poniedziałek, 6 sierpnia 2012

003. El Primer Dia


Tak smacznie mi się spało, a tu budzik, który ustawiłam wczoraj przed snem, rozdzwonił się na dobre. No cóż, trzeba wstać.
Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do jednej z toreb, których jeszcze nie rozpakowałam… Wyjęłam granatowe rurki i białą bluzkę z nadrukiem. Przebrałam się, po czym wzięłam do ręki swoją zapakowaną już torbę, telefon schowałam do kieszeni, w biegu zdjęłam z oparcia krzesła swoją czarną, cienką kurtkę i zeszłam na dół.
Weszłam do kuchni, przygotowałam sobie lekkie śniadanie i zaparzyłam w ekspresie kawę. Nalałam sobie ją do kubka i usiadłam do stołu. Po jakichś dziesięciu minutach, usłyszałam kroki, a mianowicie kogoś schodzącego z piętro na dół po schodach.
W progu kuchni stanął Pep w wyciągniętym T-shircie i dresach, przecierający dłońmi jeszcze zaspane oczy, przy tym ziewając.
- Witam zwycięzcę. – wyszczerzyłam się.
- Cześć. Jak się spało? – zapytał, podchodząc do kuchennego blatu. Wziął dzbanek z ekspresu i nalał sobie kofeinowego napoju do kubka.
- Ja dobrze spałam, ale widząc ciebie… Musiałeś późno wrócić. – upiłam łyk swojej kawy.
- Ty nie wiesz co się dzieje po wygranym meczu. Długo się cieszymy. – zaśmiał się i upił łyk gorącego napoju.
- Właśnie widzę. – zaśmiałam się i spojrzałam na zegarek, wbudowany w lodówce. – Muszę lecieć już, bo się spóźnię. – wstałam od stołu. – Miłego dnia życzę. – uśmiechnęłam się i żegnając się z wujkiem, cmoknęłam go w policzek. Weszłam do korytarza i zaczęłam ubierać buty, wtedy Pep wyszedł za mną.
- Zapomniałbym. – powiedział, grzebiąc w kieszeni swojej marynarki, wiszącej na wieszaku, obok wejścia. – Twoje klucze. – podał mi pęczek kluczy, zawieszony na małym koluszku z breloczkiem herbu FC Barcelony.
- Dziękuję. Pa. – wzięłam je od niego, torbę przewiesiłam przez ramię i wyszłam z domu.
   Znałam trochę Barcelonę, więc wiedziałam gdzie iść. Szłam spokojnym spacerkiem przez barcelońskie ulice, aż w końcu doszłam pod uniwersytet. Weszłam do środka i od razu zapytałam się jakiegoś chłopaka, gdzie jest sekretariat, wskazał mi drogę, podziękowałam mu i ruszyłam we wskazanym kierunku. Podeszłam pod drzwi, zapukałam i powoli je pchnęłam. Weszłam do środka, do niewielkiego pomieszczenia, gdzie na środku stało biurko, po bokach szafki i jeszcze jedne drzwi, gdzie urzędował dziekan. W pokoju, przy biurku siedziała kobieta, na oko po trzydziestce, pewnie sekretarka, a przed nią stała młoda blondynka, kobieta jej coś pokazywała i tłumaczyła.
- Dzień dobry. – odezwałam się.
- Dzień dobry. W jakiej sprawie? – zapytała, przerywając konwersacje z blondynką.
- Ja jestem z uniwersytetu z Sabadell. Przyjechałam na tą wymianę studencką. – wytłumaczyłam.
- A tak, witamy na naszej uczelni. – sekretarka wstała ze swojego miejsca i z uśmiechem podała mi dłoń.
- To ja może wrócę później. – wymamrotała blondynka i wyszła z pomieszczenia, ale najciekawsze jest to, że po moich słowach, dziwnie się na mnie popatrzyła, a później jakby się rozzłościła.
  Sekretarka zajęła się mną. Wprowadziła mnie i przekazała listę moich zajęć na cały tydzień. W końcu wyszłam z pokoju i ruszyłam w stronę przejścia do drugiego skrzydła budynku, gdzie za 20 minut miałam zacząć moje pierwsze zajęcia w tym miejscu. Zauważyłam tą dziewczynę, która wcześniej wyszła z sekretariatu. Szła znad przeciwka. Była coraz bliżej, a gdy przechodziła obok mnie, to swoim ramieniem dość mocno zawadziła o moje. Lekko się obejrzałam, ale zignorowałam i szłam dalej przed siebie.
- A przepraszam?! – usłyszałam za sobą głośne pytanie. Zdziwiona zatrzymałam sie i odwróciłam. – Pytałam, gdzie słowo „przepraszam”?!  - znów ją usłyszałam, podchodziła do mnie.
- Jeżeli się nie mylę, to ty mnie potrąciłaś, a nie ja ciebie. – odgryzłam się.
- Żądam przeprosin. – odpowiedziała, patrząc na mnie ze stanowczą miną.
- Niby za co?! – wybuchłam śmiechem. – To chyba ty powinnaś mnie przeprosić. – dodałam, a ta nadal miała tą swoją nieugiętą, plastikową minę.
- Przeproś, albo… - nie dokończyła, bo wtedy podeszła do nas wysoka szatynka. Dziewczyna miała na sobie niebieskie jeansy i  białą, szeroką tunikę, a na nogach białe adidasy. Na ramieniu wisiała duża torba, a na włosach zaczepiona były okulary przeciwsłoneczne.
- Mogłabyś odpuścić… - zwróciła się do blondynki. – Potem się dziwisz, że mają cię za plastikową, pustą lalkę, puszczalską i wredną zdzirę. Hmmm… Fakt, taka jesteś. – dodała. Tamtej tylko zapłonęły oczy ze wściekłości. Wtedy obok nas przeszedł jakiś starszy, ale przystojny facet.
- Masz szczęście… - prychnęła, zamierzyła mnie wzrokiem i poleciała za tym gościem.
- To jeden z wykładowców, lata za nim, żeby tylko zaliczył jej rok. – zwróciła się do mnie. – Tak właściwie to jestem Anita, ale mówią też na mnie Annie, przedostatni rok na fotografii. – podała mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
- Ja jestem Letty, czwarty rok dziennikarstwa, wymiana z Sabadell.
- No to już wszystko tłumaczy to, że wcześniej cię tu nie widziałam i reakcję blondi. – zamyśliła się.
- Kto to właściwie jest? Dla każdego jest taka cięta? – wskazałam za nią.
- Zaraz ci wszystko opowiem, ale najpierw mi powiedz, gdzie masz zajęcia?
-  W tym drugim skrzydle. – odpowiedziałam.
- To dobrze, bo ja też. Chodźmy, porozmawiamy po drodze. – uśmiechnęła się. Ruszyłyśmy.
- Ta lalka to największa tapeta na całym naszym uniwerku, zachowuje się jakby dalej była w szkole średniej… Jest cięta dla każdego, kto jej się narazi.
- Ja jej nic nie zrobiłam… - przerwałam Anicie.
- Z tego co widzę, to ona uważa inaczej. – zaakcentowała. – Miała chłopaka, potem okazało się, że doprawiała mu rogi na każdym kroku… Zostawił ją, a ta ciągle i tak za nim latała. W końcu sam zgłosił się na tą wymianę i pojechał do Sabadell, więc ty tak jakby zajęłaś jego miejsce… Za to cię obwinia… - mówiła.
- Jak się jest głupim, to co ja poradzę… Tak właściwie to dzięki za pomoc z nią. – powiedziałam z uśmiechem.
- Następnym razem wiesz jak działać gdyby mnie nie było w pobliżu, powjeżdżaj jej na ambicję… - puściła oczko. – To już moja sala. Powodzenia. – zawołała i skręciła do dużych, brązowych drzwi.
- Dzięki, do zobaczenia. – odpowiedziałam jej i ruszyłam przed siebie. Sala, gdzie miał zacząć się mój wykład znajdowała się jeszcze kawałek dalej.

     Pierwszy dzień minął jakoś spokojnie. Poznałam nowych ludzi i wykładowców. Później okazało się, że razem z Anitą wracamy tym samym autobusem, ale ona wysiada trochę wcześniej. Po drodze wymieniłyśmy się swoimi numerami telefonów. Podczas rozmowy okazało się, że dzielimy wspólną pasję – miłość do piłki nożnej oraz piłkarskiego klubu FC Barcelony i ich piłkarzy.
Gdy wysiadłam z autobusu miałam jeszcze kawałek do przejścia. Po drodze mijałam dzieci w towarzystwie mam lub ojców. Szczególnie przyglądałam się mamom i córkom. Dlaczego wtedy przypomniała mi się właśnie moja matka?! Niby chciała dobrze, nie mówiąc mi, że kogoś ma, ale z jakiej strony to miało być dobre? Jednakże to z nią spędziłam ten cały czas po śmierci taty… Byłyśmy tylko my dwie, no i często odwiedzał nas wujek.
Wyjęłam swoją komórkę z kieszeni spodni i otworzyłam listę kontaktów. Poczułam taką nagłą, niewytłumaczoną potrzebę zadzwonienia do mojej rodzicielki. Wybrałam jej numer, ciężko westchnęłam i przyłożyłam telefon do ucha. Nawet nie wiedziałam co jej powiem. Po dwóch sygnałach odezwał się jakiś męski głos.
- Słucham.
- Yyyyyy… - głupia, zamiast coś powiedzieć, to wydałam z siebie tylko „Yyyyy…”.
- Mówi Santos. Twoja mama jest w łazience. Na pewno ucieszy się z twojego telefonu.
- Wie pan co… - zaczęłam niepewnie. – Najlepiej niech pan nic nie mówi mojej mamie o tym, że dzwoniłam. Niech pan wykasuje to połącznie. – powiedziałam spokojnie, przecierając drugą dłonią swoją skroń.
- Nie mów pan, tylko po prostu Santos. Daj swojej matce szanse. Ja również mam dwie córki, już dorosłe i też jeszcze nic o tym wszystkim nie wiedzą. Nie wiem jak im to powiedzieć.
- Rada dla ciebie Santos. Powiedz im to sam. Nie czekaj, aż przyłapią was, tak jak ja to przypadkowo zrobiłam. Tyle ode mnie. Do widzenia.
- Trzymaj się. – usłyszałam i od razu się rozłączyłam. Byłam już przed domem. Weszłam i zobaczyłam, siedzących w salonie wujka razem ze swoim asystentem.
- Cześć. Witaj Tito. – uśmiechnęłam się.
- Miło cię widzieć Letty. Josep, twoja bratanica za roku na rok, gdy ją tylko widzę jest coraz ładniejsza. – zaśmiał się.
- No pewnie, po kimś urodę musiała odziedziczyć. – wskazał roześmiany na siebie.
- Tak, tak chciałbyś. – wzięłam z sofy poduszkę i cisnęłam ją w niego. Zaczęliśmy się śmiać.
- Letty, chciałabyś jechać z klubem w środę do Saragrossy na towarzyski mecz? – zaproponował wujek.
- Z wielką chęcią, ale dopiero zaczęłam tu studia i nie chciałabym opuszczać tak od samego początku. – powiedziałam z niesmakiem, bo naprawdę chciałabym pojechać na taki mecz i jeszcze na dodatek autokarem razem z piłkarzami.
- No tak, racja. – przytaknął.

***

  Zaparkował samochód na podjeździe i bardzo wolnym krokiem zmierzał do domu. Wziął sobie do serca słowa córki swojej bliskiej przyjaciółki, która dzień wcześniej przyjęła jego oświadczyny. Żadna z dziewczyn, ani jego córki, ani Leticia nie dowiedziała się jeszcze o tym. Nie wiedział jak Ivette i Noelia przyjmą do wiadomości, że po pięciu latach od rozwodu, ich ojciec chce się ponownie ożenić.
Nacisnął na klamkę i powitały go krzyki dobiegające z salonu. Nie zdziwił się.
- Słuchaj, ja nie mam zamiaru oglądać jakichś wytapetowanych lalek, łamiących sobie nogi na wybiegach! – usłyszał głos swojej młodszej córki.
- Ja mam za to pewnie oglądać spoconych piłkarzy, biegających bez celu za piłką?! – teraz krzyczała starsza. – Noe, zawsze byłaś jak jakaś chłopczyca, więc muszę cię od tego odzwyczaić.
- Nie musisz się o mnie martwić. Nie każda dziewczyna lubi nakładać na siebie tapetę i jarać się nowymi kosmetykami. – odgryzła się.
 Santos wszedł do salonu i zobaczył swoje dwa żywioły, różniące się dosłownie wszystkim, zaczynając od wyglądu, po charakter i kończąc na zainteresowaniach. Młodsza w tym momencie wyrwała pilot od telewizora siostrze i przełączyła na mecz ligi angielskiej.
- Dziewczyny, możemy porozmawiać? – nagle rozległ się jego donośny głos. Obie córki spojrzały na niego. Usiadł obok. Poprosił o wyłączenie telewizora. Nie wiedział jak ma zacząć, ale w końcu mu się udało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz