Obudziłam się
pod wpływem przyjemnie ciepłych katalońskich promieni słonecznych, wpadających
do pokoju przez okno. Przeciągnęłam się i wstałam. Wyjęłam z szafy ubrania i
się przebrałam. Zeszłam na dół, prosto do kuchni. Na lodówce była przymocowana magnesem niewielka, żółta
karteczka. Podeszła i przeczytała, to co było na niej napisane:
Pilne sprawy na mieście, trochę mi to pewnie
zejdzie, więc później jadę prosto na trening na Camp Nou. Jak wrócę to mam
nadzieję na zdanie relacji ze spotkania z Tello ;)
Nie z tym leniem Tello, tylko Messim i
Villą, uśmiechnęłam się. Zdjęłam karteczkę i wyrzuciłam ją do kosza, na znak,
że została przeczytana. Zjadłam śniadanie i wróciłam do swojego pokoju.
Usiadłam na łóżku ze swoim laptopem i zaczęłam przesłuchałam rozmowę nagraną na
swój dyktafon. Pomyślałam chwilę i zaczęłam odrabiać swoje pisemne zadanie
domowe. Po trzech godzinach w pełni był gotowy.
Krótki wstęp, opisujący moich towarzyszy, później moje pytania i
odpowiedzi piłkarzy. Na koniec zdecydowałam się na moją opinię na temat dwóch
napastników Barcy.
Gdy
skończyłam wybiła godzina trzynasta. Teraz musiałabym pomyśleć nad tym co będę
robić przez resztę tego dnia… Najpierw posnułam się po domu, później po
ogrodzie. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca, ale… Wpadłam na pewien pomysł. Wróciłam
do domu i weszłam do gabinetu Pepa. Na ścianie wisiał jego terminarz, gdzie
miał rozpisane wszystkie treningi i mecze na najbliższy czas. Spojrzałam na
dzisiejszy dzień, 4 kwietnia, trening godzina 16:30. Więc miałam jeszcze dwie
godziny… Najpierw przygotowałam obiad i go zjadłam, no to już została mi
godzina. Pozmywałam po sobie i wróciłam do swojego pokoju po swój laptop,
zbiegłam na dół i podłączyłam go do drukarki w gabinecie wujka. Wydrukowałam
trzy kopie tego wywiadu. Wróciłam się przebrać do siebie. Wyjęłam swoją torbę i
zapakowałam do niej świeżo wydrukowane arkusze z moją pracą, portfel,
słuchawki, klucze, telefon i identyfikator przypięty do granatowo-czerwonej
smyczy z napisem i herbem Barcelony. Ten mały kartonik pozwalał mi na swobodne
poruszanie się po barcelońskim stadionie, nawet gdy jest zamknięty dla
zwiedzających. W końcu, po raz pierwszy mogę go użyć.
W
końcu wyszłam z domu. Pogoda była wspaniała, a że nie śpieszyło mi się, więc
postanowiłam wyruszyć na Camp Nou pieszo. Szłam powoli, zachwycając się urokiem
każdego miejsca, które mijałam.
Gdy nareszcie miałam przed sobą ogromny
stadion, czasowo chłopcy byli w połowie swojego treningu. Ruszyłam w stronę
wejścia, ale w pewnym momencie zatrzymał ją facet w średnim wieku, ochroniarz.
-
Przepraszam, ale aktualnie nie może pani przejść dalej. Drużyna ma zamknięty
trening.
-
Tak, wiem o tym, ale… - zaczęłam grzebać w swojej torebce. – Mam to. – wyjęłam
z niej moją przepustkę. Wziął ją do ręki i zaczął oglądać.
-
Oh, w takim razie dłużej nie trzymam, panno Guardiola. – uśmiechnął się i
zasalutował zabawnie.
-
Dziękuję. – wzięłam od niego moją własność i zawiesiłam sobie na szyi, by nikt
inny już nie miał wątpliwości co do mojej obecności tu. Teraz już ruszyłam
pewnym krokiem do wyjścia na trybuny.
***
Siedział zdenerwowany w połowie trybuny i
patrzył na trenujących na murawie kolegów. Przecież już nic mu nie było!
Wielkie halo! Po operacji, chodzić już chodzi… Noga go nie boli, a ten
lekarzyna od siedmiu boleści, jak go nazywa, nie pozwala mu jeszcze ćwiczyć i
grać! Ostatnio mu się udało, bo lekarza nie było i Pep przymrużył oko na
biegającego zawodnika. Dziś oczywiście zachciało mu się przyjść i posiedzieć w
swoim gabinecie, gdy on znów przygotował się na trening. Ciężko westchnął i
spróbował pomyśleć o czymś innym. Na przykład wczorajszy wieczór… W dzień
rozstania się z byłą, poznał przesympatyczną i śliczną dziewczynę, która na
dodatek była bratanicą jego trenera. Niestety przypałętała się jego wiecznie
czegoś potrzebująca siostra Aida, którą tej nocy musiał holować do domu.
Chłopak chciałby, przynajmniej spróbować się bardziej zaprzyjaźnić z młodą
panną Guardiolą. Dlaczego jego życie musi być takie zagmatwane? Znów spojrzał
na murawę. Teraz, podzieleni na dwie bramki, piłkarze strzelali do bramek,
trenowali karne jedenastki. Po chwili poczuł na swoich powiekach dłonie. Ktoś
zasłonił jego pole widzenia. Nie miał najmniejszego pojęcia kto to może być.
Podniósł swoje ręce i położył je na dłoniach, zakrywających jego oczy. Po tym
wiedział, że na pewno to są damskie dłonie. Delikatnie je odsunął i obejrzał
się za siebie. Zobaczył, stojącą za nim, uśmiechniętą, rudowłosą dziewczynę, o
której przed chwilą wspominał w swoich myślach.
-
Cześć. I widzisz, trzeba było łamać tą kość piszczelową? Tak to byś tam sobie
teraz kopał piłkę razem z nimi. – zaśmiała się,
zwinnie przeskakując przez rząd krzesełek i siadając obok napastnika. Pocałowali
się w policzek, tak jakby byli starymi przyjaciółmi.
-
Cześć, no ale co ja poradzę… Prawie zdobyłem wtedy gola. – zrobił minę
niezadowolonego dziecka.
-
David, prawie robi wielką różnicę. – spojrzała na niego spod ukosa, ale z
uśmiechem.
-
Oj tam, oj tam, a ty? Co cię tu sprowadza? – zapytał.
-
No oczywiste, że się za tobą stęskniłam. – zaśmiała się dziewczyna, na co
chłopak zareagował również uśmiechem. – Tak naprawdę, bo chciałam w końcu
zobaczyć jak wygląda trening Wielkiej Barcelony, mojego wujka w akcji no i
poznać wasze większe grono. Mam też gotowy wywiad z wczoraj i chciałam,
żebyście go zaakceptowali. Co prawda jestem dopiero początkującą dziennikarką,
która się uczy, ale trzeba trzymać się prawdy i zasad. – uśmiechnęła się
zaczepnie.
***
Skończyli strzelać karne i potem jeszcze
dryblingi, a na koniec po jednym wolnym z dwudziestu dwóch metrów. Zaczęli
powoli podchodzić do swoich dwóch trenerów Pepa i Tito.
Chłopak podniósł głowę i zobaczył, dwie
postacie, schodzące po schodkach i wychodzące już na zieloną murawę boiska. Był
święcie pewny kim byli oboje. Chłopak to niezadowolony z życia dzisiaj jego
przyjaciel, a drugą osobą był drobny rudzielec, z którym wczoraj przegadał całą
drogę do samochodu. Na jej widok szeroko się uśmiechnął i zaczął szybciej biec.
Minął trenerów, którzy razem z resztą zaczęli śledzić go wzrokiem z pytaniem:
gdzie on biegnie? Gdy był już blisko nich, zwolnił i doszedł do nich.
-
Jaka miła niespodzianka. – uśmiechnął się, lekko zdyszany. Był już raczej
zmęczony po ponad dwóch godzinach nieustającego treningu.
-
Cześć Leo. – rudowłosa szeroko się uśmiechnęła i przywitała tak samo jak
wcześniej z Villą, poprzez całusa w policzek. Podeszli we trójkę do Pepa, który
stanął z dłońmi na biodrach i ze zdziwieniem zapytał:
-
Skąd wy się znacie?
-
Przez to, że nasz kochany Cristian wczoraj ją wystawił. – powiedział
Argentyńczyk, spoglądając na młodziutkiego gracza, który zaczął chować się za
Gerardem. Pep odwrócił się i spiorunował Tello.
***
-
Czyli zamiast trzydziestki siódemki dostałam dziesiątkę i siódemkę. –
wyszczerzyłam się i spojrzałam kolejno na dwóch, pomiędzy którymi stałam. – A
ty? – spojrzałam na Crista. – Młody, ty ze mną nie zaczynaj, bo to się może źle
skończyć. – powiedziałam ze wzrokiem zabójcy, tak jak to robiłam w
dzieciństwie. Wtedy chłopak wyłonił się zza postawnego obrońcy. Stanął i wlepił
swoje oczy we mnie. Był zdziwiony, ale i zamyślony.
-
Leticio Guardiola, twoje włosy zaraz ucierpią! – powiedział pewnie z szerokim
uśmiechem.
-
No wiesz, dzisiaj niestety nie zaplotłam włosów w warkocze. – uśmiechnęłam się
do niego zawadiacko, a ten tylko pokiwał roześmiany głową i zaczął do mnie
biec. Ja zrobiłam to samo i spotkaliśmy się w połowie drogi. Podniósł mnie i
mocno się przytuliliśmy. – No, no. Kiedyś mi groziłeś, że będziesz większy ode
mnie. – zaśmiałam się, gdy postawił mnie z powrotem na ziemie.
-
Dlaczego nie powiedziałeś mi od razu, że to będzie Letty?! I dlaczego od
początku nie zorientowałem się, że jesteś jej wujkiem?! – zawołał w stronę
Josepa.
-
To, że się nie zorientowałeś to już nie moja wina, a to i tak wszystko przez
nią. – Pep wskazał na mnie.
-
Ahaaaa, ładnie to tak wszystko zwalać na mnie?! – zaśmiałam się i podniosłam
piłkę z ziemi. Mocno nią w niego cisnęłam. Na szczęście oberwał w bok. – No i
trafny strzał. – powiedziałam z dumą.
-
Przepraszam bardzo, ale mógłby ktoś nam wytłumaczyć o co chodzi? – zapytał
zdezorientowany Xavi. No i nie tylko on nie wiedział o co chodzi, ale cała
reszta także, prócz mnie, Leo, Davida, Cristiana, mojego wujka i jego
asystenta.
-
No tak. Przepraszam was panowie. Poznajcie moją bratanicę Letty, która teraz
mieszka ze mną w Barcelonie, która wychowała się w Sabadell z tym oto nicponiem
w sąsiedztwie. – Pep wskazał na końcu na mojego przyjaciela z tak zwanej
piaskownicy. – Dawno się nie widzieli i chłopak miał niespodziankę. –
wytłumaczył. – Letty, chłopaków chyba nie muszę ci przedstawiać, bo bardzo dobrze
wiesz kto kim jest, jeżeli już chcecie to we własnym zakresie. – uśmiechnął
się. Wtedy kolejno zaczął podchodzić do mnie cały skład klubu. Przedstawiali
się i ściskali moją dłoń. No więc jedno z moich marzeń z listy mogę odznaczyć
jako spełnione… Poznać zawodników FC Barcelony!
-
Hej! Zanim się wszyscy porozchodzimy to chcę was wszystkich zaprosić na imprezę
z okazji moich urodzin, które miały miejsce dwa dni temu! Z racji, że na razie
nie ma żadnego meczu, a kolejny trening mamy dopiero we wtorek rano, więc
możemy się zabawić! Wszyscy tu są zaproszeni! Chłopaki zbierajcie swoje
kobiety, Pep i Tito też mają być, a Letty może zaprosić koleżanki! Nie
przyjmuję odmów! Za półtora godziny w moim domu! – krzyknął młody Holender i
pierwszy zaczął biec do szatni. – A i jeszcze jedno! Z prezentem nie wpuszczam!
– dorzucił, zatrzymując się na chwilę.
-
No to szykuje nam się niezła impreza u Affelaya. – zagwizdał Cristian.
Chłopcy pobiegli do szatni, a trenerzy do
swoich siedzib. Leo obiecał szybko się przebrać i wrócić do mnie i Davida, by
przeczytać co o nich napisałam. Dziesięć minut później był już powrotem ze
swoją torbą na ramieniu. Podałam im dwa arkusze, te specjalne z uciętym końcem,
bo przecież nie będę im słodzić jacy oto oni nie są wspaniałymi facetami i
wcale nie zmienionymi przez pieniądze. Szybko przeczytali i obaj uznali za
dzieło literatury, więc w poniedziałek mogę to oddać na zadanie.
Leo i David ruszyli na parking do swoich
samochodów, a ja zaś poszłam po wujka do jego gabinetu. Po drodze do domu
zadzwoniłam do Anity.
-
No co tam? – usłyszałam w słuchawce.
-
Jak ci mija sobota? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-
Emmmm, powiem, że dość nudno.
-
No to się zbieraj i za godzinę bądź gotowa, bo zabieram cię na imprezę do
mojego znajomego. – mówiłam, uśmiechając się.
-
Sobotnia impreza? To ja lubię! Pewnie, że będę gotowa! – usłyszałam uradowany
głos dziewczyny.
-
No to do zobaczenia. – odpowiedziałam i rozłączyłam się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz