- Mam dla pani pewną propozycję. Bardzo
korzystną, więc proszę by mnie pani wysłuchała. - powiedziała spokojnie
kobieta.
- Oczywiście, słucham. -
nie wiem, nie mam pojęcia, o co może chodzić i jaka to propozycja... Wysłuchać
zawsze jej mogę...
- Od jakiegoś czasu
współpracujemy z uniwersytetem w Barcelonie. Tamci zaproponowali pewno, że tak
się wyrażę, doświadczenie... Chcielibyśmy zrobić wymianę. Jeden nasz student
wyjeżdża do Barcelony, a ktoś od nich przyjeżdża do nas, do Sabadell. Ma pani bardzo dobre wyniki i notowania, dlatego też
chciałabym zaproponować ten wyjazd właśnie pani. Dalej kontynuowałaby pani swój
kierunek na dziennikarstwie, z tym że w innym miejscu. Na razie do końca tego
roku akademickiego albo kto wie, może tam się pani spodoba i zostanie też na
ostatni rok. Musi pani podjąć decyzję do wieczora. - wysłuchałam jej do końca i
właściwie to wyłączyłam się dla otaczającego mnie świata, a uruchomiłam swoje
przemyślenia. Miałabym wyjechać do Barcelony i tam kończyć studia. Brzmi
kusząco. Wyrwałabym się i nie była skazana na matkę, ale... Musiałabym
zrezygnować z treningów z chłopcami... Ehhh, poradzą sobie przecież beze mnie.
Mają swojego niezastąpionego trenera Rodrigo. Poza tym mogę ich odwiedzać, gdy
będę miała wolny czas.
- Tak jak mówiłam,
decyzja do końca dnia. Ja podam pani swój numer...
- Zgadzam się. -
przerwałam jej.
- Słucham? - chyba nie
spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi z mojej strony.
- Zgadzam się, pojadę na
tą wymianę.
- Wspaniale! Zadzwonię
do nich, by szukali dla pani jakiegoś mieszkania.
- Spokojnie, zatrzymam
się u rodziny. - odpowiedziałam od razu.
- No dobrze. A nie
będzie to problem, by wstawiła się tam już pani w poniedziałek?
- Tak, dam radę. -
uśmiechnęłam się. Kobieta mnie na chwilę przeprosiła i wyszła wykonać telefon.
Wróciła po niecałych dziesięciu minutach. Wydrukowała dla mnie najważniejsze
informacje i dodała, że moje dane prześle im faxem. Podziękowałam i od razu
wyszłam.
To, że mam tam zaczynać swoje nowe życie od
poniedziałku, to było właśnie najlepsze, z dala od kłamstw... Wyjęłam z
kieszeni telefon i wybrałam jeden, ważny numer.
- Jak nie odzywasz się
do mnie przez tydzień, to później dzwonisz codziennie. - usłyszałam roześmiany
głos w słuchawce.
- Ja tam bym nie
marudziła. - zaśmiałam się. - Mam pytanie. Jak mieszka ci się samemu w twoim
dużym domu?
- Ciekawe pytanie... No
właśnie samemu, więc raczej samotnie. Dlaczego pytasz?
- Nie chciałbyś mieć
lokatorki? - zapytałam niepewnie, przygryzając dolną wargę. - Osoby, która choć
trochę dotrzymałaby ci towarzystwa.
- Letty, co ty
kombinujesz?! Tak poza tym, to jedziesz z Barcelony do Madrytu przez Paryż. Mów
wprost i jasno...
- Ehhh... Mogłabym z
tobą zamieszkać? - chciał wprost, to zapytałam.
- No pewnie! Głupie
pytanie, ale aż tak pokłóciłaś się z matką?
- To też, ale
zaproponowano mi wymianę studencką. Miałabym kończyć studia w Barcelonie.
Chcieli szukać mi jakiegoś mieszkania, ale powiedziałam, że zatrzymam się u
rodziny. I dziękuję, że się zgadzasz.
- W porządku, ale kiedy
zaczynasz?
- Już w poniedziałek.
Mówiłeś, że nie masz czasu, więc jakoś się dostanę do Barcelony.
- Hmmm... Coś wymyślę,
spróbuję się jakoś wyrwać. - ton myśliciela.
- Spokojnie, dam radę. -
uśmiechnęłam się.
- Nie pozwolę, żebyś
obładowana bagażami tłoczyła się w jakimś autobusie. - powiedział opiekuńczo.
- Dziękuję.
- Proszę bardzo. Pokój
będzie już na ciebie czekać.
- Jeszcze raz dziękuję,
ale to teraz ja muszę kończyć, bo śpieszę się już na niestety ostatni trening z
chłopcami.
- No dobrze, to do
zobaczenia. - usłyszałam.
- Pa. - odpowiedziałam i
rozłączyłam się. Szybko wróciłam do domu. Przebrałam jeansy na czarne dresy,
ubrałam biały top i na to czarną bluzę ze znaczkiem klubu. Adidasy, torba i już
wychodziłam z pustego domu. Na miejscu byłam dobre pół godziny przed czasem. Zapukałam do drzwi biura prezesa i trenera,
Rodrigo.
- Proszę! - usłyszałam i
weszłam do pomieszczenia. W środku było mnóstwo szafek i regałów, na których
stało kilka wygranych trofeów z meczy. Duże okno dawało światło na siedzącego
przy biurku trenera. - OOO, co tak wcześnie? - zapytał, spoglądając na zegarek na lewej ręce.
- Chciałam z tobą
porozmawiać. - westchnęłam i usiadłam na drugim krześle.
- W takim razie
zamieniam się w słuch. - odłożył długopis i papiery, wyprostował się. Miał
czterdzieści lat, na głowie miał jeszcze swoje bujne, czarne włosy. Miał na
sobie nasze klubowe dresy, czyli podobny zestaw do mojego, ale w innym kolorze. Żył spokojnie z żoną i dwójką dzieci. Jego siedemnastoletni syn kiedyś
grał w naszym klubie, ale teraz przeszedł gdzie indziej, gra ze swoją grupą
wiekową.
- Chodzi o to, że... -
zaczęłam niepewnie. - To pewnie będzie ostatni trening ze mną. - powiedziałam
smutno.
- Dlaczego? Coś się
stało? - zapytał zaskoczony.
- Przeprowadzam się do
Barcelony, tam dokończę studia. Zaproponowali mi wymianę, a ja na to
przystałam. Zgodziłam się, bo teraz nie za ciekawie układa mi się z matką...
Nie pytaj...
- Rozumiem cię i szanuję
decyzję. Zamieszkasz z Pepem, tak?
Dobrze zrobiłem, przyjmując cię jako moją asystentkę te cztery lata temu, sport
masz we krwi. Widać, ze jesteście ze sobą spokrewnieni. - uśmiechnął się.
- Tak, zamieszkam z nim.
Myślę, że ten wyjazd to dobra decyzja...
- Ja też mam taką
nadzieję, że tego nie pożałujesz. Powiemy o tym chłopcom, ale po treningu. Nie
będą z tego powodu ucieszeni, ale muszą przecież wiedzieć. Gdybyśmy powiedzieli
im o tym na początku, zaczęliby jakieś strajki, znając naszych chłopców... -
zaśmiał się na końcu.
- Racja. - lekko się
uśmiechnęłam.
- Odprawę prześlę na twoje konto, a teraz idź i otwórz
chłopcom szatnie. - uśmiechnął się i podał mi klucz. Wstałam i poszłam to
zrobić. Chłopcy powoli zaczęli się już zbierać. O równej siedemnastej weszliśmy
wszyscy na boisko i zaczęliśmy trening. Po murawie biegali chłopcy w różnym wieku, od dziewięciu do
piętnastu lat. Osobno, podzieleni wiekowo, tworzyli trzy zespoły, a treningi
mieliśmy przeważnie wszyscy razem. Na końcu rozegraliśmy mały mecz, dziś
wyjątkowo, zamiast sędziować zagrałam z nimi.
Skończyliśmy piętnaście minut przed czasem.
Rodrigo kazał wszystkim usiąść. Powiedzieliśmy wspólnie, że to był mój ostatni
trening z nimi. Tak jak przewidywaliśmy, nie ucieszyli się...
Do domu wróciłam dopiero po dwudziestej, bo
spacerowałam jeszcze długo po mieście. Weszłam do domu i na dobry wieczór z
kuchni wyłoniła się mama. Chciałam przejść bez słowa obok, ale załapała mnie za
rękę i zatrzymała.
- Będziesz mnie nadal
ignorować, czy dasz mi coś powiedzieć?! - zapytała z podniesionym tonem.
- No właśnie, ja też mam
coś do powiedzenia. Pakuję swoje rzeczy i przeprowadzam się do Pepa. -
poinformowałam, a ta stanęła zdziwiona i nic nie powiedziała. Weszłam do kuchni
i wzięłam z lodówki jogurt.
- Jak to? A studia? -
zapytała.
- Już jestem tam
przeniesiona. - odpowiedziałam, idąc spokojnie po schodach na górę.
- Dlaczego ja nic o tym
nie wiedziałam?! Zrobiłaś to wszystko w ukryciu przede mną! - zawołała z dołu.
- Nie musisz o wszystkim
wiedzieć! Mam już dwadzieścia trzy lata! Nie jestem już małą dziewczynką! I
znów ty zaczynasz się kłócić! - krzyknęłam i z trzaśnięciem drzwi, weszłam do
swojego pokoju.
W sobotę zaczęłam się pakować, a w
niedzielę rano, w moim pokoju były już tylko puste meble. Przed południem
zadzwonił do mnie wujek i kazał być gotową na osiemnastą. Ta, czasem mówię do
niego wujek, a czasem po prostu Pep. Wszyscy tak do niego mówią, a mi tak po prostu pozwolił. A i tak do niego
zwrócę się do niego jak mi się uda, częściej jest wujek.
Przed dziewiętnastą byłam całkowicie gotowa.
Dwie duże, jedna średnia i najmniejsza z podręcznymi rzeczami torby leżały w
korytarzu z dużym kartonowym pudłem.
Siedziałam w salonie i
oglądałam telewizję. Mama siedziała u siebie na górze. Od wczoraj unikałyśmy
się. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi. W
progu stał wysoki, łysy mężczyzna.
- Cześć. - uśmiechnęłam
się i uwiesiłam się mu na szyi. Weszliśmy do środka, a z góry zeszła moja mama.
- Witaj Josep. -
powiedziała.
- Witaj Antonietto. -
odpowiedział jej i po chwili zwrócił się do mnie. - Letty, musimy się
pośpieszyć, bo później muszę zdążyć na mecz.
- Jasne, już idziemy. -
powiedziałam i wzięłam jedna dużą torbę, a wujek kartonowe pudło, zanieśliśmy je
do samochodu. Później wróciliśmy po resztę, dużą, średnią oraz moją podręczną,
która i tak i była wypchana.
- Letty, trzymaj się! -
zawołała mama, podeszła i mnie przytuliła. Nie odwzajemniłam tego.
- Ty też się trzymaj. -
odpowiedziałam tylko i wyszłam z domu za wujkiem. Wsiedliśmy do jego białego
Audi Q7 i wyjechaliśmy z podjazdu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na cmentarz.
Wujek chciał odwiedzić swojego brata, z okazji minionej rocznicy jego śmierci.
- Teraz życzyłby mi
pewnie powodzenia... - powiedziałam kucając obok Pepa. Oboje wpatrywaliśmy się
w nagrobkową płytę.
- Nie wątpię w to, ale
jeszcze mogę się założyć, że trzyma tam za nas wszystkich mocno kciuki. -
uśmiechnął się.
Nie byliśmy tam długo, ponieważ Pepa gonił
czas. Jak wiadomo, o ósmej, na Camp Nou miał się odbyć mecz. Do stolicy
Katalonii dojechaliśmy po czterdziestu minutach. Cała droga minęła nam miło i
bez żadnego stresu. Po siódmej byliśmy już pod domem mojego wujka. Wnieśliśmy do środka moje rzeczy i
zostawiliśmy je na razie w przedpokoju. Jego dom był bardzo fajnie urządzony,
ciągle ten sam kawalerski, nowoczesny i stylowy wystrój. Jedyne co się chyba tu
zmieniało to liczba trofeów na półkach i dyplomów, powieszonych na ścianach.
- Przygotowałem dla
ciebie ten pokój co zawsze. Teraz już naprawdę muszę jechać, bo spóźnię się na
ten mecz. - powiedział, spoglądając na zegarek. - Może masz ochotę pojechać tam
ze mną? - zaproponował.
- Wiesz... Z wielką
chęcią, ale nie tym razem. Jestem zmęczona, a jutro mam być na uczelni. Mecz
obejrzę w telewizji. - lekko się uśmiechnęłam.
- No dobrze, to pewnie
dobranoc, bo nie wiem o której wrócę... - podszedł do mnie i ucałował mnie w
czubek głowy.
- Będę mocno trzymać
kciuki! - zawołałam, gdy wychodził z domu.
Wzięłam jedną z torb i wyszłam z nią na
górę po schodach. Podeszłam do drewnianych, ciemnobrązowych drzwi i nacisnęłam
na klamkę. Weszłam do środka. Mój ulubiony pokój w całym domu, to właśnie ten,
gdzie zawsze nocuję. Jasna podłoga i jasnofioletowe ściany. Na środku stało duże łóżko, nad nim
wisiały dwie niewielkie półki, a po bokach stały meble. Nigdy nie zmieniłabym
tego pokoju na inny.
Wróciłam na dół i kolejno pozanosiłam tam
moje pozostałe rzeczy. Znów zeszłam na dół. Wzięłam z kuchni sok i powędrowałam
do salonu przed telewizor. Włączyłam odpowiedni kanał i zaczęłam oglądać mecz,
który właśnie się rozpoczął. Barcelona grała z Sevillą. Widziałam znakomite manewry z piłką Messiego,
Fabregasa, Villi, Iniesty, Pique, Alvesa, Sancheza, Tello i reszty zespołu.
Często na ekranie pokazywali również mojego wujka, ubranego w czarne spodnie
garniturowe, biała koszulę i szary sweter. Obok niego siedział jego asystent
Tito.
Mecz zakończył się
wynikiem 3:1, oczywiście dla Katalończyków. Po meczu poszłam od razu pod
prysznic. Szybko się umyłam i wróciłam do swojej sypialni. Ułożyłam się
wygodnie w łóżku i po kilku minutach już słodko spałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz