Tak smacznie mi się spało,
a tu budzik, który ustawiłam wczoraj przed snem, rozdzwonił się na dobre. No
cóż, trzeba wstać.
Zwlekłam się z łóżka i
podeszłam do jednej z toreb, których jeszcze nie rozpakowałam… Wyjęłam
granatowe rurki i białą bluzkę z nadrukiem. Przebrałam się, po czym wzięłam do
ręki swoją zapakowaną już torbę, telefon schowałam do kieszeni, w biegu zdjęłam
z oparcia krzesła swoją czarną, cienką kurtkę i zeszłam na dół.
Weszłam do kuchni,
przygotowałam sobie lekkie śniadanie i zaparzyłam w ekspresie kawę. Nalałam
sobie ją do kubka i usiadłam do stołu. Po jakichś dziesięciu minutach,
usłyszałam kroki, a mianowicie kogoś schodzącego z piętro na dół po schodach.
W progu kuchni stanął Pep
w wyciągniętym T-shircie i dresach, przecierający dłońmi jeszcze zaspane oczy,
przy tym ziewając.
- Witam zwycięzcę. –
wyszczerzyłam się.
- Cześć. Jak się spało? –
zapytał, podchodząc do kuchennego blatu. Wziął dzbanek z ekspresu i nalał sobie
kofeinowego napoju do kubka.
- Ja dobrze spałam, ale
widząc ciebie… Musiałeś późno wrócić. – upiłam łyk swojej kawy.
- Ty nie wiesz co się
dzieje po wygranym meczu. Długo się cieszymy. – zaśmiał się i upił łyk gorącego
napoju.
- Właśnie widzę. – zaśmiałam
się i spojrzałam na zegarek, wbudowany w lodówce. – Muszę lecieć już, bo się
spóźnię. – wstałam od stołu. – Miłego dnia życzę. – uśmiechnęłam się i żegnając
się z wujkiem, cmoknęłam go w policzek. Weszłam do korytarza i zaczęłam ubierać
buty, wtedy Pep wyszedł za mną.
- Zapomniałbym. –
powiedział, grzebiąc w kieszeni swojej marynarki, wiszącej na wieszaku, obok
wejścia. – Twoje klucze. – podał mi pęczek kluczy, zawieszony na małym koluszku
z breloczkiem herbu FC Barcelony.
- Dziękuję. Pa. – wzięłam
je od niego, torbę przewiesiłam przez ramię i wyszłam z domu.
Znałam trochę Barcelonę, więc wiedziałam
gdzie iść. Szłam spokojnym spacerkiem przez barcelońskie ulice, aż w końcu
doszłam pod uniwersytet. Weszłam do środka i od razu zapytałam się jakiegoś
chłopaka, gdzie jest sekretariat, wskazał mi drogę, podziękowałam mu i ruszyłam
we wskazanym kierunku. Podeszłam pod drzwi, zapukałam i powoli je pchnęłam.
Weszłam do środka, do niewielkiego pomieszczenia, gdzie na środku stało biurko,
po bokach szafki i jeszcze jedne drzwi, gdzie urzędował dziekan. W pokoju, przy
biurku siedziała kobieta, na oko po trzydziestce, pewnie sekretarka, a przed
nią stała młoda blondynka, kobieta jej coś pokazywała i tłumaczyła.
- Dzień dobry. – odezwałam
się.
- Dzień dobry. W jakiej
sprawie? – zapytała, przerywając konwersacje z blondynką.
- Ja jestem z uniwersytetu
z Sabadell. Przyjechałam na tą wymianę studencką. – wytłumaczyłam.
- A tak, witamy na naszej
uczelni. – sekretarka wstała ze swojego miejsca i z uśmiechem podała mi dłoń.
- To ja może wrócę
później. – wymamrotała blondynka i wyszła z pomieszczenia, ale najciekawsze
jest to, że po moich słowach, dziwnie się na mnie popatrzyła, a później jakby
się rozzłościła.
Sekretarka zajęła się mną. Wprowadziła mnie i
przekazała listę moich zajęć na cały tydzień. W końcu wyszłam z pokoju i
ruszyłam w stronę przejścia do drugiego skrzydła budynku, gdzie za 20 minut
miałam zacząć moje pierwsze zajęcia w tym miejscu. Zauważyłam tą dziewczynę,
która wcześniej wyszła z sekretariatu. Szła znad przeciwka. Była coraz bliżej,
a gdy przechodziła obok mnie, to swoim ramieniem dość mocno zawadziła o moje.
Lekko się obejrzałam, ale zignorowałam i szłam dalej przed siebie.
- A przepraszam?! –
usłyszałam za sobą głośne pytanie. Zdziwiona zatrzymałam sie i odwróciłam. –
Pytałam, gdzie słowo „przepraszam”?! -
znów ją usłyszałam, podchodziła do mnie.
- Jeżeli się nie mylę, to
ty mnie potrąciłaś, a nie ja ciebie. – odgryzłam się.
- Żądam przeprosin. –
odpowiedziała, patrząc na mnie ze stanowczą miną.
- Niby za co?! – wybuchłam
śmiechem. – To chyba ty powinnaś mnie przeprosić. – dodałam, a ta nadal miała
tą swoją nieugiętą, plastikową minę.
- Przeproś, albo… - nie
dokończyła, bo wtedy podeszła do nas wysoka szatynka. Dziewczyna miała na sobie
niebieskie jeansy i białą, szeroką
tunikę, a na nogach białe adidasy. Na ramieniu wisiała duża torba, a na włosach
zaczepiona były okulary przeciwsłoneczne.
- Mogłabyś odpuścić… -
zwróciła się do blondynki. – Potem się dziwisz, że mają cię za plastikową,
pustą lalkę, puszczalską i wredną zdzirę. Hmmm… Fakt, taka jesteś. – dodała.
Tamtej tylko zapłonęły oczy ze wściekłości. Wtedy obok nas przeszedł jakiś
starszy, ale przystojny facet.
- Masz szczęście… -
prychnęła, zamierzyła mnie wzrokiem i poleciała za tym gościem.
- To jeden z wykładowców,
lata za nim, żeby tylko zaliczył jej rok. – zwróciła się do mnie. – Tak
właściwie to jestem Anita, ale mówią też na mnie Annie, przedostatni rok na
fotografii. – podała mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
- Ja jestem Letty, czwarty
rok dziennikarstwa, wymiana z Sabadell.
- No to już wszystko
tłumaczy to, że wcześniej cię tu nie widziałam i reakcję blondi. – zamyśliła
się.
- Kto to właściwie jest?
Dla każdego jest taka cięta? – wskazałam za nią.
- Zaraz ci wszystko opowiem,
ale najpierw mi powiedz, gdzie masz zajęcia?
- W tym drugim skrzydle. – odpowiedziałam.
- To dobrze, bo ja też.
Chodźmy, porozmawiamy po drodze. – uśmiechnęła się. Ruszyłyśmy.
- Ta lalka to największa
tapeta na całym naszym uniwerku, zachowuje się jakby dalej była w szkole
średniej… Jest cięta dla każdego, kto jej się narazi.
- Ja jej nic nie zrobiłam…
- przerwałam Anicie.
- Z tego co widzę, to ona
uważa inaczej. – zaakcentowała. – Miała chłopaka, potem okazało się, że
doprawiała mu rogi na każdym kroku… Zostawił ją, a ta ciągle i tak za nim
latała. W końcu sam zgłosił się na tą wymianę i pojechał do Sabadell, więc ty
tak jakby zajęłaś jego miejsce… Za to cię obwinia… - mówiła.
- Jak się jest głupim, to
co ja poradzę… Tak właściwie to dzięki za pomoc z nią. – powiedziałam z
uśmiechem.
- Następnym razem wiesz
jak działać gdyby mnie nie było w pobliżu, powjeżdżaj jej na ambicję… - puściła
oczko. – To już moja sala. Powodzenia. – zawołała i skręciła do dużych,
brązowych drzwi.
- Dzięki, do zobaczenia. –
odpowiedziałam jej i ruszyłam przed siebie. Sala, gdzie miał zacząć się mój
wykład znajdowała się jeszcze kawałek dalej.
Pierwszy dzień minął jakoś spokojnie.
Poznałam nowych ludzi i wykładowców. Później okazało się, że razem z Anitą
wracamy tym samym autobusem, ale ona wysiada trochę wcześniej. Po drodze
wymieniłyśmy się swoimi numerami telefonów. Podczas rozmowy okazało się, że
dzielimy wspólną pasję – miłość do piłki nożnej oraz piłkarskiego klubu FC
Barcelony i ich piłkarzy.
Gdy wysiadłam z autobusu
miałam jeszcze kawałek do przejścia. Po drodze mijałam dzieci w towarzystwie
mam lub ojców. Szczególnie przyglądałam się mamom i córkom. Dlaczego wtedy
przypomniała mi się właśnie moja matka?! Niby chciała dobrze, nie mówiąc mi, że
kogoś ma, ale z jakiej strony to miało być dobre? Jednakże to z nią spędziłam
ten cały czas po śmierci taty… Byłyśmy tylko my dwie, no i często odwiedzał nas
wujek.
Wyjęłam swoją komórkę z
kieszeni spodni i otworzyłam listę kontaktów. Poczułam taką nagłą, niewytłumaczoną
potrzebę zadzwonienia do mojej rodzicielki. Wybrałam jej numer, ciężko
westchnęłam i przyłożyłam telefon do ucha. Nawet nie wiedziałam co jej powiem.
Po dwóch sygnałach odezwał się jakiś męski głos.
- Słucham.
- Yyyyyy… - głupia,
zamiast coś powiedzieć, to wydałam z siebie tylko „Yyyyy…”.
- Mówi Santos. Twoja mama
jest w łazience. Na pewno ucieszy się z twojego telefonu.
- Wie pan co… - zaczęłam
niepewnie. – Najlepiej niech pan nic nie mówi mojej mamie o tym, że dzwoniłam.
Niech pan wykasuje to połącznie. – powiedziałam spokojnie, przecierając drugą
dłonią swoją skroń.
- Nie mów pan, tylko po
prostu Santos. Daj swojej matce szanse. Ja również mam dwie córki, już dorosłe
i też jeszcze nic o tym wszystkim nie wiedzą. Nie wiem jak im to powiedzieć.
- Rada dla ciebie Santos.
Powiedz im to sam. Nie czekaj, aż przyłapią was, tak jak ja to przypadkowo
zrobiłam. Tyle ode mnie. Do widzenia.
- Trzymaj się. –
usłyszałam i od razu się rozłączyłam. Byłam już przed domem. Weszłam i
zobaczyłam, siedzących w salonie wujka razem ze swoim asystentem.
- Cześć. Witaj Tito. –
uśmiechnęłam się.
- Miło cię widzieć Letty.
Josep, twoja bratanica za roku na rok, gdy ją tylko widzę jest coraz
ładniejsza. – zaśmiał się.
- No pewnie, po kimś urodę
musiała odziedziczyć. – wskazał roześmiany na siebie.
- Tak, tak chciałbyś. –
wzięłam z sofy poduszkę i cisnęłam ją w niego. Zaczęliśmy się śmiać.
- Letty, chciałabyś jechać
z klubem w środę do Saragrossy na towarzyski mecz? – zaproponował wujek.
- Z wielką chęcią, ale
dopiero zaczęłam tu studia i nie chciałabym opuszczać tak od samego początku. –
powiedziałam z niesmakiem, bo naprawdę chciałabym pojechać na taki mecz i
jeszcze na dodatek autokarem razem z piłkarzami.
- No tak, racja. –
przytaknął.
***
Zaparkował samochód na podjeździe i bardzo
wolnym krokiem zmierzał do domu. Wziął sobie do serca słowa córki swojej
bliskiej przyjaciółki, która dzień wcześniej przyjęła jego oświadczyny. Żadna z
dziewczyn, ani jego córki, ani Leticia nie dowiedziała się jeszcze o tym. Nie wiedział
jak Ivette i Noelia przyjmą do wiadomości, że po pięciu latach od rozwodu, ich
ojciec chce się ponownie ożenić.
Nacisnął na klamkę i
powitały go krzyki dobiegające z salonu. Nie zdziwił się.
- Słuchaj, ja nie mam
zamiaru oglądać jakichś wytapetowanych lalek, łamiących sobie nogi na
wybiegach! – usłyszał głos swojej młodszej córki.
- Ja mam za to pewnie
oglądać spoconych piłkarzy, biegających bez celu za piłką?! – teraz krzyczała
starsza. – Noe, zawsze byłaś jak jakaś chłopczyca, więc muszę cię od tego
odzwyczaić.
- Nie musisz się o mnie
martwić. Nie każda dziewczyna lubi nakładać na siebie tapetę i jarać się nowymi
kosmetykami. – odgryzła się.
Santos wszedł do salonu i zobaczył swoje dwa
żywioły, różniące się dosłownie wszystkim, zaczynając od wyglądu, po charakter
i kończąc na zainteresowaniach. Młodsza w tym momencie wyrwała pilot od
telewizora siostrze i przełączyła na mecz ligi angielskiej.
- Dziewczyny, możemy
porozmawiać? – nagle rozległ się jego donośny głos. Obie córki spojrzały na
niego. Usiadł obok. Poprosił o wyłączenie telewizora. Nie wiedział jak ma
zacząć, ale w końcu mu się udało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz