poniedziałek, 6 sierpnia 2012

002. Nueva Vida


 - Mam dla pani pewną propozycję. Bardzo korzystną, więc proszę by mnie pani wysłuchała. - powiedziała spokojnie kobieta.
- Oczywiście, słucham. - nie wiem, nie mam pojęcia, o co może chodzić i jaka to propozycja... Wysłuchać zawsze jej mogę...
- Od jakiegoś czasu współpracujemy z uniwersytetem w Barcelonie. Tamci zaproponowali pewno, że tak się wyrażę, doświadczenie... Chcielibyśmy zrobić wymianę. Jeden nasz student wyjeżdża do Barcelony, a ktoś od nich przyjeżdża do nas, do Sabadell. Ma pani bardzo dobre wyniki i notowania, dlatego też chciałabym zaproponować ten wyjazd właśnie pani. Dalej kontynuowałaby pani swój kierunek na dziennikarstwie, z tym że w innym miejscu. Na razie do końca tego roku akademickiego albo kto wie, może tam się pani spodoba i zostanie też na ostatni rok. Musi pani podjąć decyzję do wieczora. - wysłuchałam jej do końca i właściwie to wyłączyłam się dla otaczającego mnie świata, a uruchomiłam swoje przemyślenia. Miałabym wyjechać do Barcelony i tam kończyć studia. Brzmi kusząco. Wyrwałabym się i nie była skazana na matkę, ale... Musiałabym zrezygnować z treningów z chłopcami... Ehhh, poradzą sobie przecież beze mnie. Mają swojego niezastąpionego trenera Rodrigo. Poza tym mogę ich odwiedzać, gdy będę miała wolny czas.
- Tak jak mówiłam, decyzja do końca dnia. Ja podam pani swój numer...
- Zgadzam się. - przerwałam jej.
- Słucham? - chyba nie spodziewała się tak szybkiej odpowiedzi z mojej strony.
- Zgadzam się, pojadę na tą wymianę.
- Wspaniale! Zadzwonię do nich, by szukali dla pani jakiegoś mieszkania.
- Spokojnie, zatrzymam się u rodziny. - odpowiedziałam od razu.
- No dobrze. A nie będzie to problem, by wstawiła się tam już pani w poniedziałek?
- Tak, dam radę. - uśmiechnęłam się. Kobieta mnie na chwilę przeprosiła i wyszła wykonać telefon. Wróciła po niecałych dziesięciu minutach. Wydrukowała dla mnie najważniejsze informacje i dodała, że moje dane prześle im faxem. Podziękowałam i od razu wyszłam.
   To, że mam tam zaczynać swoje nowe życie od poniedziałku, to było właśnie najlepsze, z dala od kłamstw... Wyjęłam z kieszeni telefon i wybrałam jeden, ważny numer.
- Jak nie odzywasz się do mnie przez tydzień, to później dzwonisz codziennie. - usłyszałam roześmiany głos w słuchawce.
- Ja tam bym nie marudziła. - zaśmiałam się. - Mam pytanie. Jak mieszka ci się samemu w twoim dużym domu?
- Ciekawe pytanie... No właśnie samemu, więc raczej samotnie. Dlaczego pytasz?
- Nie chciałbyś mieć lokatorki? - zapytałam niepewnie, przygryzając dolną wargę. - Osoby, która choć trochę dotrzymałaby ci towarzystwa.
- Letty, co ty kombinujesz?! Tak poza tym, to jedziesz z Barcelony do Madrytu przez Paryż. Mów wprost i jasno...
- Ehhh... Mogłabym z tobą zamieszkać? - chciał wprost, to zapytałam.
- No pewnie! Głupie pytanie, ale aż tak pokłóciłaś się z matką?
- To też, ale zaproponowano mi wymianę studencką. Miałabym kończyć studia w Barcelonie. Chcieli szukać mi jakiegoś mieszkania, ale powiedziałam, że zatrzymam się u rodziny. I dziękuję, że się zgadzasz.
- W porządku, ale kiedy zaczynasz?
- Już w poniedziałek. Mówiłeś, że nie masz czasu, więc jakoś się dostanę do Barcelony.
- Hmmm... Coś wymyślę, spróbuję się jakoś wyrwać. - ton myśliciela.
- Spokojnie, dam radę. - uśmiechnęłam się.
- Nie pozwolę, żebyś obładowana bagażami tłoczyła się w jakimś autobusie. - powiedział opiekuńczo.
- Dziękuję.
- Proszę bardzo. Pokój będzie już na ciebie czekać.
- Jeszcze raz dziękuję, ale to teraz ja muszę kończyć, bo śpieszę się już na niestety ostatni trening z chłopcami.
- No dobrze, to do zobaczenia. - usłyszałam.
- Pa. - odpowiedziałam i rozłączyłam się. Szybko wróciłam do domu. Przebrałam jeansy na czarne dresy, ubrałam biały top i na to czarną bluzę ze znaczkiem klubu. Adidasy, torba i już wychodziłam z pustego domu. Na miejscu byłam dobre pół godziny przed czasem. Zapukałam do drzwi biura prezesa i trenera, Rodrigo. 
- Proszę! - usłyszałam i weszłam do pomieszczenia. W środku było mnóstwo szafek i regałów, na których stało kilka wygranych trofeów z meczy. Duże okno dawało światło na siedzącego przy biurku trenera. - OOO, co tak wcześnie? - zapytał, spoglądając na zegarek na lewej ręce.
- Chciałam z tobą porozmawiać. - westchnęłam i usiadłam na drugim krześle.
- W takim razie zamieniam się w słuch. - odłożył długopis i papiery, wyprostował się. Miał czterdzieści lat, na głowie miał jeszcze swoje bujne, czarne włosy. Miał na sobie nasze klubowe dresy, czyli podobny zestaw do mojego, ale w innym kolorze.  Żył spokojnie z żoną i dwójką dzieci. Jego siedemnastoletni syn kiedyś grał w naszym klubie, ale teraz przeszedł gdzie indziej, gra ze swoją grupą wiekową.
- Chodzi o to, że... - zaczęłam niepewnie. - To pewnie będzie ostatni trening ze mną. - powiedziałam smutno.
- Dlaczego? Coś się stało? - zapytał zaskoczony.
- Przeprowadzam się do Barcelony, tam dokończę studia. Zaproponowali mi wymianę, a ja na to przystałam. Zgodziłam się, bo teraz nie za ciekawie układa mi się z matką... Nie pytaj...
- Rozumiem cię i szanuję decyzję.  Zamieszkasz z Pepem, tak? Dobrze zrobiłem, przyjmując cię jako moją asystentkę te cztery lata temu, sport masz we krwi. Widać, ze jesteście ze sobą spokrewnieni. - uśmiechnął się.
- Tak, zamieszkam z nim. Myślę, że ten wyjazd to dobra decyzja...
- Ja też mam taką nadzieję, że tego nie pożałujesz. Powiemy o tym chłopcom, ale po treningu. Nie będą z tego powodu ucieszeni, ale muszą przecież wiedzieć. Gdybyśmy powiedzieli im o tym na początku, zaczęliby jakieś strajki, znając naszych chłopców... - zaśmiał się na końcu.
- Racja. - lekko się uśmiechnęłam.
- Odprawę  prześlę na twoje konto, a teraz idź i otwórz chłopcom szatnie. - uśmiechnął się i podał mi klucz. Wstałam i poszłam to zrobić. Chłopcy powoli zaczęli się już zbierać. O równej siedemnastej weszliśmy wszyscy na boisko i zaczęliśmy trening. Po murawie biegali chłopcy w różnym wieku, od dziewięciu do piętnastu lat. Osobno, podzieleni wiekowo, tworzyli trzy zespoły, a treningi mieliśmy przeważnie wszyscy razem. Na końcu rozegraliśmy mały mecz, dziś wyjątkowo, zamiast sędziować zagrałam z nimi.
  Skończyliśmy piętnaście minut przed czasem. Rodrigo kazał wszystkim usiąść. Powiedzieliśmy wspólnie, że to był mój ostatni trening z nimi. Tak jak przewidywaliśmy, nie ucieszyli się... 
  Do domu wróciłam dopiero po dwudziestej, bo spacerowałam jeszcze długo po mieście. Weszłam do domu i na dobry wieczór z kuchni wyłoniła się mama. Chciałam przejść bez słowa obok, ale załapała mnie za rękę i zatrzymała.
- Będziesz mnie nadal ignorować, czy dasz mi coś powiedzieć?! - zapytała z podniesionym tonem.
- No właśnie, ja też mam coś do powiedzenia. Pakuję swoje rzeczy i przeprowadzam się do Pepa. - poinformowałam, a ta stanęła zdziwiona i nic nie powiedziała. Weszłam do kuchni i wzięłam z lodówki jogurt.
- Jak to? A studia? - zapytała.
- Już jestem tam przeniesiona. - odpowiedziałam, idąc spokojnie po schodach na górę.
- Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam?! Zrobiłaś to wszystko w ukryciu przede mną! - zawołała z dołu.
- Nie musisz o wszystkim wiedzieć! Mam już dwadzieścia trzy lata! Nie jestem już małą dziewczynką! I znów ty zaczynasz się kłócić! - krzyknęłam i z trzaśnięciem drzwi, weszłam do swojego pokoju.
    W sobotę zaczęłam się pakować, a w niedzielę rano, w moim pokoju były już tylko puste meble. Przed południem zadzwonił do mnie wujek i kazał być gotową na osiemnastą. Ta, czasem mówię do niego wujek, a czasem po prostu Pep. Wszyscy tak do niego mówią, a mi tak po prostu pozwolił. A i tak do niego zwrócę się do niego jak mi się uda, częściej jest wujek.
  Przed dziewiętnastą byłam całkowicie gotowa. Dwie duże, jedna średnia i najmniejsza z podręcznymi rzeczami torby leżały w korytarzu z dużym kartonowym pudłem.
Siedziałam w salonie i oglądałam telewizję. Mama siedziała u siebie na górze. Od wczoraj unikałyśmy się. Po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć drzwi. W progu stał wysoki, łysy mężczyzna.
- Cześć. - uśmiechnęłam się i uwiesiłam się mu na szyi. Weszliśmy do środka, a z góry zeszła moja mama.
- Witaj Josep. - powiedziała.
- Witaj Antonietto. - odpowiedział jej i po chwili zwrócił się do mnie. - Letty, musimy się pośpieszyć, bo później muszę zdążyć na mecz.
- Jasne, już idziemy. - powiedziałam i wzięłam jedna dużą torbę, a wujek kartonowe pudło, zanieśliśmy je do samochodu. Później wróciliśmy po resztę, dużą, średnią oraz moją podręczną, która i tak i była wypchana.
- Letty, trzymaj się! - zawołała mama, podeszła i mnie przytuliła. Nie odwzajemniłam tego.
- Ty też się trzymaj. - odpowiedziałam tylko i wyszłam z domu za wujkiem. Wsiedliśmy do jego białego Audi Q7 i wyjechaliśmy z podjazdu. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na cmentarz. Wujek chciał odwiedzić swojego brata, z okazji minionej rocznicy jego śmierci.
- Teraz życzyłby mi pewnie powodzenia... - powiedziałam kucając obok Pepa. Oboje wpatrywaliśmy się w nagrobkową płytę.
- Nie wątpię w to, ale jeszcze mogę się założyć, że trzyma tam za nas wszystkich mocno kciuki. - uśmiechnął się.
   Nie byliśmy tam długo, ponieważ Pepa gonił czas. Jak wiadomo, o ósmej, na Camp Nou miał się odbyć mecz. Do stolicy Katalonii dojechaliśmy po czterdziestu minutach. Cała droga minęła nam miło i bez żadnego stresu. Po siódmej byliśmy już pod domem mojego wujka. Wnieśliśmy do środka moje rzeczy i zostawiliśmy je na razie w przedpokoju. Jego dom był bardzo fajnie urządzony, ciągle ten sam kawalerski, nowoczesny i stylowy wystrój. Jedyne co się chyba tu zmieniało to liczba trofeów na półkach i dyplomów, powieszonych na ścianach.
- Przygotowałem dla ciebie ten pokój co zawsze. Teraz już naprawdę muszę jechać, bo spóźnię się na ten mecz. - powiedział, spoglądając na zegarek. - Może masz ochotę pojechać tam ze mną? - zaproponował.
- Wiesz... Z wielką chęcią, ale nie tym razem. Jestem zmęczona, a jutro mam być na uczelni. Mecz obejrzę w telewizji. - lekko się uśmiechnęłam.
- No dobrze, to pewnie dobranoc, bo nie wiem o której wrócę... - podszedł do mnie i ucałował mnie w czubek głowy.
- Będę mocno trzymać kciuki! - zawołałam, gdy wychodził z domu.
      Wzięłam jedną z torb i wyszłam z nią na górę po schodach. Podeszłam do drewnianych, ciemnobrązowych drzwi i nacisnęłam na klamkę. Weszłam do środka. Mój ulubiony pokój w całym domu, to właśnie ten, gdzie zawsze nocuję. Jasna podłoga i jasnofioletowe ściany. Na środku stało duże łóżko, nad nim wisiały dwie niewielkie półki, a po bokach stały meble. Nigdy nie zmieniłabym tego pokoju na inny.
   Wróciłam na dół i kolejno pozanosiłam tam moje pozostałe rzeczy. Znów zeszłam na dół. Wzięłam z kuchni sok i powędrowałam do salonu przed telewizor. Włączyłam odpowiedni kanał i zaczęłam oglądać mecz, który właśnie się rozpoczął. Barcelona grała z Sevillą. Widziałam znakomite manewry z piłką Messiego, Fabregasa, Villi, Iniesty, Pique, Alvesa, Sancheza, Tello i reszty zespołu. Często na ekranie pokazywali również mojego wujka, ubranego w czarne spodnie garniturowe, biała koszulę i szary sweter. Obok niego siedział jego asystent Tito.
Mecz zakończył się wynikiem 3:1, oczywiście dla Katalończyków. Po meczu poszłam od razu pod prysznic. Szybko się umyłam i wróciłam do swojej sypialni. Ułożyłam się wygodnie w łóżku i po kilku minutach już słodko spałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz