Siedziałam z Alicią, Anitą, Isabel
i Elsą przy jednym stoliku, stojącym w kącie salonu. Każda z nas trzymała w
dłoni swój sok lub drinka. Dziewczyny śmiały się i rozmawiały, a ja odpłynęłam
w swoich rozmyślaniach.
Cieszę się, że zdecydowałam się przenieść
do Barcelony. Tu całkiem inaczej żyję. W przeciągu tygodnia poznałam mnóstwo
wspaniałych osób. Dziękuję losu za mojego wujka, Anitę, Cristiana, Davida, Leo
i całą resztę. Teraz przypomniał mi się wcześniejszy taniec z Messim. Co
chwila, nie wiadomo z czego się śmialiśmy i bujaliśmy się w rytm muzyki. Jego
oczy… Jego ciemne tęczówki, są… Hipnotyzujące, a jego uśmiech? Gdy się go
widzi, samemu chce się uśmiechać. Głos? Niski, seksowny, czarujący… Ten chłopak
ma coś w sobie, nie potrafię wytłumaczyć co to. Przyciąga do siebie.
-
Letty! Halo, ziemia do Letici! – z transu wyrwał mnie głos Anity.
-
Tak? – zapytałam zdezorientowana. – Zamyśliłam się.
-
Widać. – zaśmiała się Isabel. – O kim się tak zamyśliłaś? – zapytała, ale od
odpowiedzi uratował mnie Fabregas.
-
Dziewczyny, chodźcie na dwór. Idioci wymyślili, że zagramy w piłkę. – mówił
roześmiany.
-
Ciekawy pomysł, biegać za piłką po pijaku. – zaśmiałam się. – Chodźmy, ja chcę
to zobaczyć. – dodałam i wstałam, pociągnęłam za sobą Anitę, za nią
pomaszerował Cesc, a potem reszta. Na zewnątrz byli już prawie wszyscy.
Wynieśli cztery białe pufy z domu, miały one znaczyć miejsce na bramki.
-
No to kto chętny do grania? – zawołał wstawiony solenizant. Wtedy na teren naszego
wyznaczonego boiska weszło kilku piłkarzy. – Ktoś jeszcze?!
-
Ja bym zagrała, ale nie w tych butach. – zawołałam, pokazując na moje baleriny.
-
Kobieta na boisku, nie znaczy nic dobrego. – zaśmiał się Andreas.
-
Kolego! Zobaczysz! – pogroziłam mu palcem i szybko zdjęłam swoje buty. – Zagram
tak. – stanęłam obok nich.
-
To ja też chcę! – zawołała Anita, również zdjęła swoje buty i rzuciła obok
moich.
-
No to jest nas po równo. – powiedział Ibrahim.
No i podzieliliśmy się. Było nas po sześciu
na boisku plus bramkarz. W pierwszej drużynie był Victor, Leo, Cesc, Gerard,
ja, Anita i Xavi, a w drugiej Pinto, Ibrahim, David, Alexis, Andreas, Dani i
Carles.
-
No to żeby się zjednoczyć w drużynie, to ja też zagram bez butów. – zawołał
Leo, a reszta naszej drużyny poszła w jego ślady.
Po jakichś piętnastu minutach było już pięć
do pięciu, w czym mam jednego swojego gola, ale już potem nasza gra raczej
zmieniła się w zabawę. Kopaliśmy piłkę bez sensu i dokuczaliśmy sobie. W pewnym
momencie David podstawił mi nogę, upadłam na niego, a za mną reszta, która za
mną biegła i nie wyhamowała.
-
Ej, dość! Jesteście za pijani żeby teraz grać. – zawołał, roześmiany i trzeźwy
Pep. Wróciliśmy wszyscy do środka, nadal tańczyć i pić. Pamiętam, że przed
północą, gdy tańczyłam z Jordim, podszedł do mnie wujek i powiedział, że on i
Tito się zmywają, a ja jeżeli chcę, to niech się jeszcze bawię. No przecież, że
nie odmówiłam. Zostałam. Co było dalej? No właśnie, dobre pytanie… Co było
dalej?
Pierwsze co poczułam to ból karku, a
potem dopiero otworzyłam oczy, jak za mgłą zobaczyłam, leżących naprzeciw mnie,
na kanapie, śpiących i opierających się na sobie Jordiego Albę, Villę, Iniestę
i jego narzeczoną. Uniosłam głowę, ale automatycznie ja znów położyłam, bo momentalnie
przeszył ją niesamowity ból. Jakby zaraz miało mi rozedrzeć czaszkę.
Powtórzyłam próbę, ale wolniej. Okazało się, że leżałam oparta o ramię Anity, a
ona na wpół leżała wtulona w ramię Cesca. Na moim ramieniu smacznie spał
Cristian. Powoli wstałam i z lekkimi zawrotami głowy, przeszłam kilka kroków,
wychodząc z salonu. Zauważyłam, wychodzącego z kuchni Leo, pijącego wodę prosto
z butelki. Podeszłam do niego i oparłam się o framugę drzwi, a ten podał mi
butelkę z wodą.
-
Dzięki. – wyszeptałam i zaczęłam pić, choć nadal w gardle miałam Saharę. –
Gdzie spałeś? – zapytałam.
-
Pomiędzy nimi. – powiedział z oparta głową o ścianę, wskazując na sofę, stojącą
w korytarzu, a na niej jeszcze spali Thiago i Puyol.
-
Ja w salonie na kanapie razem z Anitą, Cristianem i Cescem. – westchnęłam. –
Gdzie reszta?
-
Zdążyłem zobaczyć, ze Gerard z Shakirą, śpią na hamaku, a Xavi, Elsa i Ibrahim
padli na leżakach. Myślę, że reszta zajmuje sypialnie na górze. – powiedział i
wziął ode mnie butelkę. Weszliśmy oboje do kuchni i nawet udało nam się
zaparzyć bardzo mocną kawę. Usiedliśmy przy stole z mocnym, kofeinowym napojem.
-
Więcej nie piję. – zajęczałam, łapiąc się za swoją bolącą głowę, a wtedy do
kuchni przyczołgali się Anita z Cescem, wcale w nie lepszym stanie od mojego.
Teraz już we czwórkę popijaliśmy kawę.
-
Trzeba się jakoś ogarnąć i się zmywać. – powiedział Fabregas.
-
Dlaczego ja wczoraj nie wróciłam do domu z wujkiem?! Leżałabym sobie teraz w
swoim wygodnym łóżku. – zamruczałam.
Dopiero popołudniu co niektórzy byli w
stanie się podnieść, ale w najlepszej sytuacji była nasza czwórka. Cesc
zaproponował Anicie, że ją odwiezie, ale najpierw muszą jakoś zabrać Gerarda i
jego ukochaną. Leo powiedział, że odwiezie mnie.
Ja, Anita, Isabel, Cesc i Gerard byliśmy już
na zewnątrz i czekaliśmy na Leo, który szukał swojego telefonu.
-
Dziewczyny, słuchajcie, nie mamy dla was zaproszenia na papierze, ale chcielibyśmy
żebyście się pojawiły na naszym ślubie. – uśmiechnęła się Shakira, wtulona w
swojego piłkarza.
-
No pewnie, zapraszamy. – dorzucił Pique.
-
Dziękujemy. – odpowiedziałam z uśmiechem.
-
Ej, ja na swoim zaproszeniu mam, że mogę przyprowadzić osobę towarzyszącą… Mogę
dwie? – wyszczerzył się Cesc, stając pomiędzy mnie i Anitę i objął nas
ramionami.
-
Nie za dobrze by ci było? – zaśmiała się piosenkarka, a my za nią. Wtedy z domu
wyszło czterech mężczyzn, którzy do nas podeszli, Leo, David, Cristian i
Ibrahim.
-
Z czego się śmiejecie? – zapytał Villa.
-
Twojemu szanownemu koledze jedna osoba do towarzystwa na wesele nie wystarczy,
chciałby dwie. – zaśmiał się Gerard, pokazując na obejmującego nas Cesca.
-
O to tak nie będzie! – zaśmiał się Cristian i od razu do mnie podszedł. – Moja
kochana przyjaciółka pójdzie ze mną. – dodał, obejmując mnie ramieniem. –
Prawda? – zapytał.
-
No Cesc, przepraszam. Będziesz musiał zadowolić się samą Anitą. – zaśmiałam
się, kręcąc głową.
-
Dam radę. Anita, to jak? Jesteśmy umówieni? – spojrzał na nią z uśmiechem.
-
No chyba teraz już nie mam wyjścia. – uśmiechnęła się do niego.
-
Będziemy się już zbierać. – powiedział Gerard, co po chwili potwierdziła jego
narzeczona.
-
Właściwie to dzięki, że przyjechaliście. Impreza się udała. – powiedział,
zaspany Affelay.
-
Udana, udana, a w szczególności widać to
po stanie twojego domu i jeszcze przebywających tam gości. – Villa wskazał
kciukiem na budynek za nami.
-
Weź mi nie mów… - zajęczał Ibi.
Pożegnaliśmy się i tak jak było ustalone,
Anita pojechała z Isabel, Gerardem i Cescem,
a ja z Lionelem.
***
Prowadził swój samochód, a obok niego
siedziała młoda panna Guardiola. Jechali w ciszy. Był na siebie zły, że Tello
uprzedził go w jego zamiarze. Też chciał zaprosić Letty na ślub przyjaciela.
Sądząc po minie Davida, podczas sceny pod domem Affelaya, również miał taki
zamiar. No trudno, ale miał nadzieję, że podczas przyjęcia dziewczyna podaruje
mu przynajmniej jeden taniec. Nie wiedział co się z nim dzieje, gdy przebywa w
towarzystwie tego rudzielca. Gdy z nią tańczył, nie widział nic, poza jej
twarzą i jasnobrązowymi tęczówkami.
Myślał, że po jego ostatnim związku już
naprawdę nic nie wypali, a teraz jest szansa… Ale jaka? Domyślał się, że David
również interesuje się Leticią. W tej sytuacji to raczej ona będzie musiała zdecydować,
ale… Dlaczego on już sobie zaprząta tym głowę?! Nic się nie wydarzyło pomiędzy
nim i Letty oraz Davidem i nią! Podjechali pod dom Pepa. Przed bramą stał
wcześniej wspomniany właściciel, rozmawiający ze swoim sąsiadem.
Z samochodu wysiedli oboje, chłopak przywitał
się ze swoim trenerem.
-
No i jak? Bardzo szumi w głowie? – głośno się zaśmiał.
-
Ciiiiii! – jednocześnie skarciła go dwójka.
-
Aż tak źle? – zapytał już ciszej.
-
My to pestka, gdy wyjeżdżaliśmy, niektórzy tam jeszcze spali… - odpowiedział
smętnie napastnik.
-
No to ja mam nadzieję, że do wtorku wszyscy dacie radę, mam zamiar dać wam
niezły wycisk. – wyszczerzył się mężczyzna.
-
Choć tyle, że uprzedzasz… - zamruczał. – No dobra, ja będę się zbierał.
-
Dzięki, za podwiezienie. – uśmiechnęła się rudowłosa.
-
Nie ma za co. Trzymaj się. – pożegnał się z nią, całusem w policzek i wsiadł do
samochodu. Odjechał w kierunku swojego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz