto, dlaczego wszyscy zapamiętują mnie jako urwisa? – zaśmiał się Crist.
- Bo taki byłeś, a właściwie to dalej jesteś. – szturchnęłam go łokciem w bok.
- Ja się zemszczę zobaczysz! – zawołał, a ja w tym momencie pokazałam mu język.
- Letty, mogłybyśmy porozmawiać? – zapytała mama, a ja ciężko przełknęłam ślinę. Dlaczego gdy tylko ją tu zobaczyłam, czekałam na moment gdy powie, że chce rozmawiać.
- Panowie, to może przejdziemy do ogrodu? – zaproponował Pep, spoglądając na Cristiana, a potem na Santosa. Cała trójka zareagowała od razu i wyszli przez tarasowe drzwi. Ja ruszyłam za mamą, by usiąść naprzeciw niej na kanapie.
- No więc… - zaczęła trochę spięta. – Jak ci się tu mieszka? Jak studia? – pytała.
- Dobrze mi się mieszka z wujkiem, a na studiach też nieźle. Odnowiłam znajomość z Cristianem i poznałam nowych ludzi, w tym piłkarzy Pepa. – odpowiedziałam.
- Cieszę się, że jesteś tu szczęśliwa. Przyjechałam by o czymś z tobą porozmawiać. – mówiła dalej.
- Tak więc słucham.
- Letty, ja… Przyjęłam oświadczyny Santosa i planujemy już nasz ślub.
- Można było się domyślić. – zamruczałam do siebie pod nosem. – Jeżeli to cię uszczęśliwia to za niego wyjdź. – podniosłam głowę i spojrzałam na nią.
- Byłabym bardziej szczęśliwa, jeżeli powiedziałabyś, że tam wtedy będziesz. – odpowiedziała z nadzieją.
- Wiesz… Rozumem, że znów się zakochałaś. Naprawdę, fajnie, że układasz sobie życie. Zaczęłaś to robić w ukryciu przede mną, w tajemnicy. To właśnie chyba o to mam największy żal. Trudno. Uważam tą rozmowę za zakończoną. – wstałam i wyszłam na taras, gdzie zobaczyłam Pepa, Cristiana i Santosa, odbijających do siebie futbolówkę. Po chwili wyszła też mama. Mój wspaniałomyślny wujaszek wtedy zaproponował rozpalenie grilla, więc byłam skazana na dalszą obecność tu mojej rodzicielki. W pewnym momencie, przy stoliku w ogrodzie został sam Santos, podeszłam do niego i usiadłam naprzeciw na krześle. Wtedy przypomniałam sobie o naszej ostatniej rozmowie przez telefon, gdy mówił o swoich córkach.
- Jak sądzę, to twoje córki też już o wszystkim wiedzą…
- Wiedzą i na początku też były nieźle zaskoczone, ale to zaakceptowały. Nawet przyjechały tu z nami, do Barcelony. – odparł mężczyzna, a ja się trochę zdziwiłam.
- W takim razie, gdzie one są?
- Chciały pozwiedzać miasto i zażyczyły sobie, by po drodze ich wysadzić, a później tu dotrą. Dostały adres, jak skończą mają się tu stawić, a teraz na nie czekamy.
- Rozumiem. – odpowiedziałam.
               Minęła już dziewiąta, a my w piątkę siedzieliśmy w salonie.
- Ja już będę zmykał, bo jestem padnięty, przez jedną osobę, która dała nam dziś w kość. – Cristian wstał ze swojego miejsca.
- No, no. Czasem trzeba. Za dobrze by wam było, jakbym wam ciągle pobłażał. – zaśmiał się Pep. Tello pożegnał się ze wszystkimi i ruszył do wyjścia, a ja za nim, by go odprowadzić.
- Kurczę, zapomniałam! – powiedziałam cicho, gdy stałam z nim jeszcze przed bramką.
- O czym? Co się stało? – zdziwił się chłopak.
- O Anicie i Cescu! Ja muszę się dowiedzieć gdzie byli i co robili. Jutro dorwę Anitę. – wyszczerzyłam się.
- Kobiety… - westchnął rozbawiony. – No, ale nie… Też uważam, że koledze Fabregasowi spodobał się twoja koleżanka. – uśmiechnął się.
- No i vice versa. – rzuciłam ze śmiechem. – Ciągnie ich do siebie i co poradzisz. – dodałam.
- Może akurat coś z tego wyjdzie, kto wie. – zreflektował, a w tym momencie, obok nas przeszły dwie dziewczyny, wysoka blondynka i niższa od niej rudowłosa. Blondynka trzymała w ręku kartkę i się rozglądała.
- Ej, Ivette, to tu. – Ruda, ubrana na sportowo, wskazała na dom mojego wujka, a dopiero po chwili zauważyła mnie i Cristiana. Spojrzała na nas, a w szczególności na mojego towarzysza.
- Jesteście córkami Santosa? – zapytałam bez namysłu.
- Tak. – odpowiedziała blondynka w szpilkach, miniówce i mocnym makijażem.
- Jestem Letty, córka Antonietty. – wysunęłam dłoń w ich stronę.
- Ja jestem Noelia, a to moja siostra Ivette. – odpowiedziała Ruda i ścisnęła moją dłoń.
- Miło was poznać. – uśmiechnęłam się. – Poznajcie się, to jest mój przyjaciel, Cristian. – przedstawiłam im go.
- Cześć, ja jestem Ivette, ta ładniejsza siostra Delarosa. – pierwsza doskoczyła do niego blondynka, a chłopak z wymuszonym uśmiechem uścisnął jej dłoń.
- Jednak marzenia się spełniają. – powiedziała Noe, ściskając dłoń Tello.
- Marzenia? – zapytałam równo z Cristianem.
- Poznać choć jednego piłkarza Barcelony. – odrzekła bez zastanowienia.
- Ta znów zaczyna. – bąknęła pod nosem Ive, a jej ja tak jakoś zmierzyłam ja wzrokiem. Właśnie chyba zobaczyłam „wielką fankę piłki nożnej”.
- Nooo, już cię lubię. Jeszcze tydzień temu miałam takie samo marzenie. – zaśmiałam się do rudowłosej.
- No jak?! Mnie znałaś! – oburzył się chłopak.
- Ty to co innego. Ciebie znam od zawsze, co prawda z małą przerwą, ale dużo to ty się nie zmieniłeś. – odgryzłam się. – Dziewczyny, zapraszam. – otwarłam bramkę, a dziewczyny wolnym krokiem ruszyły w stronę domu.
- Może ja jednak jeszcze zostanę… - przeciągał, wodząc wzrokiem za siostrami Delarosa.
- Ej, z tego co widzę to ta Ivette to też jest na ciebie chętna. – zaśmiałam się i poruszyłam brwiami.
- Co?! Nie! Ta tapeta?! Nie! Mam już dość blondynek. – odpowiedział szybko, wyrywając się z transu. – Chyba potrafisz odróżnić prawdziwy uśmiech od sztucznego.
- No widziałam przecież. Śmieję się. Czyli Noe, ale wiesz… Ona wydaje się być w porządku, więc może już jedź… - prawie wepchnęłam go do jego samochodu.
- No zabawne… Co ty ode mnie chcesz? Co mi brakuje?
- To, że jesteś podobno bardzo zmęczony, że miałeś już jechać, że mógłbyś sobie na chwilę odpuścić jakiekolwiek zarywanie i to moja przyszła, przyrodnia, młodsza siostra, a ty uchodzisz za wielkiego podrywacza. – mówiłam jak najęta.
- Małpa! – pokazał mi język i przekręcił kluczyk w stacyjce, a silnik wydał z siebie swój, charakterystyczny ryk. 
- Też cię kocham braciszku. – zaśmiałam się.
- A ja ciebie siostrzyczko. – przybiliśmy sobie żółwiki, przez odsuniętą szybę. Odjechał. Zawsze gdy byłam mała chciałam mieć brata, a Cristian chciał mieć siostrę, więc rozwiązanie było proste i jasne. Zostaliśmy przyszywanym rodzeństwem. W dzieciństwie tak sobie mówiliśmy. Pobiegłam za dziewczynami, które były już przy wejściu do domu. Otworzyłam drzwi i wpuściłam je pierwsze. Ive od razu wparowała do salonu, a Noelia przez chwilę zatrzymała mnie w korytarzu.
- Letty, twój wujek to naprawdę Pep Guardiola? – zapytała szeptem.
- Tak, to prawda. – uśmiechnęłam się.
- No to chyba to jest mój najszczęśliwszy dzień w życiu... Poznałam już Tello, a zaraz poznam trenera Barcy. – powiedziała sama do siebie, a się tylko uśmiechnęłam i pociągnęłam ją ze sobą do salonu.

   - No dobrze, my już będziemy jechać. – oznajmił Santos z moją mamą godzinę później, gdy za oknem zaczęło rzewnie padać.
- No nie wygłupiajcie się. Nie będziecie się tłuc po nocy i to jeszcze w takim deszczu. Dom jest duży i możecie spokojnie zostać. – powiedział Pep.
- No przecież nie będziemy wam przeszkadzać. – odparł Santos.
- Spokojnie i powoli wrócimy do Sabadell. – dodała mama.
- Możecie zostać, coraz bardziej pada. – powiedziałam i z głuchą ciszą udałam się na górę.
       Kolejną godzinę później, leżałam już w swoim łóżku, pogrążona w lekturze. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. – powiedziałam, odkładając książkę, a drzwi się otworzyły i do mojego pokoju zajrzał Pep.
- Nie śpisz? Mogę?
- Pewnie, chodź. – powiedziałam z lekkim uśmiechem, a wujek usiadł obok mnie na łóżku. – I jak? – zapytałam.
- Zostali. Zajęli oba gościnne pokoje i już chyba śpią. – odpowiedział swoim wiecznie spokojnym głosem. – Chciałem zapytać, jak po rozmowie z mamą. – dodał.
- Tak jak widać. Dalej to moja mama i ją kocham, ale już jej niestety nie zaufam i nie będzie jak wcześniej. Cieszę się, że układa sobie życie, ale tego ode mnie nie usłyszy.
- Ale ty jesteś uparta. – zaśmiał się.
- I to chyba jedynie mam po tobie albo dziadku, bo z tego co wiem mama nie jest uparta i tata też nie był.  – powiedziałam z lekkim uśmiechem na ustach.
- No nie wszystko dziedziczy się tylko po rodzicach. – uśmiechnął się. – Ja już idę spać i tobie też radzę, bo jutro środa, twój ukochany dzień na uczelni. – zadrwił.
- Taaaa, chyba najdłuższy i najcięższy. – dodałam. – Pójdę się jeszcze napić i też się już kładę.
- W takim razie dobranoc. – pocałował mnie w czubek głowy i ruszył ku wyjściu z pokoju.
- Pep. – zatrzymałam go, a ten się odwrócił. – Gdyby przyznawali ordery za miano najlepszego wujka, ty zgarniałbyś wszystkie. – dokończyłam, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, jego wzrok był wbity w podłogę.
- Dobranoc Letty. – usłyszałam i zostałam w pokoju sama. Wygramoliłam się spod kołdry i w swojej piżamie, długich, cienkich dresach i białym podkoszulku, zeszłam na dół. Nie bacząc na nic, weszłam do kuchni i nalałam sobie soku z lodówki do szklanki. Napiłam się i odstawiłam szklankę do umywalki, wyszłam z kuchni, ale coś przykuło moją uwagę. Wydawało mi się, że ktoś jest w salonie. Zaświeciłam w nim światło i zobaczyłam, leżącą na kanapie Noelię.
- Czemu śpisz tu, a nie na górze w pokoju? – zapytałam cicho.
- Gdybyś była skazana na przybywanie całą noc z Ivette też byś postawiła na kanapę. – odpowiedziała.
- Aż tak źle? – przymrużyłam oczy.
- No wiesz, czasem wysiadasz jak ktoś ciągle ci zrzędzi za uchem, że choć jestem dziewczyną to wcale nie zachowuję się jak ona, bo lubię piłkę nożną. – odpowiedziała.
- No to widzę, że teraz twoja siostra i mi zalazła za skórę… Wiesz, jakbym miała tylko czas, również ciągle biegałabym za futbolówką. – uśmiechnęłam się. – A to, że ktoś preferuje sportowy ubiór i nie nakłada masy tapety to jego wybór i jak dla mnie to słuszny, a delikatny makijaż, jaki ja mam, albo widzę u ciebie to strzał w dziesiątkę. – ciągnęłam. – Zbieraj się i chodź ze mną na górę. Raz zasnęłam na tej kanapie i później, gdy z niej wstałam… Wolę nie przypominać sobie tego bólu pleców. – aż mną potrząsnęło. – Zapraszam do swojej jaskini.
   Weszłyśmy po schodach na górę i wróciłyśmy do mojego pokoju. Nie spałyśmy do wpół do trzeciej, ciągle rozmawiając. Znalazłyśmy nasz, wspólny język. Ona opowiedziała mi o swoim życiu, o podwójnym życiu ich matki. Żyła z jej ojcem, a gdy mówiła, że wysyłają ją na jakieś szkolenia lub delegacje z pracy, tak naprawdę żyła swoim drugim życiem. Miała inne nazwiska, mężczyzn… Okłamywała wszystkich. Noe mówiła o rozwodzie swoich rodziców i o tym jak z siostrą zdecydowały się zostać z Santosem, o ich przeprowadzce z Granady do Sabadell. O tym jak dowiedziała się o ponownym ślubie ojca i jak poznała moją mamę. No i teraz, że jest w siódmym niebie, bo poznała słynnego Pepa Guardiola oraz jednego z jego piłkarzy.
     Ja również się przed nią otworzyłam. Powiedziałam o swoim dorastaniu z Cristianem, potem śmierci taty oraz późniejszej przeprowadzce i urwaniu kontaktu z małym przyjacielem. Teraz o kłótni, mojej przeprowadzce do Barcelony i poznaniu chłopaków, także o szczęśliwym spotkaniu z Tello.
- Powiadasz, że bardzo zaprzyjaźniłaś się z Messim i Villą? Jak bardzo? – wyszczerzyła się Noe.
- No tak bardzo, że lubię ich obecność i są moimi przyjaciółmi, a co byś chciała? – zaśmiałam się.
- No ja nic, tak pytam. – znów pokazała szereg swoich białych zębów.

***

    - Posłuchaj, wiem, że trenowałeś na własną rękę i nawet czasem trener przymykał oko na to, że trenujesz z innymi na murawie, ale to za wcześnie. To wczorajsze tylko ukoronowało twoją bezmyślność David. Przepraszam, że się tak wyrażam, ale to tylko prawda. – mówił jego lekarz, a on stał przy wyjściu z kilkoma kartkami w ręku, które musiał zawieść do biura. One skazywały go na jeszcze dłuższą rozłąkę z klubową piłką.
- W porządku. Do widzenia. – rzucił i, kulejąc wyszedł z gabinetu lekarza. Doszedł na parking i wsiadł do swojego samochodu. – Trzeba być konkretnym idiotą, żeby doprowadzić się do takiego stanu! – wydarł się sam na siebie. Siedział w samochodzie, więc nie był skazany na to, że ktoś go usłyszy i weźmie na wariata. Chciał najpierw o tym porozmawiać ze swoim trenerem i miał nadzieję, że pomimo tak wczesnej pory nie obudzi go. Jechał również z nadzieją, że może zobaczy jeszcze kogoś, kim chciał załatać pustkę po swojej byłej. Wiedział, że dziewczyna wcześnie zaczyna zajęcia, ale nadzieja to nadzieja.
    Zaparkował obok bramy wjazdowej do domu Guardioli i kulejąc doszedł do frontowych drzwi. Zadzwonił dzwonkiem i nie czekał długo, bo po chwili w drzwiach stanął Josep.
- David, proszę wejdź. – zaprosił go do środka, a ten przykuśtykał przez próg. – Ejj, co jest? Przecież już chodziłeś, no praktycznie normalnie. – spojrzał na niego zdziwiony.
- Patrzysz na kretyna, który pomimo uwag mnóstwa lekarzy i tak postawił na swoim. Przez to, że trenowałem, a wczoraj wieczorem biegałem i źle sobie stanąłem… Po prostu dowaliłem sobie. – powiedział i podał swojemu trenerowi kartkę z przedłużenia leczenia, która i tak miała do niego trafić.
- Toś się załatwił. – wymamrotał Pep, a wtedy z góry, po schodach zeszła starsza brunetka i od razu podeszła do dwóch mężczyzn, stojących w korytarzu. - Poznajcie się, to jest mama Letty, Antonietta, a to jest jeden z moich piłkarzy, David Villa. – przedstawił ich sobie gospodarz.
- Miło mi panią poznać. – uśmiechnął się kontuzjowany piłkarz i ścisnął dłoń kobiety. Nagle cała trójka usłyszała szybkie kroki wyżej nich oraz głośne zbieganie ze schodów. Teraz chłopak miał  już pewność, że powiedzenie, że nadzieja umiera ostatnia, jest trafione.
- Cześć! Miło was wszystkich widzieć, w szczególność ciebie David. – rzuciła szybko i zaczęła rozwiązywać guz w swoim jednym bucie.
- Myślałem, że już dawno poszłaś. – powiedział Pep i spojrzał na rękę, gdzie miał zegarek. – Za dwadzieścia minut zaczynasz zajęcia. – dorzucił.
- Wiem! Jakimś cudem mój budzik nie zadzwonił. David, jesteś samochodem? – zapytała.
- No tak. – odpowiedział zaskoczony.
- Śpieszysz się gdzieś?
- Nie.
- Odwieziesz mnie? – zapytała błagalnym tonem, a na jego twarzy jakby zagościł uśmiech. Chwile spędzone z Letty? Jakby mógł odmówić.
- No pewnie. – odpowiedział, a dziewczyna właśnie skończyła ubierać swoje obuwie.
- Jakby co to Noe śpi u mnie w pokoju. – powiedziała Letty.
- Jak to? Przecież miała być w pokoju z Ive. – odpowiedziała matka młodej Guardioli.
- Jakbym miała spać z antyfanką footballu i na dodatek tą blondi, to też bym nie wytrzymała. Możemy iść. – rzuciła i wyszła z domu, a za nią Dav. – Co się stało? – bardzo ją zdziwiło, że jej przyjaciel kuleje, bo przecież ostatnio było praktycznie wszystko w porządku, a nawet tańczył z nią na imprezie u Affelaya.
- Długo by opowiadać. – palnął.
- Więc zacznij już teraz. – odpowiedziała stanowczo rudowłosa, idąc obok jego tempem.
- Jednak te moje treningi nie były dobrym pomysłem, a jeszcze wczoraj jeszcze biegałem i w pewnym momencie źle postawiłem nogę, coś mi w niej chrupnęło. Rano zrobili mi prześwietlenie, ale na szczęście piszczel nienaruszony, ale coś zrobiłem sobie z mięśniem wokół niego, a że to wszystko jest teraz czułe to narobiłem sobie biedy. – skończył, gdy właśnie doszli do jego samochodu.
- A ty nie powinieneś teraz w szczególności tej nogi nie przemęczać… - stwierdziła, gdy już jechali.
- Powinienem. – odpowiedział spokojnie.
- David! Więc proszę mi teraz obiecać, że będzie na nią uważał i nie nadwyrężał. – prawie na niego krzyczała, a jemu się to podobało, bo… Martwiła się o niego.
- Obiecuję! – zaśmiał się.
- Co cię tak śmieszy?! Ja ci teraz obiecuję, że dopilnuję żebyś bardziej nie zepsuł sobie tej nogi. – zdenerwowana, pokręciła głową i swój wzrok skierowała na drogę. On ukradkiem spoglądał na nią, na jej czerwone włosy i śliczną twarz. 

1 komentarz:

  1. U mnie nn. Zapraszam! http://big-time-rush-epic-opowiadanie.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń