Szłam chodnikiem, dochodząc na
uniwersytet. Nagle obok mnie zaparkowało ciemnoszare Audi R8. Zaśmiałam się pod
nosem i podeszłam do samochodu, a szyba od razu się rozsunęła. Oparłam łokcie o
drzwi i zajrzałam do środka pojazdu. Spojrzałam na kierowcę.
-
Czyli to ty jesteś powodem, dla którego musiałam sama jechać zatłoczonym
autobusem. – na żarty spiorunowałam wzrokiem kierowcę i puściłam oczko do
pasażera, siedzącego obok.
-
No widzisz, wyrządziłem ci taki wielki ból. – powiedział z przekąsem i lekkim
uśmiechem pod nosem. – Wybaczysz mi? – uśmiechnął się i poruszył brwiami, na co
jego pasażerka zareagowała gromkim śmiechem.
-
No ja nie wiem. – pokręciłam głową. Chłopak znów zaśmiał się i wychylił.
Pocałował mnie w policzek.
-
A teraz? – znów się zaśmiał.
-
No już lepiej. Jeszcze mi wypuść tego zdrajcę i zapomnę o sprawie. –
uśmiechnęłam się i spojrzałam na przyjaciółkę.
-
No mus, to mus. – zaśmiała się panna Navarro.
-
W takim razie do zobaczenia. – Cesc spojrzał na nią i pożegnali się, poprzez
całusa w policzek.
-
Pa. – odpowiedziała dziewczyna i wyszła z jego samochodu.
-
Pa, Letty. – zawołał młody Fabregas i zasunął szybę. Odpalił silnik i odjechał,
a ja i Annie pomachałyśmy mu jeszcze. Oprowadziłyśmy wzrokiem samochód, aż
zniknął za zakrętem. Wtedy usłyszałam pisk dziewczyny, która w tej chwili
uwiesiła mi się na szyi.
-
Kocham cię! Kocham cię! Kocham cię! Kocham cię! – powtarzała, coraz bardziej
mnie ściskając.
-
Hej, hej, hej. Spokojnie. Za co mnie tak kochasz? – zaśmiałam się zaskoczona.
-
Bo dzięki tobie poznałam Cesca! – prawie skakała z radości.
-
Nooo, to ja rozumiem, że coś się będzie święcić. – poruszyłam zabawnie brwiami.
– Ale wcześniej mi proszę wytłumaczyć jak to się stało, że przyjechałaś z nim.
Czyżbyś od wczoraj się z nim nie rozstawała? – zaśmiałam się.
-
No nie, no. – zaśmiała się i ruszyłyśmy w stronę wejścia do budynku. – Wczoraj
najpierw odwieźliśmy Gerarda i Shakirę, a później odwiózł mnie. Rozmawialiśmy
ze sobą i śmialiśmy się z byle czego. Potem wymieniliśmy się numerami, a dziś
rano gdy wychodziłam z domu, to po prostu podjechał pod mój dom i mnie
podwiózł. Powiedział też, że jutro, po zajęciach zabiera mnie na kawę. –
wyszczerzyła się.
-
No moja droga, gratuluję. – szeroko się uśmiechnęłam. – Od razu wiedziałam, jak
tylko was sobie przedstawiłam przed domem Affelaya, że coś z tego może być. –
dodałam ucieszona.
-
No przestań. Co ja poradzę, że zapoznałaś mnie z najprzystojniejszym według
mnie piłkarza Barcy i się z nim zaprzyjaźniłam. – zaśmiała się.
-
No dobra, dobra. Przyhamuj i otrząśnij się, bo zaraz masz zajęcia, pragnę ci
tylko przypomnieć. – powiedziałam gdy wchodziliśmy do budynku naszej uczelni.
-
Okey, postaram się. A właściwie… Co z tym twoim wywiadem? Skończony? Oddajesz
go dziś profesorowi? – pytała.
-
Skończony i zaakceptowany przez chłopków. – odpowiedziałam z uśmiechem.
-
Tą twoją końcową puentę też zaakceptowali ?! – zapytała roześmiana.
-
No coś ty, dałam im do przeczytania wersję bez zakończenia. – przewróciłam
oczami. – Niech sobie nie myślą, że będę im jeszcze przy nich słodzić… -
zaakcentowałam.
-
Racja. Leo z Davidem kazaliby ci wykasować tą część. – odpowiedziała Anita.
-
Ale i tak bym tego nie zrobiła, więc i tak oddałabym to z tą częścią. –
powiedziałam pewnie.
-
No dobra. To do zobaczenia. – rzuciła i odbiła w inny kierunek, gdzie była jej
sala wykładowa.
-
Pa. – odpowiedziałam i ruszyłam w kierunku swojej sali.
Dzisiejsze zajęcia zdały się szybko
zlecieć, ale to dobrze. Tradycyjnie ruszyłam na przystanek autobusowy. Na
szczęście dziś autobus nie był, jak zwykle spóźniony, więc dość szybko dostałam
się do domu.
-
Jestem! – zawołałam, będąc już w korytarzu i wieszając swoją torbę na poręczy
przy schodach.
-
Jestem w gabinecie! – usłyszałam głos wujka z pomieszczenia w głębi korytarza.
Tam się udałam. Weszłam do gabinetu i zastałam Pepa siedzącego przy swoim
biurku i przeglądającego jakieś papiery, a obok niego stało niewielkie
kartonowe pudełko.
-
Co oglądasz? – zapytałam zainteresowana, siadając na fotelu naprzeciw niego.
-
Znalazłem stare papiery i zdjęcia. – uśmiechnął się. – Dopiero zacząłem.
-
Stare zdjęcia? Hmm, to ja lubię. – wyszczerzyłam zęby.
-
No to chodź. Porządek w tych papierzyskach zrobię później. – przesunął się, by
zrobić obok siebie miejsce na drugi fotel. Przesunęłam więc moje siedzenie na
drugą stronę mahoniowego, postawnego biurka i usiadłam obok mojego wujka. On
zaś wyjął z pudełka bardzo gruby plik zdjęć, zabezpieczony gumką recepturką.
Uwolnił je spod nacisku i zaczęliśmy je oglądać. Pierwsze zdjęcia były… Żeby
nie powiedzieć stare, bo przecież czterdzieści lat, to wcale nie tak dużo, żeby
nazywać je bardzo starymi. No więc, kilka pierwszych zdjęć przedstawiało dwóch
małych chłopców, dwóch, do czasu, nierozłącznych braci – Roberto i Josepa. Kilka
następnych przedstawiało już ich jako nastolatków, a następne były z jakichś
wyjazdów na obozy piłkarskie Pepa. Przy grupowych zdjęciach z kolegami naszło
go na wspomnienia i opowiadał mi różne, śmieszne historie z pobytów na obozach.
Przy niektórych historiach, po prostu zwijałam się ze śmiechu. Znalazły się też
zdjęcia, gdy Pep grał już w barwach bordowo-granatowych w Blaugranie (FCB).
Następna fotografia przedstawiała trójkę bardzo młodych, uśmiechniętych osób.
Rozpoznałam w nich swojego wujka, mamę i tatę, stojących na jakiejś skarpie i
obejmujących się. Na ten widok uśmiech sam wskoczył mi na twarz. Ale jeszcze
większą uciechę sprawiło mi ostatnie zdjęcie, które przedstawiało uśmiechniętego
Pepa i maleńkie dziecko, które trzymał, które również się cieszyło. Oboje
patrzyli na siebie, dziecko na niego i on na dziecko.
-
Kto to? – wskazałam na małą, prześliczną istotkę.
-
No kto to może być? – podparł się na łokciu i zaśmiał, spojrzał na mnie.
-
Że ja?! – zdziwiłam się, a on kiwną głową.
-
Miałaś wtedy bodajże pół roku. – dodał.
-
No to ja już wtedy miałam obranego ulubionego wujka. Tylko nadal nie rozumiem,
dlaczego moim ojcem chrzestnym został kuzyn mamy, a nie ty. – zamyśliłam się.
-
Tego już nie wiem. To był wybór twoich rodziców. – odpowiedział i posłał mi
kolejny uśmiech.
-
Pep… - zaczęłam, ciągle wpatrując się w zdjęcie. – Mogłabym? – wskazałam na
zdjęcie. Ten się uśmiechnął i odsunął się trochę od biurka i wstał.
-
Chodź ze mną. – wykonał gest ręką, bym z nim poszła. Wstałam i poszłam za nim,
nie wiedząc w jakim celu. Wyszliśmy na piętro i weszliśmy do jego sypialni.
Wujek podszedł do półki, na której stało kilka ramek ze zdjęciami. Sięgnął po
jedno i odwrócił się z nią w moją stronę. W ramce było umieszczona identyczna
fotografia, jaką ciągle trzymałam w dłoni. Uśmiechnęłam się. – Stoi tu od
zawsze. – powiedział i otworzył jedną z szuflad, z której wyciągnął dwie
nowiutkie ramki, podobne do tych, które stały w jego pokoju. – Wiem, że u
siebie w pokoju na razie nie masz żadnych zdjęć w ramkach, a mogą ci się one
przydać. – podał mi je.
-
Dzięki. Już nawet wiem jakie zdjęcia będą w nich umieszczone. – uśmiechnęłam
się i powędrowałam do swojego pokoju, a wujek za mną. Po drodze, umieściłam
zdjęcie wujka i mnie, które mi dał. Postawiłam ramkę na półce, wiszącej nad
moim łóżkiem i zaczęłam szukać jednego zdjęcia. W końcu je znalazłam i włożyłam
do ramki, którą ustawiłam obok tamtej. Wujek, który dotychczas stał w progu,
wszedł w głąb mojego pokoju. Podszedł i spojrzał na zdjęcie. Na nim byłam ja w
wieku jakichś ośmiu lat, ściskająca sześcioletniego wtedy przyjaciela, którego
udało mi się znaleźć po latach.
Następny dzień. Ostatnie zajęcia. Dziś
już tak szybko nie leciało. Koszmarnie mi się dłużyło! Prawie leżałam, oparta w
kącie dużej sali. Nagle poczułam wibrowanie w prawej kieszeni spodni. Wyjęłam
komórkę i przeczytałam SMS-a od Cristiana: O
której kończysz zajęcia? Odpisałam: Za
pół godziny, ale najchętniej wyrwałabym się już teraz, bo mam dość jak na dziś.
Dlaczego pytasz? Po chwili nadeszła odpowiedź: Zobaczysz ;)
Wyszłam snującym, powolnym krokiem z
sali i po drodze wpadłam na Anite, która we wtorki kończy o tej samej porze co
ja. Wyszłyśmy razem z budynku. Oczywiście od razu nie dała mi zapomnieć z kim
się dzisiaj widzi.
Zauważyłyśmy
na parkingu przed uczelnią, dwa samochody stojące obok siebie i opartych o
jeden z nich dobrze znane nam osoby. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy się
przez buziaki w policzek.
-
No nie spodziewałam się tu ciebie. – zaśmiałam się do Tello.
-
Ale jak widać jestem. Postanowiłem cię w końcu gdzieś wyciągnąć i musimy sobie
streścić te dwanaście lat rozłąki. – wytłumaczył z uśmiechem.
-
Wiesz, też o tym myślałam. Jak po treningu? – zapytałam Cristiana i Cesca.
-
Twój wujek nie miał dla nas litości. – wyjęczała boiskowa czwórka.
-
Dobrze wam tak. – zaśmiała się Anita.
-
I ty przeciwko mnie?! – oburzył się zabawnie Fabregas, a ta wzruszyła tylko
ramionami. Po chwili ta dwójka się pożegnała i zostawiła mnie i Tello samych.
-
To co proponujesz? – zapytałam.
-
Jakiś dobry obiad z lodowym deserem, bo jestem strasznie głodny! – powiedział
szybko Crist.
-
Dobry plan, też bym coś zjadła.
-
W takim razie, zapraszam. – otworzył mi drzwi pasażera w swoim samochodzie, a
gdy wsiadłam, zamknął je i sam wsiadł na miejsce kierowcy. Pojechaliśmy.
Obiad, deser, długi spacer, a wszystko
urozmaicone długą rozmową na temat ‘Co się z nami działo przez ostatnie
dwanaście lat?’ trwał jakieś cztery godziny. Gdy podjechaliśmy pod dom
Guardioli było już po dziewiętnastej, a rozmowy i tak jeszcze nie
dokończyliśmy.
-
Zawsze byłem od ciebie lepszy w nogę. – zaczęliśmy się sprzeczać, idąc
chodnikiem pomiędzy lampami umieszczonymi na chodniczku przed domem.
-
No, tak… Chciałbyś. – zadrwiłam.
-
To jak wytłumaczysz fakt, że to ja przeważnie wygrywałem? Hmmm?
-
No bo dawałam ci wygrać, jesteś młodszy, więc dawałam ci zawsze fory. –
rzuciłam. – Żeby grać, trzeba się z tym urodzić, a nie… - dodałam zaczepnie.
-
No więc tak… - spojrzał na mnie jakby miał coś konkretnego na myśli, a ja nie
zwlekając zaczęłam biec w stronę frontowego wejścia. On się śmiał i biegł za
mną. – Jeszcze zobaczysz! – zawołał, a ja nacisnęłam na klamkę i z hukiem
otworzyłam drzwi do domu wujka. Wbiegłam do korytarza, a w nim Cristian mnie
dogonił i złapał w pasie i podniósł. Dopiero po chwili zorientowałam się, że
staliśmy na otwartym przejściu do salonu, a ci którzy tam przebywali, dziwnie
utkwili w naszej dwójce wzrok.
-
Mama? – wyszeptałam, widząc w salonie, siedzących na kanapach mamę, Santosa i
Pepa. Crist powoli odstawił mnie na ziemię. Wiedział co mogę czuć, bo chwilę
temu opowiedziałam mu o mojej kłótni z nią. Mama niepewnie wstała i najpierw
przez chwilę spojrzała na, stojącego za mną Tello, ale podeszła do mnie.
-
Letty, jak dobrze cię widzieć. – mocno mnie uścisnęła.
Roulette Live at the Casino Site - LuckyClub
OdpowiedzUsuńRoulette Live at the Casino Site - LuckyClub. A perfect roulette game for an Asian audience. This casino is a luckyclub must see as the